#olkWl
Idę sobie przez centrum Warszawy, przede mną młoda dziewczyna +/- 20 lat. Muzułmanka, ale nie taka jakimi nas straszą w mediach, ubrana skromnie, ale modnie - długa spódnica, bluzka z rękawem 3/4 i kolorowy szalik na głowie. Gadała nawet z kimś przez telefon po polsku i używała lepszej polszczyzny niż niektórzy moi znajomi, możliwe, że się tu urodziła lub od dawna tu mieszka. Wszyscy wokół byli bardzo nią zainteresowani, oglądali się, a niektórzy patrzyli z pogardą. Idziemy chodnikiem i po chwili na horyzoncie pojawia się ONA... typowa Dżesika w krótkich szortach, w obcisłym topie z głębokim dekoltem, toną nieumiejętnie nałożonej tapety i w szpilkach z platformą mających chyba z 15 cm. Krótko mówiąc, wyglądająca jak kobieta lekkich obyczajów. Przechodząc obok dziewczyny spluwa jej pod nogi, prawie w nią trafiając i dość głośno mówi "Ja pier#olę, przyjechała dziwka...".
Zrobiło mi się strasznie głupio, miałam ochotę coś tej lasce powiedzieć, ale niestety nie potrafię tak jak niektórzy wymyślać świetne riposty na poczekaniu, więc powiedziałam tylko pod nosem "Odezwała się"... Nawet nie wiem, czy to usłyszała. I to jest rzecz, której się do teraz wstydzę - że nie potrafiłam w żaden stanowczy sposób ująć się za tą muzułmanką.
Żeby nie było, nie jestem jakimś obrońcą imigrantów, nie przyjmuję ich bezwarunkowo z otwartymi ramionami, ale w Polsce żyje dużo osób, które wyznają islam w bardziej cywilizowany sposób niż ludzie z Bliskiego Wschodu. Czy to Polacy, czy polscy Tatarzy, którzy żyją tu dość długo. A ta dziewczyna nawet nie wyglądała na jakąś radykalną wyznawczynię, myślę, że przez niektórych islamistów zostałaby nawet potępiona za tak skąpy ubiór.
#cmdxJ
#7Ddro
W wieku 11 lat byłam molestowana przez gościa, który przyjeżdżał do mojego domu i niby był czymś w rodzaju "przyjaciela rodziny". Tak, był czymś, bo człowiekiem go nazwać go nie można.
Dwa lata później przełamałam się i powiedziałam o tym mojej mamie. Co ona na to? "To twoja wina, bo widocznie usiadłaś za blisko niego".
Upłynęło kilka lat, przyjechałam w odwiedziny do domu. Zgadnijcie kto sobie je obiadek w towarzystwie "mojej rodziny"?
#kVFW0
Przed samą maturą miałam sporo na głowie - sparaliżowany tata, który sam nie potrafił wstać z łóżka i pójść do łazienki, chora mama, która od dawna ma problemy z nerkami a w tamtym momencie przez podnoszenie taty doszło do „oberwania się” jednej z nich oraz siostra ze swoim mężem i synkiem. Cała trójka w szpitalu. W dodatku nauka do matury. Mam starsze rodzeństwo więc wymieniałyśmy się obowiązkami opieki nad rodziną.
Moją odskocznią od problemów był sport, a mianowicie koszykówka.
Uczęszczałam na zajęcia pozalekcyjne. Codziennie przychodziłam na treningi do chłopaków, bo nasza pani trener doszła do wniosku, że szybciej nauczymy się techniki grając z nimi.
Przez okres jakiegoś miesiąca z dnia na dzień coraz bardziej wciągałam się w treningi, nie dlatego, że mogłam się „popisywać” rzutami za 3, ale dlatego, że na treningi przychodził jeden chłopak, który mi się spodobał.
Pewnego dnia trening się nie odbył, więc osoby, które przyszły, a nie zostały na czas poinformowane, postanowiły wziąć przynajmniej piłki od siatkówki i sobie poodbijać w kręgu.
Na zakończenie gry każdy udał się do swojej szatni. W tym dniu był również i on. Gdy zobaczyłam, że odchodzi, coś strzeliło mi do głowy i rzuciłam w jego stronę piłką, która odbiła się od wejściowych drzwi i trafiła go w klatkę piersiową. Przeprosiłam, pogadaliśmy i... od tego momentu jesteśmy parą.
Gdy on dowiedział się o moich problemach, zaoferował pomoc. Pomagał mi w nauce z matematyki, dzięki czemu zdałam maturę. Opiekował się mną i pomagał w opiece nad moją rodziną.
Dzisiaj mija równo rok od śmierci mojego taty. Na szczęście mama i reszta są już zdrowi.
Mój chłopak natomiast miesiąc temu przeżył operację usunięcia nowotworu, o którym również dowiedział się niedawno.
Obecnie jesteśmy ze sobą prawie 3 lata.
Oboje pracujemy. Ja dodatkowo studiuję, natomiast on przez chorobę musiał zrezygnować. Planujemy razem zamieszkać.
Jeden głupi rzut piłką pomógł mi znaleźć prawdziwą miłość.
Tak jak on wspierał mnie w trudnych chwilach, tak i ja na pewno go nie zostawię.
#sdarq
Parę dni później sprzątałam w domu, wystrojona w jakieś stare, wytarte dresy, włosy miałam związane trochę byle jak, do tego byłam bez makijażu - któtko mówiąc wyglądałam bardzo niekorzystnie, no ale kto się stroi do porządków w domu? Zgarnęłam worek ze śmieciami i poszłam go wyrzucić. Wychodzę na klatkę schodową, a tu nagle widzę nieznajomego sprzed tygodnia! Trochę się zdziwiłam na jego widok i aż mi się głupio zrobiło, że zastał mnie w takiej odsłonie. Już miałam się z nim przywitać, a on nagle rzucił: "Przepraszam, w którym mieszkaniu mieszka Monika?" Facet nawet mnie nie poznał :D
#Bv55L
W tamtym czasie uwielbiałam amerykańskie seriale, a kiedy trafiłam na "Przyjaciół", tak się zafiksowałam, że obejrzałam wszystkie sezony za jednym zamachem (nadal uwielbiam ten serial i oglądam go regularnie). Wtedy uświadomiłam sobie, że chcę być jak bohaterowie tego dzieła, w każdym momencie sypać dowcipami, z których wszyscy się śmieją. Tylko że sama tak nie potrafiłam. Wzięłam więc zeszyt i zapisywałam w nim najlepsze teksty.
Będąc już w liceum, przy każdej rozmowie bazowałam na moim scenariuszu. Używałam tekstów i powiedzonek moich ulubionych postaci i tak stałam się "duszą towarzystwa", wszyscy mnie lubili, byłam czymś w rodzaju klasowego śmieszka. Nikt nie wiedział, że nad moimi powiedzonkami pracował sztab amerykańskich scenarzystów. Po jakimś czasie porzuciłam mój kajecik, ale zauważyłam, że rozmawianie z ludźmi i żartowanie przychodzi mi o wiele łatwiej niż wcześniej
Koniec końców, moi przyjaciele uwielbiają moje poczucie humoru, rodzice dziwili się skąd taka nagła zmiana, a ja oglądam "Przyjaciół" z jeszcze większym entuzjazmem niż dotychczas, bo, w pewnym sensie, ten serial zmienił moje życie.
#tGGmD
Nagle moją uwagę zwraca mężczyzna, który staje na chodniku i zaczyna się nerwowo oglądać na boki. Po chwili sięga w kierunku rozporka (przerażona myślę, że zboczeniec jakiś i zamykam zamek w drzwiach), a on wyjmuje "przyjaciela" i pewny, że nikt go nie widzi, z wyraźną przyjemnością na twarzy zaczyna sikać.
Nie mogłam się powstrzymać... Puknęłam w szybę :D Jego mina bezcenna, uciekł z interesem na wierzchu :D
#5LB47
Są z reguły bardzo nadopiekuńczy, więc zawsze słyszałem rzeczy pokroju "nie, ja to zrobię", "zostaw, bo nie umiesz". Gdybym mjał przynajmniej z nimi jakąś dobrą relację, ale niestety rak nie jest. Ja naprawdę chciałbym w końcu nauczyć się robić rzeczy, które faktycznie przygotują mnie do wyprowadzki i pójścia na swoje. Gotować nie umiem, pierwszy raz robiłem sobie jakiś obiadowy posiłek samemu dopiero rok temu.
To nie jest tak że ja bym nie chciał się ogarnąć w tych rzeczach, po prostu nie mam na to warunków. Bardzo nie pomogła pandemia, przez którą oboje rodzice pracują obecnie zdalnie i siedzą w domu w zasadzie cały dzień. Nie ma mowy o jakimkolwiek robieniu sobie samemu obiadu, były próby z mojej strony, ale kończyło się to na "PO CO TO ROBISZ, OBIAD JEST GOTOWY JAK JESTEŚ GŁODNY"...
Do tego dochodzi dość mocne ingerowanie w moje szafki; tyle razy mówię, że sam sobie to pranie schowam to nie dociera, potem nie umiem nic znaleźć bo jestem przyzwyczajony do mojego ułożenia rzeczy. Tak samo z pakowaniem. Wszelkie wyjazdy do dziadków czy dalej to wyręczanie mnie nawet w pakowaniu moich własnych rzeczy.
Do matki nie dociera przy tym, kiedy w ogóle chcę ubrać coś według własnego uznania a nie jej. Ona ma totalnie inną ciepłotę ciała, więc jest ciągłe walczenie, że potrafię SAM się ubrać w to, w czym MI jest dobrze. Nawet dziadkowie widzą ten problem, sami mówią, żeby "odcięła w końcu pępowinę", ale że nie mieszkamy z dziadkami razem to niewiele to daje.
Traktują mnie jak dziecko, nie potrafią zrozumieć, że może jednak mam trochę nauki w maturalnej, zdarzyło mi się zasnąć przy świetle nad lekcjami, u kuzyna taka sytuacja kończyła zrozumieniem, u mnie zwykłym opierdolem i zabraniem telefonu.
Tak, to co mam z tej mojej nauki to głównie opierdol, mimo średniej powyżej 5,0 co roku (tak, wiem że to nic później nie daje), mam wrażenie że już za duże oczekiwania względem mnie sam im narzuciłem i z tym już nic nie zrobię.
A propo oczekiwań, powiedziałbym, że za dzieciaka byłem przez nich pchany na przesadnie dużą ilość zajęć pozaszkolnych, ale w sumie to nie protestowałem, podobały mi się. Jednak jak z perspektywy czasu patrzę, to szkoda że zamiast tego nie spędzałem czasu z innymi na dworze jak reszta, mam obawy że to mogło znacząco wpłynąć na wykształcenie się moich problemów z relacjami społecznymi, ale to temat na osobną historię.
Myślę sobie, czy gdyby nie ta ich praca zdalna, to było by lepiej, mógłbym być bardziej niezależny, bo lubię to. A teraz to nawet nie mam jak znajomych do domu zapraszać. Mam potrzebę do autonomii, a nie mam nawet przestrzeni, żeby się rozwinąć.
Sory za ten żalipost, ale musiałem to w końcu z siebie wyrzucić, a naprawdę nie wiem, co mam ze sobą zrobić.
#0TLN8
Otóż w jego wersji klasy były małymi państwami. Każda pierwsza klasa na początku wybierała króla (w klasie Pawła był nim oczywiście on sam), który decydował kto będzie rycerzem, kto dwórką, kto księgową, a kto będzie sprzątał. Następnie klasa zawierała sojusze bądź wypowiadała wojny innym klasom. Podczas wojny dochodziło do bitew, gdzie walka toczyła się na śmierć i pojmanie. Osoby pojmane zostawały niewolnikami i jak na niewolników przystało, harowały jak woły. Kraina, w której się to odbywało nazywała się oczywiście Pawłolandia.
Moja mama zaczęła się starać o posłanie mnie do szkoły rok wcześniej, co było koronnym argumentem Pawła. Według niego takie małe chucherko jak ja przegra wojnę i zostanie niewolnikiem. Dlatego wmówił mi też, iż mogę zostać księgową w jego królestwie (a to wiązało się z nauką liczenia, co było moim marzeniem), a następnie księżniczką. Jednak aby to się stało, muszę dużo ćwiczyć, tak aby wygrać przynajmniej kilka pojedynków i nie dać się zabić. Nie mogłam także informować mamy, ponieważ przestraszyłaby się, zostawiła mnie w domu i niczego bym się nie nauczyła.
Tak oto ja, naiwna, wierzyłam mu i przez cały rok naparzałam się kijami z Pawłem. Potem w szkole zrodziło to wiele nieporozumień, ale nie żałuję, bo nadal, gdy dostanę kij do ręki, mogę nim znokautować przeciwnika.