#QWl55

Mam wadę wymowy i zamiast "r" mówię "j". Wszyscy w szkole się z tego śmieją, więc wolę się w ogóle nie odzywać, żeby nie dawać nikomu powodu do drwin (drwina - lubię pisać to słowo, bo przecież wymówić to sobie nie wymówię).

A teraz zgadnijcie, kto na koniec roku na prezentację przed całą klasą wylosował temat "Rewolucja październikowa"... Gdyby ktoś nie wiedział, to jewolucja paździejnikowa to był taki przewjót zbjojny w Josji...

#SFHah

Spełniłem moje największe marzenie i zostałem policjantem. Za młodu naoglądałem się amerykańskich filmów o gliniarzach, od pierwszych lat podstawówki uprawiałem sport, potem uczęszczałem do uczelni, po której wreszcie udało mi się zrobić odpowiednie uprawnienia.
Pracuję w wydziale prewencji. Robota ta jest dość emocjonująca. Nie ma wprawdzie strzelanin, pościgów i jedzenia pączków, jak to sobie kiedyś wyobrażałem, ale na nudę narzekać nie mogę.


Dwa miesiące temu zostałem wezwany do interwencji. Jakaś para zaparkowała swój samochód pod supermarketem i oddawała się seksualnym rozkoszom. Auto stało w miejscu niezbyt rzucającym się w oczy. Uchwyciła ich jednak kamera i nazbyt gorliwy ochroniarz zadzwonił na 997. Cóż – sprawy olać nie można, zgłoszenie zostało przyjęte. Reagować trzeba było z jednego powodu – dosłownie kilkadziesiąt metrów od sklepu, pod którym parka znalazła sobie miejscówkę na bzykanie, znajduje się szkoła podstawowa. W podobnych sytuacjach zasada jest taka, że oprócz grzywny, osoby dopuszczające się czynów „lubieżnych” musimy aresztować. Czyli wiadomo – kajdanki, suka, komisariat.


Na parkingu faktycznie stał jakiś opasły, kolebiący się na boki SUV z zaparowanymi szybami. Wysiadłem z radiowozu, wziąłem latarkę i zapukałem nią w szybę wozu. Chwilę trwało, zanim zobaczyłem jakąś reakcję. Zakochana para musiała przecież szybko coś na siebie założyć.


Szyba zjechała w dół i… zamarłem. W pojeździe była moja sześćdziesięcioletnia, bogobojna mama i jakiś gruby gość z wąsem.

Nie wiem, co jest gorsze – to, że musiałem aresztować własną rodzicielkę, czy świadomość tego, że złapałem ją na przyprawianiu poroża mojemu ojcu.

#Y2ydo

Na początku tych wakacji zaczęłam oglądać "Grę o tron". Jako, że się wciągnęłam, szybko dotarłam do końca czwartego sezonu. Włączyłam zatem pierwszy odcinek sezonu piątego. Zaskoczyło mnie to, że nie klei się zbytnio z poprzednią częścią serialu i nie do końca wiem, co się dzieje na ekranie. Jednak ponieważ odcinek był bardzo ciekawy, w swej radosnej głupocie i bezmyślności obejrzałam go do samego końca. Stwierdziłam, że zapewne tak ma być. 

Co się jednak okazało? Zamiast pierwszego odcinka włączył mi się ostatni... Najgorszemu wrogowi bym tego nie życzyła ;)

#ymsrc

Sytuacja miała miejsce parę dni temu.

Chodzę do gimnazjum i jako że na lekcji chemii robiliśmy grupowe doświadczenia, to w domu ktoś musi zrobić sprawozdanie, składające się między innymi z wyników doświadczenia i rysunków. I właśnie o tych rysunkach będzie te wyznanie...

No więc siadam do pisania sprawozdania. Idzie mi nieźle, szybko machnąłem przebieg doświadczenia, reakcja chemiczna jakoś też idzie, aż przychodzi pora na rysunek.

Postanawiam najpierw poćwiczyć rysowanie próbówek na brudno na oddzielnej kartce, żeby nie wyszły koślawe.

Chwilę potem całą kartkę zasypują nabazgrolone różnych wielkości próbówki razem z zachodzącymi w nich reakcjami.

Dumny z tego, że probówki wychodzą jak probówki, przerysowuję je na kartkę ze sprawozdaniem i mach! do plecaka, a próbne rysunki zostają na biurku.

Następnego dnia wracam ze szkoły, wchodzę do kuchni i witam się z mamą, która tam siedzi. Nagle zauważam, że chyba jest zła... szybko analizuję za co może mi się oderwać, lecz nic nie przychodzi mi do głowy. Nagle pada legendarne " Musimy porozmawiać".

W tym miejscu muszę wspomnieć, że moja mama jest wyjątkowo surowa, nie toleruje przeklinania oraz zboczonych żartów. I często przesadza. Między innymi.

A więc siadam obok niej i nawiązuje się między nami taki dialog:

- O co chodzi?
- Adam... dlaczego bazgrzesz na kartce penisy?

Na początku jestem zdezorientowany i zupełnie nie rozumiem o co chodzi, ale potem sobie przypominam, że zostawiłem na biurku kartkę, na której rysowałem probówki...

Ledwie powstrzymuję śmiech.
- Mamo, to są probówki...

Jej mina - bezcenna :D

#3seQS

Uwielbiam zapach kostki sedesowej lub zapachu do auta. Ach ten cudowny chemiczny zapach. Gdy go czuję, wpadam wręcz w ekstazę. Często pomagam wybierać rodzicom kostki toaletowe wąchając je po kolei aby wybrać tą idealną. Gdy jestem u kogoś sprawdzam czy nie ma w toalecie na wierzchu kostek toaletowych i sprawdzam czy dana osoba ma gust. Uwielbiam te chlorowe i leśne. Morskie ujdą. A najgorzej pachną cytrynowe lub jakiś różane, to w ogóle nie ma zapachu.

#X8qam

Byłam ostatnio w Biedronce, przy okazji rozmawiałam z chłopakiem przez bezprzewodową słuchawkę, a że mam długie włosy, to nie było jej widać. Gdy już byłam obok kas, wyłożyłam zakupy i czekałam na swoją kolej. Mój facet przez cały czas opowiadał mi długą historię o tym, jak mu minął dzień, więc mu nie przeszkadzałam i po prostu słuchałam. 

Gdy nadeszła moja kolej, okazało się że kasjerem jest młody chłopak. Po skasowaniu zakupów usłyszałam jak zwykle "Dziękuję, zapraszam ponownie", a że mój mężczyzna akurat zaprosił mnie do siebie na kolację z pełnym impetem odpowiedziałam "Dobrze kochanie, na pewno będę". W tym momencie pół kolejki zaczęło się śmiać, a młody kasjer siedział trochę w szoku, trochę rozbawiony. Od tamtego czasu gdy tylko go widzę podczas zakupów, szybko się oddalam.

#7bbFP

Mam problem natury sercowej. Jestem rozdarta i nie wiem co zrobić...

Jesteśmy razem 3 lata. Czuję ciepło, gdy jest obok, lubię go, podziwiam, samo spędzanie wspólnie czasu na zwykłym leżeniu daje przyjemność i uczucie bezpieczeństwa, chcę go poznawać coraz bardziej, gdy go nie ma czuję, jakby nie było części mnie, ALE... nie widzę dla nas wspólnej przyszłości. Może to przez to, że potrafi dostać załamania nerwowego, a jestem taką osobą, która kompletnie nie umie sobie poradzić z płaczącą osobą, wywołuje to u mnie irytację... Może to przez to, że nie umie się bawić na większych imprezach i zniszczył mi jedną z ważniejszych w życiu młodej dziewczyny. Przez to mam uraz, że każdą kolejną, większą, też zniszczy. Może to przez to, że mam uczucie, że to ja jestem tą silniejszą psychicznie osobą, a chciałabym, żeby mój partner dawał mi oparcie...

Powiedziałam mu, że sobie tego dalej nie wyobrażam i w jednej z sytuacji go okłamałam. Zerwaliśmy i wiem, że to moja wina, bo jestem straszną żmiją... ale z jednej strony czuję okropny ból straty, a z drugiej, że tak będzie lepiej... Jednak czy to zerwanie to dobre rozwiązanie? Czy może powinnam mu szczerze to wszystko powiedzieć co Wam napisałam i zawalczyć o nas? Proszę pomóżcie i podpowiedzcie coś...

#3wRgO

Od niedawna w mojej parafii jest nowy proboszcz. Ksiądz jak ksiądz, myślałam. Jako że jestem przed bierzmowaniem, muszę zbierać pierwsze piątki. Historia wydarzyła się w pierwszy piątek lipca.
Jak to na wakacjach - osób na spowiedzi jest mniej. Razem z moją koleżanką przyszłyśmy chwilę przed czasem (kościół zamknięty), aby potem zamiast na mszę pójść na pizzę.

Czekamy grzecznie przed drzwiami, ksiądz spóźnia się 15 minut. Nagle wychodzi z zakrystii ubrany w dresy, klapki i koszulkę z logo AC/DC. Idzie i śpiewa "I'm on a highwaaay to hell". Po czym podchodzi do nas, otwiera kościół i mówi ''Sorry za spóźnienie, wchodźcie, zaraz przyjdę''.
No cóż, na religii pewnie będzie ciekawie :D

#RXV8w

Jestem żoną milionera.
Mój mąż mimo świetnych zarobków i pokaźnej sumy na koncie, jest bardzo skromnym człowiekiem i nawet po ślubie nie do końca wiedziałam ile tak naprawdę ma pieniędzy, przez co mogłam w pełni pokochać go za jego osobowość, a nie karty płatnicze.

Jestem mu bardzo wdzięczna za ten test, ponieważ urodziłam się w bardzo biednej rodzinie i on powoli wyciąga mnie z depresji. Czasem prezentami, częściej samym sobą i długimi rozmowami. Nigdy nie pozwolił by woda sodowa uderzyła mi do głowy, mimo tego że możemy sobie pozwolić na wiele, wolimy spokojne rodzinne życie.
Tak więc ja zajmuję się domem i naszym dzieckiem, a on zarabia, układ prosty i logiczny. Czasami oczywiście pozwalamy sobie na szaleństwa, jak drogie prezenty dla najbliższych, wycieczki czy też typowe babskie zachciewajki.

Problemem są ludzie. Dopóki byliśmy parą i narzeczeństwem, a nikt nie wiedział o jego majątku, wszystko było ok. Potem z czasem wiadomo, a to ktoś zauważył drogi zegarek, a to zdjęcia z wycieczki na ścianie w salonie, mimo że nigdy się niczym nie obnosiliśmy, ludzie zaczęli zauważać detale. Pierwsza przyjaciółkę straciłam kiedy nie chciałam jej pożyczyć (dać) 10 tysięcy złotych na dobrego prawnika dla jej faceta, którego osobiście nie znoszę, był dilerem. Drugą straciłam kiedy zamiast "czegoś odpowiedniego", dałam bukiet kwiatów i skromne srebrne kolczyki na urodziny (obie przyjaźnie jeszcze z czasów gimnazjum). Moja własna mama potrafi powiedzieć do swoich znajomych, niby w żartach "zięć ma to zięć da" i zgrywa Grażynę co wygrała na loterii.

Nagle ludzie przestali ma mnie patrzeć jako na mnie, ale jak na żonę bogatego kolesia i bankomat. Zaczęły się plotki, że wyszłam za niego dla pieniędzy, że osiągnął co osiągnął w sposób nielegalny, że jesteśmy snobami bo się tą kasą nie dzielimy. Nikt nie wie że wspieramy faktycznie potrzebujących, szpitale, domy dziecka, systematycznie dokładamy się do najróżniejszych zbiórek. Robimy to anonimowo, bo nie widzimy potrzeby chwalenia się czymkolwiek. Jednak ludzie wiedzą swoje.

Przez to jestem bardzo samotna, bo mimo kochanego męża, brakuje mi takich zwykłych pogaduch z koleżankami. I zastanawiałam się nawet czy nie ma w tym mojej winy, chociaż nigdy w życiu nikomu nie dawałam odczuć tego że jestem "lepsza", bo nie jestem. Też bywam chora, mam swoje problemy, bywam zmęczona. Pieniądze ułatwiają życie ale czasem są, a zaraz może ich nie być. Za to dobroć i życzliwość jest bezcenna i tego nie mogę sobie kupić, to znaczy w sumie mogę, ale wolałabym aby to było szczere. Chciałabym wypić wino w lesie jak kiedyś z przyjaciółmi, iść z nimi do McDonalda, ale mam wrażenie że oni są na mnie źli za to że tak się potoczyło moje życie. Albo zazdrośni.

#cKvSh

Mój chłopak wsiadł za kierownicę, odpalił samochód i pojechał pijany i naćpany.

Zerwałam z nim i nie zamierzam wrócić...

Jestem z nim w 7 miesiącu ciąży. Wszyscy wylewają na mnie falę krytyki jak tak mogłam, przecież każdemu się zdarza. Może i tak, ale nie mi i nie będę z kimś, kto ma mieć zaraz dziecko, a jest tak nieodpowiedzialny.
Dodaj anonimowe wyznanie