Moje etniczne anonimowe wyznanie.
Mam niecodzienny w Polsce kolor skóry. Moja mama jest czarnoskóra a tata jest biały. Wyglądam dosyć polsko, z tym że moja skóra jest brązowa.
Zawsze kiedy myślałam o rodzinie, jaką założę, to byłam przekonana, że moje dzieci będą miały mój kolor skóry.
A tu niespodzianka. Wszystkie moje dzieci są do mnie bardzo podobne pod kątem rysów twarzy, ale zupełnie nie pod kątem koloru skóry. Przeciętny Włoch albo Hiszpana mają ciemniejszą karnację niż moje dzieci. Nie jest to kwestia wyrośnięcia bo najstarsze z moich dzieci jest już nastolatkiem i pozostało przy swojej białej skórze.
Teraz anonimowa część.
Czuję się w tym wszystkim oszukana. Nie wiem do końca przez kogo? Przez los, przez męża a nawet przez dzieci. Wiem, że to nie jest ani racjonalne ani sprawiedliwe, ale tak mam.Wolałaby, żeby moje dzieci miały mój kolor skóry.
Mam 30 lat. Nie mam męża ani dzieci. Nie mam nawet znajomych z którymi mogłabym spędzać czas, gdzieś wyjść.
Mam pracę której bardzo nie lubię i myślę nad zmianą, ale teraz ciężko jest znaleźć pracę więc cały czas pracuje.
Mieszkam sama, więc po pracy głównie oglądam seriale i filmy i chodzę na siłownię, ale tam też nikogo nie udało mi się poznać.
Nie wiem w którym momencie moje życie poszło w złą stronę. Mając 30 lat, jestem praktycznie sama, gdyby nie rodzice i rodzina byłanym zupełnie sama.
Załóż sobie na luzie jakąś apke randkową, nawet niekoniecznie z nastawieniem szukania tam męża, duzo osób szuka znajomych po prostu. Ja miałam tindera przez dwa tygodnie, zanim poznałam tam swojego obecnego męża i nawiązywałam tam kontakt z facetami, z którymi dało się fajnie pogadać i umawialiśmy się na jakieś fajne wyjście, gdzie jedno pokazywało drugiemu swoją pasję. Np. jeden gość mnie zaprosił na bouldering. Miałam takie podejście, że "super, spróbuję czegoś nowego" przy każdej takiej propozycji i fajnie się bawiłam. Oczywiście, z zachowaniem zasad bezpieczeństwa, pierwsze spotkanie w miejscu publicznym, dawałam znać rodzicom z kim gdzie wychodzę, itd. polecam, bo nawet jeśli nikogo ciekawego nie poznasz, to przynajmniej się rozerwiesz, może znajdziesz nową pasję. A jeśli apki Ci nie leżą, poszukaj może po jakichś lokalnych zajęciach czy warsztatach
Jestem zakochana w swoim szefie. Pracuje kilka lat w firmie. On ożenił się około rok temu, ma dziecko więc starałam się zapomnieć. Ale nie umiem. Nigdy nic podobnego nie czułam. On o tym nie wie. Nie zamierzam nic z tym robić. Zmieniać pracy przez coś takiego też nie zamierzam
Po prostu... musze się wyżalić. Nikt o tym nie wie.
Boje się, że jestem mitomanem.
Kłamię codziennie, nie ma dnia, gdzie nie wypowiedziała bym chociaż jednego, małego kłamstwa. Czasem na swój temat, czasem na temat mojej rodziny, a czasem po prostu, bo czuję, że muszę coś powiedzieć, a nie wiem co, więc wybieram bezpieczne kłamstwo. Gubię się w tych kłamstwach, a jak ktoś to wychwyci, to wymyślałam kolejnej byle tylko się to nie wydało. Jest mi cholernie wstyd, już sama nie wiem, co jest prawdą na mój temat, a co nie. Jestem w takim stanie, że po każdym kłamstwie płacze, że to zrobiłam, a po uspokojeniu się powtarzam to.
Nie chcę tak żyć, ale nie umiem też z tego wyjść, a na terapię nie pójdę, bo też będę kłamać. To jest cholerne błędne koło.
Cześć.
To nie będzie żadna sensacyjna historia. Po prostu chcę się wygadać, powiedzieć to komuś anonimowo, bez ocen i bez etykiet.
Mam 28 lat i jestem crossdresserem. Dla niewtajemniczonych oznacza to, że jako biologiczny mężczyzna czasem żyję jako kobieta. Nie chodzi o stałą zmianę płci, nie planuję tranzycji. To raczej potrzeba bycia nią, wejścia w kobiecą rolę, wygląd, zachowanie, codzienność.
Przebieram się od wielu lat. Z czasem dopracowałem każdy detal. Makijaż, peruka, sylwetka, ruchy, sposób chodzenia. Uwielbiam eleganckie, kobiece stylizacje. Sukienki, spódnice, rajstopy, pończochy, kozaki za kolano, szpilki, dopasowane bluzki. Lubię czuć materiał na skórze, ciężar butów, zapach perfum.
Przez ostatnie trzy lata byłem w związku i mieszkałem z partnerką. Mój crossdressing był jednak na tyle silny, że nie mogłem całkowicie zerwać z przebieraniem. Robiłem to w tajemnicy. Brałem wolne w pracy, nie mówiąc jej prawdy. Jechałem do innego miasta, po drodze w lesie przebierałem się w aucie, robiłem makijaż, malowałem paznokcie i wjeżdżałem do miasta już jako kobieta. Spędzałem tak kilka godzin, spacerując, siedząc w parkach, chodząc po sklepach, przymierzając ubrania i buty. Czasem coś kupowałem. Za każdym razem wracałem z wyrzutami sumienia i obietnicą, że to już ostatni raz. Oczywiście nigdy nie był.
Pół roku temu się rozstaliśmy. Najpierw był smutek, a potem przyszła euforia. Nagle nie musiałem się już ukrywać. Mogłem być nią wtedy, kiedy chciałem i tak długo, jak chciałem. I bardzo szybko poszło to dalej.
Dziś każdy weekend spędzam jako kobieta. Byłem już dwa razy na tygodniowych wyjazdach, tylko po to, żeby przez kilka dni normalnie żyć jako ona. Wynajęty apartament w obcym mieście daje mi poczucie bezpieczeństwa i normalności. Wstaję rano, robię makijaż, zakładam sukienkę i buty, wychodzę na miasto. Kawa, zakupy, galerie handlowe, przymierzanie ubrań, spacery, czasem kino. Po prostu życie.
Z czasem pojawiły się też spotkania z mężczyznami. Ja jako kobieta. Te spotkania dały mi coś, czego wcześniej nie znałem. Jeszcze silniejsze poczucie bycia nią. Bycia pożądaną, traktowaną jak kobieta, dotykaną jak kobieta. Jeszcze pół roku temu byłem z kobietą, a teraz sam robię za kobietę w łóżku.
Nie chcę zmieniać płci. Chcę pozostać biologicznym facetem, który czasem żyje w pełni jako kobieta. I dziś, kiedy o tym myślę, uderza mnie jedno. Jeszcze pół roku temu przebierałem się po kryjomu, chowając się przed partnerką. A teraz żyję podwójnym życiem, którego już nawet nie próbuję zatrzymać. I sam jestem ciekaw, dokąd mnie to zaprowadzi.
Ostatniego czasu byłem świadkiem przerażającego zdarzenia. Około 2 w nocy na skwerku w moim mieście jakiś człowiek zaczął na początku się się drzeć, tak że było to słychać z ponad 50 metrów.
Po chwili zaczął krzyczeć przez 15 minut żeby mu pomóc, bo "nie ma oczu" i nic nie widzi, do tego przeraźliwie płacząc. Byli tam z nim dwaj ludzie, a cała sytuacja wyglądała tak jakby oni zrobili mu to zrobili. Policja nic nie wie o zdarzeniu, mimo że przejeżdżali dwa razy obok tej ulicy, na której się wydarzyło to wszystko, nikt temu człowiekowi nawet nie pomógł.
Byłem świadkiem prawdopodobnie zbrodni, mimo że obok skwerku przechodzili ludzie, każdy olał temat jakby nic się nie działo. Nigdy sobie tego nie wybaczę że nie zadzwoniłem wtedy po pomoc, a tak to sprawcy chodzą sobie po wolności i jakimś cudem nikt dosłownie nie wie o zbrodni. Zdarzenie stało się w Legnicy na skwerku orląt lwowskich
Tak, pewnie mu wydłubali oczy na tym skwerku. Albo jednak gość miał jakąś chorobę psychiczną. Albo się naćpał i zaliczył bad tripa. Na 100% wiadomo tylko co się stało pod Legnicą, ale to już zupełnie inna historia...
Mam skrajne poglądy, tak zostałam wychowana, moja rodzina i znajomi moich rodziców mają takie same, całe życie przebywałam w takim towarzystwie. Nie wyobrażam sobie ich zmieniać, bo utożsamiam się z tym, ale moi znajomi tego nie rozumieją. Uważają mnie za wariatkę, skoro mam takie a nie inne poglądy, uważają, że jestem gorszym człowiekiem, bo jak mogę nie akceptować czegoś, co akceptuje większość społeczeństwa i staje się w tych czasach normalne. Dla mnie to nie jest normalne, nie zmienię swoich przekonań, nikomu nie robię krzywdy, nie narzucam swoich poglądów. Czy to nie kpina, że osoby, które są za tak wielką tolerancją nie potrafią uszanować czyiś poglądów, tylko dlatego że różnią się od ich? Gdzie ta ich tolerancja?
Wiesz... Tolerancja to jedno, ale z reguły skrajne poglądy (w którąkolwiek stronę) nie są zbyt mądre, bo są skrajne. Nie bez powodu mówi się, że świat nie jest czarno-bialy, a prawda z reguły leży gdzieś pomiędzy. Sama zresztą mówisz, że Twoje poglądy wynikają z wychowania i otoczenia, a nie są przemyślane. Może spróbuj samodzielnie pomyśleć, zamiast podążać za tym, co Ci narzucono. Może Twoi znajomi próbują z Tobą po prostu dyskutować, a Ty niepotrzebnie traktujesz to jako atak? A może rzeczywiście są nietolerancyjni. Tego się już nie dowiemy, ale historia pokazuje, że żadna skrajność nie przynosi nic dobrego
Sama sobie robisz krzywdę tym, że trzymasz się ślepo poglądów wyniesionych z domu. I nie mówię, że masz je zmienić koniecznie, ale żebyś je przemyślała jak samodzielnie myśląca osoba.
A co do skrajnych poglądów: jeśli są bardzo skrajne to możesz nimi ludzi po prostu szokować. Możesz też szokować tym, że je przyjmujesz bezrefleksyjnie i nigdy nad tym sama nie myślałaś.
Na lekcji języka polskiego mieliśmy napisać rozprawkę, wiecie, klasa maturalna, ćwiczenia do matury i tak dalej. Nigdy nie miałam problemu z tym przedmiotem, a już zwłaszcza z pisaniem wszelkiego rodzaju rozprawek, wypracowań czy opowiadań.
Wszystko super, po lekcji wychodzę zadowolona z tego co napisałam, pewna, że zrobiłam może tylko kilka drobnych błędów. Jakie było moje zdziwienie, gdy po dwóch tygodniach podczas lekcji ląduje przede mną kartka z piękną, czerwoną jedynką z plusem na pół kartki. W tekście po sprawdzeniu tylko delikatne poprawki przez nauczycielkę, tu nie było przecinka, tam raz w jednym zdaniu powtórzyłam to samo słowo. A tak nic, żadnego kardynała, w limicie słów się zmieściłam, nie za dużo, nie za mało. Za to na ostatniej stronie czekała na mnie wypowiedź godna mojej rozprawki, zaczynająca się od słów, że rozprawka napisana prawidłowo, ale zdecydowanie nie przeze mnie, bo niemożliwe jest, by uczeń znał takie słowa jakich użyłam ja. Idę do nauczycielki, ona z ogromnym spokojem w głosie oznajmia, że dawno nie czytała tak dobrej wypowiedzi pisemnej, ale niestety nie wierzy, że napisałam to ja, ponieważ jest ona napisana "zbyt poetycko", pewne słowa z tekstu nadawały by się do wiersza i zbyt wiele w życiu widziała, by uznać to za pracę własną, bo teraz dzisiejsza młodzież jest zbyt głupia żeby coś takiego napisać.
Także tak, drodzy nauczyciele, młodzież w tych czasach wcale nie jest głupia, po prostu po co mamy się starać, gdy zamiast nas pochwalić za dobrą pracę wolicie zabić w nas jakiekolwiek wartości w siebie i pokłady wiedzy.
Aż mi się przypomniała afera z zerówki. Mieliśmy wymieniać wyrazy na i, a ja rzuciłam słowo ilustracja. Wychowawczyni doznała jakiegoś szoku i zaczęła biegać po szkole mamrocząc, że dzieci nie używają przecież takich słów. Ja w tym czasie już całkiem sprawnie czytałam co popadnie, bo w rodzinie czytali wszyscy. Rok później podobna sytuacja była ze słowem dromader.
Mam pracę na etat, gdzie dojeżdżam po 40 minut w jedną stronę i studiuje. Wszystko opłacam sobie sama, paliwo ubezpieczenia studia, wakacje i inne potrzebne sprawy a nawet odkładam. W domu ciągle słyszę że nic nie robię, do niczego się nie nadaje i mam oszczędzać. Przemoc psychiczna jest na tyle duża że mierze się z depresja która co chwilę się nasila. Bardzo chciałabym się wyprowadzić ale wtedy słyszę że bez ślubu się do mnie nie odezwia nie mówiąc o innych epitetach. Mam serdecznie dość i jedyne o czym marzę to żeby coś na autostradzie mnie dobiło…
Poczytaj trochę o genetyce i dziedziczeniu niektórych cech wyglądu.
Zrób testy na macierzyństwo, pewnie mąż Cię zdradził 😂😂😂
(To żart jak coś, pozdro dla niekumatych ;))