#3ICqY
Warunki, owszem, są, ale tylko fizyczne, bo psychicznych ni w ząb. I żeby nie było, mój mąż to dobry człowiek: nie pije, nie bije, można pogadać, wszystko na miejscu. Ale od pieluch umywa rączki. Odkąd urodził się nasz syn, wszystko robiłam sama: przewijałam, karmiłam, kąpałam, obcinałam paznokcie, chodziłam po pediatrach, zwalczałam kolki, bujałam do snu, czytałam o szczepieniach. Ja: młoda, wystraszona, z depresją poporodową (której, notabene, pozbyłam się dopiero ponad dwa lata po porodzie, z pomocą psychologa, bo rodzina nie kiwnęła nawet małym palcem u stopy). Dumny tatuś, który nie zhańbił się ani jedną zasikaną pieluchą, tymczasem zajął się pracą. Oczywiście był płacz, krzyk, prośby, groźby rozwodem. Nic się nie zmieniało, mimo obietnic. A ja, może głupia, chciałam pełnej rodziny dla mojego dziecka i naprawdę kochałam i kocham swojego męża.
Dopóki syn nie podrósł, byłam wielorybim wrakiem człowieka. Zajadałam stres, a każdy kilogram okupiony był słonymi docinkami teściowej. Dopiero 4 lata po porodzie wróciłam do swojej wagi.
Dziś syn ma 8 lat, chodzi do szkoły. Ja od 3 lat spełniam się zawodowo. I może rzeczywiście chciałabym zostać drugi raz mamą, ale piekło z przeszłości jest skuteczną antykoncepcją.
No raczej Twój mąż nie jest dla Ciebie dobrym mężem. Skoro unikał przewijania syna, karmienia go itp. to pomyśl - gdybyś po wypadku była rośliną on również by się Tobą nie zajął. To nie jest miłość
Tatuś mojego dziecka jest lepszy - powiedział, że może go wziać do siebie jak podrośnie tak do 13, 14 lat ;) to się nazywa wygoda :D
#MYVt6
Pani nauczycielka oczywiście obłudnie milusia, grzeczna, do rany przyłóż, bo w ostatniej ławce siedzi pani kontrolerka. W połowie lekcji jakiś mój kolega zaczął dokazywać, a nauczycielka wtedy oczywiście grzeczniutko-milutko zwraca mu uwagę. Wtedy odzywam się ja: A dlaczego nie poszarpie go pani za włosy, tak jak zwykle to pani z nami robi?
Kontrolerka robi wielkie oczy, nauczycielka czerwona na obliczu jak flaga ZSRR, klasa ryczy ze śmiechu.
Po tej wizytacji już nigdy nie było przemocy ze strony tej nauczycielki w klasie. Babka nie śmiała też uskuteczniać wobec mnie żadnej zemsty. Po tej całej akcji nieco przytyłem, bo klasa jeszcze chyba z tydzień kupowała mi, jako bohaterowi, przysmaki w szkolnym sklepiku.
Wyszedłeś z tego zwycięsko. Szkoda mi jednak tych wszystkich ludzi podobnie gnojonych, którzy "w spadku" po polskiej patoszkole dostają traumy na resztę życia.
#YZgYM
Gratulacje! Lepiej późno, niż wcale.
Świetnie, tak trzymaj! Dasz radę :)
#GdAvA
Na początku było OK. A później zaczęły się dziać rzeczy. Ani się najwidoczniej ubzdurało, że zatrudnili ją na stanowisko CEO i takie obowiązki powinna pełnić. I zaczęło się... Przechwalanie się tym, że ona wie wszystko najlepiej; przekręcanie procedur, bo ona zadzwoniła do jakiegoś wysokiego szefa na górze i z nim ustaliła, co ma robić; otwarte ignorowanie poleceń i psucie raportów. Później zaczęły się donosy, szukanie haków na współpracowników, podkopywanie dołków, fałszywe oskarżenia o niedopełnienia obowiązków, wtrącanie się innym w robotę i ciągły gaslighting. Te ataki są skierowane głównie w moim kierunku, bo Ania ma wielki żal do szefostwa, że to ona powinna mieć rangę seniora, a nie ja. Na szczęście mam bardzo zorganizowany styl pracy, tak więc każde rzucone z czterech liter oskarżenie jestem w stanie precyzyjnie odbić... ale zaczynam mieć dosyć, bo ta zawistna baba zepsuła całą atmosferę w zespole, który budowaliśmy przez lata.
Ktoś by powiedział – dlaczego jej nie zwolnią ani nie przeniosą? Bo niestety szefostwo nieprzywykłe do takich chwytów poniżej pasa nie może sobie z nią poradzić. Przy każdej sugestii, że chcą ją przenieść do innego działu, Ania podnosi wrzask, że zaskarży firmę o mobbing i dyskryminację. I ewidentnie jest zadowolona z siebie, że jest cwana i „nie do ruszenia”. A gdy szefostwo rozmawia z resztą zespołu – bo się skarżymy, że nie da się z nią normalnie pracować – to słyszymy, że wiedzą o tym i chcą ją przenieść, ale nie mogą działać pochopnie... Tak, wiem, mogę zmienić pracę. Ale dlaczego ja mam uciekać przed jedną osobą, na dodatek niższą rangą?
Tak że tu przechodzę do sedna mojego wyznania. Jest mi wstyd z tego powodu... ale zaczęłam z całego serca życzyć jej, żeby w swoim zadufaniu w końcu powinęła jej się noga i żeby ją wywalili na zbity pysk dyscyplinarnie...
Pójdźcie wszyscy do szefostwa i przedstawcie sprawę jasno - albo ona wylatuje, albo wy odchodzicie. Jak będą mieć wybór pozbyć się jednego pracownika, czy zniszczyć zespół, to się zastanowią. A jak chce się kogoś pozbyć, to zawsze znajdzie się paragraf.
Błąd polega na tym, że rozmawiacie przez pośredników, to znaczy przez szefostwo. Skuteczniejsze będzie bezpośrednia informacja dla "Anny", że jest bardzo niemile widziana. No, tylko żeby świadków i nagrań przy tym nie było ;)
#HqK36
Wybrałam się kiedyś ze znajomymi na miasto, w samym centrum poczułam, że naprawdę muszę szybko siku, rozejrzałam się i... jest! TOI TOI!
Wchodzę, robię siku, prostuję się, F*CK! Nie ma papieru! Torebka została ze znajomymi, którzy czekali na mnie pod tą budką. Stanęłam tyłem do drzwi i szukam po kieszeniach spodni choćby kawałka chusteczki, coś jest! Oparłam się o drzwi i JEB! Wyleciałam z gołą pupą na chodnik! Teatralnie wyleciałam jak z procy, ludzie wokół i moi znajomi przez sekundę zdębieli, żeby potem pokładać się ze śmiechu.
Ech... że też ja przez wszystko, co mnie spotkało, nie zamknęłam się jeszcze w sobie :)
Większy problem by był, jakbyś wpadła do środka toitoia.
Spodziewałaś się papieru w publicznym toi toiu?
#7VTw0
Wiem, że to nie jej wina, że jest w takim stanie. Jednak coraz częściej przyłapuję się na złości na nią, że wciąż trwa przy tej rodzinie i daje jej się wykorzystywać, co tylko pogarsza jej stan. Starsza siostra chce „pożyczyć” pieniądze, których nigdy nie odda? Proszę bardzo. Młodszy brat potrzebuje pomocy w nauce, za którą nawet nie podziękuje? Jasne, że pomoże. O tym, co potrafią odstawić jej „rodzice” nawet nie będę wspominał, bo nigdy nie skończę tego wyznania. Coraz częściej odwołuje nasze wyjścia, bo ojciec/matka/siostra/brat czegoś od niej potrzebuje na już. I nie miałbym nic do tego, gdyby nie to, że to się dzieje cały czas. Czuję się po prostu spychany na bok na rzecz rodziny, która jest rodziną tylko na papierze.
Kocham ją całym sercem, ale martwię się, że to się nigdy nie zmieni. Że już zawsze będzie wspierać tych ludzi, którzy widzą w niej jedynie służkę. Boję się też, że wpłynie to na nasze przyszłe wspólne życie. Ja już po prostu nie wiem co robić.
Takie przypadki już były i ludzkości znane są skuteczne lekarstwa. Jeśli Co bardzo zależy, to zabierasz swą ukochana jak najdalej od rodziny, minimum 200 km a najlepiej dalej i zobaczysz co wyjdzie. Albo odżyje, albo okaże się, że tylko przy wykorzystującej ją rodzinie jest szczęśliwa i wróci.
Tak, oczywiście, to się łatwo pisze "Rzuć wszystko i wyjedź w Bieszczady", ale w sumie nie masz innego wyjścia, sam wspomniałeś, ze próby kompromisowe już zawiodły. Powodzenia!
Daj jej wybór,w formie ultimatum: albo Ty, albo jej "rodzina". Żadnych "okresów przejściowych", żadnych "czasów do zastanowienia". Inaczej kolejne lata spędzisz jako piąte koło u wozu w patologicznej strukturze wzajemnego wykańczania się, w które Twoja dziewczyna wyraźnie lubuje się taplać. Bądź twardy. Powodzenia!
#Euclx
Pięć lat studiowania na uniwerku, pisanie magisterki, podyplomowe... A ja tak bardzo chciałabym być kurą domową...
"Pięć lat studiowania na uniwerku, pisanie magisterki, podyplomowe" i dopiero kiedy poszłaś do pracy to zorientowałaś się, że "tak bardzo chciałabym być kurą domową"?!
Chyba nie jesteś świadoma dlaczego ważne jest by mieć studia/zawód i dlaczego masa kobiet nie chce być kurą domową. To nie jest tak, że ludzie nienawidzą gotować dla bliskich czy prasować. Po prostu jeśli sami nie będą pracować to nikt ich nie utrzyma. A nawet jeśli się znajdzie chętny/chętna, to szansa, że będzie to na uczciwych zasadach jest niewielka (np dom i samochód wciąż będą należały do tej osoby, która zarabia). Tak ze nie jesteś wyjatkowym płatkiem śniegu - myślę, ze większość ludzi po kilku latach pracy rzuciłaby w cholerę swoją pracę, gdyby tylko mogła. Niestety, dla mężczyzn ta opcja praktycznie jest dostępna (nawet jakby znalazł chętną na taki układ kobietę, to presja społeczna by go wykończyła :( ), a dla kobiet dużo rzadziej niż się wydaje, może dla jakiegoś ułamka.
#kPiPn
Po powrocie szukałam pracy gdzie się da, w przeciągu miesiąca wysłałam chyba ze 100 CV, jednakże nikt się nie odzywał. Gdy mój narzeczony poszedł porozmawiać o pracy, dostał ją od strzała, ja natomiast wciąż byłam w trakcie szukania.
Dziś, gdy minęło już 5 miesięcy od mojego powrotu do kraju, wciąż nie mam pracy, ponieważ każdorazowo gdy wysyłam CV, nie ma żadnej informacji zwrotnej.
Kilka dni temu dostałam w końcu zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną w pewnej sieciówce spożywczej, jednak niestety pracy nie dostałam – mimo doświadczenia.
Dwa dni temu mój ukochany narzeczony zamiast mnie wesprzeć słowem, powiedzieć np. „w końcu ktoś się odezwie, nie poddawaj się w szukaniu”, wydarł się na mnie, że jestem lebiodą, bo nie umiem znaleźć sobie żadnej pracy. Sprzeczka potoczyła się do takiego stopnia, że nie odzywa się do mnie normalnie, nawet syn powtarza zachowanie swojego ojca i traktuje mnie przedmiotowo.
Miło, prawda?
Trochę mnie dziwią kolejne już wyznania, że ktoś od wielu miesięcy nie może znaleźć pracy. Bezrobocie w kraju nadal jest niskie (ok 5%), nieporównywalnie mniej, niż w latach 90-tych i pocz. XXI w. Owszem w różnych regionach sytuacja może być gorsza, ale jeżeli ktoś nie może znaleźć pracy od kilku miesięcy, to coś tu musi być nie tak.
Owszem, bardzo miło, ale nie ukrywam, że wygląda to bardzo podejrzanie, jeśli na stanowisko robola sklepowego, czy podobne nie dostajesz żadnej odpowiedzi na 100 CV. No chyba, że nie aplikujesz na robola, a na Boga (CEO, albo innego wysoko postawionego członka zarządu) tych firm, wtedy jest to doskonałe zrozumiałe.
#0M8L6
Jak dla mnie jest to nie do pojęcia, ale nie miałam nic do gadania, a musiałam pracować.
Tak że życzę wszystkim gościom SMACZNEGO!
Kiedyś zlikwidowałem restaurację w pewnym mieście, głośno wołając do kelnera: "Dlaczego w mojej potrawie jest ludzki ząb?" (a naprawdę był). 3/4 obecnych gości od razu wyszło, a po trzech miesiącach dogorywania restauracja się zamknęła. Wiem, że zrobiłem dobry uczynek.
Był kiedyś angielski program Wyznania kelnerow I oni robili dokładnie to samo tyle że nie zjedzone warzywa dawali następnego dnia do zupy. Niedopite wino zlewali do specjalnej butli i jak ktoś zamówił "wino domowe" to je dostał. Nikt się nie zatruł bo było 12% alkoholu a jedzenie z odzysku było gotowane.
Oni (zapewne) wiedzą. Ty przed nimi udajesz, że nie masz problemu, a oni udają, że ci wierzą. I tak sobie trwacie w tej grze pozorów, bo tobie wstyd się przyznać, a oni nie wiedzą, jak się z tobą w tej kwestii skonfrontować.
Jak pójdziesz do dobrego psychiatry i powiesz, że masz taki problem to ci zapisze leki, które zniwelują objawy odstawienia. Najlepiej do kogoś, kto się specjalizuje w uzależnieniach.