#zBSie

Jako dziecko miałam skarbonkę. Małą, plastikową skrzyneczkę. Chowałam do niej pieniądze, które dostałam np. na urodziny.

Pewnego razu wstałam szybciej niż zwykle i nakryłam mamę na podbieraniu mi pieniędzy. Tłumaczyła się, że odda itd. Oddała, owszem, ale stare pieniądze. Myślała, że pięcioletnia dziewczynka się nie zorientuje. 
Do dziś mam taki uraz, że nie umiem oszczędzić pieniędzy. Muszę wydać wszystko co zarobię, do ostatniego grosika. Mam z tym problem, chodzę do psychologa i mam nadzieję, że uda mi się w końcu coś oszczędzić.

#gukFJ

Moja żona odkąd zaszła w ciążę zrobiła się strasznie mocno pro-ekologiczna. Ostatnio zrobiła mi straszną awanturę, powiedziała, że jestem odpowiedzialny za zniszczenie połowy lasów deszczowych na Ziemi, że celowo wspieram globalne ocieplenie, topnienie lodowców i śmierć co najmniej stu gatunków zwierząt i że w ogóle z nami koniec. Wszystko to, bo wydrukowałem na papierze USG z naszym dzieckiem z ostatniego badania.

#zj854

Jestem z D. już dwa lata. Jego poprzedni związek był bardzo burzliwy, mnóstwo kłótni, rozstawanie się kilka razy dziennie itp. (dziewczyna miała problemy emocjonalne). Kiedy D. został porzucony na stałe, był w wielkim dołku. Bardzo ją kochał i nie chciał bez niej żyć, ale poznał mnie i od przyjaźni sprawy potoczyły się dalej. W końcu zostaliśmy parą. Wiem, że D. często myślał o byłej. Zawsze go wspierałam, byłam przy nim, gdy mnie potrzebował. To dzięki mnie się otrząsnął. Zawsze powtarzał, że mnie kocha, lecz miałam pewne wątpliwości. 
Kilka dni temu zobaczyłam, że D. pisze ze swoją byłą, która po kilku nieudanych związkach szuka chłopaka, bo nie chce być samotna. No i od pewnego czasu D. prowokuje kłótnie, uważa, że go nie wspieram, nie pomagam mu. Nagle zaczęło mu wszystko we mnie przeszkadzać. Poprosiłam, by zerwał kontakt, powiedział, że to zrobi, jednak kłamał. Dziś poszedł się z nią spotkać, wkręcając mi kit, że idzie z kumplami na wieczór kawalerski jednego z nich. Pocałowali się.

No cóż, nie pozwolę się zdradzać i oszukiwać. Już spakowałam jego rzeczy. Szkoda życia na takich facetów. :)

#qJZkt

Moi rodzice przyjaźnili się z pewnym małżeństwem, które miało syna w moim wieku. Byli to bardzo bogaci ludzie, a ich syn tak rozpieszczony, że głowa mała. Cokolwiek chciał, to dostawał najpóźniej następnego dnia (oczywiście mówimy tu o rzeczach typu zabawki, gry itd.). Nietrudno się domyślić, że mieszkali w dużym, pięknym domu, a X (tak go nazwę) miał swój komputer. Za każdym razem, kiedy do niego przychodziliśmy, on prowadził mnie do pokoju (pseudo gabinet) swojego taty i oglądaliśmy schowany w jego szafie kalendarz z gołymi kobietami. Rodzice nie zwracali na nas uwagi. Przypominam — X mógł wszystko, więc w gabinecie ojca również mogliśmy się bawić czym chcieliśmy. X znał się na rzeczy i tłumaczył mi co i jak. Z czasem doszły do tego filmiki i od słowa do słowa zostałam uświadomiona co do części ciała. Potem on zaproponował, że pokaże je na mnie i dotknie, a w zamian za to ja będę mogła dotknąć jego. Każde następne spotkanie wyglądało tak, że chowaliśmy się w jakimś pokoju i się dotykaliśmy. Po jakimś czasie doszło nawet do tego, że ja kładłam się na łóżku, on na mnie, a następnie się ocierał, dopóki nie zaczęło nam się robić dobrze. Parę razy zdarzyło mi się wziąć jego penisa do buzi, klęcząc przed nim na kolanach, a on lizał mnie między nogami. Zawsze przed wizytą u nich smarowałam się na dole pachnącym balsamem mamy, bo wstydziłam się, że powie, że brzydko pachnę i już nie będzie chciał tego ze mną robić.

Nikt nas nigdy nie przyłapał na próbie naśladowania pornoli, a nasz kontakt urwał się, jak rodzice X się rozstali i przeprowadził się do innego miasta ze swoją mamą, kiedy byliśmy w 3 klasie podstawówki. Ja przekazałam zdobytą wiedzę dalej, ale to już temat na osobne wyznanie, ze względu chociażby na ilość znaków.

Rodzice do teraz nie wiedzą, co robiliśmy. A ja palę się ze wstydu, gdy tylko to wspominam.

#ItAsr

Narzeczony jest 10 lat starszy, związek powstał z romansu i przeszliśmy już niejedną burzę. Mimo kruchych fundamentów zawsze czułam, że to jest ten jedyny, nie żałowałam ani przez minutę tej decyzji. Była wspólna praca, mocne, rodzinne przejścia, uzależnienie od alkoholu – najpierw jego, potem także moje, próby wyjścia z nałogu, aż w końcu do burzliwego zakończenia wspólnej pracy. Nie byliśmy w stanie dogadać się na żadnym froncie – ani zawodowym, ani prywatnym.
Ja szorująca po psychicznym dnie w załamaniu i nałogu i narzeczony, który postanowił podjąć decyzję o ratowaniu związku, który przy dalszej wspólnej pracy mógłby się tylko szybciej rozpaść. Pokazał, że zależy mu na naszej relacji. Tylko że to nie przez pracę przestaliśmy się dogadywać. I tu wracamy do samego początku.

Mój poprzedni związek zakończył się zero-jedynkowo, z hukiem. Narzeczony kończył swoją poprzednią relację stopniowo… (mówił, że to nie związek, nie było między nimi chemii i bardziej traktowali się jak rodzeństwo). Kontakt miał ucichać, potem powodem kontaktu był wspólny biznes, który mieli. Tylko że kiedy byłam przy tych rozmowach, biznesowe trwały trzy minuty, a prywatne dużo dłużej... Próbowałam zaakceptować tę relację, telefony o siódmej rano, kiedy jechaliśmy do pracy, ale przeszkadzało mi to i powiedziałam, że dłużej nie mogę tego akceptować i chciałabym, żeby tamta relacja została zupełnie zamknięta. Zgodził się.

Około dwóch lat temu wzięłam jego telefon, kiedy był pijany, i świat mi się zawalił. Wyznawanie miłości, tęsknoty, dzwonienie potajemnie. Po ok. pół roku to samo… Tłumaczenie, że kochają się jak rodzeństwo, a ja tego nie rozumiem, że nie każda relacja to seks i zdrada. Moje argumenty, że źle się z tym czuję, że jest mi przykro – to dla niego brak argumentów. Ostatnio powiedział wprost „Nie rozmawiam z nią teraz, ale może być, że będę, bo będę kiedyś tęsknił za tą relacją”. Tłumaczy mi, że powinnam zrozumieć, że to przyjaźń, że on na pewno wiedziałby, kiedy postawić granice, gdyby ta zechciała czegoś więcej, że może ją zaprosić do nas do domu, bo jest naprawdę porządku. A ja? Ja ilu kolegów mogłabym zaprosić do domu?

No i mamy dziś: mój trener, który ma nieprzychylną opinię w mieście. Lubię z nim ćwiczyć. Mamy to ustalone jasno i nie przekracza granic, nie mam z nim prywatnego kontaktu. Kiedyś w domu powiedziałam, że nie będę z nim ćwiczyć, bo chce mnie przelecieć – mój błąd, chciałam tylko wzbudzić zazdrość. I teraz narzeczony naskakuje na mnie, jak ja mogę nie stawiać granic, jak mogę znowu iść do kogoś, kto chciał mnie wyrwać. Ale w kontaktach ze swoją byłą nie widzi problemu.

Co ja robię nie tak?!

#DPRhl

O ludziach i konfrontacjach.

Ludzie, szczególnie starsi, lubią komentować w niewybredny sposób pewne rzeczy. Są też zwykłe chamy i prostaki, i zauważyłam, że takie osoby są zwykle kompletnie zbite z pantałyku, gdy ktoś im zwróci uwagę albo rzeczowo odpowie.

1. Wsiadłam do autobusu po pracy, załadowana torbami, i grałam w szachy w internecie. Na następnym wsiadła pani z bukietem w ręce i napruty menel z laską. Nie zdążył usiąść, jak bus ruszył, więc stał na środku i krzyczał: „Olaboga, jak ja usiądę?”. Obok chłopak w słuchawkach.

– Co za gnojek, słuchawki ma i nie pomoże – mówi do mnie oburzona pani.
– Pani też mogła pomóc.
Zaskoczyłam ją, ale się nie poddała.
– Ja mam zajęte ręce, a ty też zamiast odłożyć telefon, to masz to w dupie.
– Pani też mogła odłożyć bukiet, ale zakładam, że nie chciała sobie pani ubrudzić rąk :)

2. W pracy rozmawiam z dużą ilością klientów i często zdarzają się buraki, które rzucają do mnie tekstami np. „Tobą to bym się mógł zająć, he, he”.
Na to odpowiedź jest jedna. Bardzo głośno, żeby wszyscy dookoła usłyszeli:
– MOŻE PAN POWTÓRZYĆ GŁOŚNIEJ?
Wtedy zwykle są w totalnym szoku, bo zapewne większość tak gada systematycznie do młodych kobiet, które niedoświadczone i skazane na bycie miłą dla klienta zbywają takie teksty śmiechem. Praktycznie zawsze się wycofują i przepraszają.

3. Na basenie było sporo ludzi i na torze pływało po 5-6 osób. Tam, gdzie ja pływałam, była parka, gdzie dziewczyna systematycznie zamiast pływać za lub przed chłopakiem po prawej stronie, płynęła obok niego. Ciągle wszyscy musieli się zatrzymywać i ją przepuszczać. Zwróciłam jej grzecznie dwa razy uwagę, ale to zignorowała, więc następnym razem zamiast odpłynąć, poszłam na czołówkę i w ostatniej chwili zasłoniłam się łokciem, który wylądował na jej twarzy. Ups...
Przestała pływać środkiem.

4. W sklepie, w którym robiłam promocje, miałam wyznaczone miejsce. Często ludzie przekładali tam zakupy, więc się odsuwałam i z 3 m przestrzeni zostawały im 2 m. Wystarczająco.
Jedna pani się uparła, żeby zamiast pionowo podjechać wózkiem, zrobić to poziomo, co z nią zajmowało z 3 m właśnie. Ewidentnie po to tylko, żeby móc sapać, że tam jestem.
Nie ustąpiłam, jako że robiła mi na złość, i oczywiście się zaczęły teksty:
– Co za gówniara...
– To moje miejsce pracy, tutaj ma pani dość miejsca, jak pani przesunie wózek.
– Dupskiem w jeansach tu siedzisz, a tu ludzie zakupy pakują, gówniaro niewychowana!
– Słucham? Przykro mi, ale raczej sporo osób tu siada, więc powinna pani poszukać innego miejsca do przepakunku.

Tu zaczęło się bardzo dużo wyzwisk, więc pani została wyproszona ze sklepu, a jako że obsługa miała gdzieś jej pretensje, to przed sklepem wygadała się przywiązanemu psu.

Polecam ten sposób.

#Zk9AE

Uwielbiam szum farelki.
Gdy miałem kilka lat i nocowałem u dziadków podczas ferii zimowych, miałem zwyczaj schodzenia do kuchni w środku nocy i włączania starej, radzieckiej farelki — za oknem prószył śnieg lub padał deszcz, obijając się o metalowy parapet, a ja po prostu siedziałem na wprost niej na podłodze opatulony kocem i gapiłem się w nią, namiętnie doglądałem, jak żarniki robią się coraz bardziej czerwone. Szum wiatraczka wprowadzał mnie w błogostan. Jedyną żywą duszą w kuchni, poza mną, był stary kocur mojej babci. Wydawał się czekać na mnie co noc, bo praktyczne nigdy nie spał, siadał mi na kolanach i dopiero wtedy zasypiał, cicho pomrukując. I tak oto razem grzaliśmy się ciepłym powietrzem farelki. W ten sposób spędzałem niemal każde zimowe i jesienne wieczory u babci. Zdarzało się, że delikatnie przysypiałem, oddając się tej rozkoszy.
Dziś, po parudziesięciu latach, często wracam wspomnieniami do tamtych chwil, nawet teraz siedzę we własnej kuchni z włączoną nowoczesną elektryczną farelką, której ciepły strumień powietrza ogrzewa moje ciało i piszę to wyznanie, czując w sobie namiastkę małego chłopca owiniętego w koc, z kotem na kolanach.

#UcYc2

Kiedyś w podstawówce wybieraliśmy gospodarza klasy. Było dwóch kandydatów — Marta i Bartek. Kto był za Bartkiem, ten miał za nim stanąć, a kto za Martą, ten za Martą. Niby fajnie, demokracja. Tylko że dziewczyny nie mogły stać za Bartkiem (zasady wychowawczyni). Dziewczyn było 16, a chłopców 10.

#mqHQy

Pewnego wieczoru postanowiłam zrobić coś innego. Zaprezentowałam seksowny taniec swemu partnerowi, taki w bieliźnie, z gorącą muzyką w tle. Podczas wywijania ciałem na stole uderzyłam głową w lampę. Cała pikanteria poszła się j*bać. Marek nie potrafił przestać się śmiać, a ja chyba nigdy nie byłam tak czerwona w życiu. I bynajmniej nie z rozpalenia.

#5NuaO

Historia miała miejsce niecały rok temu. Miałem dość intensywny weekend, dwie imprezy urodzinowe i studniówka. Kiedy wstałem rano do szkoły w poniedziałek, dodam, że miałem na siódmą, zaspany udałem się do toalety. W momencie kiedy stałem i oceniałem, jakie szkody wywołał ten weekend, zachciało mi się kichnąć. Przeczytałem kiedyś w internecie, że kiedy chcemy dobrze kichnąć, to najlepiej jest spojrzeć na coś jasnego, zatem tak zrobiłem. 
Hałas, z jakim uderzyłem głową o umywalkę, obudził nawet rodziców...
Dodaj anonimowe wyznanie