Dostałam pierwszy okres bardzo wcześnie, w 2 klasie podstawówki. W sumie na początku się wystraszyłam, nikt ze mną o tym nie rozmawiał. Długo by gadać, ale do sedna. Kilka dni po tym wydarzeniu, spotkałam się z 14 letnim wtedy kuzynem. Jak zawsze się kłóciliśmy, ale tym razem mój 8 letni móżdżek uznał, że tym razem się odgryzie. Wypaliłam:
- Zazdrościsz mi, bo ja już mam okres i jestem kobietą, a ty jeszcze nie masz i jesteś małym chłopczykiem!
Nie wiedziałam, czemu się śmiał...
Pewnego wieczora siostrzenica mojego chłopaka poprosiła mnie o przeczytanie jej kilku końcowych stron książki "O psie który jeździł koleją". Młoda wolno czyta, a nazajutrz mieli przerabiać lekturę. Muszę wspomnieć, że jako mała dziewczynka bardzo przeżyłam zakończenie tej książki.
Zaczęłam czytać. Młoda słucha zawzięcie, pod koniec ja ledwo powstrzymuję łzy, głos mi się łamie ze wzruszenia i żalu za psim bohaterem. Kończę ostatnie zdanie i słyszę zadowolony głos młodej: "To już?". Przestalam wierzyć w dzieci...
Mój pies wczoraj został uśpiony. Miał 8 lat. W zasadzie to suczka Owczarka Niemieckiego. Miał raka piersi. Weterynarz wyciął go ale po kilku tygodniach rak zrobił przerzuty na organy wewnętrzne i sparaliżował tylne łapy. Zdecydowałem, że trzeba pogodzić się i uśpić ją. Przyjaciel, który nigdy mnie nie zawiódł. Dwa razy uratowała mi dupsko jak Sebixy chciały mnie pobić. Jednemu skoczyła i urwała kapturek, a drugiemu rozszarpała dresik Adidasa 😉.
Ostatnią noc przed eutanazją spałem z nią w ganku na podłodze głaszcząc ją po głowie i trzymając za łapkę. Jak dziś powiedziałem o tym moim znajomym to zaczęli pukać się po głowie. Że przecież to tylko pies. Nie rozumiem takiej reakcji. Dla mnie pies to członek rodziny i kto miał psa czy ma to wiem o czym mówię...
Czy nadeszły już takie czasy, że nie liczy się współczucie? Czy nadeszły takie czasy, że tylko kasa się liczy? Kilku moich znajomych pytało ile kasy wpakowałem na ratowanie psa. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że około 1000 zł, bo zabiegi leki. Jeden kumpel odpowiedział, że to weekend w górach w dobrym apartamencie... Ręce mi opadły. Dlatego pytam Was drodzy czytający - Czy rzeczywiście dziś nic nie jest ważne tylko pieniądze? Nie wierzę, że większość tak twierdzi, bo ten świat już dawno by zginął.
Tata wrócił o 6 rano pijany, z urodzin kolegi. Akurat popatrzyłem przez drzwi jak rozsznurowywał sznurówki, kiedy mama wypadła z sypialni i zaczęła tyradę. Ten wtedy jak gdyby nigdy nic zaczął z powrotem zawiązywać te sznurówki i mówi "Ale o czym ty mówisz, ja przecież do pracy wychodzę...".
Zacznę od tego, że zawsze byłem bardzo wrażliwą osobą. Posiadam bardzo dziwną - hmmmm cechę? Otóż gdy usłyszę piosenkę, która w jakiś sposób na mnie "zadziała", czyli spodoba mi się i wpłynie na moje emocje, dostaję dreszczy na całym ciele. To samo tyczy się także filmów oraz książek, a dokładnie poszczególnych scen, głównie bardzo emocjonalnych oraz wyniosłych. Dla przykładu triumf dobra nad złem w filmach o superbohaterach. Wiem, że są osoby, które też takie coś mają i nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że dla mnie jest to uczucie porównywalne do orgazmu. Dreszcze są tak silne i intensywnie przyjemne, że ciężko mi się podczas nich skupić na czymś innym. Trwają około 5 minut. Nic po mnie nie widać podczas ich trwania, ponieważ nie dochodzi do skurczu mięśni jak w przypadku normalnego orgazmu. Momentalnie całe ciało robi się miękkie, zwalnia mi oddech i dostaję jakby emocjonalnej ekstazy. Dreszcze zaczynają się od głowy, a kończą na biodrach. Odczuwalnie są dużo bardziej przyjemne od orgazmu. Ciężko jest mi to dokładnie opisać, ponieważ jest to naprawdę niesamowicie poruszające dla mnie doznanie za każdym razem tak samo. Skóra stopniowo od czubka głowy robi sìę na moment twarda jak przy gęsiej skórce, a następnie miękka i gładka. I tak stopniowo do bioder. Dosłownie czuję, jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało, że mam miękką, zapadającą się w kości skórę.
Czytałem kiedyś o czymś takim jak orgazm emocjonalny. Chodziło głównie o rzadko spotykane połączenia w mózgu. Nigdy nie spotkałem się z czymś podobnym u nikogo innego. Dodam, że to co wpływa na moje emocje i powoduje dreszcze zmienia się co jakiś czas. Mój problem polega ma tym, że nawet seks nie daje mi takiej satysfakcji, co komplikuje moje życie seksualne. Zwykły orgazm zwyczajnie nie jest tak dobry.
Kiedyś podróżowałem stopem, jeździłem tak i po Polsce, i po Europie. Gdy już dorobiłem się auta, sam chętnie zabierałem autostopowiczów.
Kiedyś podwoziłem jakąś młodą dziewczynę, a ta po paru kilometrach powiedziała, że mam się zatrzymać i dać jej dwie stówy, bo inaczej pójdzie na policję i zezna, że się do niej dobierałem.
Z auta ją wywaliłem, a od tamtej pory żadnych autostopowiczów nie zabieram.
Krótko.
Zwichnąłem sobie nadgarstek, masturbując się.
Dla osób nie lubiących nie dokończonych wyznań - doszedłem.
Mam 18 lat. Zakochałam się w chłopaku (mężczyźnie?) 10 lat starszym.
Psycholog, do której chodzę uznała mnie za wariatkę i powiedziała, że to choroba psychiczna.
Niby nic, ale ja naprawdę nie wiem czy to ze mną jest coś nie tak, czy z nią...
Na co dzień jestem porządną, poukładaną dziewczyną. Mieszkam z chłopakiem. Co tydzień sprzątamy mieszkanie, każdego dnia coś gotuję. Trzymam się planów zapisanych w kalendarzu. Nie spędzam całego dnia przed lustrem, ale potrafię się ładnie ubrać i umalować. Denerwują mnie śmieci pozostawione byle gdzie, zwracam uwagę chłopakowi, żeby po sobie sprzątał. Gdy mam gorszy humor, każę mu poprawiać nawet buty krzywo stojące w przedpokoju. Nie pozwalam nawet na chipsy w łóżku przy oglądaniu filmu. Uwielbiam dekorować jedzenie, podawać obiadki zdrowe i przyjemne wizualnie, jeść przy kwiatkach lub świecach. Lubimy przyjmować gości.
Czasami mój chłopak musi wyjeżdżać z powodu pracy czy różnych szkoleń. Wtedy ujawnia się moje drugie oblicze.
Jestem tak leniwa, że nie kiwnę palcem, żeby coś zrobić w mieszkaniu. Część łóżka, na której zwykle śpi chłopak, traktuję jak stół - kładę tam wszystkie rzeczy, które chcę mieć pod ręką. Nie chce mi się gotować. Nie chce mi się wyrzucać opakowań po gotowym jedzeniu, leżą w zlewie lub na kuchence. Używam kilku talerzy, kubków, sztućców, wszystkie myję w zmywarce na okrągło, razem z resztą czystych rzeczy, których nie chce mi się odłożyć do szafki. Gdy chips mi spadnie pod łóżko i jest oblepiony „kotem”, zdmuchuję i jem. Gdy coś wypiorę, otwieram tylko pralkę, a rozwieszam tak po dwóch dniach. Niczego nie odnoszę na miejsce. Ubrania wyrzucam z szafy, żeby sobie leżały na ziemi, a to, w czym pójdę do pracy, to tylko efekt losowania. Czasem ciężko mi przejść przez ten cały bałagan. Co do higieny, to całe szczęście biorę kąpiel, jednak moje ciuchy „po domu” to zwykle męska koszulka, spodnie dresowe i wełniane skarpety. Nie umiem trafić zasmarkaną chusteczką do śmieci, ale przecież nie wstanę z łóżka, żeby ją podnieść z podłogi. Nie widuję się ze znajomymi, większości telefonów nie odbieram, na smsy w ogóle nie odpisuję - nawet jeśli to ktoś z pracy i widziałam się z nim tego samego dnia.
Kiedyś odwiedziła mnie właścicielka mieszkania i zobaczyła mnie w łachmanach, wśród tego burdelu. Rozpłakałam się mówiąc, że stało się coś strasznego, że ledwo zbieram się do pracy, że nie widzę sensu robienia czegokolwiek. Przejęła się, chciała dzwonić do mojej rodziny (na szczęście odwiodłam ją od tego pomysłu), posprzątała mi mieszkanie, a następnego dnia przyniosła ciasto i spędziła ze mną trochę czasu, próbując pocieszyć. Mam nadzieję, że więcej nie wpadnie bez zapowiedzi, bo kolejny raz taki numer nie przejdzie.
Wreszcie gdy mój chłopak ma wrócić, zabieram się za sprzątanie. I znów jestem porządną, poukładaną dziewczyną…
Duża część dzieciaków miała jakiegoś wymyślonego przyjaciela, który dotrzymywał im towarzystwa. Ja za to byłam wielką fanką rodziny Adamsów.
Wyobrażałam sobie, że w toalecie żyje dłoń. Nazywałam ją Panem Rączką i zawsze grzecznie się witałam, żeby mnie nie złapała za tyłek w czasie posiedzenia.
Dodaj anonimowe wyznanie