#pE4UR

Ojca mojej córki znam dobrze ponad 10 lat. Gdy dowiedział się, że jestem w ciąży, zbladł, potem stwierdził, że mu słabo i natychmiast mam umówić się do lekarza. No cóż, lekarz potwierdził, pogratulował. Dzwonię więc do ukochanego. Po usłyszeniu wspaniałej wiadomości podobno zemdlał.

Nasi rodzice kupili nam dom. Stary dom, wymagający remontu, ale razem stwierdziliśmy, że damy radę, dla małej. Ślub zaplanowany na przyszły rok, wszystko opłacone. Dobra, czas na remont. Razem jeździliśmy tam, razem remontowaliśmy. Moi rodzice opłacili jakieś 80% kosztów remontu, pozostałe 20% on. W 6 miesiącu ciąży przycierałam z nim gipsy, bo samemu mu się kiepsko pracuje. Zależało mi, za bardzo. Dzień przed pójściem do szpitala malowałam pokoje, myłam okna, wieszałam firany i szorowałam podłogi. Nie, nie pomagał mi. Pytał, czy potrzebuję jeszcze jakiegoś zajęcia. Robiłam to dla córki, żeby miała swoje miejsce. Będąc w szpitalu, prosiłam, aby dokończył prace w naszym domu. Niestety, urodziłam i dzwonię. Nie spieszył się z wizytą. Nie pomógł mi iść pierwszy raz do łazienki, żeby się umyć. Przyszła położna, nazwała go nieodpowiedzialnym człowiekiem, skoro pozwolił mi samej iść. Stwierdził, że muszę być „na chodzie”. Nie skończył remontu, nie przeprowadziliśmy się. Do córki też nie przyjeżdżał częściej niż 2-3 razy w tygodniu. Przestał szanować mnie, dziecko odwiedza raz w tygodniu, czasem nawet rzadziej. 
W tej chwili mała ma 3 miesiące. W końcu kapki z oczu opadły i odeszłam. Może nie będzie miała pełnej rodziny, ale nie będę mu już uprzykrzać życia, jak stwierdził. Wszystko odwołałam i nie żałuję. Przestałam płakać, prosić i przekonywać, żeby przyjeżdżał do nas. Złożyłam pozew o alimenty. Damy radę same.

#4SSvk

Jestem pracowniczką jednej z „restauracji” fast food, głównie zajmuję się drive-thru, czyli przyjmowanie zamówień przez słuchawkę, trochę niewdzięczna praca. Zawsze gdy podjeżdża klient, muszę powiedzieć swoją formułkę, czyli: „Witam w XXX, z tej strony Anonimowa, czy mogę przyjąć pani/pana zamówienie”. Wielokrotnie spotkałam się z tym, że słyszałam odpowiedź: „Witam, pani Anonimowa, z tej strony Bożydar”. Za każdym razem poprawia mi to humor :)
Jeśli usłyszę dwa podstawowe słowa: „proszę” i „dziękuję”, to już wiem, że powinnam tego człowieka docenić, czasy mamy, jakie mamy, więc dorzucam wtedy często jakieś dodatkowe jedzonko bądź sos w gratisie.

Ot, takie anonimowe, oby szefowie się nie dowiedzieli, kto im generuje takie straty :)

#rsJfC

Po trzech latach wyznałem w końcu dziewczynie, co czuję. Nie liczyłem w zasadzie na nic, bo byliśmy najlepszymi przyjaciółmi i widziałem, że ona nie czuje tego samego. Jednak byliśmy ze sobą na tyle blisko, że chciałem po prostu to powiedzieć, nie dusić tego w sobie i ogólnie usłyszeć od niej odpowiedź i wiedzieć na 100%, że nie.
Dalej nie mogę uwierzyć i pozbierać się po tym, co się stało. Tak jak się spodziewałem, dostałem kosza, ale nie pomyślałbym nawet, że usłyszę: „Przekraczasz moją granicę”, „Nie chcę cię znać ani mieć z tobą cokolwiek wspólnego”, „Odejdź, nie odzywaj się do mnie ani nie pisz, nie ma czego wyjaśniać ani o czym mówić”...

Kompletnie nie potrafię tego zrozumieć. Po tylu latach spędzonego czasu i tego wszystkiego nagle nie chce mnie znać. Tak jakby te wszystkie chwile spędzone razem nic dla niej nie znaczyły. Tak jakbym od samego początku był dla niej nikim... Próbowałem z nią rozmawiać, ale nie chciała nawet mnie słuchać. Po tym straciłem też innych, z którymi się zadawałem i czasem gadałem poza nią. Nagadała na mnie jakichś głupot i wszyscy mnie unikają.

Teraz totalnie jej nie poznaję. Nagle całkowicie się zmieniła. Zadaje się z osobami, których mówiła, że nienawidziła, jeździ z nimi wszędzie, nie paliła, a nagle zaczęła, bo oni też to robią. Zupełnie inna osoba.

Zostałem sam. Straciłem osobę, którą kochałem i przyjaciółkę. Mam złamane serce, w zasadzie podwójnie. Nigdy nie miałem żadnych większych marzeń czy pragnień, ale teraz całkowicie straciłem jakikolwiek sens w życiu. Nie potrafię się z tego podnieść. Minęło już ponad pół roku, nie mamy ze sobą żadnego kontaktu poza wzrokowym, gdzieś mijając się na korytarzu w naszym liceum. Ciągle jakoś nie mam na nic siły i jedyne co, to bym leżał z zamkniętymi oczami w łóżku albo spał. Wtedy jest mi jakoś odrobinę lepiej. Nie wiem, czy mam depresję. Możliwe, nie znam się. Staram się o niczym nie myśleć, ale niezbyt mi to wychodzi. Nie potrafię przestać myśleć o tym wszystkim i przestać do tego wracać. Czasami wmawiam sobie, że tak naprawdę ona umarła. Nie żyje. Po prostu. Jakoś łatwiej jest mi to przyjąć niż uznać prawdę, że odrzuciła mnie jako chłopaka i odrzuciła mnie jako przyjaciela, jakby cały spędzony z nią czas był niczym i jakby stała się nagle kimś innym...

#RDCon

Mam 35 lat, dobrze zarabiam. Od ośmiu lat jestem żonaty, mamy dwoje dzieci. Syn ma pięć lat, córka w tym roku skończyła trzy. Kiedy żona zaszła w pierwszą ciążę, poszła na zwolnienie, potem na urlop macierzyński i wychowawczy. Od prawie sześciu lat nie pracuje zawodowo, tylko zajmuje się domem. Robi to idealnie. Perfekcyjna Pani Domu może jej czyścić buty. Dzieci są super zadbane, dom zawsze lśni czystością, żona świetnie gotuje, piecze pyszne ciasta. Dla mnie jest idealnie. Rodzina jak z amerykańskiej reklamy z lat 60. No ale od jutra wszystko się zmieni. Żona wraca do pracy. Nie musiałaby tego robić, bo jestem w stanie sam utrzymać rodzinę, pieniędzy też nigdy jej nie wydzielam. Normalnie ma dostęp do konta, nigdy jej nie rozliczałem i nie pytałem, na co wydała pieniądze. Ale ona ma już dość siedzenia w domu. Mówi, że chce wyjść do ludzi, robić coś poza obiadkami i praniem. Rozumiem to i nie namawiam jej do zostania w domu, chcę, żeby była szczęśliwa, ale tak naprawdę wolałbym, żeby została. Wcale nie jestem zadowolony, że będę musiał przejąć część domowych obowiązków i skończą się powroty do domu, gdzie czeka ciepły obiad i uśmiechnięta żona. Najchętniej przebiłbym gumkę i zrobił jej trzecie dziecko, ale nie jestem aż takim draniem. Jutro skończy się moje idealne życie.
Nie chcę, żeby moja żona wróciła do pracy.

#gWOVc

Jestem w związku od 11 lat, mamy dziecko, od 3 lat jesteśmy po ślubie i w zasadzie wtedy zaczęło się wszystko zmieniać. Mój mąż pochodzi z rodziny patologicznej, jego ojciec pił, nie jakoś bardzo, ale miał z tym problem, i bił jego matkę po alkoholu (nie wiem, czy bez niego też). Mąż ma również brata, starszego, który rozstał się ze swoją partnerką z powodu agresji w stosunku do niej, ale też podejścia do życia w stylu Piotrusia Pana. Kacper nie przejawiał przez te wszystkie lata w stosunku do mnie żadnej agresji, był miły, potulny, kochał mnie i dalej kocha, natomiast po ślubie się zmienił i to nie tak, że od razu po, powiedzmy jakieś pół roku, rok. Zaczął być bardzo drażliwy, wszystko go wkurza, ma obsesję na punkcie tego, żeby go szanować. Nie da się z nim normalnie porozmawiać, chodzi z miną, jakby chciał kogoś zabić. Ciągle się chce ze mną kłócić o pierdoły, każdą rzecz uważa za zaczepkę. Zwolniono go z pracy, bo kłócił się z szefem, wyzywał go. Do mnie potrafił zadzwonić, jak był w pracy i mówić, że zaraz nie wytrzyma i kogoś uderzy, że aż się cały trzęsie. Bardzo łatwo i szybko się denerwuje i traci cierpliwość, raz mnie już nawet poszarpał, bo poszłam spać do córki po kolejnej kłótni i nie chciałam z nim rozmawiać, a on chciał mnie siłą do tego zmusić.

Nie wiem, co mam robić, ze wspaniałego faceta z poczuciem humoru, roześmianego, zmienił się w obcą mi osobę. Zawsze go chwaliłam i podziwiałam, że mimo że pochodzi z rodziny z taką przeszłością, jest taki wspaniały. Jestem załamana i mam wrażenie, że przestaję go kochać, czuję się oszukana, nie wiem, gdzie szukać pomocy, tłumaczę mu cały czas, że się zmienił, pytam, co się dzieje, a on przyjmuje do wiadomości, co mówię, przez dwa dni jest lepiej, a potem znów to samo, jakby miał pamięć złotej rybki. Z mojej strony nic się nie zmieniło, zastanawiałam się nad tym bardzo często, mówi się, że wina leży po obu stronach, natomiast ja czuję się jak widz w teatrze, który ogląda swoje życie z boku.

Byliśmy bardzo blisko, to była prawdziwa miłość. Spędzaliśmy czas razem, mamy wspólne hobby, które nas połączyło, nigdy się razem nie nudziliśmy. Nie ma mowy o kochance i tego typu rzeczach. To jest tak niesamowita zmiana, że nie wierzę, że jest naturalna, patrzę w jego oczy, na jego wyraz twarzy i to nie on. Nie poznaję mężczyzny, którego kocham od lat.

#tMkjn

W ostatni weekend sierpnia moje miasto zorganizowało festiwal na koniec lata, jak co roku od parudziesięciu lat. Ognisko, kiełbaski, bigosy, zabawy, stare piosenki, do tego miła atmosfera. Jedzenia było bardzo dużo, miało wystarczyć na 100 tys. mieszkańców. Wszystkie atrakcje były oczywiście za darmo (albo z naszych podatków). 
Już po całym dniu pod koniec imprezy widząc, że jedzenia nie ubywa, a przybywa (serio, pod koniec imprezy wykarmiłby tym wygłodniałe wilki), włączył mi się tryb Janusza. Zjadłem cztery kiełbasy, dwa bigosy, trzy pieczone ziemniaczki, wypiłem kilka herbat, wziąłem mamie trzy worki ziemi, córkom po pięć balonów, do tego znajomym po małych suwenirach. Mój tata i wuj też byli nieźli. Wzięli wszystkim ciotkom, szwagrom, kuzynom, chrzestnym itp. po jednej kiełbasie. Oczywiście połowa nie chciała, dlatego teraz mają zapas na tydzień. 
Wstyd przyznać, ale wewnętrzny Janusz siedzi we mnie mocno.

#6EW1R

Jak byłam mała, często sobie śpiewałam na całe gardło, gdy byłam sama w domu.

Kiedyś mój tata wszedł do domu, ale ja go nie słyszałam (śpiewałam i miałam słuchawki). Mój tata wpadł do mojego pokoju z jakąś pałką. Przestraszona pytam taty, co się stało, a on: „A, ty tylko sobie śpiewasz... Myślałem, że ktoś ci robi krzywdę...”.

Nigdy więcej nie śpiewałam na głos. :(

#SMjpG

Niedawno skończyłem 30 lat. Naszło mnie na refleksje. Po co żyć? Mam niepełnosprawne rodzeństwo. Dla rodziców istnieję, tylko jak trzeba coś zrobić. Mam masę obowiązków w domu. Do tego pracuję, aby mieć pieniądze. Czasu dla siebie brak całkowicie. Co za tym idzie, brak znajomych. Miałem dziewczynę, rzuciła mnie dwukrotnie. W ciągu 30 lat byłem w związku niecałe pół roku. Nie wiem, co to czułość, chociaż bardzo się troszczę o rodzeństwo i dziadków, którymi się opiekuję. W dniu urodzin nikt o nich nawet nie pamiętał. Marzę o tym, aby się położyć spać i już nie wstawać. Prawdopodobnie i tak nikt by się nie skapnął, że mnie nie ma.
Dodaj anonimowe wyznanie