#dva6Q

Nie wiem dlaczego, ale nieczęsto odczuwam w Polsce, że ktoś jest mną zainteresowany, a jak już się taki trafi, to ja nie czuję do niego pociągu. Co roku w okresie wakacyjnym opuszczam nasz kraj na 3 miesiące i jeżdżę do pracy. Niezależnie od tego, gdzie jadę: Grecja, USA, Włochy, Skandynawia; zawsze jestem adorowana, co oczywiście mi się podoba, zresztą pewnie każdej kobiecie.

Lubię specyficzny rodzaj seksu — podnieca mnie bdsm. Jak już zaczynam się z kimś tam spotykać, nie mam problemu z szybkim zaczęciem współżycia (może i przy pierwszym spotkaniu) i rozmawiania o tym, co lubię. Zazwyczaj już w pierwszym tygodniu/dwóch znajduję „chłopaka”. I tak mijają mi błogie 3 miesiące w cudownych związkach. Po opuszczeniu kraju po prostu urywam kontakt. Zaznaczę, że zawsze już na początku znajomości informuję, że tak to u mnie działa.

Co w tym anonimowego? Nigdy nie byłam w stałym związku, z którym wiązałabym jakąkolwiek przyszłość. Gdy coś się zaczyna w Polsce, już na początku czuję, że się nudzę. Dodatkowo jestem uważana za bardzo silną, niezależną kobietę i czuję, że partnerowi „tutaj”, niezależnie od tego, jak bylibyśmy blisko, wstydziłabym się powiedzieć, co mnie pociąga. Bałabym się, że dotrze to do kogoś, kto nie powinien wiedzieć.

PS Tak, badam się regularnie, więc nie musicie martwić się o moje zdrowie :)

#yB9nQ

W gimnazjum miałam otyłego wychowawcę, którego cała klasa nazywała Boczkiem. Moja mama miała się kiedyś zgłosić na spotkanie z nim i w pokoju nauczycielskim uparcie prosiła o zawołanie pana Boczka. Dowiedziała się, że nikogo takiego nie ma. Jakiś czas później nauczyciel zadzwonił do niej z pretensjami, że nie stawiła się na spotkaniu. Po dłuższej dyskusji wyjaśniono kwestię nazwiska.
Od tej pory na wywiadówki chodził tylko ojciec :)

#Awxdm

Wsiadłam sobie do samolotu, zajęłam miejsce przy oknie, czekałam na odlot. Przypomniało mi się, aby włączyć tryb samolotowy w telefonie. Ale pojawił się problem — nie wiem, gdzie jest telefon! Najpierw rzecz jasna sprawdziłam w torebce. Następnie
sprawdziłam siedzenie, kieszenie w spodniach, wszędzie jednak pusto. Ogarnęła mnie panika. Poprosiłam kobietę siedzącą obok, aby użyczyła mi swojego telefonu i poświeciła na podłogę. Śpieszyłam się, bo pomyślałam, że jak samolot się zacznie wzbijać tak „pod kątem”, to ten telefon przeleci podłogą na szary koniec samolotu i już go nigdy nie zobaczę. Pani poświeciła mi telefonem, pan z trzeciego siedzenia też się zaangażował w poszukiwania.
W miejscu, gdzie stykała się podłoga i ściana, była taka szczelina — pomyślałam sobie, że to tam musiałam upuścić ten zasrany telefon. Zaczęłam mieć wizje, że on gdzieś cicho wpadnie między jakieś kable, nastąpi awaria podczas przelotu nad oceanem i taki będzie finał.
Już miałam zrozpaczona prosić o pomoc stewardessy, kiedy przypomniało mi się, że moja koszula ma taką małą kieszonkę, dosłownie na cycku i że akurat idealnie mieści się w niej mój telefon. OK, jeden problem rozwiązany... ale jak tu teraz nie wyjść na idiotkę? Wykonałam jakiś dziwny (i równie bolesny) manewr, jakbym się schylała i sięgała daleko za siebie, aby zakryć ruch ręki, którą wyjmowałam telefon z kieszonki, kładłam go na podłodze i przysunęłam bliżej pani i pana obok. Gdy go podniosłam, powiedziałam tylko z ulgą: „Ojej, znalazłam!”.

Bez morału, po prostu był to jeden z momentów mojego życia, gdy poczułam, jak silna może być głupota.

#eiTMT

Nikomu się nie mogę przyznać, bo wstyd.
Mam 25 lat i nie ogarniam polityki. Tak totalnie i definitywnie. Nie wiem, które to prawica, a które partie to lewica. Prawica to chyba narodowcy, bo prawilni. Nie wiem, jakimi zasadami rządzi się prawo, jakimi lewo. Nie to, żeby mnie to nie interesowało, oglądam wiadomości, wiem co to 800+, tylko nie ogarniam polityki. Czytałam Wiki, podręczniki od WOS-u (w szkole miałam jedyną jedynkę na semestr w życiu właśnie z tego przedmiotu, a reszta 4 i 5).
Kiedy ktoś ze mną rozmawia na temat polityki, to się zawsze z tematu wymiguję albo zgadzam z przedmówcą, jak się nie umiem wymigać. Nie głosuję, bo wychodzę z założenia, że każdemu politykowi zależy tylko na kasie. Nie głosuję i nie mam prawa narzekać. Mam nadzieję, że do przyszłych wyborów się nauczę polityki i będę mogła ponarzekać.

#hpCrs

Moja ulubiona zabawa?
Bycie psem.
Jedzenie z miski (do zupy), uwiązywanie się na smyczach (tych do kluczy) do nóg stołów/ kaloryferów i szczekanie do drzwi, gdy na klatce słyszę szmery chodzących sąsiadów.
I to zdziwienie mamy, kiedy sąsiedzi narzekają na psa, który pół dnia ujada za drzwiami...
Mam 20 lat. Nie mamy psa.

#VUhdk

Ten rok miał być inny. Mieszkałem za granicą, poznałem dziewczynę, która powiedziała mi, że jest wolna i szuka miłości, bo rozstała się ze swoim facetem. Zbagatelizowałem wszystkie czerwone flagi, ona przylatywała do mnie, kiedy mieszkałem za granicą, a ja bywałem u niej, kiedy byłem w Polsce. Była cudowna, a ja straciłem głowę.
Wszystko się zmieniło, kiedy wrócił jej były. Okazało się, że był w Azji i wcale się nie rozstali. Sypiała i ze mną, i z nim, na mnie przy okazji wyładowując wszystkie swoje nerwy i emocje, mieszając z błotem, mówiąc, że mnie nienawidzi i że to koniec, a chwilę później wracając, przepraszając.
Po jednej z takich akcji, kiedy odwiozłem ją na dworzec, a ona powiedziała tylko, że nigdy już się do mnie nie odezwie, zadzwoniła następnego dnia. Powiedziała, że jest w ciąży i dodała, że nie wie, kto jest ojcem. Wsiadłem w samochód, kupiłem największy bukiet kwiatów, jaki mogłem, i pojechałem do niej. Wtedy mi powiedziała, że nie dość, że sypiała nie tylko ze mną i nie wie, kto jest ojcem, mimo że zapewniała o miłości, ale że też nie chce tego dziecka. Próbowałem ją przekonać do tego, że wszystko będzie dobrze, że jakoś sobie poradzimy, ale ona nie chciała. 
Dziecka nie ma, ona trzyma u mnie swoje rzeczy i przyjeżdża raz na dwa tygodnie na kilkanaście godzin, po czym wyjeżdża. Raz na jakiś czas zabieram ją gdzieś za granicę, jeździmy na wycieczki, ale to chyba definicja przegrywa.

#mE5Ov

Moi rodzice dają mi dobre rady. Najchętniej te, o które nie pytam i najczęściej w temacie mojego życia związkowego.

Mój ojciec jest kompletnie niesamodzielnym alkoholikiem z depresją, którego przerasta pozmywanie naczyń, a odkurzacza nigdy w życiu nie tknął. Nie umie zrobić ani jednej czynności domowej i uparcie nie chce się nauczyć, a kiedy ktoś go zmusza, awanturuje się. W takiej postawie utwierdza go jego stara i schorowana matka, która wyręcza go we wszystkim, w czym może. Ojciec okłamuje rodzinę i chociaż wszyscy wiedzą, że pije po kryjomu, nadal się wypiera i chowa wódkę w różnych dziwnych miejscach, a potem pije sam. Pijany jeździ samochodem, nawet w takim stanie, że ledwo widzi, a i tak się wypiera. Nie pójdzie do lekarza za nic w świecie, bo jak mówi: „Nie będą ze mnie durnia robić”. Oskarża swoją żonę, że jest nienormalna, że go oczernia i traktuje jak śmiecia.
Moja mama jest w terminalnym stadium śmiertelnej choroby, o której wiedziała kilka lat przed zdiagnozowaniem, ale świadomie postanowiła się nie leczyć, bo wolała skazać się na śmierć niż spędzić kolejne kilkadziesiąt lat życia z tym pijakiem. Brzydzi się go i wstydzi.
Małżeństwo rodziców od początku było porażką, ale w ich świecie człowiek po rozwodzie traci bezpowrotnie godność porządnej osoby i staje się podgatunkiem, pośmiewiskiem. Rodzice się nienawidzą i dają sobie to odczuć codziennie, ale nie było mowy o żadnym rozstaniu.
Oboje dają mi dobre rady w temacie mojego związku. Pewnie żebym nie popełniła tych samych błędów i miała lepiej niż oni? Przeciwnie! Powinnam życie prowadzić dokładnie tak samo! Przecież kto to słyszał, żeby zrobić coś inaczej niż wszyscy wokół? No co ludzie powiedzą? Jak tak można? Przecież on jest rozwodnikiem! Jestem nienormalna! ŻYCIE SOBIE MARNUJĘ!

Jak dobrze, że oni swoje tak świetnie wykorzystali!

#tEW4u

Mam łącznie cztery prace (zwykłą stałą, zdalną i dwie okazyjne przy koncertach) oraz studiuję. Zwykle nie ma mnie w domu do wieczora, zdarza się, że w ogóle tego samego dnia nie wracam do domu... I nadal wysłuchuję od rodziny, że tym młodym teraz nie chce się pracować, a moja matka każdemu rozpowiada, że tylko się lenię całymi dniami i nic ze sobą nie robię.
Dzięki za wsparcie czy coś.

#v514n

Zamieszkałam trzy miesiące temu z chłopakiem. I zaczynam się sama sobie dziwić, że nie pożegnałam się z nim po pierwszych dwóch tygodniach. O co chodzi? O ciągłe wojny między nami. Według mnie facet ma absolutnie chore wymagania wobec naszego wspólnego mieszkania. Nie powiem, że nic w domu nie robi, ale o to, co uważa za standard i wiecznie mi robi awantury, że nie jest zrobione.

Wstaję wcześniej od niego. Potrzebuję więcej czasu na umycie włosów, wysuszenie ich, ułożenie, zjedzenie śniadania i makijaż. On jednak uważa, że skoro wstaję wcześniej, to mam rano więcej czasu niż on. W związku z tym nim on wstanie, powinnam ogarnąć z rana mieszkanie, czyli jeśli wisi pranie, to sprawdzić, czy coś nie wyschło i ewentualnie to zdjąć, złożyć i schować, wypakować zmywarkę, przygotować mu śniadanie (bo przecież wiem, że on nie ma czasu rano tego zrobić, a inaczej będzie musiał iść do pracy głodny) itp. Potem gdy już wstanie, powinnam pościelić wspólne łóżko, a w międzyczasie oczywiście powinnam według niego posprzątać po jego wczorajszej kolacji, bo on biedak już nie miał siły wieczorem. A skoro zanosiłam swój kubek z wodą na noc do kuchni, to powinnam sprzątnąć też po nim. Znów: „Bo wstajesz wcześniej, masz więcej czasu. No i u moich rodziców tak to działa”. I już są awantury, bo ja nie będę wstawała wcześniej, żeby ogarnąć szanownego pana i mieszkanie, tylko samą siebie. 
Potem wracamy do domu. Ja 20 minut przed nim. I już ma żal, że obiad niezrobiony, a przecież mam więcej czasu, bo przecież wcześniej wracam do domu. No pewnie, że w 20 minut max zrobię pełen obiad. I już jest obrażony i on w takim razie będzie chodził głodny. I a to tylko początek. Bo sprawdził, że część prania wyschła, a ja nadal tego nie ogarnęłam. Bo jego brudne naczynia z wczoraj dalej zdobią stół w jadalni. Potem odkrywa, że coś w lodówce jest po terminie. To moja wyłączna wina, bo on myślał, że ja będę tego pilnować. Nieważne, czy to było coś dla nas dwojga, czy coś, co jada wyłącznie on. Tak samo jak próbuje mnie zmusić, żebym tylko ja wykonywała te najgorsze obowiązki, których nikt nie lubi, bo, uwaga, ja to przecież lubię. Tłumaczę jak krowie na rowie, że nie będę wstawała wcześniej dla jego widzimisię, tłumaczę, że nie będę ciągle po nim sprzątała, tłumaczę, że ja też nie lubię tych obowiązków, więc wykonujmy je np. na zmianę. Tworzymy zespół, nie pana i służkę. I ciągle są awantury. Moim zdaniem spokojnie mogę wypakować zmywarkę po pracy itd. Już pomijając te wszystkie sytuacje, kiedy ma focha, bo miał jakieś życzenie, a ja się nie domyśliłam.
 
Tak szczerze, to zanim zamieszkaliśmy razem, to był zupełnie innym facetem. Jeszcze próbuję się z nim dogadać, ale nie widzę dużych szans. Cóż, wygadałam się.
RykSilnika Odpowiedz

Zmęczyło mnie samo czytanie o nim a Ty się z nim musisz użerać codziennie... Jeśli jego argument to "bo w moim domu tak było" to masz do czynienia z typem, który raczej się nie zmieni. Nie dotrze do niego za dawniej kobiety usługiwały mężom ale teraz pracują na równi z nimi więc nie można wymagać żeby wyrabiały drugi etat w domu. Piszesz, że wcześniej był inny... No spotykając się na neutralnym gruncie nie mógł Cię gonić do roboty. Mając Cię w garści już jak najbardziej może.

Odpowiedzi (4)
Postac Odpowiedz

Też nie rozumiem, dlaczego Ty z nim jesteś.

Zobacz więcej komentarzy (10)
Dodaj anonimowe wyznanie