#3wVjU

Historia tak trywialna, że wstyd ją opisać nawet anonimowo – partner oszukał mnie na pieniądze. Zadłużył się na setki tysięcy złotych, sprawa wyszła na jaw, gdy mieliśmy już dzieci. Nie chciałam odbierać dzieciom beztroskiego dzieciństwa, relacja przetrwała. Utrzymuję wszystkich, partner spłaca długi. Cała sytuacja zniszczyła we mnie jakiekolwiek uczucia względem niego. Nie chcę odchodzić, nie sądzę, żeby zmieniło to cokolwiek na lepsze. Boję się napiętnowania, będąc samotną matką. Nie umiałabym zbudować innej relacji. Dzieci wyjechały na wakacje, a ja zrozumiałam, że bez nich nie mam najbliższej rodziny, a gdy dorosną, zostanę z człowiekiem, na którego trudno mi patrzeć. Chyba że się rozejdziemy, gdy on spłaci długi, a ja się zestarzeję. Tkwię i usiłuję wierzyć, że kiedyś odnajdę odwagę i wyobraźnię, by coś zmienić. Czuję się bardzo samotna.
anonimowe6692 Odpowiedz

Opowiem Ci rodzinną historię. Moj dziadek był przemocowym gnojem - szczegółów nie znam, bardzo mnie przed nimi chroniono, dość powiedzieć, że ani moja mama ani jej siostra nigdy mu nie wybaczyły (a próbował przepraszać) i nie utrzymują z nim kontaktu. Moja babcia żyła z nim długo, "bo dzieci". Jak dzieci dorosły, w końcu się z nim rozwiodła. Wiele lat później ja przyprowadziłam do domu mojego obecnego męża - rozwodnika z małym dzieckiem z byłego małżeństwa. Babcia była bardzo źle nastawiona, mówiła, że tak nie można, krzywda tego małego dziecka, itd. Przenosimy się jakieś 3 lata wprzód, czyli do czasów dzisiejszych. Mąż ma dobry kontakt z dzieckiem, ja jeszcze lepszy (taki etap, że lgnie bardziej do kobiet), z byłą żoną dogaduje się poprawnie, odkąd ograniczyli po rozwodzie kontakt do rozmów tylko o dziecku. Wcześniej nieustannie się żarli. Moja babcia dziś mówi, że mogła się rozwieść wcześniej, że bez sensu było w tym tkwić, że w sumie nawet dzieci jej mówiły, żeby go wcześniej zostawiła. Model zostawania w nieszczęśliwej relacji "dla dzieci" wyszedł "z mody", bo po prostu nie działa i powie Ci to każdy psycholog. Dzieci będą szczęśliwsze z rodzicami, którzy są osobno, ale przynajmniej się nawzajem nie unieszczesliwiaja - bo dzieci to widzą, niezależnie od tego jak bardzo się starasz tego nie pokazywać. Zrób sobie i dzieciom przysługę i zostaw gościa. Niech płaci alimenty, opiekuje się dziećmi, w jakim trybie może, ale Ty już nie marnuje na niego życia. Zmarnowalas dość, a drugiej szansy nie będzie. Musisz też trochę myśleć o sobie.

Odpowiedzi (5)
PeggyBrown2022 Odpowiedz

Nie masz obowiązku być bankomatem swojego partnera. Jak nie macie ślubu, to sprawa jest prostsza - nie masz obowiązku spłacać jego długów. Uważam, że powinien ponosić konsekwencje swoich czynów i wypić piwo, którego nawarzył (nie: naważył). xD To, że spłacasz jego długi, nie znaczy, że finalnie okaże jakąkolwiek wdzięczność albo że nie będzie Cię kiedyś zdradzał. Za ileś lat może odejść do innej i zostaniesz z niczym, no, może oprócz poczucia krzywdy i wykorzystania. Co do siedzenia z partnerem dla dzieci, to uważam to za niezbyt dobry pomysł. Mają rację inni piszący. Moja mama długo nie odchodziła od mojego ojca z kilku względów, między innymi chciała, żebym miała ojca i pełną rodzinę. A on traktował ją coraz gorzej. W końcu doszło do tego, że próbowałam ją bronić od jego przemocy - różnego rodzaju, choć nie było to codziennie. Już w wieku 10 lat chciałam, żebyśmy się od niego wyprowadziły. Liczyłam, że znajdzie innego męża i będzie mieć z nim drugie dziecko - mama chciała je mieć, ale ojciec nie chciał, a ja marzyłam o rodzeństwie. Wyobrażałam sobie, że domniemanego ojczyma mogłabym traktować jak ojca. Wyprowadziłyśmy się dopiero, gdy byłam po maturze. Mama weszła w inny związek, ale on po kilku latach się rozpadł. Znowu nieodpowiedni człowiek. Gdyby wyprowadziła się od mojego ojca wcześniej, może poznałaby kogoś sensownego.

Zobacz więcej komentarzy (6)

#zK7Cg

Jestem ofiarą własnego perfekcjonizmu. Wymagam od siebie perfekcyjności. Popełniam błędy, jak każdy, wiadomo, ale każdym błędem potrafię się zadręczać naprawdę długo. Żyję więc w ciągłym napięciu, że jestem nie dość dobra i zaraz zwolnią mnie z pracy, zaraz mąż mnie zostawi itd. Jest też druga strona. Od innych też wymagam bezbłędności. Oczywiście nie zadręczam innych, nie truję im itd., bo wychodzę z założenia, że mogą sobie być, jacy chcą, ale przez to czuję się ciągle zagubiona, nie mam żadnych zaufanych autorytetów. Spotykam kogoś naprawdę dobrego w tym, co robi, ale wystarczy, że popełni błąd i już tracę do niego całe zaufanie jako osoby, która ma mnie w czymś szkolić. Bo skoro raz popełnił błąd, to może popełnić kolejne. Dodatkowo nie wierzę w źródła, bo wiem, jak wyglądają wszelkie badania i wiem, że wystarczy znaleźć tezę i ustawić badanie tak, żeby ją potwierdzić, więc wszystko może być prawdziwe lub fałszywe, a ja nie mam jak tego zweryfikować. Oczywiście są rzetelne badania, ale ja nie wiem, które to. To wszystko utrudnia mi życie, wszystko, co mnie otacza, kwestionuję, wszystko jest niepewne. Wszystko, co robię, sprawdzam wiele razy. Męczy mnie to.

#bclss

Każdy na pewno zna to uczucie, gdy widzi zamarzniętą kałużę, prawda? Nigdy nie omijam takiej łukiem, zawsze muszę się przez nią prześlizgnąć i myślę, że nie tylko ja tak mam. Miałem tak już od dziecka. Jako gówniarz, pewnego zimowego popołudnia, po obiadku wyszedłem sobie na podwórko. Nikogo do wspólnej zabawy niestety nie było, bo przecież pizga i po co wychodzić na dwór. No ale była ta nieszczęsna kałuża... i oczywiście musiałem chwilę na niej podriftować. Po paru minutach wspaniałej zabawy mym oczom ukazała się plastikowa butelka, po jakimś napoju czy tam po wodzie, mniejsza o to. Pomysł wzięcia jej, spłaszczenia i użycia jako wspomagacza do poślizgu, w postaci pseudo deski Silver Surfera, okazał się być opłakany w skutkach. Już w pierwszej próbie wyrżnąłem głową w lód. Straciłem przytomność. Obudziłem się po mniej więcej godzinie, otrzepałem się i poszedłem do domu jak gdyby nigdy nic. 

Nie byłoby w tej historii nic dziwnego, gdyby nie jeden mały szczegół. Obudziłem się na podwórku osiedle obok. Do dziś nie wiem dlaczego.

#AhI8n

Jestem ze swoją kobietą 12 lat, 10 lat po zaręczynach, planowałem ślub. Jakiś czas temu zauważyłem, że strasznie się zmieniła. Unikała kontaktów fizycznych, nasza relacja się ochłodziła, ona zaczęła się coraz więcej mnie czepiać o bzdety, gdzie nigdy wcześniej tego nie robiła. Zawsze bardzo się starałem o siebie dbać, jestem wysportowany, ukończyłem studia i dobrze zarabiam, więc głupi też nie jestem. Chociaż chyba jednak tak.
Niedawno, kiedy brała kąpiel, dostała wiadomość. Ciekawość wzięła górę i tak, jak przez tyle lat związku nie zaglądałem do jej telefonu, tak odczytałem wiadomość. Okazało się, że przynajmniej od połowy trwania naszego związku zdradzała mnie z moim bratem. Brat ma żonę i dzieci... My mamy wspólny dom. Jeszcze jej nie powiedziałem, że wiem. Ostatnio też żona brata pytała, co jest między mną a moją kobietą, bo widzi, że się nie dogadujemy. 
Nie wiem, co mam zrobić. Złamało mnie to. Różnie było w naszym związku, wzloty i upadki, ale myślałem, że mimo wszystko mamy udany związek. Nie wiem nawet, co boli mnie bardziej. Fakt, że mnie zdradziła czy to, że zrobiła to z moim bratem i że trwało to tyle lat... Nie wiem, czy jest mi żal, przykro czy co. Na razie zachowuję się jak wypruty z emocji. Za dnia udaję, że wszystko jest dobrze, a w nocy płaczę jak głupi.

#XopZ7

Jestem chrześcijanką, lubię się modlić, chodzić do Kościoła, obchodzić święta. I wiecie co? Nikogo nie krzywdzę, żyje sobie normalnie. Zastanawia mnie, dlaczego ludzie tak plują jadem na samą myśl o Kościele? Jest taka opcja, że jeśli się czegoś nie lubi, to się omija szerokim łukiem. Nie trzeba kaszleć pod każdym postem o chrześcijaństwie, jakie to jest okropne, beznadziejne, bezsensowne i bajkowe. Nie lubię rapu, ale jak ktoś o tym mówi albo doda zdjęcie lub post, to pomijam. Niech sobie lubi, niech sobie dodaje, a co mnie to obchodzi? Nie wrzucam prześmiewczych rzeczy odnośnie do rapu, bo tak jak wspomniałam, niech sobie ktoś lubi, mimo że ja mam co do tego odmienny stosunek. Nie wrzucam każdego rapera do jednego worka, jak wielu z Was robi z księżmi. Wiem, że to jest słabe porównanie, wiem, że wielu księży wiele złego wyrządziło. Nikogo nie wybielam, ale z jednej strony ludzie chcą, aby była zgoda, wyrozumiałość itd., a z drugiej wytwarzają nagonkę na dany odłam społeczny. Najlepsze, że robią to ludzie ochrzczeni, po wielu sakramentach i tacy, których dzieci są już po Komunii. Jedni wierzą w znaki zodiaku, drudzy w przesądy, a kolejni w Boga. W porządku! Bez znaczenia, czy człowiek jest wysoki, niski, chudy, gruby, wierzący w Boga czy nie, grunt, aby nie krzywdził drugiego.

#bBQea

Spotkałam jakiś czas temu byłego faceta, z którym rozstałam się 6 lat temu. Chwilę porozmawialiśmy, co u nas. Patrząc na niego i rozmawiając, ucieszyłam się, że decyzja o rozstaniu była jednak dobra i w zasadzie chwilę później już o nim zapomniałam i wróciłam do swoich spraw. On najwyraźniej o mnie nie zapomniał, bo nie wiem, czy wierzycie w przyciąganie myślami, ale śnił mi się dwie noce z rzędu, a trzeciego dnia zaczął do mnie wypisywać. Tłumaczyłam mu, że mam już swoje życie, męża, dziecko, a to, co było między nami, to już przeszłość i żeby nie męczył mnie swoimi żalami i wyrzutami. 
Szkoda mi go z jednej strony, bo chyba coś mu się dzieje z psychiką i nie radzi sobie z życiem, ale ja mam swoje życie i nie chciałam wracać do tego, co było, a on zachowywał się jak zbity pies i musiałam mu nawciskać trochę przykrych słów, żeby się odczepił, ale on nie chciał się odczepić. Dopiero interwencja mojego męża przyniosła skutek. Nie wiem, jak przebiegła rozmowa między nimi, ale od tamtego czasu mam spokój. Czuję się jednak jakoś nieswojo, męczą mnie te wszystkie wypowiedziane słowa i ogólnie ta cała sytuacja, chyba w przypływie złości powiedziałam za dużo. Jakoś mi go szkoda, a nie powinno.
Dodaj anonimowe wyznanie