Czy też macie tak, że uwielbiacie śpiewać, gdy nikogo nie ma w pobliżu? Pewnie wielu z was zdarza się jak mi śpiewać po wyjściu z sali, idąc przez korytarz czy nawet idąc przez miasto. A teraz będzie o takiej sytuacji sprzed bodajże dwóch lat.
Pewne liceum, w piwnicy mieliśmy urządzoną świetlicę, gdzie przychodziło się na okienka lub oczekując autobusu do domu. Idę sobie już po schodkach szczęśliwy i radosny, że to już koniec dnia i za chwilę wrócę do domu! Schodząc, widzę, że światło w świetlicy jest zgaszone, nikt nie rozmawia, nie śmieje się, a więc DO DZIEŁA! Zacząłem śpiewać prawie że na cały regulator chorwacką piosenkę „Slaži još večeras, da me voliš...”. I nagle widzę parkę siedzącą w kącie podczas całowania...
Wyobraźcie sobie taką sytuację:
Siedzicie z drugą połówką w ustronnym miejscu, aż tu nagle ni z gruszki, ni z pietruszki wpada gość śpiewający po chorwacku XD
Z tego wszystkiego to nawet nie zwróciłem uwagi, kto to w ogóle był, w tył zwrot i migiem do Chorwacji!
Powiem tyle: Mam na imię Dżesika, mam 16 lat. Moja mama to Karina. Ojciec zostawił nas, jak miałam 10 lat, odszedł do kochanki. Matka mojego ojca, czyli moja babcia, to Grażyna. Dziadek od strony mamy to Janusz. Moja matka poznała Sebastiana... i będzie miała z nim syna, którego nazwą (już postanowione) Brajan.
Wychodzi na to, że jestem jedną z przedstawicielek szlachetnego cebulackiego rodu!
W listopadzie na pierwszym roku studiów kolega z roku usiłował zgwałcić mnie na imprezie. Przyjaciółka namówiła mnie, żebym zgłosiła to na policję i dziekanowi. Choć ma zakaz zbliżania się do mnie, nie został usunięty ze studiów ani tak naprawdę nie spotkała go za to żadna kara. Po mojej stronie jest tylko moja przyjaciółka. Od całej reszty, nawet tych, których uważałam za swoich znajomych, usłyszałam, że zasłużyłam sobie, bo sama go prowokowałam.
To było dwa lata temu, teraz zaczynam trzeci rok studiów i wciąż za każdym razem paraliżuje mnie strach, gdy go widzę na wykładach.
Od zawsze żyłam w złych stosunkach z moją matką. Ale nawet dziś, jako dorosła kobieta, dalej nie rozumiem, dlaczego postąpiłam w sposób, jaki postąpiłam.
Moja matka była po zawale. Mimo wszystko nigdy nie zrezygnowała ani chociaż nie ograniczyła alkoholu, którego w jej domu nie mogło zabraknąć. Przez swój tryb życia często zapominała brać leków, które w jej przypadku były niezbędne. To wszystko doprowadziło do sytuacji, która miała miejsce 9 lat temu.
Wieczór, moja matka właśnie brała prysznic, podczas gdy ja siedziałam u siebie w pokoju. Pamiętam tylko duże „bum” oraz uderzenie w deskę sedesową. Wiedziałam dokładnie, co się w tamtym momencie stało, lecz pół godziny zajęło mi zadzwonienie po pomoc. W tym czasie siedziałam na łóżku i wyłam w poduszkę.
Dla mojej matki drugi zawał okazał się zabójczy, a ja do dziś nie wiem, dlaczego nie zadzwoniłam po pomoc od razu.
Spodziewałam się tego, a mimo to nie byłam gotowa.
Ciąża to nie choroba... Taaak... Wszyscy wokół ot tak rzucają tym tekstem. Sama nigdy nie czepiałam się dziewczyn na zwolnieniu, jednak zawsze myślałam, że sama będę w ciąży pracować do końca. Nigdy na nic nie chorowałam, moja mama bez problemów zdrowotnych urodziła czworo dzieci. Nie miałam żadnych podstaw, aby spodziewać się jakichkolwiek problemów zdrowotnych, a jednak nie jestem w stanie pracować, i naprawdę próbowałam. Nie wymiotuję, nie mam żadnej cukrzycy, wyniki wszystkiego są prawidłowe. To, co nie pozwala mi pracować, to patologiczna senność i mgła mózgowa.
Godzina samochodem, a potem 8 godzin pracy przy komputerze, gdzie muszę myśleć, kombinować, szukać...
Kilka razy zasnęłam w biurze przy biurku. Po prostu przychodziła godzina, kiedy mnie rozkładało i byłam w stanie zasnąć na środku korytarza. Nic nie pomagało. Zaplanowana dieta, kawa, której i tak nie powinnam pić, obmywanie twarzy wodą.
Kiedy próbowałam nie zasnąć, łzy aż cisnęły mi się do oczu. Nie mogłam się na niczym skupić, bo jedyne, czego chciał mój organizm, to sen. Marzyłam o tym, że kończę pracę, wsiadam do samochodu i od razu idę spać, bo nie dam rady dojechać godzinę do domu. Nie pomagało wysypianie się w nocy. Zaraz po pracy i tak szłam spać.
Moja praca była kompletnie nieefektywna. Zawalałam terminy, najprostsze zadania zajmowały mi wieczność, a mózg kompletnie nie łączył wątków. Zapominałam podstawowych słów, nie mówiąc już o tematach do zrobienia. To wszystko przerodziło się w stres, że nie daję rady, nie wyrabiam, że jestem jakaś wybrakowana. Czułam, że zwyczajnie zgłupiałam. Stres z kolei zaczął zamieniać się w bóle.
Chciałam wziąć dłuższy urlop, myślałam, że dłuższy odpoczynek pomoże mi wrócić do jakieś formy. Szef się nie zgodził, bo mamy braki kadrowe. Nie miałam już siły, dostałam zwolnienie chorobowe. Czuję się jak złodziejka, bo przecież nie jestem chora, ale jak inaczej nazwać ten stan? Ja naprawdę nie jestem w stanie normalnie funkcjonować. To nie jest tak, że nie jestem w stanie zrobić nic, ale na pewno nie jestem w stanie być czujna przez 10 godzin, licząc dojazd samochodem. W pewnym momencie w ogóle bałam się wsiąść do samochodu, bo zdarzały mi się mini zaniki pamięci podczas jazdy.
Czuję się jak idiotka.
Wolę partnera mojej matki, który jest 10 lat starszy ode mnie, niż mojego własnego ojca. Czuję się z tym źle, jakby to była jakaś zdrada. Ale ziomek jest wyluzowany, mamy o czym pogadać, jak gry, seriale. A mój ojciec zero zainteresowań (a przynajmniej o żadnych nie mówi). Podjęcie jakiejkolwiek rozmowy z nim to wyzwanie, lepiej siedzieć i gapić się w telewizor czy gadać o dupie Maryni lub pogodzie, co jest zwyczajnie męczące i wizyty u niego są torturą. Ziomek jest też o wiele bardziej swobodny, jeśli chodzi o pieniądze. Zarabia trochę więcej od mojego ojca, fakt, ale nawet jak miał gorszy okres, nie rozliczał wszystkich z każdej złotówki. Mój ojciec natomiast ma problem podjechać na stację odebrać swoje dziecko, bo transport publiczny u nas nie istnieje. Paliwo drogie, nigdzie wyjść nie można, bo to pieniądze. Ale on nie żyje w biedzie, ma piękny dom, ostatnio remont był i nowe meble, na koncerty i wakacje jeździ. Nie jest to coś tragicznego, ale trochę czuję się źle, że tak łatwo przyszło mi zaakceptować ojczyma, mimo że jest tak młody.
Wczoraj wieczorem pojechaliśmy z mężem na przejażdżkę samochodową. Zwykła wycieczka po okolicznych wioskach. Wracaliśmy do mieszkania, gdy w centrum Krakowa jakiś samochód zajechał nam drogę, próbując złapać nas na „dupę”. Wyszłam, żeby sprawdzić, czy nic się nie stało. Po ocenieniu szkody na zerową, podeszłam zapytać kierowcę, czy jest normalny. Tutaj zaczyna się historia właściwa.
Wysiadło czterech panów i zaczęło mnie popychać, kilka razy uderzając. Mąż wybiegł i stało się z nim dokładnie to, co ze mną (no dwoje na czterech to raczej słabo). Na pożegnanie dostaliśmy gazem pieprzowym po oczach, czego skutkiem jest zapalenie rogówki i spojówki.
Polska jest niby taka bezpieczna, bo nie mamy uchodźców — szkoda tylko, że mamy Polaków-Sebiksów.
PS. Bardzo chcę podziękować Panu, który zatrzymał się i wezwał policję i karetkę.
Jakiś czas temu podszedł do mnie Cygan i dość natarczywie prosił o 5 zł na chorego synka. Gdy stanowczo odmawiałem, zaoferował, że zrobi mi loda. Żal mi się go zrobiło, bo taki zdesperowany, więc dałem mu... dychę.
Tydzień później chodziłem z dziewczyną po centrum handlowym, wiadomo, zakupy, nuda, to czekałem sobie na ławce przed sklepami, gdy ona oglądała ciuchy. Nagle widzę cygańską rodzinę, a wśród nich mój „znajomy” sprzed tygodnia. Wszyscy ładnie ubrani, głośni, dwie zdrowe dziewczynki i jeden całkiem zdrowy chłopiec. Na chwilę mnie zatkało, ale wstałem, podszedłem do grupy i powiedziałem, że ten facet robi laski za kasę i zaoferował to również mnie.
Rodzina, oprócz faceta (który nie wiem, czy mnie poznał), nie wydawała się być zaskoczona. Zaskoczona za to była moja dziewczyna, która stała za mną z wytrzeszczonymi oczami.
Wiele się w życiu nasłuchałem moich kumpli narzekających, jak to ich dziewczyny są zazdrosne, bo np. drażni je, jak ich faceci gadają z koleżankami. Gówno wiedzą o chorobliwej zazdrości.
Związek mój i mojej byłej (zresztą jedynej dziewczyny w moim życiu) rozpadł się głównie ze względu na ową chorobliwą zazdrość i zaborczość — nie mogłem nawet z nią normalnie oglądać telewizji, bo za każdym razem, gdy w jakiejś reklamie czy filmie pojawiała się płeć piękna, moja była wpadała w złość, rzucała tekstami typu: „TAAAK, KURWA, TAM SIĘ PATRZ! TE LASKI Z TV TO PEWNIE BYŚ PRZELECIAŁ, CO? JA TO JESTEM NIC! A IDŹ W PIZDU!”. I strzelała focha.
Natomiast gdy złożyłem ciotce na Facebooku życzenia urodzinowe, zostałem zwyzywany od „niewiernych skurwysynów”.
Taaak, opowiedzcie mi, jak chorobliwie zazdrosne są wasze drugie połówki, bo nie lubią, jak spotykacie się z innymi dziewczynami...
Siedzę sobie w Urzędzie Gminy w moim miasteczku z wnioskiem o dowód, kolejka długa jak tramwaj. Nagle zagaduje do mnie jakiś starszy pan: „A panienka to już po szkole? A 18 już skończone? Dowodzik będzie do odebrania za 3, może 4 tygodnie. Pewnie z rodzicami i rodzeństwem mieszkasz, dziecko... Teraz pewnie zostało pracy szukać, ech, ciężko w tym naszym kraju z robotą... Ale dowód trzeba wyrobić, wiadomo...”. Reszta kolejki, towarzystwo w wieku 50+ lat, kiwała tylko głowami w niemym porozumieniu.
Nie przerwałam jego monologu. Mam 28 lat i wyrabiałam dowód, bo poprzedni niedługo straci ważność :D
Dodaj anonimowe wyznanie