Niezwykle pociąga mnie inteligencja u mężczyzn. Może brzmieć jak gadka-szmatka, ale nic mnie tak nie rozgrzewa jak facet, który ma fioła na punkcie jakiegoś naukowego tematu i jest w stanie godzinami o tym mówić.
Podobają mi się takie nerdy - mogą mieć nawet masę pryszczy i rozmiar wieloryba, ale jeśli są w stanie zrobić mi interesujący wykład, to umówię się z nimi na randkę od zaraz.
A teraz przejdę do sedna - niedawno uzyskałam tytuł inżyniera. Pisałam pracę pod okiem prawie 70-letniego profesora, który był pasjonatem swojej dziedziny. Niesamowity człowiek, uczył znienawidzonego przedmiotu, kosił studentów jak profesjonalista, a mimo to nikt nie wypowiadał się o nim niepochlebnie - bo taką miał wiedzę i taki miał dar jej przekazywania.
Za każdym razem, jak szłam z nim konsultować pracę, to po wizycie spędzałam kilka minut w łazience, żeby uspokoić nerwy. Przypomniałam sobie, jak opisywał mi lektury, jak wspólnie omawialiśmy problemy i tak dalej.
A pewnego dnia dał mi swój numer. Żebym mogła się konsultować - widać było, że lubi ze mną rozmawiać (ja również uwielbiam moją dziedzinę nauki) i fajnie nam się omawiało moją pracę.
I wiecie co? Konsultowałam się bardzo często. Zawsze robiłam sobie listę pytań, jakieś tematy rozmowy, zaznaczałam fragmenty pracy, żeby pytać, czy to jest dobrze napisane i tak dalej ... A prócz tego ubierałam seksowną bieliznę, malowałam się i tak przygotowana zasiadałam do rozmowy.
Słuchając, jak wyjaśnia mi poszczególnie zagadnienia, przeżywałam najlepsze orgazmy swojego życia.
Obrona była w lutym, czas mija, poznałam paru chłopaków ... Ale wciąż tęsknię za tym profesorem. I wstyd mi przyznać (a może i wstyd dla moich byłych partnerów), ale nie wiem, czy jeszcze kiedyś będzie mi tak wspaniale jak wtedy, kiedy słuchałam jego wywodów przez telefon...
PS. Parę jego wykładów znalazłam w internecie, więc czasami sobie je oglądam. To dla mnie jak najlepszy film pornograficzny. Ale wiadomo, pornografia nie zastępuje prawdziwych przeżyć ;)
W moim mieście jest rzeźba w kształcie penisa.
Autorka uważa, że to czajnik.
Jak jestem w wannie, to odchylam głowę do tyłu, by miziać się włosami po tyłku.
Wspaniałe uczucie.
Przypomniało mi się wydarzenie sprzed lat.
Byłam kiedyś z zazdrosnym facetem, od czasów liceum, poszliśmy razem do tego samego miasta na studia i ogólnie zawsze chodziliśmy razem, wspólni znajomi, wspólne wyjścia...
Po roku studiów ja zmieniłam kierunek, więc poznałam nowych ludzi i rozstałam się z facetem. Wspólni znajomi okazali się być jego znajomymi, a mi zostali nowo poznani ludzie z roku.
Życie potoczyło się tak, że i ja, i on znaleźliśmy sobie nowych partnerów, ale jeszcze jakiś czas odzywaliśmy się do siebie.
Ja z moim nowym chłopakiem poszliśmy do kina, gdzie pracowała jedna ze "wspólnych" znajomych. Podeszła do mnie zapytać co u mnie, bo w sumie kontakt się urwał. Powiedziałam, że wszystko OK i jestem z nowym chłopakiem w kinie (on akurat kupował popcorn).
Kilka dni później dostaję SMS-a od byłego, treści dokładnie nie przytoczę, ale ogólnie było to oburzenie, czemu idę do kina tam, gdzie pracuje JEGO koleżanka i chwalę się jak u mnie jest dobrze i że mam nowego chłopaka. On sobie nie życzy takich akcji, które mają wywołać u niego zazdrość.
Witki mi opadły...
Ojciec powiedział mi, że mam znaleźć sobie pracę, a jak tego nie zrobię, to mam znaleźć sobie jakieś mieszkanie, bo nie zamierza utrzymywać nieroba. Gdy powiedziałam, że nie mogę pracować "legalnie" na pełen etat, usłyszałam "zawsze możesz zostać dziwką jak twoja matka".
Dodam, że mam 17 lat, a mama odeszła od nas, bo nie mogła znieść wiecznego poniżania ze strony tego chu*a. Szkoda tylko, że nie zabrała mnie ze sobą.
Mając 10 lat powiedziałam nauczycielce, że nie zrobiłam zadania domowego, ponieważ leciałam z ciocią helikopterem na zakupy...
P.S. Nieprzygotowania nie wpisała mi chyba za kreatywność.
W poprzednim związku zostałem zdradzony i nie do końca przepracowałem tę zdradę.
Jeszcze wtedy wybaczyłem eks tę zdradę, ale tak naprawdę to nie zastanowiłem się nawet dobrze, czy w ogóle powinienem. Bardzo się cieszyłem, że ona jednak nadal chce być ze mną, że „nadal mnie kocha”. Uwierzyłem, że po prostu mieliśmy gorszy okres, a ona się pogubiła. Wewnętrznie nadal obwiniałem trochę siebie, że nie byłem wystarczająco męski i dominujący — na co dzień i w seksie. Prawda była taka, że w seksie bardziej kręciły mnie scenariusze, gdzie to ona była dominująca, co jej jednak nie kręciło.
Postanowiłem zagrać w otwarte karty, przeprowadzić super szczerą rozmowę na temat oczekiwań każdego z nas co do seksu, fantazji seksualnych itp.
Po moich naciskach ona przyznała się, że kręciłyby ją trójkąciki z innym mężczyzną.
Wstyd się przyznać, ale wtedy też mnie to podnieciło, tak jakby po zdradzie cała zazdrość uleciała i teraz seks z innymi mnie miał już nie boleć, a nawet mógłby podniecać, gdy miałbym być jego częścią lub po prostu sobie patrzeć.
Eks proponowała, że w grę mógłby wchodzić także trójkąt z inną kobietą – „dla mnie” – ale szczerze mnie to nie kręciło. Bardziej kręciło mnie przekazanie jej info „popatrz, nie kręcą mnie inne kobiety, kręcisz mnie tylko ty i chcę zrobić wszystko, byś była zaspokojona”. Wiem, miałem odrzucić ten mindset bycia nie-męskim, ale nie dałem rady się wtedy zmienić. Nie zdążyliśmy nigdy tego zrealizować, bo wkrótce zdradziła mnie ponownie.
Tym razem postanowiłem, że naprawdę się zmienię, że teraz będę męski, twardy, dominujący. I udawało mi się to bardzo długo. Wkrótce poznałem nową kobietę, z którą jestem do tej pory, minęło już ładnych kilka lat, ale od pewnego czasu zaczynam wracać myślami do tych wydarzeń. Nie do samej osoby eks, ale tej konkretnej propozycji seksualnej. Szczerze to nie udało mi się zdusić tych fantazji w zarodku, pozwoliłem im żyć we mnie, aż urosły do tego stopnia, że za każdym razem jak myślę o seksie, to myślę o czymś takim. Za każdym razem jak uprawiam seks z nową partnerką, to mam te myśli w głowie i za każdym razem jestem bliski, by się jej do tego przyznać, ale tego nie robię. Nawet nie tylko dlatego, że mogłaby uznać, że jestem ohydny i mnie zostawić. Najbardziej boję się tego, że ją też mogłoby to kręcić i wtedy nie oparłbym się chęci wprowadzenia tego w życie. Wiem, że fantazje to nie rzeczywistość i to, co podoba nam się w fantazjach, niekoniecznie spodoba nam się w realu i może zepsuć to nasz związek, który jest w miarę udany.
Dlatego nie przyznałem się do tej pory.
Myślałem, by pójść do seksuologa z tym problemem.
Niestety, mieszkamy razem i każdą wolną chwilę spędzamy razem. Nie wiem, jak wytłumaczyłbym jej moje wizyty bez przyznawania się do tego.
Jestem queer. Mimo bycia bliżej grupy „kobiet” czy „dziewczyn” mam krótkie włosy i dość neutralnie wyglądającą twarz, przez co ludzie czasami biorą mnie za chłopaka. Jako dziecko zdiagnozowano mnie z autyzmem. Noszę się raczej alternatywnie. Staram się być rozumiejącx, cierpliwx, otwartx i odnosić się z szacunkiem w stosunku do ludzi. Chcę się uczyć, poznawać nowe perspektywy, i wierzę w zmiany.
Rozbraja mnie to, że niektórzy ludzie potrafią nazwać moje istnienie pomyłką, wstydem dla mojej rodziny (która często wyraźnie zaznacza, że mnie kocha i jest ze mnie dumna), i że najchętniej to sami by się mnie pozbyli z tego świata, a potem idą do kościoła, modlą się o pokój, i uparcie twierdzą, że trzeba „kochać bliźniego jak siebie samego” i „Bóg kocha wszystkie swoje dzieci, pomimo grzechów”. Po czym godzinę później dodają do tego, że wywoływanie wojny, ponieważ ktoś nazywa tego samego, kochanego Boga innym imieniem, lub że powinno się zabijać ludzi, bo są inni, jest prawidłowe, i kto tak nie sądzi, ten się myli...
Dawno temu poznałem wspaniałą dziewczynę. Dosłownie mój ideał, moja jedna na milion. Do niczego nigdy w życiu nie byłem tak pewny jak do niej. Wydawałoby się, że wszystko jest dobrze i nic nie może pójść źle, aż pewnego dnia wszystko szlag trafił. Za długo się czaiłem i się mną znudziła. Zawsze chciałem wszystko robić dobrze, a wyszło jak zawsze. Minął już długi czas od naszego rozstania, a ja dalej do dzisiejszego dnia pluję sobie w brodę, że nie postarałem się bardziej. Zrobiłbym wszystko, by ją odzyskać, ale niestety takiej możliwości już nie ma i nie będzie. Cały czas coś do niej czuję, pomimo że nie mogę z nią być. Może powiecie, że to głupie i bezcelowe oraz że ranię sam siebie, ale nie umiem o niej zapomnieć.
Nigdy nie miałem szczęścia do związków. W dzieciństwie przez pewien czas doświadczyłem groomingu w internecie. Później miałem dziewczynę, ale po półtora roku rozeszliśmy się — mieliśmy wiele problemów, ale głównie po prostu zmieniły jej się priorytety w życiu. Ja, mimo że miałem 15 lat, wiedziałem, że chcę żyć spokojnym życiem, mieć rodzinę i stabilną pracę. Ona miała w życiu zupełnie inne potrzeby. Miała tak ogromne kompleksy, że nie chciała robić niczego. Już podczas naszego związku był to problem, bo ja byłem osobą aktywną, pewną siebie, lubiącą próbować nowych rzeczy, a cały czas, jaki spędzaliśmy razem, polegał na leżeniu w łóżku i oglądaniu filmów albo ewentualnie na krótkich spacerach, bo nie lubiła podejmować żadnych aktywności. Poza tym była strasznie zazdrosna — do tego stopnia, że kiedy rozmawialiśmy o dzieciach, była na mnie zła, że mógłbym kochać kogoś oprócz niej. Później rozmawiałem z kilkoma dziewczynami, ale z żadną nie byłem w związku. Wychodzę z założenia, że gdy już jestem z kimś razem, to po to, żeby być do końca życia. Później z kolei jakimś trafem spodobał mi się chłopak. Zaczęliśmy się nawet umawiać i byliśmy bardzo blisko, ale szybko pokazał swoje prawdziwe oblicze. Był chory na borderline, samookaleczał się i miał zaburzenia odżywiania. W dodatku miał lękowy styl przywiązania. Kochałem go bardzo i przez cały czas byłem wspierający najbardziej, jak mogłem, ale skończyło się na tym, że zostawił mnie bez żadnego słowa. Później wrócił, ale kilka miesięcy potem zdradził mnie. Wybaczyłem mu, ale zrobił to znowu i od tej pory nie mamy kontaktu. Nie wiem, dlaczego mam takiego pecha. Po wszystkich tych sytuacjach nie mam żadnego szacunku dla siebie. Jestem zdesperowany i mimo że kocham najbardziej jak się da, zawsze kończę w ten sam sposób. Daję sobą pomiatać i robić ludziom co tylko chcą. Czuję się, jakby czegoś we mnie brakowało, jakbym nigdy nikomu nie starczał. Utraciłem całą pewność siebie i teraz boję się jakichkolwiek romantycznych relacji.
Dodaj anonimowe wyznanie