#YYeMX

Dzisiaj byłam w złym nastroju z powodu faktu, że mam sporą nadwagę. Mój kochany chłopak chciał mnie pocieszyć i przekonać, że wcale taka nie jestem. Próbował tego dowieść, podnosząc mnie i mówiąc: „Zobacz, jaka jesteś leciutka”. Nie zdołał tego zrobić i doznał kontuzji pleców...

#e8DpF

Po ostatniej sobotniej imprezie miałem potwornego kaca. Niewiele pamiętałem z poprzedniej nocy, ale coś mi świtało, że tuż przed snem napisałem coś do dziewczyny, która już od jakiegoś czasu mi się podobała. Kiedy wziąłem telefon do ręki, zobaczyłem, że mam nieodczytaną wiadomość od niej. Podekscytowanie i radość szybko minęły, gdy zobaczyłem, co napisała. Przysłała mi popularny w necie mem „mikser w oczy”. Przewinąłem rozmowę, żeby zobaczyć, co ja do niej takiego napisałem... Okazało się, że w nocy wysłałem jej swoje nagie fotki.

Ma ktoś wolne miejsce w swoim bunkrze?

#HF5Bb

Poznałam niedawno faceta, który ostro i dość ordynarnie próbował mnie poderwać. Wyobraźcie sobie przesadnie umięśnionego typa, który parę dni temu zasnął na jednym z łóżek w solarium i dopiero dziś się obudził. Zwizualizujcie sobie obwieszonego złotymi łańcuszkami posiadacza trzewików tak wypucowanych, że lśnią niczym łysina. Ów „przystojniak” usiłował zrobić na mnie wrażenie swoim tatuażem na bicepsie. Był to wizerunek tygrysa z napisem w hinduskim sanskrycie. Interesuję się tym językiem od czasu ukończenia kulturoznawstwa i kilku podróży do Indii.  
Mój adonis uznał, że dobrym pomysłem będzie podpisanie tygryska w taki oryginalny sposób. Wyraz udało mu się przetłumaczyć za pomocą jakiegoś internetowego narzędzia, natomiast chyba nikt mu nie powiedział, jak powinno się czytać to słowo. Cóż, „tygrys” w sanskrycie to… „viagra”.

#Ddn2Y

Kilka dni temu jechałam tramwajem na gapę, dosłownie trzy przystanki. A tu niespodzianka — bileciki do kontroli. Stałam przy obcej kobiecie z mojego osiedla, którą znałam z tego, że kiedyś kopnęła mojego psa za to, że chciał się przywitać. Powiedziałam kanarowi, że mama ma bilet — wskazując na tę kobietę. Oczywiście babka się zaczęła wypierać. Na to mówię, że to, że się pokłóciłyśmy na zakupach, wcale nie oznacza, że ma się mnie wyrzekać. Dodałam, że idę do domu na piechotę, po czym wyszłam na najbliższym przystanku. 
Babka ma za swoje. Nie kopie się psów.

#nUt7C

Studiowałem przez 5 lat. Najpierw 3-letni licencjat, a potem 2-letnia magisterka. Moją obecną pracę (jak na ironię, najlepiej do tej pory płatną) mam dzięki kursowi na wózki widłowe, który zrobiłem w tydzień.

Winię za tylko siebie. Przecież nikt mi nie kazał iść na beznadziejny humanistyczny kierunek, który dyplom jest wart tyle, ile papier, na którym został on wydrukowany. 

Tak więc lepiej parę razy dobrze przemyśleć przyszły kierunek dalszego kształcenia, bo inaczej po zakończeniu nauki jedyne co może czekać, to frustracja i rozgoryczanie.

#S2Np9

Moi rodzice są bardzo wierzący. Nie są fanatykami (raczej?), ale żyją ściśle według Biblii i przykazań. Ja sama nie wierzę w Boga, rodzice wiedzą, ale traktują to jako młodzieńczy bunt.

Sytuacja miała miejsce kilka dni temu. Mam 17 lat, dojrzewam, pojawił mi się popęd seksualny. Czasem się masturbuję, tak już w sumie od kilku lat. Tym razem korzystając z sytuacji, że rodzice byli w ogrodzie, postanowiłam sobie ulżyć w pokoju, przy zamkniętych drzwiach. A że było gorąco, nie okryłam się niczym. Byłam tak skupiona na tym co robię, że po prostu nie usłyszałam, że ktoś zbliża się do mojego pokoju. Mama otworzyła drzwi w momencie, gdy miałam opuszczone spodnie i rękę w wiadomym miejscu, do tego zarumienioną twarz, więc wyraźnie było widać, co robiłam. Wpadła w szał, zawołała tatę, zaczęły się krzyki, wyzwiska, bo przecież miliony razy odpytywali mnie ze znajomości przykazań bożych, a ja perfidnie zgrzeszyłam. Na nic były moje tłumaczenia, że to normalne, bo dojrzewam i odczuwam pewne napięcie. Gdy skończyły się wrzaski, rodzice stwierdzili, że należy mi się kara. Zabrano mi telefon i komputer, do tego resztę wakacji mam spędzić w domu na czytaniu Biblii. Mogę wychodzić jedynie z nimi do kościoła.

Najgorsze jest chyba to, że dziś rano mama oznajmiła mi, że z racji mojego „wybryku” zabiera mnie na rozmowę z zaprzyjaźnionym księdzem, abym zrozumiała, co zrobiłam. Przeżyję brak telefonu czy komputera, ale nie zamierzam o tak intymnej sytuacji opowiadać obcemu facetowi i słuchać jego pouczeń w sprawie MOICH miejsc intymnych. Po prostu nie chcę, nie czuję się z tym źle, niczego złego nie zrobiłam, ale wiem, że rodzice mi nie odpuszczą.

#SkOEL

Może zacznę od tego, że moja rodzina to urodzeni ścisłowcy. Moja matka była nauczycielką chemii, a ojciec fizykiem, co wiązało się z tym, że wraz z rodzeństwem od małego uczyłem się tych przedmiotów. 
Moja najstarsza siostra pracuje jako nauczycielka matematyki, a brat jest na studiach medycznych. A ja? Cóż, jestem dumnym polonistą, który za grosz nie nadaje się do ścisłych przedmiotów. Moja ukochana również po humanistyce. Zostało nam jedynie wyczekiwać, kim będzie nasz pierworodny.

#ZXIhs

Pół roku temu dostałam diagnozę. Borderline. Moim celem jest samouleczenie. Przeczytałam, jakie objawy daje to zaburzenie i staram się unikać tego typu zachowań. Niestety nie jest to proste... Teraz jestem na etapie stwierdzania, które moje zachowania są robione przez moje border.

Wstaję rano. Jest nieźle, w dobrym nastroju dzwonię do rodziców, zalewam ich cieplutkimi słówkami. Później zaczynam płakać, kończę rozmowę, mówiąc, że zmarnowali mi życie. Znowu to zrobiłam. Dzwonię z przeprosinami dla załagodzenia atmosfery, opowiadam o wczorajszej randce. Idę na uczelnię już pełna energii. Notuję wszystko skrupulatnie przez 20 minut, jednak za chwilę stwierdzam, że mam te studia gdzieś. Przez następną godzinę siedzę i gram na telefonie. Zmieniam zdanie — robię zdjęcie notatek z ostatniej godziny. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, uzupełnię je w domu. Wchodzę na prosektorium. Gdy niechcący urywam nerw martwej świni, stwierdzam, że jestem życiowym przegrywem. Resztę czasu spędzam, szlochając w łazience. Wracając, dzwonię do chłopaka. Mówię mu, że idę się powiesić. Kurka, kolejny raz borderline mną rządzi — skłonność do manipulacji ludźmi. Przepraszam i się rozłączam. Zadowolona wchodzę do domu. Zjadam trzy, może cztery porcje wcześniej ugotowanego obiadu. Przypomina mi się, że miałam tak nie robić. Teraz już za późno. Muszę rzygać. Znowu dzwonię do chłopaka. Nie odbiera pierwszego telefonu. Czuję, że tracę grunt pod nogami. Dzwonię jeszcze 30 razy. W końcu odbiera, jestem już całkiem spokojna. Trochę się jeszcze pouczę. Szloch, rzyg, umyć ząbki i spać.

Dziękuje za przeczytanie, ja sama się cieszę, że mogłam na swoje zachowanie spojrzeć z boku, opisując tutaj to wszystko. ;)

#Tpc64

Czasy gimnazjum, na religii katechetka zrobiła nam jakby grę w podróż. Kazała nam w zeszycie narysować siedem zapakowanych toreb lub rzeczy, które ze sobą weźmiemy. Powiedziała, że możemy w tym zawrzeć jakieś wartości typu miłość, rodzina, przyjaźń.
Jako że myślałam dość praktycznie, wzięłam ubrania, kosmetyki, książki itp. oraz... konia, bo co będę cały czas na piechotę chodzić.

Zaczęliśmy grę. Na każdym „przystanku” kazała nam wykreślić jedną rzecz, no to wykreślałam. Na przedostatnim przystanku był taki typowy autobus Trzeciego Świata, gdzie jest wszystko, począwszy od bakterii, na kozach kończąc. No to wchodzę z jedną torbą i tym biednym koniem, bo przecież biedaka nie zostawię gdzieś na pustkowiu. Ostatni „przystanek” był pod górą. Ostatnia rzecz do wykreślenia – poszła torba, przecież konia samego nie zostawię. Katechetka kontynuuje swoją opowieść, jak wchodzimy na tę górę, i wreszcie pada hasło: „Jesteśmy na miejscu, pod bramami nieba. Z czym zostaliście?”. Jak reszta klasy miała rodzinę, przyjaźń, koleżanka (też praktyczna) została ze zwykłą torbą, tak ja wybrałam się do królestwa niebieskiego z koniem :)
Dodaj anonimowe wyznanie