#X9AHm

Pracuję w galerii w pewnej sieciówce z odzieżą. Co jakiś czas trzeba iść na przymierzalnię i roznosić zostawione przez klientów ubrania. Czasem ktoś podejdzie i porozmawia, a czasem jako osoba trzecia jest się świadkiem różnych ciekawych sytuacji.

Kilka dni temu, kiedy zbierałam z przymierzalni ubrania, weszła para, jakoś koło czterdziestki. Pani lekko zdenerwowana, narzekała mężowi, że nigdzie nie może znaleźć pasujących na nią spodni, bo jest niska i wszystkie są za długie. Pan natomiast był w świetnym humorze, wszystkie jej żale obracał w żart. W końcu pani przymierzyła spodnie, wychodzi i pokazuje się mężowi. Wywiązał się między nimi podobny dialog:

(żona): I co myślisz, ładne?
(mąż): No ładne, ale nie za małe? Może znajdę jakiś większy rozmiar?
(żona): Nie trzeba, zobaczysz, schudnę do nich.
(mąż): Beata, co roku się oszukujesz w ten sposób i jeszcze nie schudłaś. Poszukam ci większego rozmiaru.

Pan ze śmiechem wyszedł na sklep szukać spodni, a pani posłała za nim spojrzenie pełne nerwów i nienawiści.

Mam nadzieję, że ten pan jeszcze żyje :)

#u8Qji

Dziewczyny, powiedzcie mi, jak to jest z tymi kosmetykami.
Na co dzień nie maluję się i nigdy nie miałam makijażu. Uważam, że mam ładną cerę, poza tym nie chcę co chwila upewniać się, czy się nie rozmazałam itp. Moja codzienna pielęgnacja to umycie twarzy wodą, ewentualnie jak wychodzę z domu, to dwukrotnie umyję twarz żelem i nałożę SPF. Jakiś raz na tydzień, dwa tygodnie, robię sobie peeling. Na czym polega mój problem?

Ostatnio w internecie natrafiam na dziewczyny polecające kosmetyki do pielęgnacji, jakieś kremy, żele do mycia twarzy, peelingi itp. Postanowiłam, że spróbuję. Kupowałam kosmetyki tylko takie, które miały rewelacyjne opinie (nie chciałam, żeby coś zepsuło mi cerę). I tak przez jakieś dwa miesiące: rano mycie dwukrotne żelem, nałożyć SPF, potem po powrocie do domu mycie dwukrotne żelem, nałożenie kremu nawilżającego. I raz w tygodniu peeling. Co zauważyłam? Cera na dobrą sprawę pogorszyła mi się. Pokazują się nieduże wypryski i „kaszka”, a oprócz tego pokazała mi się bruzda nosowo-wargowa (zanim zaczęłam pielęgnację, nie było jej).

Na jakiś czas przestałam i wróciłam do swojej dawnej pielęgnacji (czyli głównie przemywanie twarzy samą wodą). Stan cery mi się poprawił, nie ma wyprysków, bruzda zanika. Czy jest to coś normalnego, że po polecanych, dobrych kosmetykach mogła mi się zepsuć cera?

#pax6r

Mam młodych rodziców i faktem jest, że mam wyjątkowe szczęście. Pamiętam ich ślub, bo miałam wtedy pięć lat, pamiętam wiele innych rzeczy, których doświadczają młodzi ludzie, jak chociażby obronę magisterki taty czy budowa naszego domu. Odkąd też pamiętam rodzice postanowili, że niedziela będzie dniem dla nas. Takim rodzinnym. Spędzamy wtedy czas razem niezależnie od tego, co się dzieje, zawsze ten dzień spędzamy razem – czy to kino, spacer, czy nawet wspólna gra na konsoli.

W ostatnią niedzielę przypadła ich rocznica ślubu i wspólnie oglądaliśmy ich zdjęcia z czasów liceum, czyli wtedy, kiedy się poznali. Mama opowiadała mi, że tata od pierwszej klasy starał się o jej względy, chociaż początkowo trochę niezdarnie. Tata oczywiście wszystkiego się wypierał i stwierdził, że to mama ganiała za nim, odkąd go zobaczyła i że musiał ją czasami butem odganiać (tak, tata ma dziwne poczucie humoru). Jakoś jednak nie kupuję wersji taty. W pewnym momencie dotarliśmy do zdjęcia z ogniska, gdzie tata trzyma gitarę, a mama się do niego przytula. Mama zaczęła opowiadać o tym ognisku, a tata w pewnym momencie wyszedł. Obie myślałyśmy, że o coś się zezłościł, ale po jakichś 20 minutach wrócił. Z gitarą. Co zrobił? Zagrał i zaśpiewał „Kołysankę dla nieznajomej” Perfectu. I to tak, jak nigdy dotąd nie słyszałam. Mama się popłakała, a tata rzucił: „Widzisz, Antosia, gdyby nie ta gitara, toby cię na świecie nie było” :)

#sFbNr

Gimnazjum. Siedzimy grzecznie w klasie. Trwa lekcja fizyki. Nagle zaczyna śmierdzieć spalenizną. Nauczycielka twierdzi, że to nic takiego. Po chwili do klasy spod drzwi zaczynają wdzierać się kłęby czarnego dymu. Lekka panika. Krzyczymy do nauczycielki, że coś się pali, bo w klasie jest pełno dymu. Na serio byliśmy przestraszeni. Ta stwierdziła, że nie ma na to czasu, bo teraz jest zajęta wstawianiem piątki koleżance.
Na szczęście paliła się tylko tablica przed salą.

Postępowanie zgodnie z zasadami było zarezerwowane chyba tylko w przypadku ćwiczeń, które mieliśmy co jakiś czas...

#KhA9d

Rok temu przygarnąłem psa ze schroniska. Wypuściłem go na ogród, a sam usiadłem z kawą na tarasie. W pewnym momencie pies po prostu upadł i już się nie ruszał. Zabrałem go do weterynarza. Pies był już martwy. Podobno miał chore serce.

Jakiś czas później siostra przywiozła mi szczeniaka, którego ktoś miał do oddania na wsi, gdzie mieszka. Kiedy wyszliśmy na pierwszy spacer, potrącił nas kierowca, który zasłabł za kierownicą. Piesek nie przeżył.

Później przeprowadziłem ze schroniska kota. Znalazłem go martwego w ogrodzie tydzień później. Prawdopodobnie ktoś go otruł.

Tydzień temu przygarnąłem psa po zmarłym wujku. Nie mogę spać ze stresu, że spotka go coś podobnego.

#Uiben

Dawno temu, jak ledwo kupiłem swoją pierwszą kawalerkę (ale za własne) i jeździłem Skodą Felicją (ale też kupioną za własne), moja ówczesna postanowiła się przespać z facetem, który wg niej miał duże, luksusowe mieszkanie i wypasiony samochód.
OK, dokonała wyboru. Sprawdziłem gościa swoimi kanałami. I nie powiedziałem jej, że mieszkanie ma w kredycie, samochód w leasingu, a jego jednoosobowa działalność gospodarcza jest z przeterminowanymi długami.
Kapnęła się, jak jej zrobił dzieciaka, a ona próbowała z niego wyegzekwować alimenty, ale nie było z czego.
Wiem, że to płytkie, ale poczułem jakąś satysfakcję ;)

#zmiZ7

Mam 28 lat, w tym roku wychodzę za mąż. Od samego początku związku obydwoje deklarowaliśmy, że chcemy mieć dzieci. Oczywiście na studiach nie było o tym jeszcze mowy, a po studiach mąż miał problemy z zatrudnieniem i też opcja dziecka odpadała.

Teraz obydwoje mamy stabilne prace, z tym że u mnie na widoku pojawiła się duża możliwość założenia własnej działalności i sporych dochodów na horyzoncie. Musiałabym się tylko poświęcić temu przez dłuższy czas, rok do dwóch lat. Niestety, branża wyklucza pracę w ciąży ze względu na uszkodzenie płodu. Dochody byłyby 100% większe niż obecnie. Dodam jeszcze, że obecnie pracuję właściwie do późnych godzin wieczornych, najczęściej od 13 do 21 i nie chciałabym wychowywać w takich warunkach dziecka. Zmiana pracy nie pomoże, bo wszędzie w branży są takie godziny pracy.

I tu pojawia się problem, a mianowicie naciski na dziecko. Właśnie teraz. Moi rodzice, teściowie, rodzeństwo, narzeczony, a nawet koleżanki. Wszyscy jakby się uparli na dziecko, bo to już czas, młodsza nie będę itp. Choruję na policystyczne jajniki i sam lekarz twierdzi, że nie mam zbyt długo zwlekać. Ostatnio u mnie w rodzinie ciotka urodziła wcześniaka, który zmarł, to już w ogóle jest argument (ciotka 10 lat starsza ode mnie).

A ja mam wrażenie, że moje ciało przestało należeć do mnie, że wszyscy roszczą sobie do niego prawo i mówią mi, co mam z nim robić. Jeszcze narzeczonego starałam się zrozumieć, w końcu ewentualne dziecko też będzie jego, ale powinien dać mi przestrzeń, jeśli jej potrzebuję. Nie chcę stracić okazji dobrego zarobku, ustawienia nas jako przyszłych rodziców i zapewnienia sobie i dziecku warunków do dobrego życia. No bo bez przesady... Jeśli będę pracować takim trybem, jakim pracuję, to ja dziecka widywać nie będę, ewentualnie w weekendy. Narzeczony kilka razy do roku wyjeżdża w delegację na tydzień do miesiąca czasu. Rodziców i teściów mam 100 km dalej. Co ja z tym dzieckiem zrobię? Muszę mieć elastyczny czas pracy... Albo z niej zrezygnować, co nie wchodzi w grę, bo narzeczony nawet teraz zarabia mniej ode mnie. Na moje propozycje, żeby to on rzucił pracę zarobkową i zajął się dzieckiem wielce się oburzył, że jak to, przecież praca... No właśnie, a moja praca już się nie liczy? Mam wszystko rzucić i zostać matką? Na moje argumenty wszyscy odpowiadają, że jakoś to się ułoży i nie można wszystkiego zaplanować. A otwierając działalność, pracowałabym jako podwykonawca trzy dni w tygodniu. Brzmi lepiej...

Po prostu wszystkim jakby szajba odbiła. Ja też chcę dziecka, naprawdę. Ale jeszcze nie teraz. Nie teraz, kiedy zaczyna się układać. Chciałbym się najpierw trochę dorobić, zwiedzić kawałek świata, pokorzystać z dóbr materialnych, zanim będę musiała się poświęcić dla dziecka. Nie wiem dlaczego nikt tego nie rozumie i jestem wrogiem numer jeden.

#rDXBH

Jestem ojcem 12-letniej córki, która ostatnimi czasy zbyt mocno zafascynowała się na punkcie ekologii. Namawia mnie do tego, żeby założyć fotowoltaikę, zamienić mojego obecnego Diesla na auto elektryczne czy na to, żeby jeść mniej mięsa, a więcej zieleniny. Oczywiście nie zamierzam jej w takich kwestiach słuchać, aczkolwiek rozumiem, że młodzież jak to młodzież, ma swoje dziwactwa i nie widzę w tym nic złego. Postanowiłem być dobrym ojcem i pomyślałem, że fajnie byłoby jej pomóc żyć zgodnie z jej filozofią. Przestałem ją zawozić do szkoły samochodem, kupiłem jej w prezencie jakiś używany rower za 500 zł (nie mogłem kupić nic nowego, bo wiecie, produkcja nowego roweru jest nieekologiczna – lepiej kupić jakiś stary używany) i oczywiście powiedziałem jej, że teraz tym środkiem transportu będzie sobie jeździła do szkoły i wracała do domu. Dodatkowo powiedziałem dziewczynie, że koniec z kupowaniem ciągle nowych ciuchów, wymieniamy rzeczy tylko bardzo zniszczone i nie kupujemy już dla niej nowych oryginalnych ciuchów, tylko kupujemy dla niej ciuchy używane z lumpeksu, oczywiście zabroniłem jej korzystania z pralki częściej niż raz w tygodniu (w końcu ekologia ważna rzecz).
Nie minęły dwa tygodnie i dziewczyna w 100% wyleczyła się z ekologizmu.
Pomyślałem, że całe szczęście, że jej to przeszło, bo gdyby nie ta delikatna terapia szokowa, to musiałbym zastosować bardziej radykalne kroki, typu obniżamy temperaturę w pokoju, myjemy się raz na tydzień, zapominamy o jakichkolwiek wakacjach... Całe szczęście, że to nie było absolutnie potrzebne, bo jeszcze by mi odebrali moje własne dziecko za takie wychowanie, a ja czuję się dumny, że wystarczyły dwa tygodnie, żeby te pomysły z głowy jej wywietrzały.

#9lIEV

Mam dwa psy, roczny owczarek niemiecki i półroczny doberman. Na spacery chodzimy z nimi osobno, dlatego że psiaki lubią się zaczepiać, podgryzają się, co utrudnia spacer.

Podczas spaceru z owczarkiem na horyzoncie widzę matkę z ok. 4-letnią dziewczynką. I już widzę, że mała bierze rozpęd i wyciąga swoje ręce do mojego psa, który dzieci nie lubi. Byłam wtedy z kolegą, który miał rozciętą rękę, tak zabandażowaną, że wyglądała, jakby jej wcale nie było. Dzieciak biegnie na nas, konfrontacja nieunikniona, pies już szczerzy zęby gotowy, żeby gryźć. Krzyczę do dziecka, żeby się zatrzymało i nie podchodziło, ale gdzie tam, mała leci dalej jak sprinter, zachęcana przez matkę. Ja już trzymam mocno psa, chowam za sobą, a tu nagle mój kumpel wkracza do akcji i mówi: „COFNIJ SIĘ! BO JAK NIE, TO TEŻ CI RĘKĘ ODGRYZIE, JAK MI, GDY BYŁEM W TWOIM WIEKU!” i pokazał małej bandaż. Dzieciak z przerażeniem patrzy i zastygł w miejscu. A kumpel: „Lepiej uciekaj do mamy”.

Praktyka dość mocna i agresywna, ale zadziałała :) Polecam! Dalszy spacer przebiegł w spokoju.

#uDnL6

Uwielbiam noc.
Codziennie o tej godzinie 4 czy 5 denerwuję się, bo zaczyna się robić jasno, zakrywam okna wszystkim czym się da. Tekturami, kocami, zasłonami, rolety, już nawet blat był, bo zawsze gdzieś jakiś promyk będzie prześwitywał.

Moi przyjaciele, kiedy mają gdzieś wstać późno w nocy, proszą, żebym ich telefonicznie obudził, bo przecież i tak nie będę spał, no i mają rację. Jak trzeba po kogoś pojechać w nocy, to zawsze jadę ja, bo nie czuję zmęczenia, w nocy mogę jeździć, jazda w dzień mnie denerwuje.

Najciekawsze są sytuacje, kiedy jest godzina powiedzmy 5 czy 6 rano, ja jeszcze nie śpię, postanawiam zjeść ostatni posiłek i kima. W kuchni spotykam ojca.
O: Ale szybko wstałeś, dawno ci się nie zdarzyło.
Ja: Ja jeszcze nie poszedłem spać...

No i ojciec je śniadanie, a ja kolację. Do tego śpię po 3-4 godziny dziennie max. Nie ukrywam, ma to swoje plusy, bo w trakcie sesji wszyscy umierają, a dla mnie to jest w sumie takie dosyć normalne.

I żodyn nie wie, że po prostu w nocy mam lepszy internet.
Dodaj anonimowe wyznanie