#IZ0mc
Akcja właściwa miała miejsce w pewno mroźne, zimowe popołudnie, kiedy to po wyjściu z domu, nim rodzice wrócą z pracy, czekałam na pociąg, który z mojej mieścinki zabierze mnie na upragnione balety. W oczekiwaniu na środek transportu postanowiłam umilić sobie czas fajeczką. Ale jak to bywa w takich sytuacjach, zapalniczka postanowiła wyzionąć ducha, nie dając nawet iskry. Zła na siebie i cały świat rozejrzałam się po peronie w poszukiwaniu osoby, która mogłaby poratować mnie ogniem. Raczej nadzieje nie były zbyt duże, bo spotkanie kogoś na tej stacji o tej godzinie graniczyło z cudem, ale jednak. Na drugim końcu stał jakiś mężczyzna. Stwierdzając, że nie mam za wiele do stracenia, podreptałam w jego stronę. Trochę zdziwiło mnie jego zachowanie, bo na moje pytanie o ogień, z uśmiechem białych zębów i błyskiem w czarnych jak węgiel oczach odpowiedział: „Ależ oczywiście, proszę bardzo!”. Zupełnie jakby gówniara pytająca go o ogień na tym zimnym i brudnym peronie była najmilszą rzeczą, jaka mu się dzisiaj przytrafiła. Musiał zauważyć dziwny wyraz mojej twarzy, bo odpowiedział na niezadane pytanie. „Pewnie dziwi cię, dlaczego się tak ucieszyłem, prawda? Widzisz, świadomość tego, że mogę przyczynić się do twojej przedwczesnej śmierci, prawdopodobnie w mękach, wpędza mnie w doskonały nastrój” – po czym zaśmiał się krótko, ale mnie jakoś nie było do śmiechu. Uciekłam z tego dworca prosto do domu i zamknęłam się we własnych czterech ścianach.
Pewnie dla większości z Was to jest okrutny banał i tak dalej, ale zawsze byłam wrażliwa i uczuciowa, na tyle, że przez tę jedną sytuację zmieniłam swoje dotychczasowe zwyczaje o 180 stopni. Oficjalna wersja dla rodziców brzmiała, że po prostu zrozumiałam swoje błędy, ale prawda wyglądała inaczej. Jeszcze długo po tym wydarzeniu miałam koszmary, w których widziałam uśmiech białych zębów, błysk w zimnych, czarnych oczach, a w głowie dźwięczały mi jego słowa i pusty śmiech.
Od tamtego zdarzenia ilekroć ktoś mi proponował papierosy, zawsze przed oczami stawała mi jego twarz i przypominały się jego słowa. Palenie rzuciłam natychmiastowo.
#ulubv
#Dr8og
– Nie jedz tyle, bo będziesz gruba!
– Trudno, kocha się za charakter.
– Ha, ha, to ty nie masz szans.
Dzięki, tato.
#F198r
Rodzice jeździli wtedy do pracy, a ja chodziłam do szkoły, tak że wujek w czasie gdy nas nie było, majstrował sobie coś w naszym domu. Co tydzień ojciec mu płacił za wykonaną pracę (nawet więcej niż standardowemu pracownikowi), oprócz tego wuj zawsze zostawał na obiedzie, mógł śmiało zrobić sobie kawę czy zjeść ciasteczka, kiedy naszła go ochota. I wiecie co? Pewnego dnia wróciłam wcześniej ze szkoły i zastałam wujka grzebiącego moim rodzicom w szufladach. Na pytanie co robi, odparł, że musi zabezpieczyć wszystkie szafki przed kurzem. No spoko.
Wieczorem przerażeni rodzice wpadli do mnie do pokoju, pytając, czy wzięłam pieniądze odłożone na nowy piec gazowy... Chyba domyślacie się, gdzie te pieniądze leżały?
Wujek nie otrzymał już więcej żadnej „wypłaty”, upierał się, że pieniędzy nie wziął, ale nigdy więcej nie przekroczył progu naszego domu...
Tydzień później usłyszałam plotki, że mój tata nie płaci swoim pracownikom i wyrzuca ich z dnia na dzień z pracy.
Z rodziną najlepiej na zdjęciach...
#ZELBE
Na którymś z przystanków do autobusu wsiadła sympatycznie wyglądająca starsza pani, grzecznie się do niej uśmiechnęłam i zaproponowałam, aby usiadła. Starsza pani usiadła z szerokim uśmiechem, ja go odwzajemniłam i poszłam w głąb autobusu. Na odchodne obróciłam lekko głowę i uraczyłam nim też gotującą się z frustracji emerytkę.
I tak sobie myślę, że czasem życie stawia nas przed wyborem: walczyć o swoje czy ustąpić. Tego dnia wybrałam swoje miejsce, ale podarowałam je komuś, kto naprawdę je docenił.
#4EzyO
Dziękuję, że się o mnie troszczysz, Instagramie, ale robisz to niepotrzebnie.
#OCc6o
Niemal od razu napisała. Wbrew moim przewidywaniom rozmowa się kleiła, miałyśmy wiele wspólnych tematów. Już po kilku dniach bardzo się do niej przywiązałam, zaczynałam tęsknić, gdy nie pisałyśmy zaledwie kilka godzin.
Po jakimś tygodniu napisała mi, że tak naprawdę to ona nie chce się ze mną przyjaźnić, a napisała do mnie, bo się jej podobam. No nie powiem, zatkało mnie, przede wszystkim z faktu, że nigdy ładna nie byłam (i nie jestem), więc komu mogłabym się spodobać. Zdziwił mnie także fakt jej orientacji (LGBT wtedy było dla mnie jak coś kosmicznego), już nawet nie wspominając, że jako 12-latka nie miałam zielonego pojęcia o swojej seksualności. Zaproponowała mi spotkanie, ale odmówiłam. Dość szybko urwałam kontakt, nie chcąc jej ranić.
Kilka tygodni później zauważyłam, że moja znajoma z równoległej klasy chodziła jakaś smutna. Nie musiałam długo nalegać, aby opowiedziała mi, że napisała do niej dziewczyna, z którą bardzo szybko się zaprzyjaźniła. Zaproponowała jej spotkanie i wspólne wyjście na miasto, ale gdy przyszła, zamiast koleżanki czekała na nią grupka chłopaków, dość znanych w okolicy „dowcipnisiów”. Zaczęli się z niej śmiać, bo „była na tyle naiwna i uwierzyła, że ktoś chciałby się z nią kolegować”.
Porównałyśmy profile – pisałyśmy z tą samą osobą.
Poszłam jeszcze z zapytaniem do owej koleżanki, która miała ją w znajomych. Okazało się, że przyjęła zaproszenia na ślepo i nawet nie wiedziała kto to.
Po tym straciłam zapał do nawiązywania internetowych znajomości. Do dziś nie daje mi spokoju myśl, że to upokorzenie mogło spotkać mnie.
#MfRNp
#epl7D
Dowiedziałam się od lekarza, że muszę mieć operację na kolano. Przyszedł mój termin, oczywiście wszyscy znajomi i „przyjaciele” pisali mi i mówili, że przyjdą, kupią mi coś z McDonalda. Pierwszy dzień po operacji – zero gości. Drugi dzień, trzeci, czwarty, piąty – zero gości. Oczywiście pisali mi, że dzisiaj nie mogą, bo to i tamto – OK, rozumiem. Jednak przez miesiąc przebywania w domu też nikt się nie pojawił.
W drugiej klasie liceum miałam kolejną operację na kolano. Sytuacja się powtórzyła.
Pamiętam jak dziś widok koleżanek i kolegów innych chorych, przynoszących słodycze, balony. Wieczorem kiedy moja współlokatorka zasypiała, płakałam po cichu w poduszkę z samotności. Tylko moja mama do mnie przychodziła.
Było mi tym bardziej przykro, że zawsze innych wspierałam. Kiedy koleżanka trafiła do szpitala z problemami nerek, tego samego dnia przychodziłam z kwiatami i czekoladkami. Kiedy było coś potrzebne, pojawiałam się w sekundę. Jednak gdy to ja potrzebowałam towarzystwa, to wszyscy byli zajęci swoimi sprawami. Smutne.