#TB5sq

Kiedy byłam mała, usłyszałam w przedszkolu, że jaskry są bardzo trujące, i jak takiego zjesz, to umrzesz. Ja, jako bardzo odpowiedzialne dziecko, niewierzące we wszystko, co usłyszy, postanowiłam to sprawdzić, więc „w celach naukowych” zeżarłam małe naręcze żółtych kwiatków, żeby zobaczyć, czy umrę.
W ten sam sposób obaliłam szkolny mit, że jak się poświeci laserem w oko, to się oślepnie.

PS Nie umarłam, nie oślepłam.

#Cu896

W liceum mieliśmy ciętego nauczyciela od historii. Nie był on człowiekiem, który zachęcał do swojego przedmiotu — raczej terroryzował klasę, lekcje z nim śnią mi się do dzisiaj. Pewnego dnia ogłosił, że na jednej z lekcji napiszemy wypracowanie na ocenę. Postanowiłam się nauczyć się tak, żeby to wypracowanie napisać perfekcyjnie. Zaczęłam z odpowiednim wyprzedzeniem (jak nigdy) i powiem szczerze, że idąc na lekcję, byłam pewna siebie. Mieliśmy trzy tematy do wyboru. Wybrałam temat unii lubelskiej, w którym czułam się zresztą najmocniej. Rozpisałam się jak nigdy. Czasem zerkałam na mapę, która jako forma ułatwienia wisiała na tablicy. Wszystko opisywałam z najdrobniejszymi szczegółami, a z każdym kolejnym zdaniem byłam coraz bardziej z siebie dumna. W efekcie wyszło mi całe trzy strony formatu A4. Pomyślałam — wreszcie dostanę więcej niż tróję! Skończyłam pierwsza, dumnie oddałam pracę na biurko i wyszłam z sali. I nagle zdałam sobie sprawę, że popełniłam jeden, jedyny błąd w moim wypracowaniu. Otóż... unia w moim wypracowaniu została zawarta z Czechami.

I tak właśnie, moi drodzy, działa stres. :D

PS Dostałam jedynkę.

#901wt

Sytuacja miała miejsce 12 lat temu (dziś mam 23 lata). Byłam wtedy w parku na spacerze z moją ówczesną przyjaciółką, siedziałyśmy na ławce pod drzewem i byłyśmy zachwycone, jak ptaszki się razem bawią, ale szybko przestałyśmy się nimi interesować i zajęłyśmy się rozmową. Było całkiem fajnie do momentu, gdy najpierw pod jej nogi spadła głowa ptaszka, a pod moją jego reszta. Urocze, bawiące się ptaszki w rzeczywistości były wronami robiącymi nalot na gniazdo... Naszego wrzasku nie zapomnę do śmierci.

PS Swoją drogą do ptaków mam pecha. Sześć lat później z grupą znajomych poszłam na papierosa za budynkiem szkoły i prawie dostałam w głowę zdechłym gołębiem, który spadł z dachu... Prawie, bo dzielił mnie od tego zdarzenia dosłownie jeden krok.

#uRmng

Syfiarstwo mojej żony doprowadziło do tego, iż jesteśmy w trakcie rozwodu, ale z racji wspólnego dziecka zostawiłem jej dom, a sam poszedłem na mieszkanie.
Wczoraj wszedłem tam pierwszy raz od wyprowadzki, pod jej nieobecność, bo córa zapomniała swojego misia, a przy okazji chciałem skontrolować dom. Po prostu zwaliło mnie z nóg. W tym domu aż śmierdzi od brudu i potykam się o rzeczy na podłodze, stół tak zawalony śmieciami i brudnymi naczyniami, że aż zapytałem się córki, gdzie i co i z czego wy jecie. Zrobiłem jej przez telefon awanturę i zagroziłem, że nie oddam jej dziecka, jak nie zobaczę porządku, a jak uważa inaczej, to skończy się opieką społeczną i sądem, żeby zobaczyli, w jakich warunkach żyje moje dziecko. Trawa na ogrodzie ma z metr i nawet pies tam przestał wchodzić i załatwia się na kostkę. Śmierdzi na całym podwórku i wszędzie walają się psie kupy i moje dziecko nawet nie ma jak się swobodnie pobawić. Kuchnia letnia to już graciarnia. Wszystko wrzucone na kupę, nie ma gdzie nogi wsadzić. Dobrze, że dookoła jest wysoki betonowy płot i ludzie tego nie widzą. Jestem tak zły, że jest to nie do opisania. Jak można być taką syfiarą? Jak można doprowadzić dom do takiego stanu?

#itwxY

Co wieczór, zanim wezmę prysznic, schodzę do pomieszczenia gospodarczego, żeby wrzucić do niego brudne ubrania do kubła, po czym wybiegam zupełnie nagi na ostatnie piętro mojego domu. Pikanterii dodaje fakt, że co wieczór wszyscy domownicy są w domu i w każdej chwili mogą mnie zobaczyć. Dla ciekawskich... nie, nie widzieli mnie... jeszcze.

#lXJJH

Zakochałam się we własnym szwagrze. Nie mogę przestać o nim myśleć, fantazjuję o nim, robię wszystko, żeby mnie przypadkowo dotknął... Sama się boję, chyba zmienia się to w jakąś obsesję z mojej strony, bo wczoraj w nocy stałam nad ich łóżkiem i patrzyłam, jak śpią, a po chwili zrozumiałam, że to już jest chore i wyszłam do siebie. Staram się nie dawać znaków, ale chyba robię to nieświadomie, a on chyba coś podejrzewa, bo zaczął na mnie tak jakoś inaczej patrzeć. Najgorsze jest to, że jednocześnie brzydzę się sama sobą, bo wiem, że nie mogę tego zrobić własnej siostrze, ale nie umiem z tym walczyć, nie umiem o nim nie myśleć.

#7ZShv

Mam dość mojego chłopaka. Jesteśmy razem już prawie dwa lata. A on jedyne co w wolnej chwili robi, to gra na komputerze. Oczywiście, razem spędzamy czas, ale tak naprawdę kiedy ja go namówię. Wraca z pracy — od razu gra z kolegami do trzeciej nad ranem. Wstaje rano — nawet śniadania nie zje, tylko od razu leci przed komputer i potrafi siedzieć tak cały dzień. Na początku mówił tylko, że gra z kolegami po pracy. Okej, to jeszcze nic takiego. Ale kiedy zamieszkaliśmy razem, zobaczyłam, że on gra non stop. Nie wykonuje żadnych obowiązków domowych. Nawet do jedzenia nie chce mu się nic robić, więc zamawia. Przerwę od grania ma tylko jak pójdzie do pracy albo idzie spać. Tak to ciągle gry. Nawet jak już gdzieś pójdziemy razem, to w telefonie ogląda, jak ktoś inny gra. Naprawdę można sobie czasem pograć, ale żeby cały czas? Zastanawiam się, czy to nie jest uzależnienie jakieś. Czy ktoś może wie jak z tego wyjść? Jak mu to uświadomić w ogóle, jeśli kiedy mu mówię: znowu grasz, a mówiłeś, że chciałeś zrobić to i to, chciałeś gdzieś pójść, to czemu tego nie robisz, tylko siadasz przed komputerem, to on na to, że czemu by nie pograć. Wszystko, co kiedyś powiedział, że chciałby zrobić — ani jednej rzeczy z tego nawet nie zaczął. Naprawdę nie wiem już jak do niego dotrzeć.

#NO9bt

Ostatnio widziałam tu wpis o tym, że ludzie nie szanują sprzątaczek, więc opowiem wam moją historię.
Odkąd pamiętam, rodzice uczyli mnie układać wszystko, by łatwiej było sprzątać. W hotelach lub apartamentach zawsze ściągamy pościel i składamy, żeby tylko sprzątaczkom było odrobinkę łatwiej.
Ostatnio jak zwykle przy wychodzeniu z apartamentu ściągamy pościel i bierzemy ogromne worki na śmieci na różne rzeczy, wszystko zmywamy i układamy. Była już prawie jedenasta, czyli godzina, w której trzeba opuścić lokal. Wchodzi właściciel apartamentu i pyta, co my robimy, na co mój tata odpowiada, że sprzątamy. Właściciel się rozwrzeszczał, że to praca sprzątaczek... i że im potrąci za to z pensji.
Nieźle...
Dodaj anonimowe wyznanie