#ewsWe

Moja dziewczyna ma na wszystko swoje teorie. Źródła jej wiedzy są różne. Na moje nieszczęście poglądy na temat związków czerpie głównie z plotkarskich portali i kolorowych gazet, więc przegrywam na tym podwójnie.
Mamy swoje lata i każde z nas z kimś tam wcześniej było. Spotykam się z nią od pewnego czasu i do niczego jeszcze nie doszło. Nie ukrywam, że mi się to podobało, bo widziałem w tym, że ona ma jakieś zasady, o które teraz tak ciężko, ale wiadomo... wszystko do czasu.
Niestety ostatnio dowiedziałem się, że do niczego nie doszło, bo ona sprawdza tylko swoją teorię polegającą na tym, że „chłopakowi, na którym kobiecie zależy, nie wolno dawać za szybko, a jak już się da, to potem dawać nieczęsto, bo jak faceci dostają, co chcą, to ciężej ich przed ołtarz zaciągnąć”.
A najlepsze jak ją zapytałem, skąd czerpie takie mądrości: „Z życia, z życia, mój kochany!!! Każdemu byłemu chętnie dawałam, no i teraz jestem z tobą”.

Kurtyna opadła, światła zgasły.
Panowie, gdzie wy znajdujecie swoje żony...

#LACY6

Jestem niepełnosprawny, mam zdeformowaną twarz, ciało, wrodzoną niedoczynność tarczycy i wiele innych poważnych schorzeń. Byłem gnębiony, bity do krwi jako dziecko, całe życie jestem wyśmiewany. Moi bliscy (np. kuzyni) byli moimi oprawcami, którzy używali okrutnej przemocy i to oni się przyczynili w znaczącym stopniu do mojego stanu psychicznego. Dzisiaj mam PTSD, codziennie walczę z tą pierdoloną niepełnosprawnością. Mam nadzieję, że zdechną za to co mi zrobili, miałem również wielu oprawców, którzy zrobili dużo podłych rzeczy, które zniszczyły mi psychikę. Dużo bym dał, żeby chociaż trochę poprawić swój stan, jakbym chociaż wyleczył deformacje twarzy, to już bardzo by mi to poprawiło życie, np. nie byłbym wyśmiewany na każdym kroku, ale trudne będzie zdobycie takich pieniędzy. Mam przejebane głównie za rzeczy, które podarowały mi geny i nie miałem na nie żadnego wpływu. Zniszczyli mnie ludzie i teraz walczę z tym od długiego czasu.

#Xvic7

Być może kogoś w tym momencie urażę, ale powiem wprost – mam ubaw po pachy z wszelkich kierowników, dyrektorów i osób zatrudnionych na stanowisku prezesa zarządu czyjejś firmy. Niestety, wielu takim ludziom wydaje się, że są „kimś”, czasem nazywają się „poważnym człowiekiem w poważnej firmie”, podczas gdy są takim samym parobkiem właściciela firmy jak ten, kto sprząta toalety czy zamiata parking, z tym że akurat te osoby zazwyczaj są szczere, otwarte i serdeczne, a nie mają zawyżonego mniemania o sobie.

Jestem właścicielem firmy zatrudniającej kilkanaście osób. Mam taką zasadę, że dopóki każdy pamięta, że to moje zdanie jest decydujące, jesteśmy kolegami z pracy i nie ma typowych relacji szef – podwładny. Nie ma prezesa, kierownika itd., z każdym jestem na ty i bardzo cenię sobie takie partnerskie relacje. Liczą się one dla mnie również wśród kontrahentów. Niejeden kierowca przywożący do mojej firmy towar czy paliwo do maszyn mówi, że tylko w „XYZ” (tu pada nazwa mojej firmy) można spotkać prezesa siedzącego na taczce i gadającego z parkingowym, który z daleka woła: „Siema prezes” do każdego dostawcy wjeżdżającego na bazę. Jeśli rozmawiam z szefem takiego dostawcy, to relacje są podobne i szczerze mówiąc, skręca mnie, kiedy jestem u któregoś z kontrahentów i słyszę te sztywne teksty „panie prezesie to, panie prezesie tamto” i kłanianie się przez pracowników ich firm na każdym kroku. Mam taki zwyczaj, że wtedy do takiej np. sekretarki zwracam się: „Pani prezes pozwoli, że się przedstawię, jestem Tomek i tak bym prosił, żeby się do mnie zwracać”.

Co do dyrektorów, kierowników itd. – jest to z zasady stanowisko przeze mnie znienawidzone. Pracownik jak każdy inny, któremu wydaje się często, że coś osiągnął i może pomiatać innymi. Może i jestem na tym punkcie przewrażliwiony, ale będąc z wizytą u kontrahentów, nie odpuszczę, jeśli widzę takie nadużywanie „władzy” przez kogoś, komu wydaje się, że jest „kimś”. Jakiś kierowniczek czy dyrektorek od siedmiu boleści drze się na podwładnego albo go wykorzystuje? Wtedy rozpoczyna się walor edukacyjny mojej wizyty. Idę do takiego „mądrego” i leci tekst na zasadzie „misiu kolorowy, idziesz sam powiedzieć szefowi, że jeśli twoje zachowanie się nie zmieni, to firma XYZ zakończy z wami współpracę, czy ja mam to zrobić, ciągnąc cię do szefa za szmaty?”.  Po prostu nienawidzę złego traktowania współpracowników i wywyższania się, zwłaszcza przez osoby, które nie mają ku temu podstaw. Mam świadomość, że jeśli moja firma osiągnęła jakiś sukces, to głównie dzięki pracy zespołowej. Za to mój zespół szanuję i mam świadomość, że sam nie zrobiłbym bez nich nic.

#ZId8S

Jestem już po 40 i podczas oglądania jednego z kanałów na necie natrafiłem na historię naszego kraju opowiadaną przez starszych ludzi, którzy przeżyli ją na własne oczy. Przypomniał mi się mój dziadzio, który odszedł z tego świata, gdy ja sam miałem jakieś 11 wiosen.
Mieszkaliśmy dom obok domu i wszystkie obiady jadaliśmy wspólnie. Jak to dziecko, czasem wybrzydzałem – a to żur mi nie smakował, a to ziemniaki się znudziły i tak dalej. Wtedy mój dziadzio, który był najwspanialszym i najłagodniejszym człowiekiem na świecie, przybierał bardzo srogą minę, zmieniał ton głosu i  – patrząc mi prosto w oczy – mówił, bym zjadł obiad i nie wybrzydzał i przeprosił babcię. Zawsze działało.
Dziadzio odszedł, a ja nie zastanawiałem się nigdy nad tym, dlaczego tak reagował.
W końcu zacząłem się tym interesować i rozmawiać z moim tatą. Opowiedział mi historię, po której włos zjeżył mi się na głowie. 
Dziadek pochodzi z Kresów, uciekł wraz ze swoim ojcem po śmierci mamy w głąb Polski, był doświadczony niewyobrażalnym głodem, ale i obrazami, których na pewno nigdy z pamięci nie wyrzucił – będąc nastolatkiem, żył w miejscach, gdzie ludzie z głodu zjadali ludzi.
Jak ogromne piętno musiało to zostawić w jego psychice ? Nie wiem. Ale wiem, że nigdy nie zostawił ani okruszka na talerzu, nie powiedział żadnego negatywnego komentarza odnośnie do jedzenia i zawsze miał w swojej piwnicy kopczyk ziemniaków i dziesiątki słoików z wekami na półkach.

#84RGV

Jakiś czas temu na anonimowych trafiłam na wyznanie dziewczyny z problemami z tarczycą, która miała nadwagę i nie mogła jej zrzucić.

W jednym z komentarzy ktoś, jedna z użytkowniczek, wspomniał o suplementacji jodu przy chorej tarczycy.

Nie mogę znaleźć tego wyznania, nie mam tu konta, ale bardzo chciałabym Ci podziękować za tamten komentarz. Sama mam problemy z tarczycą i po tamtym komentarzu doczytałam sobie w internecie trochę, zaczęłam brać jod i... jest lepiej. Co prawda nastąpił skok wagi na plus (niedawno zaczęła spadać po pierwszym szoku), ale czuję się lepiej, nie jestem taka opuchnięta, przestałam być tak okropnie zmęczona, mam więcej energii.

Dziękuję, dobra anonimowa osobo!

#btrPn

Nie przepadam za małymi dziećmi, które wszędzie biegają, wydzierają się i na nikogo nie zwracają uwagi. Za każdym razem, kiedy idę przez jakąkolwiek galerię lub inny pasaż handlowy, zawsze spotykam te małe ganiające gnomy, które biegają wszędzie, gdzie się da i przeszkadzają. Wtedy mam zawsze taki odruch, że każdemu, ale to dosłownie każdemu chcę podłożyć nogę, aby się wypierdzielił i coś sobie zrobił.

Jestem dziecięcym niedoszłym sadystą.

#JQOWU

Mój syn podczas zabawy z psem stłukł okno w naszym domu. Był szpital i zszywanie, ale nie o tym. Stłuczone okno było od strony ulicy, w parterowym domu, bardzo duże, od podłogi do sufitu na całą wysokość pokoju i szerokie na około 2,5 metra. Początkowo planowałem zamówić szklarza i naprawić szybę, ale żona namówiła mnie, żeby zamówić nowe okno, bo to stłuczone było bardzo brzydkie – takie stare aluminiowe ramy miało. Na nowe okno trzeba trochę poczekać, więc tymczasowo zabiłem dziurę dechami, panelami podłogowymi, wszystkim, co miałem w garażu. Wyszło, jakbyśmy mieszkali w jakiejś melinie, śmialiśmy się z tego razem z sąsiadami. Nowe okno przyszło dość szybko, sam je wstawiłem z pomocą znajomego majstra.

I teraz najlepsze: przez ten krótki czas kiedy okno było zabite dechami, ulica przejechał Google Street Car i zrobił zdjęcie. Nasza melina została uwieczniona i wspaniale się prezentuje na Google Street View.

#Nid2R

9-godzinny lot do Stanów, Dreamliner, wygodne fotele, a nie klasa ekonomiczna, którą zawsze latałam. No ogólnie bajka, a do tego jeszcze siedział obok mnie bardzo przystojny chłopak.

Po niecałej godzinie lotu na niego zwymiotowałam...

Pozostałych ośmiu godzin nie zazdrościcie ani mi, ani jemu...

#eaU0r

Nabawiłam się silnej awersji seksualnej. Po urodzeniu bliźniaków mąż nawet nie doczekał do końca połogu i chciał seksu, choć byłam potwornie zmęczona. Dla świętego spokoju się godziłam. Raz musiałam mu zrobić loda, klęcząc przy nim. Czułam się po tym jak szmata, bo on wie, że nienawidzę seksu oralnego. W pewnym momencie wywierał na mnie tak silną presję, że godziłam się na współżycie, choć zasypiałam podczas stosunku. Najpierw się śmiał ze mnie, ale szybko zaczął mieć pretensje, że leżę jak kukła. W końcu postawiłam się mu i wykrzyczałam, że nie mam siły na seks i szantaże, że znajdzie sobie inną, na mnie nie działają. Niestety przez to wszystko na sam dźwięk słowa „seks” mam mdłości. Doszło do tego, że odpycham męża, gdy się do mnie przytula. Dla mnie seks może nie istnieć. Totalnie straciłam libido. Dawniej nie miałam z tym żadnego problemu. Od tego czasu minęło już kilka lat, dzieci od dawna śpią całe noce i nie jestem w sumie zmęczona, ale i tak nasze pożycie umarło.
Od czasu do czasu robimy to, na zasadzie maintenance sex i po to, bym znów coś poczuła, ale nic się nie zmienia. Jak mąż pójdzie w bok, w ogóle mnie to nie obejdzie.
Dodaj anonimowe wyznanie