#7BlG0

Gdy byłam w 3 klasie podstawowej, rozpoczęła się dysputa w mojej klasie na temat rodzeństwa. Byłam w całej klasie jedyną osobą bez siostry czy brata, co sprawiało mi wtedy ogromny zawód. Codziennie wracając do domu, prosiłam rodziców o siostrę, babcia mówiła, że trzeba się modlić. Oj, modliłam się, codziennie, w samym centrum salonu, przez co rodzice, przechodząc przez korytarz, słyszeli moje nawoływanie. 

W końcu stało się, moja mama zaszła w ciążę. Wtedy jednak mi się odwidziało i zaczęłam modlić się, by jednak nie było siostry. Z rykiem wyskakiwałam do moich rodziców, że jej nie chcę, że nie chcę, by się urodziła. Stało się, moja mama poroniła w szóstym miesiącu ciąży, a ja mam poczucie winy do dzisiaj, mimo że minęło kilkanaście lat.

#zvmQe

Poznałem świetną kobietę. Piękna, starsza ode mnie o 5 lat (lubię starsze). Dobrze się nam rozmawiało. Wszystko było cudownie aż do momentu, w którym nie wylądowaliśmy w pościeli. Gdy zobaczyłem jej małe piersi, to po prostu nie mogłem kontynuować. Najprawdopodobniej miała staniki z push-upem, bo w ubraniach wyglądała normalnie. Wykręciłem się nagłym bólem głowy i poszedłem do domu. Jest mi strasznie wstyd. Unikam kontaktu z nią. 

Niestety to nie była pierwsza tego rodzaju sytuacja. Próbowałem się przełamać, aby nie być takim „płytkim”, no ale po prostu nie daję rady. I nie jest to kwestia tego, że mały biust mnie nie zaspokoi. Małe piersi kojarzą mi się z małą dziewczynką i uprawianie seksu po powstaniu w mojej głowie tego skojarzenia jest dla mnie niewykonalne. 

Spotykam się z kobietą, robię jej nadzieję, a potem uciekam z tak niepoważnego powodu. Źle się z tym czuję, wiem, że nie powinno się oceniać ludzi na postawie cech fizycznych i chciałbym, aby się to więcej nie powtórzyło, no ale przecież na pierwszej randce nie będę pytał o to, jaki nosi stanik...

#XrYjf

Mój partner przez całe życie mieszkał z rodzicami. Tak oto trzydziestoletniemu mężczyźnie mama robiła kanapki do pracy, prała, prasowała, sprzątała pokój, ogólnie wręczała go we wszystkim — bo to facet, nie musi umieć (jej mąż zrobił się typowym Januszem, co wraca z pracy, siada przed telewizorem z piwkiem i czeka, aż żona go obsłuży). Jako że dzieliło mnie i partnera około 600 km, a ja nie mam rodziny w swoich stronach, zostawiłam wszystko i przeprowadziłam się do niego. Dopiero wtedy zauważyłam, jak zachowuje się teściowa. Wytrzymałam miesiąc. Stanowczo za dużo.
Wynajęliśmy mieszkanie 20 km od jego rodziców. Chłop totalnie niezaradny. Kanapek nie zrobi, ziemniaków nie ugotuje. Nie wysprząta łazienki, pokoju, kuchni. Nie włączy pralki. Nie zrobi zakupów, nawet z kartką — bo nie wie, gdzie co leży.
Jestem niesamowicie cierpliwa, więc partnera uczyłam wszystkiego. Krojenia i obierania warzyw, robienia zakupów, gotowania... wszystkiego, czego nie potrafił. Teraz pomaga w zakupach, w kuchni, w sprzątaniu, nie zawsze zrobi to idealnie, czasem po nim muszę poprawić lub pokazać raz jeszcze, ale nieważne, ważne, że widzę, że się stara. Moją radość zaburzyła ostatnia wizyta teściowej u nas... Mój partner oczywiście pomagał mi przy wszystkim, co było do zrobienia, nie muszę go zmuszać, oboje pracujemy, oboje mamy obowiązki. Ale bardzo nie spodobało się to teściowej. Usłyszałam wiązankę jakich mało, że z jej syna pantofla robię, że to facet jest, że miejsce kobiety jest w kuchni i tym mam się zająć. Że ona nie dopuści do tego, żeby jej syn robił babskie rzeczy... Kazała mu się spakować i wracać do domu, bo ona sobie nie życzy, by jej syn tak się zachowywał. 
Mojemu przyszłemu ślubnemu ciśnienie się podniosło, mi również. Wyrzuciłam teściowej wszystko, szczególnie to, że zrobiła z męża i syna życiowe kaleki, że po prostu są nieprzygotowani do życia w społeczeństwie. W tym momencie mój partner zaczął pakować rzeczy do walizki... Pomyślałam, że postradał zmysły i wraca do mamusi — a proszę bardzo! Jednak on pozytywnie mnie zaskoczył. Spakował wszystkie rzeczy, które miał od matki, łącznie z ciuchami i laptopem i po prostu wystawił ją za drzwi razem z walizką, oświadczając, że w jego obecności nikt jego przyszłej żony obrażał nie będzie, mamusi już dziękuje, a za dwie godziny mamusia ma pociąg i życzy miłej podróży. Teściowa zapowietrzyła się i od tamtej pory ani jednego komentarza, SMS-a czy telefonu od niej nie miałam :)

Kochane kobietki, nie róbcie z synów i partnerów takich sierot, oni naprawdę zginą w społeczeństwie!

#LxBpi

Sesja, wiadomo, stresujący czas dla studentów. Miałem bardzo ważny egzamin, od którego wiele zależało. Długo się przed nim uczyłem, a mimo to miałem wrażenie, że dalej nic nie umiem. Dzień przed egzaminem poziom mojego stresu sięgnął zenitu. Nieskutecznie próbowałem się uspokoić, wmawiając sobie, że jestem dobrze przygotowany, bo przecież się dużo uczyłem i już więcej zrobić nie mogłem. Mimo to ten ostatni dzień chciałem maksymalnie wykorzystać na powtórzenie całego materiału.
Po południu, kiedy wreszcie udało mi się trochę opanować stres i skupić na nauce, słyszę dzwonek do drzwi. Rodzice wyjechali, byłem sam w domu, a jedyną osobą, która mnie odwiedza, jest mój kumpel sąsiad, któremu się nudzi, bo w tym roku wszystko zdał przed sesją. Słyszę dzwonek po raz drugi. Zaczynam się irytować. Kumpel dobrze wie, jak ważny jest ten egzamin, a mimo to przyłazi i mi przeszkadza, bo sam nie ma co ze sobą zrobić. Jak dzieciak z podstawówki. Potem dostaję od niego SMS: „Czekam pod drzwiami”. Zagotowało się we mnie, rzucam książki i notatki, zbiegam po schodach na dół, po drodze wyzywając go od najgorszych. Niby przyjaciel, a nie rozumie, że muszę się uczyć! Otwieram drzwi z impetem, gotowy na opieprzanie... i co widzę? Kumpel stoi z naczyniem żaroodpornym (!) i mówi: „Pomyślałem, że skoro ciągle się uczysz, to nawet nie masz czasu, żeby zjeść coś konkretnego”. Momentalnie zrobiło mi się głupio, że go przed chwilą tak zwyzywałem w myślach, a on tylko był dla mnie dobry i przyniósł mi ciepłe jedzenie.

To cała historia. Chciałem tylko, żebyście wiedzieli, że mam najlepszego przyjaciela na świecie.

PS Egzamin zdałem, nawet lepiej niż sądziłem.
PPS Lazania była trochę mało słona, ale i tak go uwielbiam.

#qWJZs

Prowadzę bloga, piszę fanfiction. Nic specjalnego, gdyby nie to, że coraz bardziej się w nie angażuję, tracąc grunt pod nogami. Utożsamiam się z moją główną bohaterką na tyle, że moje prawdziwe życie mnie nie interesuje. Pracuję, uczę się, spotykam ze znajomymi, ale nie jest mi to potrzebne. Nie jestem zaangażowana w prawdziwe życie. Bo przecież mam świetnych przyjaciół i przygodę do przeżycia... Tam. Jeszcze nie widzę na żywo moich bohaterów. Ale słyszę ich. Odzywają się, podsuwając swoje kwestie lub pomysł na następną przygodę. Widzę ich tylko w głowie — ich ruchy, gesty, uśmiechy. To straszne. I ekscytujące. 
Nie wiem, kim jestem.

#0KFyl

Uwielbiam klocki Lego. Kupuję sobie małe i duże zestawy, by w domu rozkoszować się ich składaniem. Często kupuję przez internet. Jednakże jeśli w sklepie z zabawkami sprzedawca spyta mnie, czy może mi w czymś pomóc, udaję, że wybieram zestaw dla mojego dziecka.

Mam prawie 30 lat, jestem bezdzietna, pracuję i mieszkam z chłopakiem. Przynajmniej on nie uważa, że jestem dziwakiem :)

#tsfdS

Nauczycielka naszego syna nie wiedziała, jak zacząć tę rozmowę, ale w końcu wyjawiła, że nasz syn powiedział jej, że jego brat, Kuba, jest przez nas zmuszany do siedzenia w garażu, spania na podłodze, nie pozwalamy mu korzystać z toalety, je z podłogi i często nie jest wpuszczany do domu.

Kuba to nasz pies.

#fNTY8

Mam 20 lat. Dwa lata temu zaczął się mój romans. Mój romans z moim kuzynem.
Historia rozpoczyna się dwa lata temu, kiedy on, nazwijmy go M., zerwał ze swoją dziewczyną (obecnie żoną). Bardzo się do siebie zbliżyliśmy. On 22-latek, przyjeżdżał do swojej 18-letniej kuzynki, aby pogadać. Nikt nic nie podejrzewał, bo niby co, wychowaliśmy się razem, więc to normalne, że mamy dobry kontakt.
Aż za dobry.
Zaczęło się od głupiego łapania za rękę, obejmowania, aż w przeciągu kilku tygodni wylądowaliśmy w łóżku. I tak ciągle. Każde nasze spotkanie kończyło się zbliżeniem.
Czy to rodzinne spotkania, czy samotne odwiedzanie siebie nawzajem.

M. po pół roku naszego romansu wrócił do swojej byłej dziewczyny, oświadczył się, planował ślub. Byłam załamana, ale nic się nie zmieniło. Wciąż widywaliśmy się, wciąż spaliśmy razem, a ja się zakochałam na zabój, on chyba też.

Miesiąc temu M. wziął ślub, ale to między nami trwało i trwa. Na jego ślubie pod pretekstem „przejścia się” wyszliśmy z sali i zrobiliśmy to na jakimś samochodzie.
Teraz M. jest na miesiącu miodowym, ale dzwoni i pisze do mnie codziennie.

Czuję się strasznie. Z jednej strony przecież jestem świadoma tego, że jesteśmy rodziną i to tak bliską (nasi ojcowie to bracia), a z drugiej nie mogę o nim zapomnieć, kocham go i nie potrafię związać się z nikim innym. Boję się, że to się kiedyś wyda, to trwa aż dwa lata, a za chwilę może wszystko runąć, wystarczy, że ktoś zainteresuje się naszymi częstymi odwiedzinami albo ja zajdę w ciążę. Boję się, naprawdę się boję, ale nie potrafię tego zakończyć i nigdy nie dam rady... Kocham mojego brata.

#g5NZL

8 lat temu poznałam Damiana. Zwykła domówka u znajomych i nagle pojawił się on – serce mi mocniej zabiło. Całą imprezę starałam się zwrócić jego uwagę i udało mi się, w dodatku procenty zrobiły swoje i nawet się trochę poprzytulaliśmy na koniec... Tak się rozpoczęła nasza znajomość, która dla mnie była związkiem, dla niego nie. Wiele razy u niego spałam, zostawałam na kilka dni, sprzątałam i robiłam kolację... Byłam zakochana na zabój. Ślepa jak kret, ignorowałam fakt, że on mnie nie kocha, że jestem tylko taką zapchajdziurą, zanim znajdzie coś lepszego. Starałam się, jak mogłam, żeby i on pokochał mnie tak ja jego. Wiele musiałam znosić – ignorowanie przez tygodnie, „zdrady”, bo w końcu nie byłam jego dziewczyną, brak czułości przy znajomych czy zero wyjść wspólnie w różne miejsca. Naprawdę, z perspektywy czasu, jak tak patrzę... Jak ja się mogłam na to godzić? Przez cztery lata ani razu nie był u mnie w domu. Nie poznał moich rodziców. A ja wciąż się łudziłam i miałam nadzieję. Taka głupia byłam.

Po tych czterech latach nastąpił jakiś przełom. Nie rozumiałam tego wcale, ale nawet nie próbowałam tego pojąć. Zaproponował... abym u niego zamieszkała. Myślałam, że padnę z radości! Boże, jak ja się wtedy cieszyłam... Po tej rozmowie na drugi dzień już miałam spakowane pół swojego dobytku. Całemu światu obwieściłam, jak to dopięłam swego i on jest mój. Miałam się wprowadzić po weekendzie, bo w sobotę jechał na imprezę urodzinową kolegi ze studiów i miał wrócić dopiero w niedzielę wieczorem. I tak minęła sobota, normalnie rozmawialiśmy przez telefon, pisaliśmy... Nadeszła niedziela i do południa wszystko było w porządku. Nagle przestał odpisywać, odbierać, no zero kontaktu. Odezwał się dopiero w poniedziałek rano, że przeprasza i chciałby się spotkać. Ja naiwnie myślałam, że zwyczajnie zachlał i chce mnie przeprosić.
Jakie było moje zdziwienie, kiedy oznajmił mi, że musimy zakończyć naszą znajomość... Wyobrażacie sobie taki cios? Byłam na szczycie góry i spadłam w jakąś otchłań. Jak to koniec? Dlaczego? Przecież mieliśmy mieszkać razem! Mieliśmy w końcu być razem! I wtedy padły kolejne ciosy. On dwa miesiące temu poznał dziewczynę. On się zakochał. Faktycznie, nasz kontakt dwa miesiące wcześniej mocno się ograniczył i w sumie z tydzień przed jego propozycją dopiero się poprawił. On się z nią spotykał, ale ona go nie chciała. W niedzielę zadzwonił do niej i jakoś tak wyszło, że po powrocie to z nią się spotkał, nie ze mną. Oni chcą spróbować. On przeprasza, że tak wyszło, ale przecież wiedziałam, jak jest...

No i spróbował z nią. Minęło już kilka lat. Wzięli ślub. A ja wciąż nie mogę się pozbierać. Wciąż mam nadzieję, że ją zostawi i wtedy może znowu będę miała swoją szansę... Najgorsze jest to, że mam chłopaka i go oszukuję.

#zH2X1

Mam straszne worki pod oczami i zawsze, gdy gdzieś idę, to muszę się mocno pomalować, korektor i dość spory makijaż oczu, bo dość mam ludzi, którzy mówią mi, że mam podkowy pod oczami. Po co ludzie, zwłaszcza kobiety, mi to wytykają? Co mam z nimi zrobić, poddać się operacji plastycznej? Gdybym miała taką możliwość, to zrobiłabym to, ale to jest cholernie drogie. 

Przez tych wszystkich ludzi, gdy spojrzę w lustro, to widzę tylko moje worki pod oczami i ogromną dolinę łez aż do policzków. Tak właśnie rodzą się kompleksy.
Dodaj anonimowe wyznanie