#Xv7t9

W pierwszej chwili pomyślałam: nie schlebiaj sobie, nie jesteś taka ładna, żeby się obcy o ciebie ocierał. Ciasno jest w tym autobusie i tyle. Ciężki dzień, kolejny zresztą, mózg woła o miesiąc snu. Po prostu przesuń się i zobaczysz, że ci się wydawało. Odsunęłam się, ale po chwili on nadal się ociera. Znowu pomyślałam — wmawiasz coś sobie, po prostu ciasno jest. Znowu się przesunęłam. On znów znalazł się pod idealnym kątem do mojego ostatnio przytytego tyłka... Przystanek — wysiadłam. On też. Wsiadłam innymi drzwiami, on za mną. Stanęłam tak, że nie miał szans się zbliżyć, odpuścił, szukając pewnie kolejnej. A mi nadal wstyd, że się nie odezwałam, może bym chociaż gnoja spłoszyła... I nadal nie mogę z siebie „tego” zmyć...

#FakO6

Przez cztery ostatnie lata walczyłam z moją mamą, by rzuciła palenie. Mówiłam jej, że palenie znacznie podwyższa ryzyko zachorowania na raka, skraca życie, czytałam jej artykuły o tym dziadostwie itp. Mama była niereformowalna, obiecywała, że fajki rzuci, ale nawet nie próbowała. Po wielu staraniach, by dała sobie z nimi spokój, oświadczyłam, że jak kiedyś zachoruje przez nałóg, to prosto w oczy powiem jej: „A nie mówiłam?”.
Udało się. Mama nie pali od półtora roku. Rok temu zmarła na raka płuc.

Nie, gdy dowiedziałam się o nowotworze, nie powiedziałam jej słów, którymi ją straszyłam bądź próbowałam zmotywować. Przeciwnie, rozpłakałam się i zaczęłam szukać pomocy. Niestety, było za późno, choroba zabrała ją w kilka miesięcy. Bardzo cierpiała. Gdy brała chemię, non stop wymiotowała, bardzo schudła, wypadły jej włosy.

Piszę to, by Wam uświadomić, jaką krzywdę możecie wyrządzić swoim bliskim, trując się papierochami. Zastanówcie się, czy warto.

#eZfp7

Dzisiaj w nocy zasnąłem z gumą w buzi, a guma wypadła mi na poduszkę i położyłem się na niej. Obudziłem się późno w nocy, chcę podnieść głowę — no nie da rady! W końcu się udało. Wyczułem z boku głowy gumę, a że było późno w nocy i zaspany nie bardzo wiedziałem, co zrobić, to na czuja wyciąłem włosy.

Guma przykleiła mi się tylko do prawego boku głowy, włosy odrosną, ale przez następny miesiąc i tak będę chodził z łysą dziurą po boku głowy.

Skomentuję to słowami: jestem idiotą.

#7pULS

Zapewne wielu z Was kojarzy stwierdzenie z kim się zadajesz, takim się stajesz. I może wielu się przekonało, że to serio tak działa.

W szkole średniej dopiero zdobywałem znajomości. Wcześniej byłem samotnikiem, nie miałem nawet kolegi. Miałem natomiast ambicje oraz pewne zainteresowania. Szybko znalazłem grupkę, która na poważnie podchodzi do pewnych rzeczy. Wkręciłem się. Byłoby super, bo i kumple byli spoko, i bo uczyliśmy się razem, zadania razem robiliśmy, spotykaliśmy się grupą, by obejrzeć mecz lub pojechać na jakiś koncert, na piwko, na spacer itd. Wiele nas łączyło... A różniło jedno, co odczuwałem dość porządnie. Towarzystwo to było całkiem profesjonalne i porządne. Dom, taki jednorodzinny, pracujący rodzice, najczęściej w firmach, świetne warunki do czegokolwiek. Jak sklep, to taki wyszukany, jak ubrania, to tylko firmowe (jednak nie przesadnie, skarpetki wciąż mieli normalne), jak jedzenie, to z górnej półki. Byli mądrzy i wyglądali konkretnie, bogato. Nie chciałem czuć się gorszy. Niestety u mnie pracował tylko tata, i to w słabo płatnej pracy. Mieszkałem w kamienicy. Nie miałem kompletnie warunków, by być jak „moja” grupa. Bo to, że myślałem jak oni, nie dało mi pełnej satysfakcji. Nie wyglądałem jak oni. Nie miałem tego, co oni. Pogoń za „wyglądem” zmusiła mnie do pracy w weekendy i w krótsze dnie szkolne. Co zarobiłem, odłożyłem. Po jakimś czasie pozwoliłem sobie kupić to czy tamto. Tak, czułem się super. I polubiłem pracowanie. Pod koniec technikum grupa się rozpadła. Parę osób zdecydowało się na realizację innych celów, jak np. odpuszczenie sobie i zabawę. Parę osób gdzieś się straciło. Zostałem sam, z ambicjami, i do tego ubrany i wyposażony „na bogato”. 

Może i nie miałem ich warunków, ale zapracowałem na własne. Weekendy spędzone w pracy kupiły mi wygląd, a wytrwałość – karierę. Obecnie pracuję w swoim zawodzie. I jako jedyny z tej grupy spełniłem „nasze marzenie” – pracując pod krawatem.

#mC1TA

Moja była dziewczyna zawsze kładła się spać w skarpetkach. Mówiła, że brzydzi ją, jak dotyka moich stóp swoimi. Pytałem się, co jest z nimi nie tak, bo staram się dbać zarówno o stopy, jak i dłonie, bo wiem, że kobiety na to zwracają uwagę. Nigdy nie umiała powiedzieć wprost, co jej przeszkadza. Gdy ze mną zrywała, powiedziała, że nie może przeboleć tego, że moje stopy są bardziej zadbane niż jej i ona z takim facetem nie może się spotykać, bo jej samoocena na tym za bardzo cierpi. Oprócz tego stwierdziła też, że to egoistyczne podejście z mojej strony, że tak chwalę się (!) swoimi stopami. No tak, bo spanie bez skarpetek to chwalenie się...

Nie ogarniam. To w końcu facet ma być zadbany czy nie?

#JGEmO

Czuję się samotna i niezrozumiana w związku.

Mój mąż jest wręcz zakochany w naszym dziecku. Wszyscy są tym zachwyceni, chwalą, że jest wspaniałym tatą. Wszystko piękne, ale nie dla mnie. Jestem osobą niezależną, ale ostatnio zdanie innych zaczęło wpływać na mnie, co wprowadza mnie w większe poczucie winy dlatego, jak ja się czuję.

Mąż wielokrotnie podważał moje metody wychowawcze oraz dawał jasno znać, że uważa mnie za słabą mamę. Nie czuję się traktowana jak osoba z uczuciami, a jak pionek.

Jest mi przykro, że mąż stawia dziecko ponad naszą relację. Wychodzę z założenia, że partnerzy są dla siebie najważniejsi. Brakuje mi jego uwagi i zrozumienia. Próbowałam mu to przekazać, ale stawia dobro dziecko ponad moje potrzeby. Kocham męża i nasze dziecko, ale uważam, że swoim zachowaniem nie tylko rani mnie, ale i robi krzywdę naszemu dziecku...
Dodaj anonimowe wyznanie