#nrE4y

Zabawki dla dzieci to temat rzeka – te piszczą, te się kulają, a inne tańczą makarenę do góry nogami, a dupą recytują Szekspira. Do wyboru, do koloru, ale jest jedna, którą szczerze znienawidziłem. Chomik-przedrzeźniacz. Dla niewtajemniczonych: włączamy go, ustawiamy niedaleko siebie i mówimy cokolwiek, a on powtarza to i kiwa główką.
Mimo że 7-miesięczna córka lubiła się z nim „kłócić” po swojemu, musiałem się go pozbyć. Do sedna.
Żona śpi, dziecko śpi, a ja pogrywam z nostalgią w Heroes 3 ze słuchawkami na uszach i nagle zauważam, że zabawka ciągle się porusza. Kiwa tą głową jak głupi w przód i w tył. Zdejmuję słuchawki, a tam cisza, tylko lekko słyszalny dźwięk ze słuchawek (nie ma szans, by ściągał dźwięk ze słuchawek, był za daleko), a ten pomiot dalej kiwa tym parchatym łebkiem i nie wydaje żadnego dźwięku. Pomyślałem, że się popsuł, więc wstałem, żeby go wyłączyć.
Kiedy się zbliżyłem, żona przez sen wymamrotała: „Zostaw babcię...”. Najlepsze, że kupiliśmy mieszkanie po zmarłej kobiecie, której zmarło się w tym mieszkaniu... 
No cóż... Poleciał z 9 piętra na beton, tylko córka niepocieszona, bo „Agu” zniknęło. I mam nadzieję, że nie powróci.

#rUe2S

Pan Ekskremencik był gwiazdą naszego firmowego, damsko-męskiego kibelka. Anonimową, ale jednak gwiazdą. Mimo tego, że „nasze” piętro jest ostatnie i okupujemy je głównie tylko ja i koleżanka z pokoju, jakiś pan minimum raz dziennie przychodził tam, aby dać upust jelitom, czego efekt był dosłownie WSZĘDZIE. Wyobraźcie sobie balonik, do którego ktoś zapakował dwa kilogramy rzadkiego kału, mocno nadmuchał ten balonik, a potem tuż nad kibelkiem go przebił, po czym na świeżym, brązowym tle szczotką wypisywał wulgaryzmy. Z czasem cała firma miała okazję zobaczyć efekty jego działalności, bo byłyśmy zmuszone uciekać za potrzebą piętro niżej, przy okazji prosząc koleżanki/kolegów o kluczyk do ich toalety. U nas zwyczajnie się nie dało. Kamer nie ma, czaić nikt się na niego nie jest w stanie, bo praca sama się nie wykona. Pozostało nam śmiać się i płakać na przemian. Sprawa zgłaszana, ale jakoś bez oddźwięku.

Któregoś dnia, akurat wtedy, gdy śmiałyśmy się wybryków Pana Ekskremencika, do naszego pokoju wszedł jeden z dyrektorów. Bardzo miły, wesoły, uprzejmy pan. Z zaciekawieniem zapytał, kim jest Pan Ekskremencik. Opowiedziałyśmy ze szczegółami o całej aferze. Dyrektor, który bardzo wczuł się w cały problem, zapytał nas, skąd wiemy, że to pan, a nie pani. Bez namysłu, niemal chórkiem odparłyśmy, że zarówno my, jak i każdy, kto po Panu E. wszedł do zaminowanej kabiny, bezbłędnie wyczuwał charakterystyczną woń drogich, mocnych, męskich perfum, nawet po dość długim czasie. Pan dyrektor uciekł czym prędzej, nie powiedziawszy, czemu w sumie nas nawiedził. Dopiero wtedy rozpoznałyśmy w jego perfumach znajomą woń i zdałyśmy sobie sprawę, że to właśnie on... Faktem potwierdzającym naszą tezę było to, że klucze do każdego z kibelków miała tylko i wyłącznie dyrekcja, jako jedyna mogąca korzystać z każdego na każdym piętrze.

Happy endu nie ma. Obie wyleciałyśmy przy pierwszej lepszej okazji. Mnie nie przedłużyli umowy, bo się nie sprawdzam (śmieszne, że przez pięć lat oficjalnie, na piśmie, miałam opinię nienagannego pracownika), a koleżanka ze względu na fikcyjną redukcję etatów. Straciłyśmy pracę, bo pan dyrektor miał problem z wydalaniem/głową i wolał srać i rozmazywać swoje odchody po ścianach pracowniczej łazienki, niż iść do lekarza... Kłócić nam się nie chciało, obecnie pracujemy gdzie indziej.

#ZCOM2

Zaprosiłem do siebie dziewczynę. Siedzieliśmy u mnie w pokoju, kiedy zaproponowała, że koniecznie chce się pobawić klockami LEGO. Mimo moich oporów zmusiła mnie, żebym poszedł na strych i przytargał na dół swoje zabawki z dzieciństwa. Kiedy przyniosłem dwa ogromne pudełka klocków, na jej twarzy pojawił się banan, po czym zabrała się do wysypania wszystkiego na podłogę. Udało jej się namówić mnie na zawody, kto zbuduje lepszy samochód. Byłem w trakcie montowania drzwi, kiedy moja dziewczyna kazała mi wstać. Posłusznie podniosłem się, a ona, nadal będąc na podłodze, rozpięła moje spodnie, opuściła je i zaczęła bawić się moim „przyjacielem”. Mimo tego, że czułem się trochę dziwnie, nawet mi się to spodobało.
Byliśmy już blisko finału, kiedy nagle drzwi do pokoju otworzyły się i stanęła w nich moja mama. „Chodźcie na kawę...” – tyle zdążyła powiedzieć, zanim pojęła, co widzi: jej syn stoi nad swoją dziewczyną, która w otoczeniu sterty klocków LEGO robi mu dobrze ustami.

Następnym razem wezmę klocki do niej...

#wJJJs

Przechodzę przez pasy, naprzeciwko których znajduje się bar mleczny. Widzę, że starszy pan wychodzi z baru z wózkiem inwalidzkim i czeka przed wejściem. Za nim próbuje wyjść bardzo (to ma nie brzmieć pejoratywnie, naprawdę była to osoba już w bardzo podeszłym wieku) stara kobieta, widać, że schorowana, kurczowo trzymająca się framugi drzwi. Oczywiście coś mi się w głowie włączyło, nie wiem, chęć niesienia pomocy, nieważne. Biegnę przez pasy, otwieram starszej pani drzwi, swoją torbę biorę na drugie ramię, przytrzymując drzwi jedną nogą i kolanem, podtrzymuję panią i staram się jej naprawdę delikatnie i ostrożnie pomóc bezpiecznie przejść przez drzwi i zejść ze schodków do wózka, który trzymał starszy pan. Pani już prawie wyszła, ale trzymała się jeszcze jedną ręką framugi, już, już jest prawie na wózku... aż tu nagle mnie coś rozproszyło, rozkojarzyło, nawet już nie wiem, co to było. Efekt był taki, że odruchowo cofnąłem swoją nogę. Tę podtrzymującą nieszczęsne drzwi... Później już tylko usłyszałem straszny krzyk tej biednej kobiety, drzwi się domknęły, przytrzaskując tej kobiecinie rękę... Oczywiście od razu otworzyłem te zasrane drzwi, pomagając tej pani się uwolnić, przepraszałem naprawdę szczerze, próbowałem wyjaśnić, pan tylko się uśmiechnął, powiedział, że nic nie szkodzi, że się zagoi, serdecznie się przy tym śmiejąc, próbował złagodzić sytuację. Gdy już odjeżdżali, pan mi podziękował za pomoc.

Wiecie, ja naprawdę nie chciałem źle... Jeszcze długo nie zapomnę krzyku bólu tej pani i jej skrzywdzonego, pełnego smutku i bólu twarzy... Mam wyrzuty sumienia. Wniosków nie będzie, choć może jeden – jestem debilem. :(

#lBG5s

Po 10 latach związku zostawił mnie mój mąż. Dwójka dzieci, za niedługo planowany kredyt na dom, nowe auto. Serce rozerwało mi się na milion kawałków, myślałam, że tego nie przeżyję. Pomogli mi znajomi, rodzina. Dzięki dzieciom wstawałam rano i normalnie funkcjonowałam. Gdyby nie oni wszyscy — nie dałabym rady.

Pamiętajcie, w takich chwilach nie zamykajcie się w czterech ścianach, wychodźcie, nie bądźcie same, nie bójcie prosić się o pomoc czy rozmowę. Płaczcie, ile wlezie, to naprawdę wiele daje. Z tego miejsca śmiało mogę potwierdzić pewnie zdanie — czas leczy rany.  A ten idiota i tak będzie chciał do was wrócić, ale czy wy wtedy będziecie tego chciały? Jesteśmy silne, nawet same nie wiemy jak bardzo. Świat się sypie, a my uparcie bierzemy łopatę i budujemy go od nowa, tym razem z poprawkami, bo już nie jesteśmy takie same, już mamy świadomość, ile jesteśmy warte. Powrót jest możliwy, ale tym razem na nowych zasadach, naszych zasadach. A jeżeli jemu to nie będzie pasowało, to znaczy, że się nie zmienił, że tak naprawdę dalej nie wie, czego chce, nie dojrzał, stchórzył. Po co nam ktoś taki? Teraz wiesz, że świetnie dasz sobie radę sama. Kobieta to SIŁA.

#WAHUh

W firmie, w której pracuję, wybuchła awantura, bo ktoś zniszczył wspólną mikrofalę. Wszyscy równo są ochrzaniani za to i za bałagan w lodówce czy nalewanie niefiltrowanej wody do czajnika.
Nikt nie wie, że za mikrofalę odpowiedzialny jestem ja. Niechcący ustawiłem za długi czas grzania, a potem nie miałem czasu na sprzątanie, więc po prostu wyrzuciłem jedzenie i wyszedłem z socjalnego jak gdyby nigdy nic.

#Zr8j6

Mój chłopak i ja sprezentowaliśmy sobie na jego urodziny samochód, aby po prostu stać się mobilnymi i nie korzystać z komunikacji miejskiej. Auto było w świetnej okazyjnej cenie, a dodatkowo w gazie, więc stać nas było na jego utrzymanie. Zaraz po zakupie samochodu (ten sam dzień, poranek oraz jego urodziny) pojechaliśmy na stację diagnostyczną, aby upewnić się, czy rzeczywiście z tym samochodem wszystko jest OK. Okazało się, że to perełka i nie trzeba nad niczym pracować, bo wszystko tam jest w porządku.

Wieczorem jechaliśmy akurat na pierwszą, niedaleką przejażdżkę razem. W momencie zmiany biegów auto po prostu przestało współpracować i dalej nie pojechaliśmy. Pękła linka od sprzęgła i czekało nas pchanie samochodu na najbliższy parking, co było niemożliwością, gdyż ja — mały, chudy karakan bez grama mięśni — nie dałam rady z nim tego popchać. Auto ani drgnęło. Na całe szczęście akurat radiowóz przejeżdżał i panowie policjanci, zamiast wlepić nam mandat za zablokowanie drogi, pomogli nam zaciągnąć samochód na najbliższy parking.

Widać urodzinowe szczęście nam dopisało, a panowie policjanci to nie taki diabeł straszny, jak go malują :).

#3qlVn

Zacznę od tego, że mieszkam już pół roku ma swoim, a dalej nie umiem sobie poradzić z sytuacją, którą za chwilę Wam opiszę.

Moi rodzice nie dopasowali się pod względem siebie i bardzo się to odbiło na mnie i na moim starszym bracie. Tata co weekend lubił sięgać po alkohol i pić do przysłowiowego lustra. Robił przy tym awantury w domu, odgrażając się nam i naszej mamie. Często mówił mi wtedy, że jak będę spała, to mnie zabije, jednak mama nie chciała nic z tym robić, bo ją i nas utrzymywał. Mama nigdy nie pracowała, bo nie chciała, wykręcając się depresją, którą zawsze dostawała, kiedy rodzina kazała jej coś zrobić z tatą i pomyśleć o nas. Od dziecka wszystko, co pamiętam, to strach co weekend. Nie spałam, pilnując pijanego taty, by nie zrobił mi krzywdy. Mama zawsze jak tata zaczynał robić się agresywny, szła spać. Nie chciała z nami rozmawiać na ten temat, uważając, że nic takiego się przecież nie dzieje. Część dzieciństwa ze względu na wyrzucenie nas z domu spędziliśmy u babci z rodzicami. Rodzice często razem pili, co kończyło się raz po raz awanturą i wyrzuceniem ich na noc z domu. Brat całe dnie spędzał poza domem, nie chcąc wiedzieć o tym, co tam się dzieje. Babcia często rano po kolejnej nocnej awanturze próbowała mi wytłumaczyć, dlaczego szarpała mamę i musiała ją wygonić z tatą z domu. Miałam wtedy 4 lata, było mi ciężko cokolwiek z tego zrozumieć.

Dzisiaj po ponad 15 latach zastanawiam się, dlaczego niektórzy rodzice decydują się na dzieci, nie chcąc wcale ich dobra. Do dzisiaj powraca mi to w sennych koszmarach.

#OxxEo

Jestem szczupłą osobą i nawet po małym posiłku wyglądam przez jakiś czas tak, jakbym zjadła konia z kopytami. Lubię wtedy czasem wypiąć lekko swój brzuch do przodu i troszkę poudawać wśród nieznajomych mi ludzi, że jestem w ciąży. Śmieszy mnie to, kiedy ludzie pytają, który to miesiąc albo kiedy ustępują mi miejsca w autobusie. Ostatnio nawet jakaś starsza pani stwierdziła, że widzi, jak moje dziecko „kopie” i czy może przyłożyć rękę. Zachwycona powiedziała mi, że czuć nawet, jak serduszko mu bije.

Wiem, jestem złym człowiekiem i trafię do piekła.

#HPqlZ

Moje byłe już przyjaciółki były na Erasmusie w Hiszpanii. Pół roku im starczyło, by oszaleć na punkcie Hiszpanów. Do tego stopnia, że na moich urodzinach obraziły się na mnie, bo moi znajomi Polacy to nie ich towarzystwo i ich priorytetem było wtedy pójście do klubu z hiszpańską muzyką i Hiszpanami, nie biorąc pod uwagę, że ja oraz inni goście nie mają na to ochoty i nie wypada mi ich zostawić, zwłaszcza że to była z góry założona domówka. Poszły same z pytaniem, czy będą mogły u mnie spać.
Następnego dnia oczekiwały przeprosin za to, że się na imprezie nudziły. A nudziły się dlatego, że nikt ich nie podziwiał, jakie są piękne, a jakakolwiek próba rozmowy kończyła się na krzywym spojrzeniu z ich strony.
Naprawdę ciężko było słyszeć od moich znajomych pytania, skąd one się urwały i za kogo się uważają. Kiedyś ambitne i z zainteresowaniami, dziś ich priorytetem jest impreza, na której faceci mają im stawiać drinki.

Postanowiłam zerwać z nimi znajomość, gdy się obraziły na mnie, że mój chłopak jest Polakiem, bo jak tu się spotkać ewentualnymi parami, gdy mój chłopak by odstawał jako Polak, bo nie jest gorącym Hiszpanem. Cyrk na kółkach.
Dodaj anonimowe wyznanie