Nie zapomnę miny mojej żony, gdy raz spontanicznie na dworcu stanęła na wadze.
Przerażenie, załamanie, w oku błysnęła nawet chęć samobójstwa chyba.
Następnie wyraźna i niepohamowana żądza mordu, gdy zwijałem się ze śmiechu.
Uratował mnie syn, przytomnie zwracając jej uwagę na fakt, że zapomniała zdjąć plecak. Dosyć ciężki.
Pojęcie „życia na krawędzi” nabrało dla mnie nowej głębi. Bungee i takie tam jest dla cieniasów. Prawdziwą dawkę adrenaliny zapewnić może tylko kobieta.
Moi dziadkowie mieszkają na wsi. Mają w domu kibelek, ale można tam robić tylko siku, bo rury stare i wąskie. Na dwójkę trzeba się udać na dwór, do drewnianego wychodka. Tak było od zawsze i jest do tej pory. Wymiana rur wiązałaby się ze sporym remontem i dziadkowie nie chcą. Mówią, że oni się już przyzwyczaili, a taki remont to duży koszt i kłopot i nie ma mowy. Kategorycznie nie, bo po co to komu.
Kiedy byłam mała, to często do nich jeździłam i zostawałam na noc lub na kilka dni. Uwielbiałam to, bo mam to szczęście, że to cudowni, ciepli ludzie. Babcia zawsze robiła tonę jedzenia i piekła ciasto. Dziadek naprawiał zabawki (oraz wszelkie inne rzeczy) i opowiadał ciekawe historie czy bajki. Tylko ta nieszczęsna toaleta! Kiedy było lato i ciepło, to pół biedy, ale najgorzej kiedy była noc, zima albo deszcz. Wtedy pójście do tego wychodka to był dla dziecka koszmar. Szczególnie że nie było tam prądu i kiedy było ciemno, to trzeba było sobie świecić latarką.
Babcia wymyśliła więc, że kupi nocnik. Wstawiała mi go do muszli klozetowej i tam miałam załatwiać swoje grubsze potrzeby (ale tylko w nocy lub podczas brzydkiej pogody). Tak też robiłam, a babcia to potem wyrzucała. Kiedy byłam starsza, to sama to wyrzucałam, a później już po prostu chodziłam do tego nieszczęsnego wychodka.
Ostatnio znowu przyjechałam odwiedzić dziadków (zostałam na weekend). Na szczęście oboje nadal żyją i mają się dobrze.
W nocy zachciało mi się kupę. Wstaję, patrzę przez okno, a tu leje jak z cebra. Ciemno, zimno — cholera. Bardzo nie miałam ochoty wychodzić. Myślałam, że wytrzymam do rana, ale nie. Musiałam iść już zaraz, teraz.
Poszłam do łazienki i zajrzałam pod wannę. Tam babcia zawsze chowała nocnik. Tyle lat minęło, a on nadal tam był! Na szczęście babcia nie lubi niczego wyrzucać, bo może się jeszcze przyda.
Przydał się.
Zrobiłam, co trzeba, zalałam to wodą, przykryłam gazetą (żeby nie było czuć) i schowałam głęboko pod wannę.
Rano wstałam przed wszystkimi i to wyrzuciłam.
Nikt się nie dowiedział i się nie dowie. Wstyd jak nie wiem.
Mam 21 lat i zrobiłam kupę do dziecięcego nocnika, bo nie chciało mi się iść na dwór, do wychodka.
Od urodzenia wychowywałem się w patologicznej rodzinie, nie była to patologia jak każda, bo moja mama naprawdę chciała dobrze, ale jej nie wychodziło. Byłem dzieckiem niechcianym, moja mama urodziła mnie w wieku 17 lat, ojciec wolał wydać pieniądze na papierosy i kafejki internetowe niż na pieluchy. Szybko się rozstali, od tamtego czasu moja mama zmieniała chłopaków jak rękawiczki, każdy był typem spod ciemnej gwiazdy. Przez każdego była bita i wyzywana, mnie też to nie ominęło. Po pewnym czasie sama zaczęła mnie bić i wyzywać, potrafiła dać mi w mordę, bo źle odkurzyłem.
W wieku 12 lat miałem kolegów w wieku 17-30, w tym wieku też pierwszy raz miałem styczność z ziołem. Zdawałem z klasy do klasy, stając na głowie, nie uczyłem się, potrafiłem mieć po 7-8 zagrożeń, wtedy mój „kolega” zaproponował miromorde, białe. W międzyczasie w drugiej klasie poznałem Sandrę, razem weszliśmy w twarde narkotyki na tyle, że heroina była już czymś normalnym, miałem wtedy 14 lat.
W wieku 15 lat zapytałem jej: „Jesteśmy w stanie to zostawić?”. Powiedziała jedno słowo, które bardzo dużo zmieniło: „Spróbujmy”. Mieliśmy syndrom odstawienia po tak krótkim czasie brania, ale udało się, mimo bólu, który czułem nawet we włosach.
Kilka tygodni później wyjechała do Bydgoszczy. Byłem z nią do końca 1 klasy technikum, zdradziła mnie... Byłem na tyle głupi, że do niej pojechałem, kupiłem kwiaty i dostałem nimi w mordę. Ona do tego wróciła.
Nie zdałem, wylądowałem w zawodówce, poznałem dziewczynę, byliśmy ze sobą po dwóch spotkaniach, wychodzę podobno na ludzi, zmieniam się i mimo tego, że dopiero mieliśmy swoje pół roku, to wierzę, że to ta ostatnia i najważniejsza.
To wyznanie może być przestrogą i zachętą. Przestrogą przed zniszczeniem sobie życia jedną głupią decyzją, a zachętą do spięcia tyłka i powiedzenia sobie „spróbujmy”.
Mam 17 lat, przeżycia 30-latka i chęć do życia najszczęśliwszego człowieka na świecie.
Udzielam korepetycji. Moich uczniów zapisywałem, wpisując najpierw nazwę ulicy, później imię. Stąd mam sporo kontaktów w stylu Banacha Adam czy Świętokrzyska Zosia itp.
Wyobraźcie sobie aferę, jaką zrobiła mi dziewczyna, gdy zobaczyła SMS-a w stylu „Możemy przełożyć spotkanie na jutro o 17?” od Kasi z ulicy Ciasnej.
Gdy byłem małym chłopcem, pewnego razu kuzyn powiedział mi, że gdy będę sobie srał na toalecie, to z wody wyjdzie szczur i odgryzie mi dupę.
I tak przez kilka miesięcy robiłem kupkę do wiadra.
Dość poważnie się jąkam. Jak wiecie lub nie, jąkanie objawia się u ludzi na wiele sposobów, w moim przypadku wygląda to tak, że często nie jestem w stanie wydusić z siebie słowa bądź zdania. Stoję wtedy z otwartymi ustami i wygląda to mega dziwnie.
Kilka dni temu, będąc kierowcą na imprezie, chciałem zamówić coś u barmana. Po kilkunastu sekundach próby artykulacji mojej prośby barman zakończył moje męki szybkim: „Najebany, to do domu”. Było mi trochę głupio, ale stwierdziłem, że tłumaczenie i odkręcenie tego zajęłoby mi kilka następnych imprez, więc odpuściłem :D
Korzystając z okazji, chciałbym podziękować wszystkim, którzy na widok osoby jąkającej dają jej dużo czasu na dojście do słowa, a nie wyszydzają, piona!
Kilka lat wstecz szczytem moich możliwości zarobkowych z uwagi na fakt studiowania było pracowanie w sklepie.
Pora letnia; ludzie wolą byczyć się nad wodą niż przyleźć na zakupy do małego osiedlowego sklepiku.
Mimo zrobionego przeciągu na przestrzał (okno na zapleczu otwarte na oścież, drzwi wejściowe również), powietrze stoi w miejscu. Ostatni klient był jakieś pół godziny wcześniej, w pobliżu nikt się nie kręcił, a mnie zawirowało w jelitach. Myślę se „pierdzielę, nie wychodzę, przecież to tylko bączek”. Zwieracze rozluźnione, spomiędzy pośladków wydobył się najdłuższy i najgłośniejszy bąk, jaki tylko dane było słyszeć w moim życiu. Smród, kiedy tylko doszedł do moich nozdrzy, momentalnie postawił mnie na nogi. I wtedy wszedł klient. Podszedł do lady, spojrzał na mnie, na otwarte drzwi, na widoczne otwarte okno, znów na mnie i spytał: „Co, szambo wybiło?”.
Mąż, wracając z dalszego wyjazdu, zatrzasnął przypadkowo kluczyki w aucie na sklepowym parkingu. Był załamany, bo do domu jeszcze sporo drogi...
Z tej całej bezradności zapytał właściciela tego samego modelu, czy mógłby spróbować otworzyć swoimi kluczykami zatrzaśnięty samochód.
Podziałało :D
Jedyny koncert podczas trasy w Polsce. Dostałem bilet 1,5 miesiąca wcześniej. W dniu koncertu chciałem pochwalić się biletem na Snapchacie. Trzy godziny przed wyjściem na koncert zacząłem szukać. Dupa, nie ma. Sprawdziłem wszędzie – nic. Przypomniałem sobie, że kilka dni wcześniej szukałem czegoś i znalazłem bilet. Odłożyłem go na biurko i pomieszałem pewnie z dokumentami do śmieci i wyrzuciłem... Usiadłem w pokoju i zacząłem płakać.
Na koncert szedł także mój tata, brat, chrzestna i jej chłopak. Mój ośmioletni brat zobaczył, że siedzę i ryczę, i poszedł do rodziców. Powiedział im, że widzi, jak mi zależy i on nie musi iść, żebym ja mógł zobaczyć koncert, na którym mi tak zależało.
No i poszedłem. Koncert wspaniały, muzycy zajebiści. Bratu było smutno, ale widział, jak jestem szczęśliwy i sam się cieszył.
Kocham Cię, Brat <3
Pracuję po 12 godzin dziennie. Wyrabiam w miesiącu tyle godzin, co osoby pracujące po 8 godzin. Po prostu częściej mam dni wolne. W ciągu tych 12 godzin mam 20 minut przerwy. Ostatnio doczytałam się w firmowych papierach, że „pracownikowi przysługuje 20-minutowa przerwa śniadaniowa i jedna przerwa papierosowa”. Zaczęłam się przyglądać innym pracownikom i doszłam do wniosku, że tych przerw papierosowych jest zdecydowanie więcej niż jedna. I oczywiście mnie nie dotyczą, bo nie palę.
Wczoraj uznałam, że śniadanko nie było dość sycące i poszłam do kierowniczki z prośbą o wyjście na chwilę. Skoro pracownikowi druga przerwa przysługuje, to co stoi na przeszkodzie, żebym sobie w tym czasie kupiła batonika w automacie? Na przerwie śniadaniowej też nikt nie wymaga ode mnie, żebym jadła śniadanie – pomyślałam. Kierowniczka wybuchnęła śmiechem i kazała mi wracać do pracy, bo przecież wie, że nie palę i ją to g* obchodzi, czy właśnie dzisiaj zaczęłam palić, czy nie.
Cóż... jutro będzie trzeba się zgłosić do wyższej instancji, bo chociaż pracuję dłużej od innych, to wcale nie dostaję większej pensji.
Dodaj anonimowe wyznanie