#zPFfD

Najczęściej mówi się o molestowaniu kobiet. Ja co prawda jestem chłopem, ale z obrzydliwymi sytuacjami też miałem styczność.

Pracuję jako krupier, pewnego dnia lekko pijana kobieta po 40., z którą grałem w pokera, po tym, jak otworzyłem swoje karty i powiedziałem "para waletów", pani powiedziała "na waleta to tu, kochanie, stać przede mną powinieneś". Uśmiechnąłem się mocno niezręcznie, udając, że nie usłyszałem, ale pani szła w zaparte.
Mam 197 cm wzrostu i 120 kg wagi, pani grając ze mną dalej, zapytała, czy "wszędzie jestem taki duży, bo chętnie by sprawdziła".
Ale czekaj, czekaj! Myślicie, że to koniec?! Nieee!
Potem rzuciła "O której, kotku, kończysz zmianę, bo hotel mam blisko, a jak mi się spodobasz, to i trochę napiwku się znajdzie"...

Jak ktokolwiek mógł pomyśleć, że takie teksty zadziałają? Dla mnie to było obrzydliwe.

#e5Z4y

Zamknięto mnie kiedyś w psychiatryku, bo jestem osobą obdarzoną. Widzę aury i czuję więcej niż większość ludzi. Wyczuwam energię miejsc, mam częsty kontakt z duszami. Nie mogłam się bronić, bo z tego samego powodu jestem ubezwłasnowolniona i ponoć uznano, że muszę być w tym szpitalu. Nie wiem po co. Nie byli skorzy mnie wypuścić, a obiecywali, że będę 3 miesiące, byłam dużo dłużej.

Już na początku dawali mi leki i czułam się apatyczna, czułam się źle i miałam ochotę wymiotować. A potem zaczęłam odwiedzać palarnie i nikotyna sprawiła, że przestałam czuć więcej. Straciłam tymczasowo dar (potem na chwilę rzuciłam i dar wrócił). Słyszałam od wszystkich wokół, że mam straszne oczy. Straszne oczy czyniły mnie realnie straszną. Miałam zamglony wzrok - od papierosów i od leków. Odsiadka była straszna, bo straciłam wszystko, na co pracowałam. Opanowałam klasyczny sposób ruszania oczami, żeby nie mówili o tym wzroku i mnie wypuścili. Ale nie wypuścili i trzymali dalej. Oni robili to specjalnie i grali ze mną w tę grę, chcieli mnie zniewolić psychiatrykiem. I wiecie co? Po odsiadce czuję się źle, zniewolona. A wcześniej byłam wolna i nawet pracowałam jako wróżbita mimo niezdolności do pracy.

W sensie od początku nie lubiłam życia na ziemi, tam gdzie wcześniej było mi lepiej. Ale żyję tu, żeby innych uchronić i wskazać im drogę. A oni ze strachu przede mną zamknęli mnie w szpitalu.

Opowiem wam o szpitalnej rzeczywistości. Miałam na zmianę ubrania, raczej piżamy, dresowe spodnie. Życie toczyło się na palarni - tam można było wyjść, porozmawiać. Papierosy mieliśmy od takiej pani, ewentualnie ktoś zawsze miał papierosa do skręcenia. Jedzenie było wstrętne, ale kazali jeść te paskudztwa, obrzydliwości.

Na dodatek miałam pokój z kobietą starszą, która załatwiała się pod ścianą. Później ją wymienili na inną kobietę i było lepiej. Miałam bardzo rzeczywiste sny. Dało się oszukiwać władze i nie brać leków, ale niestety pilnowali czasami. Nie dało z kolei się uciec, bo na korytarzu wszyscy wszystko widzieli. Ale miałam spacery po terenie całego kompleksu szpitala wśród zieleni i podczas tych spacerów rozmawiałam przez okno z mężczyzną z innego oddziału - dobra dusza, zamglone spojrzenie. Cierpiał tak jak ja.

Pobyt naprawdę mnie skruszył. Mam nadzieję, że teraz odbuduję siły. A wiecie, co jest najgorsze? Mają mnie za wariatkę, a ja wiele miesięcy temu już mówiłam o 5G i o wielkim upadku człowieczeństwa.

Boję się, że kiedy odbuduję siły, to znowu mnie wsadzą. Tym razem muszę włączyć tryb ucieczki i naprawdę nie dopuścić do wsadzenia mnie drugi raz. W szpitalu zachęcali mnie do rysowania i pisania, bo chcieli poznać moje dalsze plany, przepowiednie i proroctwa, więc kłamałam i pisałam na kartce wróżby nieznaczące, żeby nie wyssali informacji.

#xle4i

W marcu ubiegłego roku przeprowadziłam się do nowego mieszkania. Sąsiedzi mieszani narodowościami (mieszkam za granicą). Przez parę miesięcy był spokój. Sąsiedzi mili, spokojni, nie awanturujący się, nie hałasujący. Cud, miód, orzeszki. W mieszkaniu zawsze mam ciszę, serio nigdy nie było słychać sąsiadów. Po prostu raj. Do czasu...

Pode mną mieszka rodzina pochodząca z Rosji, a w moją sąsiadkę jakby diabeł wstąpił. Przez bite dwa miesiące darła ryja na swojego męża od rana do nocy jak poje*ana (wybaczcie, ale inaczej się tego nazwać nie da). Potrafiła nawet o 2 w nocy wstać i zaczynać się na niego drzeć. Jego głosu ani krzyku nie usłyszałam ani razu. O ile jestem w pracy, to mam wywalone, ale jak wracam do domu, to chcę mieć po prostu święty spokój. Jak zaczyna swój monolog potocznie zwany darciem ryja, włączałam muzykę na full i miałam wywalone, ale kiedy człowiek schodzi z nocki, to jednak chciałby pospać, bądź kiedy mam poranną zmianę, to chce się kuźwa wyspać.

Ciszę nocną u nas mamy od 22 do 7 rano. Jest jeszcze jedna w południe od 13 do 15. Pani jednak ma to w leju. W końcu nastąpił przełom. Od tygodnia cisza. Cudowna, upragniona, za którą tak bardzo tęskniłam. Co się takiego wydarzyło? Ano już mówię. O 22 poszłam spać, by wstać o 4.30 i udać się na 6 do pracy. Droga sąsiadka natomiast chwilę po 22 zaczęła znowu swój koncert. O 1 w nocy jej mąż w końcu nie wytrzymał (i tak podziwiam typa, że 2 miesiące dawał radę), ryknął na nią i jej zdrowo wpier*olił. Latało chyba wszystko w mieszkaniu, bo hałas był nieziemski. Były jej krzyki i płacz, a na koniec cisza. Błoga cisza. Z domu nie wychodzi, bo ze skrzynki wysypują się listy, zawsze musiała ona się tym zajmować, bo sąsiada nigdy na oczy nie widziałam.

Co w tym anonimowego? Ano to, że zamiast coś zrobić, zareagować to ja... z szatańskim uśmieszkiem słuchałam, jak sąsiadka dostaje lanie, które sama nie raz miałam ochotę jej spuścić nie tylko przez te krzyki, ale też inne sytuacje, którymi napsuła mi krwi.

Pozdrawiam - zła kobieta, która leży na kanapie i delektuje się błogą ciszą.

#4NPeM

Jednym z powodów, dla których poślubiłam męża był fakt, że świetnie nam się razem tańczyło. Ja taniec uwielbiałam, on często przed ślubem zabierał mnie na różne dyskoteki.
Ostatni raz tańczyliśmy na jednej z imprez przed ślubem - bo „przecież już znalazłem sobie żonę, to po co mam się włóczyć po klubach”.

#GPuLf

Pracuję w biurze z trzema osobami, siedzimy tak, że obok mnie jest jeden facet i naprzeciwko mnie jeszcze dwie osoby. Z tymi dwoma nie ma problemu, ale z tym obok mnie mam poważny problem.

Facetowi okropnie śmierdzi z ust. Jest to odór tak ohydny, jakby przed chwilą zjadł solidny kawałek gówna. Kiedy się odzywa, rozmawia przez telefon (a robi to często), mimo że siedzimy ok. 1,5 metra od siebie, dociera do mnie z każdym jego słowem nieprzeciętny smród. Nawet kiedy oddycha, z nosa wypuszcza żrące, gówniane opary. Czasem podjeżdża bliżej na swoim krześle i coś mi opowiada. Zazwyczaj wtedy staram się przeżyć na bezdechu. Niestety, minutowa historyjka w jego wykonaniu skutkuje rozsianiem dookoła mnie smrodliwej chmurki, która towarzyszy mi kilka kolejnych minut. Siedzę przy oknie, ale to niewiele daje. Rozważam zmianę pracy, bo po prostu nie daję już rady. To jest smród z ligi tych, które wyciskają łzy w oczach i duszą w gardle...

#DE1cf

Mieszkam w Anglii i jechałam ostatnio rowerem po ścieżce rowerowej, zjeżdżałam ze sporej górki, więc dość szybko. Zobaczyłam, że na dole dwa małe pieski biegają sobie po ścieżce, luzem, bez smyczy, a obok dwie kobiety stoją i plotkują, z tym że one już na chodniku dla pieszych. Zaczęłam hamować, coby krzywdy psiakom nie zrobić, w rezultacie zatrzymałam się przed samymi zwierzakami. Kobiety zaczęły je łapać, choć dość ciężko im szło, bo to takie małe było, yorki chyba, i ciągle uciekały. W końcu po kilku minutach psy zostały wyłapane, ja z uśmiechem powiedziałam grzecznie "thank you" i pojechałam dalej, po czym usłyszałam za plecami piękne, soczyste, polskie "kurwa, pierdoleni rowerzyści".
Pozdrawiam wszystkich Polaków na obczyźnie :D

#CVuA8

Od przedszkola byłam raczej cichym dzieckiem. Nikt mnie nie lubił, bo jeżeli już coś mówiłam, to szczerze, czego niestety inni nie potrafili docenić. W szkole podstawowej było jeszcze gorzej, Byłam wyzywana od dresiar, bo nosiłam dresy... Miałam 9 lat, nie wymagajcie od takiego dziecka wychowanego przez brata, bo rodzice mieli je gdzieś, że będzie nosić sukienki czy leginsy. Nosiłam dresy, bo były wygodne. Przez to mnie wyzywali, a nawet bili. W 5 klasie z tego całego stresu założyłam GG. Napisałam tam, że mam 17 lat i ustawiłam awatar, gdzie jedynie było mi widać usta. Byłam dość wyrośnięta i potrafiłam robić takie zdjęcia, by wyglądać starzej. Chyba wszyscy wierzyli, że mam te 17. Jak wiadomo, na GG dużo osób to po prostu zboczeńcy. Ja też, mimo 10 czy 11 lat, byłam już trochę zboczona. Pisali do mnie, ja nauczyłam się szybko pisać seks-historyjki czy inne rzeczy. Jednak zaczęli mnie namawiać do wysyłania rozebranych zdjęć. Przez kilkanaście dni się nie ugięłam, lecz pewnego dnia wysłałam. Jak wiadomo, pierwsze najtrudniej wysłać, a później to już wysyłałam te zdjęcia na potęgę. Robiłam to, bo tam czułam się akceptowana, lubiana (tak, wiem, były to złudne uczucia), w przeciwieństwie do wyzywania mnie w szkole itp.

Pewnego dnia napisał do mnie ktoś. Napisał, że ma moje nagie zdjęcia, wie, gdzie mieszkam, gdzie się uczę i ma nr telefonu do moich rodziców. Aby te zdjęcia nie trafiły do nikogo, miałam nagrać „erotyczny filmik”. Rozpłakałam się, powiedziałam babci, że ktoś wykradł mi te zdjęcia z telefonu i nie wiem, co robić. Ona powiedziała, żebym jakoś powiedziała to tacie, może on poradzi. Powiedziałam mu, że są zdjęcia, że ktoś mnie szantażuje. On powiedział, żebym już nigdy się tam nie logowała i tyle, i że nie powie mamie. Tak też zrobiłam.

Mimo że nikt nigdy się z tymi zdjęciami nie odezwał, ja przez ponad rok ciągle chodziłam wystraszona. Bałam się dosłownie wszystkiego. Jak dzwonił telefon, to ja prawie płakałam, tak się bałam. Wiem też, że jakaś skaza na mojej psychice przez to nadal jest. Nie mam zbytnio szacunku do siebie i przedmiotowo podchodzę do mężczyzn, nie potrafię inaczej.
Dodaj anonimowe wyznanie