#786Gj

Pewnie wiele osób kojarzy lekturę pt. "Ania z Zielonego Wzgórza"?

Więc mam na imię Anna, mieszkam na ulicy Zielonej, moje miasteczko leży na wzgórzu. Mam rude włosy, jestem sierotą i mieszkam ze starszym rodzeństwem, bezdzietnym. Dobrze się uczę, mam bujną wyobraźnię, studiuję pedagogikę i marzę o wydaniu własnej książki.

PS  Tylko Gilberta nie poznałam ;)

#UW46d

Nie mam komu się wyżalić. A muszę. Inaczej nie wytrzymam. Po raz kolejny.

Mam starszego brata, sporo starszego, który rzucił szkołę, jak miał 16 lat. Ma tylko podstawówkę, nawet nie skończył OHP. Przy okazji zaczął pić. Praktycznie zawodowo chla. Nie wiem jakim cudem jego wątroba to wytrzymuje. Kiedy miał 19 lat, zaliczył wpadkę z dziewczyną, która ledwo co skończyła 16 lat. Oczywiście nie ustatkował się. Wziął ślub, rodzice moi wyprawili wesele i podrzucił żonę z dzieckiem do wychowania do mojego domu. Jego żona uważała, że jestem po to, by wychowywać jej i mojego brata dzieci, bo mój braciszek chlał. Kiedy brakło mu na picie, to kradł (okradał moich rodziców i mnie). Rozumiem, że moi rodzice mu wybaczali, że ich okradał ale nie mogę zrozumieć, że nie bronili mnie. Później jego dzieci wynosiły z domu moich rodziców co im się podobało. I to dla nich było OK. Ja zawsze musiałem sobie radzić sobie sam. Ze wszystkimi problemami.

Teraz, kiedy moi rodzice są już starzy (85+), oczekują ode mnie opieki. Moje dzieci widują 5 razy w roku. Dom moich rodziców to dla mnie dom moich rodziców, oni nie wiedzą nawet, że ich wnuk ma autyzm. Wg nich tylko dziwnie się zachowuje i kilka klapsów postawiłoby go w pion. Mam ponad 50, ale to mnie bardzo boli.

#hLwhc

Wyobraź sobie, że masz 23 lata. I jesteś sam. Kompletnie sam. Nie masz matki, siostry, przyjaciela, nie masz nikogo. Lądujesz w obcym kraju, nie znając języka. W wyniku komplikacji tracisz pracę, nie masz nic. Kompletnie nic. Całkowite zero. Budzisz się rano pod balkonem, na ławce lub w metrze, ze świadomością, że jesteś tylko ty. Że nikt nie ma wpływu na to co się wydarzy, tylko ty.

Brzmi słabo. Nie można tego zrozumieć, dopóki się tego nie przeżyje.

Bo to co mnie spotkało, było najszczęśliwszym okresem w moim życiu. Ponieważ byłem nikim. Wiedziałem, że cokolwiek mnie spotka, cokolwiek się wydarzy, nie będzie niczym złym. Bo co mogło mnie spotkać? Co złego mogło spotkać człowieka, który nie ma nic. Budzisz się rano, szukasz sposobu na lepsze jutro i idziesz spać. Jesteś najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Ponieważ nie możesz nic stracić. Byłem bezdomnym w wieku 23 lat i jednocześnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

#i51ms

Jesteśmy z żoną już 12 lat razem. Około 3 miesięcy temu ukochana zaczęła podejrzewać, że ją zdradzam lub uprawiam hazard. Mamy wspólne konto od około 9 lat i zawsze to ja zajmowałem się wszelkimi finansami - rachunki, zakupy, oszczędności. Nie jesteśmy rozrzutni, ale też nie kontrolujemy każdego grosza wydanego ze wspólnych pieniędzy, a przynajmniej nie moja żona. Co miesiąc odkładamy pewną sumę pieniędzy na konto oszczędnościowe i jedynie czasami żona pytała, ile już mamy odłożone.

W pewnym momencie uznała, że czas spiąć poślady i zacząć odkładać większe sumy pieniędzy, ponieważ chce jak najszybciej wybudować własny dom. Dlatego postanowiła kontrolować dokładnie każde wydatki, każde wpływy na konto i to co idzie na zakupy. Ukochana spostrzegła wtedy, że co miesiąc brakuje nam nawet kilkuset zł, po opłaceniu wszystkiego i wyliczeniu zakupów. W historii przelewów nic się nie doszukała, a podejrzenie od razu padło na mnie, gdyż to nadal ja robiłem opłaty. Próbowałem się jakoś tłumaczyć, że gdzieś się musiała pomylić, zgubiła paragon, czy że pożyczyłem znajomemu. Widocznie nie byłem zbyt przekonujący, bo już po dwóch miesiącach żona oznajmiła mi wprost, że mam jej powiedzieć, jeśli wydaję pieniądze na hazard lub co gorsza na inną kobietę.

Nie chciałem tego dłużej ukrywać i trzymać jej w niepewności, bo i tak trwało to już bardzo długo. Przyznałem się jej, że owszem, ''okradałem'' nas, jednak nie wydawałem tych pieniędzy ani na hazard, ani na inną kobietę, a po prostu założyłem drugie konto w innym banku i odkładałem dodatkowe pieniądze. Od początku planowałem to jako niespodziankę, jednak nie sądziłem, że tak długo to potrwa i że taka suma się uzbiera. Początkowo sądziłem, że będę odkładać góra 2 lata i zabiorę ją na jakąś wycieczkę, jednak po 9 latach udało mi się ''na lewo'' odłożyć ponad 30 tysięcy. Byłem dyskretny, nie robiłem przelewów, tylko odkładałem przy okazji wypłacania gotówki na zakupy. Odkładałem więcej, kiedy mieliśmy niższe rachunki, mniejsze zakupy. Odkładałem dodatkowe premie, które dostawałem w pracy. Czasem nawet sprzedałem coś starego, nieużywanego z domu, a pieniądze oczywiście szły na to konto.

Po wyznaniu prawdy ukochana rozpłakała się ze szczęścia i ucieszyła się, że żaden z jej scenariuszy nie miał miejsca, a pieniądze czekają tylko, aby je wydać na nasz nowy dom.

#hoUXu

Jestem zła jak diabli.

Mam przyjaciela, znamy się od dobrych siedmiu lat. Aktywnie poszukiwał dziewczyny, chodził na wiele randek. Jedna z nich skończyła się w łóżku, z tego co wiem, to była pierwsza randka z nowo poznaną dziewczyną. Na następny dzień przyszedł do mnie załamany i bliski płaczu, bo okazało się, że... dziewczyna zgłosiła na policję gwałt.

Przespała się z nim bez przymusu na pierwszej randce, a potem poczuła się winna i mówiąc, że to gwałt, próbuje oczyścić się z bycia "panią lekkich obyczajów".

Przyjaciel traci pracę, ona nie. BEZ WYROKU.

Niech nikt mi nie mówi, że tylko kobiety są dyskryminowane w naszych czasach!

#JGk3Q

Jestem młodą mamą małego stada - córki i 4 kotów. Cała sytuacja wydarzyła się gdy moja córka miała trochę ponad rok.

Mała jadła wszystko co znalazła, różne paproszki, na dworze zdarzało jej się próbować zjeść np. kamień.

Któregoś dnia siedzę sobie na fotelu, mała na podłodze. Spoglądam na nią, a ta coś żuje i się krzywi. Podchodzę do niej i karzę jej to wypluć - nie chce. Wkładam jej palce do buzi żeby to wyciągnąć, a tam krew. Wystraszyłam się że dorwała gdzieś i zjadła kawałek szkła. Za chwilę jednak wypluła dziwny woreczek - zjadła opitego krwią kleszcza, którego musiał "zgubić" któryś z kotów.

#MNUEX

Siedziałam sobie kiedyś wieczorem w domu, podgryzając frytki z majonezem i oglądając jakiś film. Nagle słyszę, że ktoś gmera kluczem przy drzwiach mieszkania. Przekonana, że któraś ze współlokatorek wraca z jakiejś grubej najeby i nie potrafi włożyć klucza do dziurki, podeszłam i otworzyłam (nie miałam judasza, wiec nie byłam w stanie wcześniej zweryfikować co to za petent).
Razem z drzwiami do domu wparował mi chłopak w okularach przeciwsłonecznych. Rzucił klucze na komodę i był już w trakcie ściągania laczków, gdy usłyszał moje niepewne "Panie, kim pan jest?". Popatrzył się na mnie (byłam w takiej piżamce pandy, wiec nieźle chłopu musiało siąść na banię, biorąc pod uwagę jego stan) i powiedział "eeeesiemsionjeden?". Wnioskując, że chodzi mu o numer mieszkania, wyprowadziłam go z błędu i mój ówczesny chłopak odprowadził go piętro wyżej, pod siemsionjeden.
Zapytacie co w tym anonimowego? To, że jesteśmy teraz całkiem szczęśliwą parą, ale rodzinka sądzi, że poznaliśmy się przez znajomą. I na trzeźwo.

PS Całkowicie nie pamięta naszego pierwszego spotkania, pijok jeden ;-;

#hnKV1

Pewnego ranka, mając 7-8 lat, zdecydowałam, że ucieknę z domu. Nie miałam żadnych powodów, rodzice dbali o mnie jak mogli, ale wyobrażając sobie siebie mieszkającą w lesie i bawiącą się z wilkami, bez zastanowienia wzięłam ostatniego czekoladowego batonika z szuflady, zawinęłam w koc, a jako iż patyka nie mogłam znaleźć, wzięłam zawiniętego w materiał batonika i obudziłam mamę, mówiąc, że uciekam, żeby nie była smutna, że uciekam bez jej wiedzy.
I tak właśnie mała dziewczynka odziana w samą pidżamę wybiegła z domu, ale za mną wybiegła mama. Też w samej pidżamie i kapciach na nogach. Poinformowała mnie, że na obiad jest rosół, a ja słysząc to od razu porzuciłam pomysł zamieszkania w lesie i wróciłam do domu.

#AGqky

Mój pies mnie uratował.

Półtora roku temu rozstałam się z mężem po roku małżeństwa. Świat mi się zawalił, bo mimo, że rozpad tego małżeństw był po jego stronie, to jednak rozwód był dla mnie osobistą porażką. Były mąż zabrał mi praktycznie wszystko, ale zostawił mi psa. Zresztą na niczym mi nie zależało jak na mojej Suni, które odkąd ją adoptowałam była moją najwierniejszą przyjaciółką.

Niestety kiepsko to wszystko znosiłam. Zarabiałam dobrze, więc szybko ogarnęłam mieszkanie, meble, podstawowe sprawy. W dzień funkcjonowałam normalnie, praca, zakupy, sprzątnie. Gorzej było jak już wszystko ogarnęłam, nie miałam co ze sobą począć i zrzucałam maskę. Otwierałam wtedy wino. Praktycznie codziennie jedno. Przez 2 miesiące. Nikt nic nie zauważył, bo mieszkam daleko od rodziny, a jak z nimi się spotykałam to byłam trzeźwa. Od znajomych się trochę odseparowałam. Zresztą umiałam się świetnie maskować. Rano zielona herbata, jajecznica, 2 tabletki na ból głowy, kilo tapety, przyklejony uśmiech i nikt się nie zorientował.

Po dwóch miesiącach chlania zauważyłam, że moja Sunia w ogóle do mnie nie przychodzi na pieszczoty, zabawy i bardzo przytyła. I ruszyło mnie. W swoim pijackim egoizmie zapomniałam o mojej przyjaciółce. Dawałam jej jeść, szybki spacer i to wszystko. Zaniedbałam ją i nie poświęcałam jej w ogóle czasu.

Przestałam pić, ogarnęłam się. Z wieczornego chlania przerzuciłam się na bieganie z nią. Obydwie schudłyśmy i świetnie się przy tym bawiłyśmy. Zaczęłam również wychodzić do ludzi i razem z Sunią jeździłyśmy na wybieg dla psów.

Od ponad roku nie piję alkoholu praktycznie w ogóle. Za każdym razem, gdy mam doła (a zdarza się to już bardzo rzadko) wołam moją przyjaciółkę, widzę jak biegnie do mnie z merdającym ogonkiem, wtulam się i świat od razu jest lepszy. :)
Dodaj anonimowe wyznanie