#zK7Cg

Jestem ofiarą własnego perfekcjonizmu. Wymagam od siebie perfekcyjności. Popełniam błędy, jak każdy, wiadomo, ale każdym błędem potrafię się zadręczać naprawdę długo. Żyję więc w ciągłym napięciu, że jestem nie dość dobra i zaraz zwolnią mnie z pracy, zaraz mąż mnie zostawi itd. Jest też druga strona. Od innych też wymagam bezbłędności. Oczywiście nie zadręczam innych, nie truję im itd., bo wychodzę z założenia, że mogą sobie być, jacy chcą, ale przez to czuję się ciągle zagubiona, nie mam żadnych zaufanych autorytetów. Spotykam kogoś naprawdę dobrego w tym, co robi, ale wystarczy, że popełni błąd i już tracę do niego całe zaufanie jako osoby, która ma mnie w czymś szkolić. Bo skoro raz popełnił błąd, to może popełnić kolejne. Dodatkowo nie wierzę w źródła, bo wiem, jak wyglądają wszelkie badania i wiem, że wystarczy znaleźć tezę i ustawić badanie tak, żeby ją potwierdzić, więc wszystko może być prawdziwe lub fałszywe, a ja nie mam jak tego zweryfikować. Oczywiście są rzetelne badania, ale ja nie wiem, które to. To wszystko utrudnia mi życie, wszystko, co mnie otacza, kwestionuję, wszystko jest niepewne. Wszystko, co robię, sprawdzam wiele razy. Męczy mnie to.

#bclss

Każdy na pewno zna to uczucie, gdy widzi zamarzniętą kałużę, prawda? Nigdy nie omijam takiej łukiem, zawsze muszę się przez nią prześlizgnąć i myślę, że nie tylko ja tak mam. Miałem tak już od dziecka. Jako gówniarz, pewnego zimowego popołudnia, po obiadku wyszedłem sobie na podwórko. Nikogo do wspólnej zabawy niestety nie było, bo przecież pizga i po co wychodzić na dwór. No ale była ta nieszczęsna kałuża... i oczywiście musiałem chwilę na niej podriftować. Po paru minutach wspaniałej zabawy mym oczom ukazała się plastikowa butelka, po jakimś napoju czy tam po wodzie, mniejsza o to. Pomysł wzięcia jej, spłaszczenia i użycia jako wspomagacza do poślizgu, w postaci pseudo deski Silver Surfera, okazał się być opłakany w skutkach. Już w pierwszej próbie wyrżnąłem głową w lód. Straciłem przytomność. Obudziłem się po mniej więcej godzinie, otrzepałem się i poszedłem do domu jak gdyby nigdy nic. 

Nie byłoby w tej historii nic dziwnego, gdyby nie jeden mały szczegół. Obudziłem się na podwórku osiedle obok. Do dziś nie wiem dlaczego.

#AhI8n

Jestem ze swoją kobietą 12 lat, 10 lat po zaręczynach, planowałem ślub. Jakiś czas temu zauważyłem, że strasznie się zmieniła. Unikała kontaktów fizycznych, nasza relacja się ochłodziła, ona zaczęła się coraz więcej mnie czepiać o bzdety, gdzie nigdy wcześniej tego nie robiła. Zawsze bardzo się starałem o siebie dbać, jestem wysportowany, ukończyłem studia i dobrze zarabiam, więc głupi też nie jestem. Chociaż chyba jednak tak.
Niedawno, kiedy brała kąpiel, dostała wiadomość. Ciekawość wzięła górę i tak, jak przez tyle lat związku nie zaglądałem do jej telefonu, tak odczytałem wiadomość. Okazało się, że przynajmniej od połowy trwania naszego związku zdradzała mnie z moim bratem. Brat ma żonę i dzieci... My mamy wspólny dom. Jeszcze jej nie powiedziałem, że wiem. Ostatnio też żona brata pytała, co jest między mną a moją kobietą, bo widzi, że się nie dogadujemy. 
Nie wiem, co mam zrobić. Złamało mnie to. Różnie było w naszym związku, wzloty i upadki, ale myślałem, że mimo wszystko mamy udany związek. Nie wiem nawet, co boli mnie bardziej. Fakt, że mnie zdradziła czy to, że zrobiła to z moim bratem i że trwało to tyle lat... Nie wiem, czy jest mi żal, przykro czy co. Na razie zachowuję się jak wypruty z emocji. Za dnia udaję, że wszystko jest dobrze, a w nocy płaczę jak głupi.

#XopZ7

Jestem chrześcijanką, lubię się modlić, chodzić do Kościoła, obchodzić święta. I wiecie co? Nikogo nie krzywdzę, żyje sobie normalnie. Zastanawia mnie, dlaczego ludzie tak plują jadem na samą myśl o Kościele? Jest taka opcja, że jeśli się czegoś nie lubi, to się omija szerokim łukiem. Nie trzeba kaszleć pod każdym postem o chrześcijaństwie, jakie to jest okropne, beznadziejne, bezsensowne i bajkowe. Nie lubię rapu, ale jak ktoś o tym mówi albo doda zdjęcie lub post, to pomijam. Niech sobie lubi, niech sobie dodaje, a co mnie to obchodzi? Nie wrzucam prześmiewczych rzeczy odnośnie do rapu, bo tak jak wspomniałam, niech sobie ktoś lubi, mimo że ja mam co do tego odmienny stosunek. Nie wrzucam każdego rapera do jednego worka, jak wielu z Was robi z księżmi. Wiem, że to jest słabe porównanie, wiem, że wielu księży wiele złego wyrządziło. Nikogo nie wybielam, ale z jednej strony ludzie chcą, aby była zgoda, wyrozumiałość itd., a z drugiej wytwarzają nagonkę na dany odłam społeczny. Najlepsze, że robią to ludzie ochrzczeni, po wielu sakramentach i tacy, których dzieci są już po Komunii. Jedni wierzą w znaki zodiaku, drudzy w przesądy, a kolejni w Boga. W porządku! Bez znaczenia, czy człowiek jest wysoki, niski, chudy, gruby, wierzący w Boga czy nie, grunt, aby nie krzywdził drugiego.

#bBQea

Spotkałam jakiś czas temu byłego faceta, z którym rozstałam się 6 lat temu. Chwilę porozmawialiśmy, co u nas. Patrząc na niego i rozmawiając, ucieszyłam się, że decyzja o rozstaniu była jednak dobra i w zasadzie chwilę później już o nim zapomniałam i wróciłam do swoich spraw. On najwyraźniej o mnie nie zapomniał, bo nie wiem, czy wierzycie w przyciąganie myślami, ale śnił mi się dwie noce z rzędu, a trzeciego dnia zaczął do mnie wypisywać. Tłumaczyłam mu, że mam już swoje życie, męża, dziecko, a to, co było między nami, to już przeszłość i żeby nie męczył mnie swoimi żalami i wyrzutami. 
Szkoda mi go z jednej strony, bo chyba coś mu się dzieje z psychiką i nie radzi sobie z życiem, ale ja mam swoje życie i nie chciałam wracać do tego, co było, a on zachowywał się jak zbity pies i musiałam mu nawciskać trochę przykrych słów, żeby się odczepił, ale on nie chciał się odczepić. Dopiero interwencja mojego męża przyniosła skutek. Nie wiem, jak przebiegła rozmowa między nimi, ale od tamtego czasu mam spokój. Czuję się jednak jakoś nieswojo, męczą mnie te wszystkie wypowiedziane słowa i ogólnie ta cała sytuacja, chyba w przypływie złości powiedziałam za dużo. Jakoś mi go szkoda, a nie powinno.

#GLAP3

Jakiś miesiąc temu jechałam do szpitala wolskiego do mojego ojca (guz mózgu). Wysiadłam już z tramwaju i miałam 100 metrów do przejścia. Nagle na mojej drodze ukazał się Anioł – kobieta lat ok. 50. Rozłożyła ramiona i ze szczerością wypowiedziała jedno słowo: „Tulimy?”. Podeszłam do niej z moim ciężarem smutku, beznadziejności i samotności i rozpłakałam się w jej ramionach. 
Nie wiem, kim jesteś, ale dodałaś mi, kobieto, siły. Bardzo dziękuję.

#vp0cs

Spędzam większość urlopu, leżąc i nic nie robiąc. Czytam książki, słucham muzyki, piję drinki i odpoczywam biernie, gdyż pracuję fizycznie cały rok i poza spacerami po mieście nie robię absolutnie nic. Taki reset. 
Zapewne kojarzysz ten moment, gdy będąc na wakacjach, gdzie największą rozrywką jest hotel all inclusive z basenem, ludzie zajmują leżaki swoimi ręcznikami i... znikają na pół dnia. Bo przyjdą po obiedzie, a nie będą leżeć byle gdzie lub po kimś. 
Przez dwa z dziesięciu dniu szanowałem to i szukałem wolnego leżaka dla siebie i swojej dziewczyny, podobnie mój przyjaciel wraz ze swoją już narzeczoną. Ale po uważnej obserwacji zauważyłem, że... sześć leżaków w najlepszym miejscu było wolne od 9 rano aż do 16. 
Trzeciego dnia poszliśmy nad basen i owe leżaki ponownie były zajęte. Podszedłem. Zebrałem cztery ręczniki. Złożyłem je w schludną kostkę, złożyłem na kupce i położyłem na jednym ze stolików pod palemką.

Około godziny 15 przyszła czteroosobowa rodzina – około 60-letni facet z żoną i jego 30-letni syn z dziewczyną. Starszy pan dreptał w naszą stronę i wołał już z odległości: „To nasze leżaki! Jazda z nich, gówniarze, ja je zająłem już o szóstej rano!”. Podszedł i stał nade mną i moim przyjacielem. Tak się złożyło, że oboje ciężko fizycznie pracujemy, ale i oboje jesteśmy prawie dwumetrowymi facetami, ergo – nie boimy się starszego faceta. Patrzę na niego zza okularów przeciwsłonecznych, popijam drinka i mówię na bezczela: „Jak przyszliśmy, nie było ręcznika. O, tam jakieś leżą” i wskazałem na kupkę. Syn jakoś zniechęcił ojca do dalszej konfrontacji i poszli na inny leżak, klnąc pod nosem. 
Sytuacja powtórzyła się jeszcze dwa razy. Potem już ich nie widziałem.

Od tamtej pory nie zwracam uwagi na zajęte ręcznikiem leżaki – oczywiście nie kładę się, gdy ktoś na chwilę poszedł coś zjeść albo pływać czy pić. Ale jak nie ma kogoś dłużej jak 40-60 minut, bez ceregieli składam ręcznik w ładną kostkę, kładę gdzieś w pobliżu i zajmuję leżak. Ot, taka moja wredna druga strona medalu.

#ffriS

„Nie masz na co narzekać!” Jak często słyszycie to zdanie? Bo mnie ono już dudni w uszach. Odkąd pamiętam, wszyscy dookoła w rodzinie mają problemy, którymi się dzielą. Tu ktoś ma chore dziecko, tu się ktoś rozwodzi, tu jest ktoś poniżany przez swojego partnera, tu ktoś za mało zarabia i nie może pozwolić sobie na zakup mieszkania itp.
Parę lat temu zdiagnozowano u mnie fobię społeczną. Zanim zaczęłam się leczyć, nie było łatwo mi funkcjonować, musiałam robić wiele rzeczy na siłę. Kiedy nie chciałam gdzieś wyjść np. ze znajomymi na miasto, słyszałam, że jestem leniwa. To, że nie mogłam nawiązać relacji damsko-męskich, to dlatego, że jestem za wygodna. Podsumowując, nic mi nie jest, a ja tylko narzekam i marudzę. Postanowiłam więc założyć maskę – uśmiecham się, staram się nawiązywać nowe relacje, być duszą towarzystwa, bo tego ode mnie oczekują.
Parę miesięcy temu dowiedziałam się, że po wielu latach w jednej firmie muszę poszukać sobie nowej pracy. To było jak grom z jasnego nieba. Czułam się tam bezpiecznie, miałam fajnych znajomych, było mi tam dobrze, a teraz wszystko będzie nowe. Kiedy chciałam z kimś z rodziny porozmawiać o tym, co czuję, to usłyszałam, że to bardzo dobra wiadomość, w końcu poznam nowych ludzi, to dobrze mi zrobi. No tak, przecież marzę o tym, żeby wyjść ze strefy komfortu, zmienić pracę, poznać nowych ludzi. Przecież nie mam na co narzekać, żyję jak pączek w maśle, niczego mi przecież nie brakuje, a w sumie to jestem farciarą i zawsze wszystko mi się udaje. Przestałam więc mówić o swoich problemach, a tylko napomknę, że wypowiedzenie to jeden z kilku obecnych problemów.
Trochę czasu potrzebowałam, aby sobie to poukładać i dopiero po kilku tygodniach postanowiłam wysłać CV do czterech firm. Oczywiście liczba pytań, czy już znalazłam pracę, zaczęła dorównywać zdaniu, że nie mam na co narzekać, a odpowiedź, że jeszcze nie szukałam, raczej wywoływała zniesmaczenie na wielu twarzach.
Wracając do poszukiwań pracy, to jeszcze tego samego dnia, co wysłałam CV, zadzwonił telefon z propozycją. Obecnie mam dwie oferty: jedna to nowa, mała firma, praca podobna do tej, którą wykonywałam, a druga do duża firma, z prestiżem, stawiająca nowe wyzwania. Zastanawiam się, czy jest sens mówić o tym rodzinie, bo jak usłyszą, że raczej wolę przyjąć ofertę mniejszej firmy, to znów się dowiem, że jestem leniwa, że sama sobie znajduję problemy, zamiast się rozwijać. Sama nie wiem, co powinnam zrobić, jednak czułam, że się muszę komuś wygadać, bo boję się, że w końcu eksploduję.
Dodaj anonimowe wyznanie