#D88Su

Mam 35 lat, jak byłem mały, nie było zbyt dużo pieniędzy w domu, zresztą w latach 90. mało która rodzina je miała.
Pamiętam, jak w TV zaczęli pokazywać los rodzin, które zbierały pieniądze na operację, leczenie dla swoich dzieci, zazwyczaj Fundacja Polsat itp. Pokazywali domy, w jakich ci ludzie żyją – takie przybliżenie widzom rodziny, której trzeba pomóc. Zawsze te domy były naprawdę ładne, dzieci miały komputery, co nie było czymś normalnym w tamtych czasach. Zastanawiałem się wtedy, jak to możliwe, że żyją w tak dobrych warunkach, że mają takie drogie rzeczy, bo skoro ktoś potrzebuje pieniędzy, to nie kupuje zbędnych przedmiotów.
Miałem nawet takie przemyślenie, może i trochę straszne, ale byłem wtedy dzieckiem, że rodzicom to pasuje, bo dzięki temu nie muszą pracować i żyją na dobrym poziomie.

#8tUMS

Wystawiłem ogłoszenie o pracę. Poszukiwałem osób do pracy fizycznej — myjnia samochodowa. Opisałem szczegółowo, co należy do obowiązków kandydata, godziny pracy. Naturalnie wpisałem stawkę godzinową — przy 8 godzinach pracy po 5 dni w tygodniu i 1 sobota do 13 wychodziło 5200 zł netto. Czyli na rękę. Szukałem 2 osób. Dostałem kilka telefonów, kilka CV. A dokładnie 5. Postanowiłem spotkać się z każdym kandydatem. Z uśmiechem i lekkim dystansem rozmawiałem z każdą osobą. Co się dowiedziałem?
8 godzin dziennie z przerwą 30 minut? Chyba jestem śmieszny! Przerwa minimum godzina!
5200 zł na rękę? Przecież za to nie da się przeżyć. Minimum 8000 zł!
Raz w miesiącu w sobotę? OK, ale za dodatkowe 500 zł!

I teraz się pytam... Gdzie są ci ludzie chętni do pracy!? Przy wszechobecnym panującym bezrobociu, przy wiecznych krzykach, że nie ma pracy, że bez znajomości nie można dostać pracy... I nie, nie ma u mnie tak, że jest 100 aut na zmianę i wszystko ma być zrobione na już, natychmiast... Naprawdę nie wiem, gdzie popełniłem błąd :/

#V8bmw

Razem z partnerem staraliśmy się o dziecko kilka lat. W końcu jest, dwie kreski na teście, ciąża praktycznie bez objawów i na świat przyszedł Kacperek. Jedyny szkopuł – zawsze wyobrażałam sobie, że będę miała córkę. Jakoś zupełnie nie dopuszczałam myśli, że może być inaczej. Miałam już wybrane ubranka i lalki, planowałam wspólne pieczenie i że nauczę ją robić na szydełku... Kiedy dowiedziałam się, że będę mieć chłopca, przepłakałam tydzień. Teraz kiedy się pojawił, opiekuję się nim. Ma sucho, jest najedzony, czytam mu książki i śpiewam piosenki. Dbam o jego rozwój, bawimy się, usypiam, uspokajam kiedy płacze. Tyle że go nie kocham. Kiedy się nad nim pochylam w łóżeczku, mam zawsze zmarszczone brwi, bo analizuję, jaką potrzebę tym razem trzeba zaspokoić. Muszę sobie przypominać o tym, by się uśmiechać do własnego dziecka. Daję mu dużo buziaków i głaszczę, by nie czuł, że brak mu miłości. Zazdroszczę partnerowi, któremu to wszystko przychodzi naturalnie, ja cały czas mam wrażenie, że wszystko, co robię, jest sztuczne.

Może powiecie, że to depresja poporodowa, ale poza tym jednym nie mam żadnych objawów. A do tego problem pojawił się przecież jeszcze przed porodem. Nie jest też tak, że nic nie czuję. Kiedy się uśmiecha, jestem zadowolona, że zaspokoiłam jego potrzeby, ale większym uczuciem darzę naszego psa niż dziecko. Przyzwyczaiłam się do posiadania w domu małego człowieka, ale przyzwyczajenie to nie miłość. Czytałam, że miłość do dziecka czasem przychodzi po dłuższej chwili, mam nadzieję, że tak będzie i tym razem. Postaram się, żeby Kacper nigdy nie odczuł mojego braku uczuć i może kiedyś moje udawane czułości zmienią się w prawdziwe.

#psjWe

Widziałem dzisiaj idealną dziewczynę przy kasie w biedronce. Już chciałem do niej zagadać, ale moja introwertyczna natura wzięła górę. Teraz przychodzą wyrzuty sumienia i myśli, że przez strach wiele mnie omija. Mam nadzieję, że jeszcze ją spotkam i wtedy się odważę.

Ps. Może uda mi się Ciebie znaleźć tutaj. Kupowałaś różowego buldaka i chyba przyjechałaś z koleżanką blondynką.

#6AQB2

Wchodząc w związek, wiedziałam, że jedną z najtrudniejszych rzeczy jest kłótnia i byłam gotowa, że jak takowa się pojawi, to trzeba do tego podejść rozsądnie. Jednak nie byłam gotowa na to, że jest coś gorszego, czyli cisza. Nie chodzi mi tutaj o ciszę typu: nie mamy o czym rozmawiać, tylko ciszę typu: dzwonię, a on nie oddzwania (i to nie tak, że nie oddzwania przez godzinę, dzień czy dwa, on w ogóle nie oddzwonił), proponuję spotkanie i okazuje się, że on nie może, ale nie pisze, kiedy będzie mógł... Chyba wolałabym straszną kłótnię niż coś takiego.

#ZVM7C

Mam romans ze swoją byłą żoną.
Rozwiedliśmy się 6 lat temu. Nie było żadnej zdrady, po prostu mocno się nie dogadywaliśmy się, kłóciliśmy i ostatecznie zdecydowaliśmy się na rozwód. Mamy ustaloną opiekę naprzemienną, więc nasza dwójka dzieci przez dwa tygodnie jest u mnie i następne dwa tygodnie u byłej żony.
Od czasu rozwodu weszliśmy w nowe związki i mamy w tych związkach dzieci.
To, czego nie mówi się o opiece naprzemiennej, to że z byłym współmałżonkiem pozostaje się w stałym kontakcie — inaczej się nie da. Cały czas trzeba coś ustalać, współpracować, dzwonić do siebie, spotykać się na przedstawieniach w szkole i na wywiadówkach. Codziennie mieliśmy ze sobą kontakt.
Z biegiem czasu nasze wspaniałe nowe związki zaczęły mieć swoje własne różne problemy, w dodatku bliźniaczo podobne do tych, jakie mieliśmy w naszym małżeństwie. Oboje, niezależnie, doszliśmy do wniosku, że to chyba w nas jest coś nie tak, że to my jesteśmy problemem. W trakcie naszych codziennych kontaktów zaczęliśmy się sobie zwierzać z naszych problemów. Efekt był taki, że na powrót zaprzyjaźniliśmy się ze sobą i zbliżyliśmy do siebie. Na namiętność nie trzeba było długo czekać.
I jesteśmy w chwili obecnej. Zdradzam moją obecną żonę. Zawsze gardziłem mężczyznami uwikłanymi w romanse. Dzisiaj sam jestem jednym z nich. Nie potrafię rozwiązać tej sytuacji w żaden sposób.

#1EMME

Za każdym razem gdy zmieniam pracę, mój niepełnosprytny mózg obiera sobie jednego mężczyznę z nowej firmy i wrzuca go w moje erotyczne sny. Zazwyczaj jest to mój bezpośredni zwierzchnik. Po pewnym czasie to przechodzi, ale i tak ciężko mi w tym okresie pracować z tą osobą „twarzą w twarz”.

#VIgVw

Ostatnio tato podwiózł mnie do pracy. Koleżanka widziała przez okno, jak tato otwiera mi drzwi i wysiadam z auta. Potem kilka razy mówiła o tym, jakiego to mam tatę dżentelmena, no po prostu tak go zachwalała, że aż głupio było się przyznać, że otworzył mi drzwi tylko dlatego, że one się po prostu zacinają :D

#kzL1A

Jedną z rzeczy, która bardzo utrudnia mi życie, jest upośledzona funkcja rozpoznawania twarzy. Aby zapamiętać daną osobę, muszę ją zobaczyć od kilkunastu do kilkudziesięciu razy lub dana osoba musi posiadać jakąś charakterystyczną cechę typu brak górnych jedynek czy niebieskie włosy. Mój mózg z jakiś powodów traktuje tego typu informacje jako spam i kasuje w trybie pilnym. Jeśli kogoś, kogo rozpoznawałam, nie widzę przez dłuższy czas (liczony w latach), wszystko w pamięci się rozmywa. Koszmarem był początek liceum i studiów – nie potrafiłam przez bardzo długi czas rozpoznać „swoich”. Nie poznaję niektórych swoich sąsiadów, jakby mnie ktoś napadł, to o portrecie pamięciowym mogę zapomnieć. W pracy (a pracuję z ludźmi) stałych klientów rozpoznaję tylko kilku.

Ostatnio spotkałam znajomą (chyba), z którą chwilę pogadałam, ale kompletnie nie potrafiłam sobie przypomnieć, skąd ją znam. Nie przyznałam się, że kompletnie nie wiem, z kim rozmawiam i z tego powodu jest mi źle. Dobrze, że jest Facebook i można sobie trochę odświeżyć pamięć...

#k10Dv

Mam taką pracę i mieszkam w takim miejscu, że od czasu do czasu zabieram kogoś z pracy samochodem, żeby koledzy i koleżanki nie musieli się tułać po tramwajach i autobusach. Z kolegami jeszcze problemów nie ma... ale gdy zdarzy się, że odwiozę jakąś koleżankę pod dom, to od razu są plotki i jest gadanie, że „kręcimy ze sobą”. Jest nawet jedna para i pokłócili się z powodu tego, że dziewczynę podwiozłem do domu, gdy on był poza miastem. Mimo wszystko gadanie zawsze jest i wychodzę na „masowego wyrywacza/podrywacza”, choć taki nie jestem i nie zamierzam być. Nie mam dziewczyny i wszyscy o tym wiedzą.

Czy tak trudno być po prostu miłym i koleżeńskim w tych czasach? Czy taka drobnostka jak podwózka do domu już musi coś sugerować? Co za czasy...
Dodaj anonimowe wyznanie