#V8bmw

Razem z partnerem staraliśmy się o dziecko kilka lat. W końcu jest, dwie kreski na teście, ciąża praktycznie bez objawów i na świat przyszedł Kacperek. Jedyny szkopuł – zawsze wyobrażałam sobie, że będę miała córkę. Jakoś zupełnie nie dopuszczałam myśli, że może być inaczej. Miałam już wybrane ubranka i lalki, planowałam wspólne pieczenie i że nauczę ją robić na szydełku... Kiedy dowiedziałam się, że będę mieć chłopca, przepłakałam tydzień. Teraz kiedy się pojawił, opiekuję się nim. Ma sucho, jest najedzony, czytam mu książki i śpiewam piosenki. Dbam o jego rozwój, bawimy się, usypiam, uspokajam kiedy płacze. Tyle że go nie kocham. Kiedy się nad nim pochylam w łóżeczku, mam zawsze zmarszczone brwi, bo analizuję, jaką potrzebę tym razem trzeba zaspokoić. Muszę sobie przypominać o tym, by się uśmiechać do własnego dziecka. Daję mu dużo buziaków i głaszczę, by nie czuł, że brak mu miłości. Zazdroszczę partnerowi, któremu to wszystko przychodzi naturalnie, ja cały czas mam wrażenie, że wszystko, co robię, jest sztuczne.

Może powiecie, że to depresja poporodowa, ale poza tym jednym nie mam żadnych objawów. A do tego problem pojawił się przecież jeszcze przed porodem. Nie jest też tak, że nic nie czuję. Kiedy się uśmiecha, jestem zadowolona, że zaspokoiłam jego potrzeby, ale większym uczuciem darzę naszego psa niż dziecko. Przyzwyczaiłam się do posiadania w domu małego człowieka, ale przyzwyczajenie to nie miłość. Czytałam, że miłość do dziecka czasem przychodzi po dłuższej chwili, mam nadzieję, że tak będzie i tym razem. Postaram się, żeby Kacper nigdy nie odczuł mojego braku uczuć i może kiedyś moje udawane czułości zmienią się w prawdziwe.

#psjWe

Widziałem dzisiaj idealną dziewczynę przy kasie w biedronce. Już chciałem do niej zagadać, ale moja introwertyczna natura wzięła górę. Teraz przychodzą wyrzuty sumienia i myśli, że przez strach wiele mnie omija. Mam nadzieję, że jeszcze ją spotkam i wtedy się odważę.

Ps. Może uda mi się Ciebie znaleźć tutaj. Kupowałaś różowego buldaka i chyba przyjechałaś z koleżanką blondynką.

#6AQB2

Wchodząc w związek, wiedziałam, że jedną z najtrudniejszych rzeczy jest kłótnia i byłam gotowa, że jak takowa się pojawi, to trzeba do tego podejść rozsądnie. Jednak nie byłam gotowa na to, że jest coś gorszego, czyli cisza. Nie chodzi mi tutaj o ciszę typu: nie mamy o czym rozmawiać, tylko ciszę typu: dzwonię, a on nie oddzwania (i to nie tak, że nie oddzwania przez godzinę, dzień czy dwa, on w ogóle nie oddzwonił), proponuję spotkanie i okazuje się, że on nie może, ale nie pisze, kiedy będzie mógł... Chyba wolałabym straszną kłótnię niż coś takiego.

#ZVM7C

Mam romans ze swoją byłą żoną.
Rozwiedliśmy się 6 lat temu. Nie było żadnej zdrady, po prostu mocno się nie dogadywaliśmy się, kłóciliśmy i ostatecznie zdecydowaliśmy się na rozwód. Mamy ustaloną opiekę naprzemienną, więc nasza dwójka dzieci przez dwa tygodnie jest u mnie i następne dwa tygodnie u byłej żony.
Od czasu rozwodu weszliśmy w nowe związki i mamy w tych związkach dzieci.
To, czego nie mówi się o opiece naprzemiennej, to że z byłym współmałżonkiem pozostaje się w stałym kontakcie — inaczej się nie da. Cały czas trzeba coś ustalać, współpracować, dzwonić do siebie, spotykać się na przedstawieniach w szkole i na wywiadówkach. Codziennie mieliśmy ze sobą kontakt.
Z biegiem czasu nasze wspaniałe nowe związki zaczęły mieć swoje własne różne problemy, w dodatku bliźniaczo podobne do tych, jakie mieliśmy w naszym małżeństwie. Oboje, niezależnie, doszliśmy do wniosku, że to chyba w nas jest coś nie tak, że to my jesteśmy problemem. W trakcie naszych codziennych kontaktów zaczęliśmy się sobie zwierzać z naszych problemów. Efekt był taki, że na powrót zaprzyjaźniliśmy się ze sobą i zbliżyliśmy do siebie. Na namiętność nie trzeba było długo czekać.
I jesteśmy w chwili obecnej. Zdradzam moją obecną żonę. Zawsze gardziłem mężczyznami uwikłanymi w romanse. Dzisiaj sam jestem jednym z nich. Nie potrafię rozwiązać tej sytuacji w żaden sposób.

#1EMME

Za każdym razem gdy zmieniam pracę, mój niepełnosprytny mózg obiera sobie jednego mężczyznę z nowej firmy i wrzuca go w moje erotyczne sny. Zazwyczaj jest to mój bezpośredni zwierzchnik. Po pewnym czasie to przechodzi, ale i tak ciężko mi w tym okresie pracować z tą osobą „twarzą w twarz”.

#VIgVw

Ostatnio tato podwiózł mnie do pracy. Koleżanka widziała przez okno, jak tato otwiera mi drzwi i wysiadam z auta. Potem kilka razy mówiła o tym, jakiego to mam tatę dżentelmena, no po prostu tak go zachwalała, że aż głupio było się przyznać, że otworzył mi drzwi tylko dlatego, że one się po prostu zacinają :D

#kzL1A

Jedną z rzeczy, która bardzo utrudnia mi życie, jest upośledzona funkcja rozpoznawania twarzy. Aby zapamiętać daną osobę, muszę ją zobaczyć od kilkunastu do kilkudziesięciu razy lub dana osoba musi posiadać jakąś charakterystyczną cechę typu brak górnych jedynek czy niebieskie włosy. Mój mózg z jakiś powodów traktuje tego typu informacje jako spam i kasuje w trybie pilnym. Jeśli kogoś, kogo rozpoznawałam, nie widzę przez dłuższy czas (liczony w latach), wszystko w pamięci się rozmywa. Koszmarem był początek liceum i studiów – nie potrafiłam przez bardzo długi czas rozpoznać „swoich”. Nie poznaję niektórych swoich sąsiadów, jakby mnie ktoś napadł, to o portrecie pamięciowym mogę zapomnieć. W pracy (a pracuję z ludźmi) stałych klientów rozpoznaję tylko kilku.

Ostatnio spotkałam znajomą (chyba), z którą chwilę pogadałam, ale kompletnie nie potrafiłam sobie przypomnieć, skąd ją znam. Nie przyznałam się, że kompletnie nie wiem, z kim rozmawiam i z tego powodu jest mi źle. Dobrze, że jest Facebook i można sobie trochę odświeżyć pamięć...

#k10Dv

Mam taką pracę i mieszkam w takim miejscu, że od czasu do czasu zabieram kogoś z pracy samochodem, żeby koledzy i koleżanki nie musieli się tułać po tramwajach i autobusach. Z kolegami jeszcze problemów nie ma... ale gdy zdarzy się, że odwiozę jakąś koleżankę pod dom, to od razu są plotki i jest gadanie, że „kręcimy ze sobą”. Jest nawet jedna para i pokłócili się z powodu tego, że dziewczynę podwiozłem do domu, gdy on był poza miastem. Mimo wszystko gadanie zawsze jest i wychodzę na „masowego wyrywacza/podrywacza”, choć taki nie jestem i nie zamierzam być. Nie mam dziewczyny i wszyscy o tym wiedzą.

Czy tak trudno być po prostu miłym i koleżeńskim w tych czasach? Czy taka drobnostka jak podwózka do domu już musi coś sugerować? Co za czasy...

#PEL2n

Od paru miesięcy spotykam się z facetem. Jest idealny pod każdym względem i zdążyłam się już zakochać. Zaczęliśmy planować wspólne wakacje, poznałam jego rodzinę, on chce pojechać ze mną do Polski i poznać moją (mieszkamy za granicą), uczy się polskiego, ugotował ostatnio nawet dla mnie rosół z jakiegoś przepisu, który sobie sam znalazł, bo mu powiedziałam, że to moja ulubiona zupa. Naprawdę zaczęłam wierzyć w to, że możemy stworzyć wspólną przyszłość. Aż do wczoraj. Wyznał mi, że napisała do niego dziewczyna, z którą spotykał się przede mną i powiedziała, że jest z nim w ciąży. Chce, żeby był obecny w życiu dziecka i żeby wychowywali go wspólnie. A mnie to po prostu przerasta. Nie wiem, co mam zrobić. Nie wiem, czy będę w stanie żyć w takim związku, gdzie muszę dzielić mojego faceta z inną kobietą i obcym dzieckiem. Gdyby miał już starsze dziecko z wcześniejszego związku, w momencie gdy go poznałam, to nie byłoby problemu, ale dziecko, które dopiero ma się urodzić, to zupełnie co innego. Jakby to miało wyglądać, że on jeździ z nią w poszukiwaniu łóżeczka, wózka, odwiedza ją, żeby zajmować się dzieckiem? Przecież noworodka nie weźmie do siebie, jak mógłby to zrobić ze starszym dzieckiem.
On sam jest przerażony i mówi, że boi się, że mnie przez to straci. I tak chyba będzie, choć łamie mi to serce, bo jest naprawdę cudownym i kochanym człowiekiem.
Jedyna nadzieja w tym, że dziecko nie jest jego. Jeśli test DNA potwierdzi, że jest, to zapowiedział mi już, że weźmie odpowiedzialność za swoje czyny i będzie wychowywał to dziecko, choć ojcem nigdy nie chciał być.
Szanuję to bardzo, to tylko kolejny przykład, jak dobrym jest człowiekiem. Ale jest mi przy tym tak strasznie smutno i nie wiem, co mam dalej robić.

#3Gvo3

Czasami z rodzicami oglądamy program w telewizji o ludziach, którzy wyszli z nałogu i opowiadają swoją historię. Był tam facet, który był uzależniony od masturbacji i pornografii. No i się zaczęło... Rodzice zaczęli go wyzywać, że niby wymyśla sobie uzależnienia, bo to normalna sprawa itd.

Chyba im nie powiem, że sam mam z tym problem i chodzę na spotkania uzależnionych.
Dodaj anonimowe wyznanie