Pewnego wrześniowego dnia pracowałam jako hostessa przy otwarciu nowego marketu w pewnej miejscowości. Na wejściu moim zadaniem między innymi było zachęcanie klientów do skosztowania szampana i innych przysmaków. Dana sytuacja miała związek z tym pierwszym, a dokładniej z kieliszkami, w które wlewany był ów szampan. Kieliszki nie były szklane, tylko plastikowe, jednak całkiem dobrej (jak na plastik) jakości. Na stoisku miałam ich niewielką liczbę, a jako że całkiem nadawały się do ponownego użytku, to gdy klienci oddawali mi kieliszek po wypiciu, to myliśmy je i podawaliśmy w nich ponownie trunek. Byli tacy, którzy chcieli ten kieliszek „na pamiątkę” — nie ma sprawy, nie jestem taka zła, żeby się kłócić o kieliszek.
W pewnym momencie jedna pani spytała: „Te kieliszki to jednorazowe? Można sobie brać?”. Powiedziałam jej, że tak, bo pomyślałam, że niech sobie kobiecina weźmie ten kieliszek, jak szampana wypiła, od jednego nie zbiednieję. Ale okazało się, że cebula w pani tkwiła mocno, bo rzuciła szybciutko: „To da mi pani sześć”. W pierwszej chwili aż mnie zatkało, ale po sekundzie powiedziałam, żeby sobie poczekała, aż inni wypiją, to może jej oddadzą. Poczerwieniała, obróciła się na pięcie i sobie poszła, widocznie nie miała czasu ;)
Moja o 15 lat starsza siostra poprosiła mnie, abym przypilnowała jej 11-letniego syna. Przyjechałam do niej, powiedziała, że Michał gra w coś na komputerze. Pożegnałam ją, i chcąc przywitać się z siostrzeńcem, lekko uchyliłam drzwi do jego pokoju. To, co zobaczyłam, mnie przeraziło.
11-latek, siedzący przed komputerem i masturbujący się do MOJEGO zdjęcia. Chwilę nie dowierzałam w to co widzę. Po paru sekundach dzieciak zobaczył mnie i nawet się nie wzdrygnął. Trzepał sobie w spokoju, dalej się mi przypatrując.
Pomocy.
Śniło mi się, że po moich ustach chodzi wielki pająk. Po przebudzeniu okazało się, że to nie był sen.
Kiedy byłem dzieckiem, bardzo lubiłem jeździć do cioci na wieś i tam nocować. Podobał mi się ten klimat, miałem tam młodszego kuzyna, często przyjeżdżał też kuzyn w moim wieku. Wioskę obok mieszkała moja inna kuzynka, starsza o 6 lat. Ona też czasami wpadała, ale nigdy nie miałem z nią jakiegoś dobrego kontaktu, czasami się widzieliśmy na imprezach rodzinnych i to wszystko.
Podczas jednego z takich pobytów, miałem wtedy jakieś 9-10 lat, ona również przyjechała na noc, nie pamiętam dlaczego, ale spaliśmy w jednym łóżku. Nie wiem też, jak do tego doszło, ale chwilę rozmawialiśmy, a potem zaczęliśmy się „bawić”, ona to zainicjowała. Pamiętam, że chciała, żebym dotykał jej piersi, żebym robił jej dobrze, ona też chciała dotykać mnie, nie stawiałem wtedy oporu, nie byłem do końca świadom tego, co się dzieje, ale do dzisiaj siedzi mi to w głowie, pamiętam szczegóły, pamiętam ten zapach.
Bardzo to na mnie wpłynęło, po jakimś czasie na urodzinach innego kuzyna zabrałem moją młodszą kuzynkę do pokoju i też chciałem się z nią „bawić”. Na szczęście zrezygnowaliśmy, do niczego nie doszło, nigdy więcej nie próbowałem podobnych rzeczy, ale rysa na psychice została, przez te wydarzenia nie jestem w stanie zbudować zdrowej relacji, mam problemy w kontaktach z kobietami.
Nigdy nikomu o tym nie mówiłem, było mi wstyd, bo do teraz nie wiem, czy byłem ofiarą molestowania, czy jego sprawcą.
Jako że czasem trzeba sobie odpocząć od komputera, to postanowiłem zejść na parter i zobaczyć, co robią moi rodzice. Oczywiście jak zawsze oglądali telewizję, a na stole leżała paczka chipsów. Myślę sobie — a poczęstuję się. Biorę całą paczkę do ręki, potrząsam nią i słyszę, że jakaś reszta jest na dnie. No to postanawiam wsypać zawartość do ust i zaczynam te chipsy przeżuwać. Wydawały mi się bardzo „gumiaste”, a przecież niedawno musieli je otworzyć. Myślę sobie — coś jest nie tak. Wypluwam jednego. I właśnie w tej chwili zauważam, że te „chipsy” to tak naprawdę obcięta skórka z pięt mojego taty... Natychmiast poleciałem do kibla i to wyrzygałem. Kiedy wróciłem do salonu, powiedziałem tacie, że jest obrzydliwy, a potem wyjaśniłem całą sytuację. Pamiętam tylko, że moja mama nie mogła przestać się śmiać.
Od teraz zawsze, kiedy sięgam po paczkę chipsów, patrzę, co jest w środku...
Mój brat to typowy nolife. Laptop, klima i dnia ni ma. Do niedawna...
Każdy miał już dość jego grania na laptopie całymi dniami i nocami. Grał do 5 rano, a później nie dało się go dobudzić do szkoły, ledwo zdał. Pomocy dla mamy zero — drzewo porąbać, rozpalić w piecu, pomóc coś w domu — nie robił nic!
Mama postanowiła zabrać mu laptop i wpadł w szał... Zdemolował pół domu, wyzywał mamę, ogólnie wkur*ienie na maksa. Mama powiedziała, że ja zabrałam laptop i zaczął mnie nękać. Na drugi dzień musiałam przyjechać do mamy po dzieci, bo były na noc, nawet nie wchodziłam do domu, ale wyszedł brat... Blado-sino-czerwony. Zapłakany i wkurwiony krzyczał: „Oddaj mój laptop!”, czułam, że może nawet zaraz rzucić się z łapami, więc szybko się ulotniłam. Chciał z nami jechać, żeby zabrać laptopa, ściemniłam mu, że prędko mnie nie będzie i odjechałam. A ten gówniarz wsiadł w busa, pokonał z buta kilka kilometrów, wjeżdżamy na podwórko, a tam on! Z tego co mi mama powiedziała, chciał wejść uchylonym oknem do mojego domu i pobuszować. Oczywiście wyskoczył z tekstem: „ODDAJ LAPTOP”, a ja w śmiech i mówię, że nigdy nie miałam jego laptopa, tylko go w ciula z mamą zrobiłam. Odwrócił się na pięcie i wrócił do domu.
Znowu zaczął męczyć mamę o zwrot, poziom jego desperacji doszedł do tego stopnia, że poszedł na policję i powiedział, że ukradłam mu laptop, na który on zbierał pieniądze. Był na drugi dzień z mamą, policjant kazał mu oddać laptop i pilnować go, żeby nie siedział za długo, jak się nie będzie słuchał czy chodził do szkoły, to mu zabierać i za tydzień przyjść powiedzieć, czy poprawiła się sytuacja.
Braciszek szczęśliwy był może przez tydzień, dopóki nie siadł dupą na swojego ukochanego laptopa i rozbił ekran :) oczywiście wina mamy, bo nakryła kocem i on go nie zauważył. Naprawiać się nie opłaca, a na drugi go nie stać. Mama tym bardziej nie kupi ;)
Mam myśli samobójcze od 8 roku życia. Nie skończyły się do dziś.
Kiedy miałam kilka lat, moja chrzestna, z którą od zawsze miałam rewelacyjny kontakt, robiła doktorat na Akademii Rolniczej, a co się z tym wiązało, prowadziła przeróżne badania dotyczące maszyn używanych w rolnictwie, a dokładniej ich opon. Ja jako małe dziecko zawsze z wielkim zachwytem opowiadałam wszystkim naokoło, że „Ania będzie doktorem, bo leczy opony” – ot, takie zwykłe dziecięce skojarzenie z doktorem i badaniami.
Byłam wtedy w domu moich dziadków (a Ani rodziców), którzy mieli gospodarstwo rolne. Gdy na weekend przyjechała ciocia Ania, akurat dostałam biegunki, na szczęście Ania przywiozła mi jakieś lekarstwa i zajmowała się mną przez ten czas.
Tydzień później ciocia Ania przyjechała na wieś wraz z całą grupą przeróżnych szanowanych doktorów i profesorów, w celu przeprowadzania swoich badań. Babcia, chcąc się popisać, jaką ma bystrą wnusię, zapytała mnie przy wszystkich profesorach: „Ania będzie doktorem, bo?”...
Wyobraźcie sobie minę tych wszystkich ludzi, kiedy mała, słodka blondyneczka pięknie odpowiada pełnym zdaniem: „Ania będzie doktorem, bo leczy ze sraki”... ;)
W ostatniej klasie liceum przez internet poznałam Stasia. Był ode mnie kilka lat starszy, mieszkał jakieś 150-200 km ode mnie. Był mechanikiem samochodowym, miał swoją działalność. Pokazywał mi nawet swój warsztat na Google maps, ale klasa maturalna, więc nie miałam czasu na odwiedzenie go. Co jakiś czas do mnie przyjeżdżał, generalnie cud, miód i orzeszki.
Spędziliśmy ze sobą trochę więcej czasu w wakacje. Spotykaliśmy się przez prawie rok. Przez cały ten okres było kilka rzeczy, które powinny dać mi do myślenia. Np. nigdy nie przyjechał samochodem, trochę dziwne jak na mechanika. Mówił, że nie może wsiadać za kierownicę, bo kiedyś stracił przytomność i jest w trakcie badań. W sumie logiczne, nie? Kiedyś też pytałam się o jego wiek i rok urodzenia. Nie pokryły się, ale przecież każdy liczbę lat podaje trochę inaczej.
No i teraz przechodzimy do gorzkiej prawdy. Chłopak okazał się o rok młodszy ode mnie. Nie mam nic do osób młodszych, ale kurde, okazało się, że kompletnie nie znam osoby, z którą byłam tyle czasu. Oczywiście nie miał swojego warsztatu. Mieszkał dalej z rodzicami i chodził do technikum mechanicznego. Generalnie wszystko, co o sobie mówił, było kłamstwem wyssanym z palca. Cała prawda wyszła na jaw podczas rozmowy z jego siostrą (też przez internet).
Pewnie wiele z Was będzie zastanawiało się jakim cudem, przecież widać różnicę między 17-letnim a 24-letnim chłopakiem. Może u niektórych widać. On wyglądał naprawdę dojrzale. Miał pełen zarost i naprawdę niezły sprzęt ;)
Ojciec dotkliwie bił mnie i moje rodzeństwo przez całe dzieciństwo. Gdy dorosłem i w wieku 18 lat po raz pierwszy mu oddałem, pozwał mnie. I wiecie co? Wygrał.
Dodaj anonimowe wyznanie