#3C3oi

Kiepskie doświadczenia w związkach, a zarazem duża potrzeba bliskości cielesnej skłoniły mnie do założenia konta na jednym z portali towarzyskich. Bałam się jakichś przelotnych znajomości klubowych, a tak sobie wydedukowałam, że na portalu łatwiej będzie znaleźć kogoś, kto ma takie same preferencje, więc spędzimy razem czas na z góry ustalonych warunkach, a po wszystkim nie będziemy mieć wobec siebie żadnych dalszych oczekiwań.

Oczywiście okazało się, że moje założenia nie do końca się sprawdziły — patologii tam nie brakuje, ale do rzeczy...

Po mocnym odsiewie pojawiło się kilku kandydatów do potencjalnego spotkania. I choć kasy mi nie brakuje, ustaliliśmy, że spotkanie odbędzie się za ustaloną kwotę, żeby mieć taki bufor psychologiczny — że to tylko transakcja, a nie randka.
Spotkaliśmy się z jednym gościem. Po pierwszym skrępowaniu rozluźniliśmy się, zaczęły się jakieś delikatne czułości, po czym — nie wiedzieć jak i czemu — przeszliśmy do rozmowy. Przegadaliśmy kilka godzin na chyba wszystkie możliwe tematy, w tym rzeczy, o których w życiu bym nie pomyślała, że w ogóle kiedykolwiek wypowiem je na głos. Stwierdziliśmy, że niebezpiecznie dobrze nam się rozmawia. Chyba nigdy z nikim nie gadałam tak szczerze. On też. Okazał się niesamowitym człowiekiem, o ogromnej sile charakteru, zwłaszcza że życie go nigdy nie rozpieszczało.
Ostatecznie do niczego między nami nie doszło. Już w drzwiach oddałam mu kasę, nie byłam w stanie jej zatrzymać. Wyszłam wstrząśnięta, poruszona i — choć to zabrzmi patetycznie — jakoś odmieniona. Natychmiast po spotkaniu weszłam na portal, żeby usunąć konto i zobaczyłam, że on zawiesił swoje.

Kusi mnie bardzo, żeby nawiązać z nim kontakt przez media społecznościowe i spróbować jakoś kontynuować tę znajomość czy potraktować to jako jednorazowe spotkanie z psychoterapią w pakiecie. On z jakiegoś powodu ten profil zawiesił — czy z tego samego co ja? Czy właśnie po to, żeby uniknąć jakiegokolwiek kontaktu? Z drugiej strony unika go tym sposobem nie tylko ze mną. Cóż, nie wiadomo.
Ja od kilku dni chodzę jak w amoku. I wniosek z tego, że... no właśnie nie mam wniosku. Może tylko taki, że z wrażliwością i emocjami nie da się igrać, zwłaszcza jeśli się nie jest wystarczająco silnym, żeby się od nich odciąć w razie komplikacji.

#ymNjN

Mam nadreaktywny pęcherz już od kilku lat, głównie w nocy, choć za dnia też się zdarza, ale bardzo rzadko.

Ostatnio było dużo lepiej, przestałam chodzić tak często do toalety. Aż do dzisiaj, mam wyjazd, pięć godzin w jedną stronę.

Pozdrawiam ja, odwiedzająca każdą stację benzynową. Na szczęście jeszcze godzina drogi do domu.

#KGqG7

Nie cierpię religii. Każdej, jaka tylko istnieje. Nie cierpię faktu jej istnienia. Tego, jaką krzywdę robi od wieków. I nie jestem w stanie pojąć, jak to możliwe, że w XXI wieku, w dobie nauki i wiedzy, ludzie są w stanie toczyć wojny o religie, być prześladowani za wiarę w coś, czego nikt nigdy na oczy nie widział, czy nawet za to coś zabijać niewinnych ludzi. A najbardziej absurdalne dla mnie jest to, że każda z tych religii powstała tysiące lat temu tylko dlatego, że ludzie zwyczajnie nie wiedzieli tego, co my wiemy teraz i szukali odpowiedzi na pytania: czym są te dziwne kropki nocą na niebie? Co jest po śmierci? Dlaczego zdarzają się powodzie czy susze? A choroby? Skąd się biorą?

I skoro już mowa o chorobach – nie mieli też świadomości o istnieniu chorób psychicznych, takich jak np. schizofrenia. Czy ktokolwiek zdaje sobie sprawę, ilu proroków siedzi aktualnie w psychiatrykach na całym świecie? Gdyby oni żyli te tysiące lat temu, dzisiejsze religie rozwinęłyby się zupełnie inaczej. Dziś to zwykle „świry” i nawet osoby wierzące uważają ich za takich. A sami wierzą w to, co wieki temu powiedzieli dokładnie tacy, jak te „świry” – schizofrenicy.

Nie przeczę, że jakiś tam bożek nie istnieje, bo wiara polega na tym, że się wierzy pomimo braku dowodów. Ale brak dowodu nie jest dowodem na istnienie ani na nieistnienie. I jeśli coś tam gdzieś istnieje, to jest to mieszanka wszystkich religii, a nie tylko jednej konkretnej i generalnie, patrząc na sytuację na świecie, ma nas głęboko w poważaniu. Człowiek, którego stać na choć odrobinę logicznego myślenia, jest świadomy, że gdyby urodził się w innym kraju, wierzyłby w coś zupełnie innego. Wszyscy ślepo wierzący i aktywnie biorący udział w obrzędach wymyślonych przez którykolwiek kościół są zwykłymi marionetkami sekty. Tak, sekty, choć dla was brzmi to absurdalnie, poczytajcie sobie prasę naukową, tak bardzo przeczącą waszej wierze, acz niemożliwą do odparcia, i przeanalizujcie strukturę pierwszej lepszej sekty, porównując te struktury do kościoła. Uprzedzam: każda cecha będzie się zgadzać.

Przykre to jest, że ludzie tak bardzo nie radzą sobie z wiedzą, a nawet z własnym życiem, że wciąż ślepo tłumaczą to zasadami wymyślonej przez starożytnych magicznej siły. Dla nich to pocieszenie, ale mi jest ich zwyczajnie szkoda.

#TySy8

Od jakiegoś czasu spotykam się ze wspaniałym chłopakiem. On jest parę lat ode mnie młodszy, ale to absolutnie nie komplikuje relacji między nami. Początkowo myślałam, że będzie to tylko taki przelotny romans, ale teraz już wiem, że to „na poważnie”. Mimo tego, że wspaniale nam się układa, jest jednak pewien dość znaczący zgrzyt między nami. Wyszedł on na jaw, kiedy zostałam zaproszona na obiad do rodzinnego domu mojego ukochanego, aby poznać jego najbliższych. Okazało się, że ojciec wybrańca mojego serca jest ginekologiem, do którego chodzę na regularne kontrole od zawsze. Od czasu tego spotkania mamy poważny problem w łóżku. Możecie się śmiać, ale świadomość tego, że mój potencjalny teść maczał we mnie palce, jeszcze zanim mój chłopak skończył szkołę, nie daje mi spokoju i na samą myśl o tym najchętniej wskoczyłabym w habit i wstąpiła do zakonu sióstr Zmartwychwstanek.

#jGbjI

Jestem dziewczyną i mam prawie 18 lat. Chciałabym podzielić się z wami moim kompleksem, który doskwiera mi na każdym kroku, a może i Wy macie na to jakąś radę. Otóż moim problemem jest wzrost. Mierzę 190 cm i chociaż już się do tego nawet przyzwyczaiłam, to i tak często mam z tego powodu problemy.
Wstydzę się chodzić gdziekolwiek, gdzie jest ktoś nowy. Boję się, co pomyśli o moim wzroście. Na imprezy czy do klubów już totalnie nie chcę się wybierać, bo byłabym wyższa od większości ludzi tam zebranych...
Problemem również jest płeć męska. Podoba mi się wielu chłopaków, dla których jestem za wysoka. Dodatkowo poznając kogoś w internecie, nie dopuszczam do spotkania na żywo, bo boję się konfrontacji.

Nigdy nie byłam z tego powodu wyśmiewana, przynajmniej nie w twarz. Sporadyczne żarty o „wieży” nie bolały mnie aż tak bardzo, jednak to, co czuję, zaczyna mnie powoli przerastać, gdyż zaczynam coraz bardziej się tego wstydzić.

#xKLXX

Zawsze dobrze się uczyłam i nie miałam problemu, żeby dać komuś ściągnąć. Jedynym problemem było dla mnie, jak ktoś cały czas mnie zaczepiał i pytał, co napisałam, rozpraszało mnie to.

Któregoś razu we wczesnej podstawówce mieliśmy jakiś sprawdzian z prostych działań matematycznych. Siedziałam wtedy z dość słabą koleżanką, która chciała ode mnie odpisać. Nie byłoby problemu, gdyby nie to, że mimo mojego przysuwania jej kartki z odpowiedziami ciągle pytała, co tam jest napisane. Wpadłam wtedy na szatański plan. Następne odpowiedzi pisałam ołówkiem, wielkimi cyframi, żeby było jej łatwo odczytać, tylko nie były to poprawne odpowiedzi. Powiedzmy, że napisałam 5+16=58 albo 2×8=50, czyli takie totalne bzdury, że gdyby pomyślała, to wiedziałaby, że to błąd. Kiedy ona już przepisała, zmazałam ołówek i długopisem napisałam już poprawne odpowiedzi.
Więcej ode mnie nie ściągała.

#vRZsP

Historia zdarzyła się na początku roku 2000. Urodziła się wtedy moja o ponad 3 lata młodsza siostra. Nawet się cieszyłam, bo byłam jedynaczką, a tu niespodzianka, będę miała z kim się bawić. Po narodzinach było z nią wszystko w porządku, więc po niecałym tygodniu zostały z mamą wypisane do domu. W końcu jest, pielęgniarka niesie młodą i podaje mamie. Ale moja mama przygląda się młodej i coś jej nie pasuje. Aż wreszcie stawia na nogi pół oddziału krzykiem: „To nie moje dziecko!”. Okazało się, że pielęgniarka pomyliła dzieci i zamiast mojej siostry, mama otrzymała całkiem inne dziecko. Matczyny instynkt jednak zadziałał jak należy i młoda zawitała w domu niecałą godzinę później.

Na szczęście całą sytuację dzisiaj wspominamy z dystansem, ale gdyby mama nie zauważyła różnicy w ich wyglądzie (był początek stycznia dość chłodnej zimy i dziewczynka była ciepło ubrana), mogło się to skończyć tragedią obu rodzin.

#QHrjw

Dieta oparta na pizzy i coli chyba mi nie służy, bo ostatnio mi się przytyło. W zeszłym tygodniu wstałem rano i zobaczyłem, że jedyne czyste spodnie to takie, które pewien czas temu kupiłem na wyprzedaży z myślą „Jak schudnę, to będą pasowały”. Jakimś cudem udało mi się w nie wepchać, ale poważnie obawiałem się, czy nie zatrzyma mi się krążenie. Nie miałem już jednak czasu na wybrzydzanie, więc poszedłem w nich na uczelnię. Musiałem zajrzeć do biblioteki. Szwendałem się między regałami, gdy poczułem nieznośne uwieranie w okolicy krocza. W bibliotece było tylko kilka osób, a w mojej bezpośredniej okolicy nikogo, więc stanąłem w kąciku, rozpiąłem spodnie i zacząłem poprawiać. Po chwili usłyszałem dźwięk przesuwanych książek, obejrzałem się i zobaczyłem jakąś dziewczynę. Za Chiny nie wiem kiedy ona przyszła, ale na szczęście też była odwrócona tyłem do mnie. Gorączkowo wziąłem się za zapinanie spodni, jednocześnie patrząc na nią, żeby być pewnym, że nie odwróci się w moją stronę. I w tym właśnie krytycznym momencie ktoś do mnie zadzwonił... Dzwonek miałem wyłączony, ale same wibracje były wystarczająco donośne. Westchnąłem „Aaach” i od razu sięgnąłem do kieszeni po telefon. Laska obejrzała się i zastygła, gdy zobaczyła mnie — czerwonego i spoconego, z rozpiętym rozporkiem i głupią miną. Drugą ręką chciałem wskazać na telefon, uwięziony w ciasnej kieszeni, ale chyba wyglądało to, jakbym wskazywał na swoje krocze… Książka wypadła jej z ręki i uciekła niczym przerażona sarna. Jak rasowy debil od razu ruszyłem w pościg, żeby jej wyjaśnić sytuację. Jeszcze przyspieszyła, zniknęła za drzwiami i tyle ją widziałem.
Mam nadzieję, że już jej nie spotkam.
Dodaj anonimowe wyznanie