#vxB08

Słyszę pukanie do drzwi. Czuję się zaspany, ale podchodzę, żeby otworzyć wejściowe wrota do domu. Ku mojemu zdziwieniu widzę mojego tatę, którego nie widziałem ponad trzy lata. Witam go i słyszę ten charakterystyczny śmiech. Szybko pokazuję tacie wnętrze domu, jak to się wszystko pozmieniało przez te lata jego nieobecności. Dzwonię do młodszej siostry, aby powiadomić ją o tym, że tata wrócił. Siostra uradowana zjawia się błyskawicznie i się wita. Nie pamiętam, kiedy to ostatnio tak szczęśliwy byłem, jak w tym momencie. Oboje zwierzamy się tacie, co było z nami grane, co się działo, że skończyłem osiemnaście lat i pokazuję moje niedawno zdane prawo jazdy. Następnie kontynuujemy, jak to mama sobie radzi i że zaraz powinna przyjść oraz na pewno będzie się bardzo cieszyć. Tata mówi, że nie może się doczekać ponownego spotkania z mamą. Krótkie chwile nadrabiania zaległości ubiegłych lat dobiegają końca, gdy zaczyna mi się kręcić w głowie i czuję, jakbym wpadał w otchłań ciemności. Po ponownym otworzeniu oczu leżę na łóżku, a zegar wskazuje chwilę po piątej nad ranem. Dociera do mnie smutek rzeczywistości i zaczynam płakać jak dziecko, że ta cała wizyta było tylko snem, a za niecały miesiąc nastąpi czwarta rocznica tragicznej śmierci mojego taty w wypadku samochodowym.

#Ldgvy

Mam 40 lat, żonę oraz 9-letnią córkę. Od pewnego czasu życie z żoną nie układa mi się dobrze, choć wciąż kocham ją i uważam za najpiękniejszą kobietę, a i pożycie małżeńskie jeszcze nie ustało. Miłość do córki, dbałość o rodzinę oraz moralność nigdy nie pozwoliłyby mi odejść od tej dwójki.

Na początku roku szkolnego do szkoły mojej córki przyszła nowa nauczycielka, młoda jedynie 23-letnia kobieta jednak z odpowiednimi znajomościami — została szybko skrytykowana i spisana na straty przez rodziców jak i resztę szkolnej kadry, tym bardziej iż dostała wychowawstwo w klasie mojej córki. Jednak szybko okazało się, że dziewczyna jest świetna. Zaangażowana, szczera, dzieciaki ją uwielbiają, potrafi zachęcić do nauki nawet najbardziej opornych. Szybko pokochali ją również rodzice, a w tym moja żona, która była i jest wręcz zachwycona Panią X. Zakochana w nowej nauczycielce żona stwierdziła, że muszę ja poznać, bowiem zawsze ma ona czas porozmawiać o dziecku, o tym, jak zachowywało się w szkole, co stanowi problem, a gdzie są postępy. Żona zmusiła mnie do tego, bym odebrał córkę ze szkoły (wcześniej sama to robiła) i zainteresował się jej szkolnym życiem.
A później wszystko potoczyło się jak śnieżna kula.
Córkę zacząłem odbierać niemal codziennie, pojawiałem się na każdych konsultacjach oraz zebraniach. Osoba Pani X zauroczyła mnie do tego stopnia, że zapisałem się na siłownię, przyłożyłem większą wagę do wyglądu — no po prostu pierwszy raz od wielu lat poczułem, że żyję... Każdego dnia, już od rana w pracy, wyczekiwałem momentu, w którym zobaczę jej uśmiech i choć przez chwilę będę mógł stanąć blisko niej, niemal dotknąć jej długich blond włosów, poczuć zapach jej perfum i porozmawiać. Pani X jest rodzajem osoby, które mają czarne poczucie humoru, często ironizują, a przy tym posiadają dużą wiedzę. Ten typ osobowości działa na mnie jak magnes, a generalnie jestem introwertykiem i nie ciągnie mnie do ludzi.
W miarę czasu poczułem, że Pani X ma dla mnie specjalne względy, zmieniała się, kiedy byłem w pobliżu — promieniała, wychodziła mi naprzeciw i witała w drzwiach, choć innych rodziców nie zaszczycała takim zachowaniem.
Wcześniej podobało mi się wiele kobiet. Jak pisałem wyżej, mimo kiepskich relacji kocham żonę i nigdy bym jej nie zdradził. Między mną a Panią X do niczego nie doszło, chociaż codziennie fantazjuję na jej temat. Może to kryzys wieku średniego, może zwykła głupota, ale czy można kochać jedną kobietę i być zakochanym w drugiej?
Na miesiąc przed zakończeniem roku poprosiłem żonę, by znów odbierała córkę — zgodziła się. Na koniec roku dowiedzieliśmy się, że Pani X zmienia miejsce pracy.
Jestem zdruzgotany tym, że jej nie zobaczę. A z drugiej strony dobrze, że jej już nie zobaczę.
To najbardziej anonimowe wyznanie mojego życia.

#WYfXs

Mam 16 lat, jestem niby przeciętną dziewczyną trenującą lekką atletykę. Z domu rodzinnego wyniosłam miłość do ciężkiej muzyki. Rok temu przeprowadziłam się 500 km od mojego ówczesnego miejsca zamieszkania. Myśl o zmianie szkoły, tym, że nikogo nie znam, trochę mnie przerażała, ale starałam się o tym nie myśleć. I przyszedł cudowny czas rozpoczęcia roku szkolnego. Wszystko fajnie, spoko. Ludzie wydawali się dosyć przyjaźnie nastawieni. Nauczyciele też w miarę mili. Oprócz katechetki. Na religię chodziłam tylko po to, aby podwyższyć średnią ocen. Niemal zawsze chodzę w koszulkach moich ulubionych zespołów. Kiedy na religię przyszłam w koszulce Bathory'ego (legenda black/viking metalu), zapytana o moją koszulkę odpowiedziałam, że to mój ulubiony zespół.
Katechetka: Jaki gatunek gra?
Ja: Metal.
K: Uwaga za propagowanie satanizmu.
J: Słucham?! Zna pani przysłowie o nieocenianiu książki po okładce?!
K: Następna za wykłócanie się.

Gdy wróciłam do domu, opowiedziałam o tym mojemu ojcu. Za jego radą na następnej religii chcąc „poprawić reputację i przeprosić za moje zachowanie” zapytałam się, czy mogę na następnej religii zagrać akustycznie kilka religijnych piosenek. Ona zachwycona odpowiedziała, że oczywiście, z miłą chęcią posłucha itd.

Przyszedł ten cudowny dzień. Siadam przed całą klasą z gitarą akustyczną i gram. Ale nie chrześcijańskie piosenki. Tylko właśnie Bathory. Katechetka cała rozpromieniona, jakie to nie jest cudowne. Dwa dni później grałam te piosenki na rekolekcjach :D
Do te pory nie wie, czyje to były utwory :)

#xWoDW

Zawsze „śmiałam się” z dziewczyn, które bardzo przeżywają okres. Nie zrozumcie mnie źle, kiedy koleżanka próbowała zdobyć no-spę od innych koleżanek, ja cieszyłam się, że mój okres jest długi, ale przynajmniej bezbolesny. Niedługo. Kilka miesięcy temu dostałam okresu razem z jakimś zapaleniem. Nie byłam w stanie przespać nocy, bo non stop biegałam do łazienki, by tam płakać na kibelku, próbując się wysikać.
Doigrałam się. Teraz okres nie tylko trwa 10 dni, ale również dostaję gorączki, głowa mi pęka i zwijam się z bólu brzucha przez co najmniej trzy dni. Karma.

#ZC8fV

Męczą mnie nerwobóle i tiki nerwowe. Przez nerwobóle nie mogę spać, budzę się z koszmarnym bólem brzucha, i tak do rana. Tiki nerwowe to między innymi problem z oddychaniem, głównie wieczorami lekko się duszę, w dzień potrafię się powstrzymać. Sama nie wiem, czym się stresuję, nawet słuchając muzyki, czuję straszny stres i bolący brzuch.
Na zajęciach jest podobnie, treningi tak samo – może zbyt dużo od siebie wymagam, ale czuję, że stać mnie na więcej, chcę wreszcie być tą lepszą. Dochodzą do tego problemy w domu.

Jeden tekst, który notorycznie mi powtarzają, wprowadza mnie w szał: „Możesz przestać, możesz oddychać normalnie?”. Kur#a, gdybym potrafiła, tobym to zrobiła.

#TZYEL

Czy ja jestem złą osobą?

Mam Babcię, do której żywię mocno mieszane uczucia. I to przeważnie negatywne. Z pozoru babcia zdaje się być wspaniałą osobą. Dokłada mi się do kieszonkowego, zawsze mogę u niej liczyć na dobry obiad i zapisała w testamencie swoje mieszkanie na mnie. Więc gdzie problem? Babcia, przy całej swojej dobroci, jest bardzo, ale to bardzo upierdliwą i roszczeniową osobą. W dużej mierze ja i rodzice musimy ustawiać swoje życie pod nią. Mam zaplanowany wyjazd do sąsiedniego miasta, aby załatwić ważne sprawy związane z uczelnią? Kicha, muszę to odłożyć i gnać do babci podlać jej kwiatki na balkonie i posprzątać piwnicę. Jestem umówiony z kolegami na grę na dany dzień? Nie ma! Muszę lecieć do niej i pomóc jej w sprawach domowych. Wreszcie mam dzień wolny i mogę odpocząć? A gdzie tam... Zaznaczam tutaj to, iż rzeczywiście babcia ma swoje lata i ma drobne problemy z poruszaniem się. Dlatego przy zakupach i większych problemach pomagam jej bez zająknięcia się. Jednak wiele z tych spraw drobnych, do których jestem ciągle wzywany, ona mogłaby wykonać bez żadnych problemów.

Drugą kwestą są jej próby „wychowania” mnie. W opinii babci zachowuję się jak dzikus, gdyż: noszę trochę dłuższe włosy niż przeciętny facet, ubieram się w koszulki z „bohomazami” (czyli np.: koszulka ze zdjęciem wilka) i nie mam w zwyczaju rozwiązywać krzyżówek. Co spotkanie z nią słyszę, że powinienem codziennie chodzić w eleganckiej koszuli, garniturze i najlepiej do tego jeszcze krawat. Dodatkowo powinienem co miesiąc chodzić do fryzjera i golić się niemal na łyso, oraz co wieczór powinienem przychodzić do niej i razem z nią rozwiązywać krzyżówki.

Trzecią i ostatnią kwestią jest to, jak spędzam czas wolny. Ja preferuję pospać trochę dłużej (wolę nocny tryb życia), pograć w gry na komputerze, poczytać książkę, pójść na spacer lub pojeździć na rowerze. Babcia natomiast woli, abym całkowicie zmienił swoje nawyki. Zamiast snu w odpowiadających mi godzinach: pobudka o 5-6 rano i „dobranoc” około 20. Zamiast komputera, granie z nią w karty lub spotkania z przyjaciółmi (co z tego, że właśnie w czasie gry się z nimi spotykam). Zamiast czytania swoich książek czytanie tego, co ona mi każe (tytuły całkowicie spoza mojej puli zainteresowań). Spacery to tylko z nią. A rower... no tu już się nie czepia, ale za to próbuje za mnie układać mi trasy wycieczek i ciągle wciska mi książeczki dla małych dzieci o bezpiecznej jeździe na rowerze (mimo że jestem już od dłuższego czasu dorosły).

Do tej puli mógłbym jeszcze dodać różne odpały i zachcianki babci. Jej komentarze à propos moich nawyków żywieniowych, wymyślanie całodziennych i bezsensownych robót w jej domu lub na działce i wieczne komentarze o braku dziewczyny i tego, jakie osoby uznaję za swoich przyjaciół.
Czy jestem złym człowiekiem? Czy może jednak mam prawo mieć mieszane uczucia?

#CzGI4

Stałam kiedyś na przystanku, był deszcz, a ja miałam parasolkę. Stanęłam koło starszego pana pod daszkiem, obok elektrycznej tablicy, na której się wyświetlają najbliższe czasowo autobusy. Nagle usłyszałam, jak starszy pan coś do mnie mówi. Nie zrozumiałam go i poprosiłam o powtórzenie. Usłyszałam „zasłoń”, na co genialna ja stwierdziłam, że pod tym daszkiem coś na niego pada i zasłoniłam go swoją parasolką. Starszy pan się wkurzył i krzyknął do mnie: „Głucha jesteś? Odsuń się, bo mi tablicę zasłaniasz! I zabieraj tę parasolkę! Co, ja nie po polsku mówię?”. Zwiałam.

#DJcif

Rodzice mojej przyjaciółki na wieść, że się obroniła, kupili jej tort i przyjechali z drugiego końca Polski. Rodzina innej koleżanki z roku razem z nią świętowała udaną obronę skromnym domowym przyjęciem.
Sporo moich znajomych dostało mniejsze lub większe upominki, a wszystkim pogratulowano przetrwania trzech lat w naszym małym piekiełku.

Moja rodzina moją obroną kompletnie się nie przejęła. Jak powiedziałam mamie, że zdałam, skwitowała to tak: „Aha... A kiedy przyjeżdżasz, bo twojego brata nie ma kto pilnować?”

Dzięki, mamo...

#90Zuv

Zdradzam swojego chłopaka. Nie zrozumcie mnie źle — chłopak jest świetny. Nie pije, nie bije, pamięta, kiedy mam urodziny i podarowałby mi jeśli nie gwiazdkę z nieba, to ostatnią kroplę krwi. Nie jest szczególnie atrakcyjny fizycznie, ale wciąż — gdyby chciał, znalazłby kogoś, kto na niego zasługuje. Prawie ideał. Rzecz w tym, że nie kocham go i nigdy nie kochałam. Przyjaźniliśmy się i tak powinno zostać, ale kiedy jakiś czas po ważnym dla niego zawodzie miłosnym zasugerował, że moglibyśmy się zacząć spotykać, pomyślałam: „OK, spróbujmy, a nuż coś z tego wyjdzie”. Nie wyszło, ale i tak nadal jesteśmy razem. Próbowałam z nim zerwać, nawet kilka razy — nie lubię oszukiwać. Ale on zawsze płacze, mówi, że mnie kocha i nie da sobie beze mnie rady i żebym nie odchodziła. Może sobie nie dać rady — ma ten problem, że uzależnił się od nie tego człowieka, co trzeba. Gorzej — pozwolił, żeby jeden człowiek znaczył dla niego wszystko. I drugi problem, czyli taki, że nie ma żadnych znajomych i przyjaciół poza mną. Nie zabraniałam mu i nie ograniczałam go — on po prostu nie chce. Kiedy jeszcze chciało mi się o to wszystko walczyć, marzyłam, żeby kiedyś mi powiedział, że nie ma dla mnie czasu, bo umówił się na przysłowiowy mecz z kolegami. Ale to nigdy nie nastąpiło. A ja nie chcę mieć człowieka na sumieniu, więc zawsze po jego wybuchach kapituluję i tylko coraz bardziej nienawidzę siebie i jego.
Rzecz w tym, że parę miesięcy temu poznałam kogoś, kogo kocham, kto chce ze mną rozmawiać i kto ma jakikolwiek świat poza mną. Więc rozmawiam z nim godzinami, chodzę na spacery, chodzę na piwo, uprawiam seks i znowu rozmawiam. Czuję się, jakbym żyła i jakbym nie musiała zawsze tylko spełniać oczekiwań. On wie, że mam chłopaka. Sam na szczęście jest wolny, więc chociaż on nikogo nie oszukuje.
Wiem, że to, co robię, jest złe, że nie zasługuję na ludzki szacunek, że robię coś złego. Mimo to nie umiem przestać funkcjonować w taki sposób. Nie potrafię porzucić człowieka, którego kocham. Boję się zerwać z człowiekiem, którego nie kocham. Chcę po prostu być szczęśliwa, chociaż troszkę.
Dodaj anonimowe wyznanie