Mieszkam w Anglii i jechałam ostatnio rowerem po ścieżce rowerowej, zjeżdżałam ze sporej górki, więc dość szybko. Zobaczyłam, że na dole dwa małe pieski biegają sobie po ścieżce, luzem, bez smyczy, a obok dwie kobiety stoją i plotkują, z tym że one już na chodniku dla pieszych. Zaczęłam hamować, coby krzywdy psiakom nie zrobić, w rezultacie zatrzymałam się przed samymi zwierzakami. Kobiety zaczęły je łapać, choć dość ciężko im szło, bo to takie małe było, yorki chyba, i ciągle uciekały. W końcu po kilku minutach psy zostały wyłapane, ja z uśmiechem powiedziałam grzecznie "thank you" i pojechałam dalej, po czym usłyszałam za plecami piękne, soczyste, polskie "kurwa, pierdoleni rowerzyści".
Pozdrawiam wszystkich Polaków na obczyźnie :D
Jak idę w odwiedziny do teściowej, to za każdym razem leciutko przekręcam jej na ścianach obrazki, zdjęcia, lustra, ramki. Wiem, że jest perfekcjonistką i strasznie cierpi, jak coś jest nierówno. :D
Od przedszkola byłam raczej cichym dzieckiem. Nikt mnie nie lubił, bo jeżeli już coś mówiłam, to szczerze, czego niestety inni nie potrafili docenić. W szkole podstawowej było jeszcze gorzej, Byłam wyzywana od dresiar, bo nosiłam dresy... Miałam 9 lat, nie wymagajcie od takiego dziecka wychowanego przez brata, bo rodzice mieli je gdzieś, że będzie nosić sukienki czy leginsy. Nosiłam dresy, bo były wygodne. Przez to mnie wyzywali, a nawet bili. W 5 klasie z tego całego stresu założyłam GG. Napisałam tam, że mam 17 lat i ustawiłam awatar, gdzie jedynie było mi widać usta. Byłam dość wyrośnięta i potrafiłam robić takie zdjęcia, by wyglądać starzej. Chyba wszyscy wierzyli, że mam te 17. Jak wiadomo, na GG dużo osób to po prostu zboczeńcy. Ja też, mimo 10 czy 11 lat, byłam już trochę zboczona. Pisali do mnie, ja nauczyłam się szybko pisać seks-historyjki czy inne rzeczy. Jednak zaczęli mnie namawiać do wysyłania rozebranych zdjęć. Przez kilkanaście dni się nie ugięłam, lecz pewnego dnia wysłałam. Jak wiadomo, pierwsze najtrudniej wysłać, a później to już wysyłałam te zdjęcia na potęgę. Robiłam to, bo tam czułam się akceptowana, lubiana (tak, wiem, były to złudne uczucia), w przeciwieństwie do wyzywania mnie w szkole itp.
Pewnego dnia napisał do mnie ktoś. Napisał, że ma moje nagie zdjęcia, wie, gdzie mieszkam, gdzie się uczę i ma nr telefonu do moich rodziców. Aby te zdjęcia nie trafiły do nikogo, miałam nagrać „erotyczny filmik”. Rozpłakałam się, powiedziałam babci, że ktoś wykradł mi te zdjęcia z telefonu i nie wiem, co robić. Ona powiedziała, żebym jakoś powiedziała to tacie, może on poradzi. Powiedziałam mu, że są zdjęcia, że ktoś mnie szantażuje. On powiedział, żebym już nigdy się tam nie logowała i tyle, i że nie powie mamie. Tak też zrobiłam.
Mimo że nikt nigdy się z tymi zdjęciami nie odezwał, ja przez ponad rok ciągle chodziłam wystraszona. Bałam się dosłownie wszystkiego. Jak dzwonił telefon, to ja prawie płakałam, tak się bałam. Wiem też, że jakaś skaza na mojej psychice przez to nadal jest. Nie mam zbytnio szacunku do siebie i przedmiotowo podchodzę do mężczyzn, nie potrafię inaczej.
Będzie krótko.
Przespałem się z dziewczyną, z którą kiedyś moja siostra się przespała.
Dziś prawie się popłakałam, kiedy zobaczyłam, jak na światłach samochody sprawnie robią korytarz życia dla karetki.
Jestem byłym żołnierzem PMC, w skrócie najemnikiem. Walczyłem na wschodnim froncie w tajemnicy przed rodziną.
Pewnego dnia pojechaliśmy na rodzinny obiad do restauracji w naszej stolicy Warszawie. W trakcie obiadu okazało się, że moja rodzina jest źle nastawiona co do Ukrainy i nie popierają wsparcia ich. W trakcie tej rozmowy podszedł do mnie ukraiński obywatel, przywitał mnie moim fałszywym imieniem i podziękował za uratowanie go.
Mina rodziny – bezcenna.
Tłumaczenie się im – daremne.
Dwa dni temu po ok. 4-5 latach walkę z rakiem przegrała moja mama.
Mama, której nie widziałam ok. 5 lat po tym, jak zostałam wyrzucona z domu przez ojczyma. Wyrzucona i odcięta od ich rodziny, tak jak 15 lat temu moi dziadkowie, a jej rodzice. Z ojczymem nigdy mi się nie układało. Mama jakoś specjalnie nie stawała w mojej obronie, kiedy byłam wyzywana lub bita.
Miesiąc przed odejściem mamy napisała SMS-a do dziadka, że przeprasza za wszystko, co zrobiła złego i ogólnie wyszedł pomysł, żeby się zobaczyć. Niestety na tym się tylko skończyło, ponieważ w następnych dniach jej telefon był już nieaktywny. Po jakimś czasie się jednak okazało, że nie chce nas widzieć. Próbowaliśmy wszystkiego, żeby się z nią skontaktować, niestety bez skutku. Albo nie odbierała, albo odbierał ojczym, klnąc i wyłączając telefon, grożąc, że nas nie wpuści itd. Żadna policja i inne siły wyższe nam nie mogły pomóc. Wejście na ich posesję to jak wtargnięcie na cudzą własność. Traktowali nas wszyscy jak intruzów — obcych. Wszyscy nam radzili załatwić to jak najszybciej, bo było z nią naprawdę źle. Niestety nie udało się.
Dziś było ostatnie pożegnanie z nią w domu pogrzebowym przed kremacją. Baliśmy się okropnie, co się może wydarzyć. Mogli nas wyrzucić albo, co najgorsze, zrobić tam awanturę. Ojczym wraz z rodziną zrobili coś gorszego.
Przyjechali dużo wcześniej, niż była ustalona godzina i nakazali, żeby pożegnanie odbyło się wcześniej. Bez nas. Całe szczęście byliśmy też dużo wcześniej, ale niestety ostatni raz mamę widziałam tylko 10 minut. Zdążyliśmy ją zobaczyć, ale nie do końca pożegnać. Pracownik domu pogrzebowego po skończonym czasie poprosił zgromadzonych o ostatnie pożegnanie przed spopieleniem. Rodzina nie dopuściła mnie oraz rodziców matki do pożegnania. Dziadek, prosząc mojego młodszego brata o przepuszczenie go do córki, został zignorowany. Tłumaczenie? Bliska rodzina ma pierwszeństwo. Pracownik zabrał mamę, a ojczym zatrzasnął drzwi przed dziadkiem proszącym o ostatnie spojrzenie.
Mam nadzieję, że karma do nich wróci.
Dieta naszej rodziny bardzo zmieniła się przez lata, głównie z powodu chorób w rodzinie. Padło na to, że ostatecznie odżywiamy się zdrowo. Czytamy etykietki produktów, wiele rzeczy robimy sami. Od lat nie jadam kupionego chleba ani kupionych słodyczy. Robimy własne mieszanki przypraw, zamiast kostek rosołowych sięgamy po rosół. Właściwie cała rodzina dostosowała się do dolegliwości każdego innego członka rodziny. Chleb robimy własny, teraz zamiast jeść 3-4 kromki, jestem najedzona po 1-2. Robimy chleb ciemny, z ziarnami, płatkami owsianymi, pestkami dyni, z czym nam się tylko zamarzy. Robimy własne słodycze, ale ze względu na cukrzycę w rodzinie, cukru dajemy o połowę mniej niż w przepisie. Przez to zwyczajnie kupione ciasta już nam nie smakują, bo są za słodkie. Przyprawy są nasze i unikamy przypraw ostrych ze względu na problemy z żołądkiem jednego z nas. Z tej samej przyczyny zrezygnowaliśmy z oleju i margaryny. Nie jemy niczego tłustego, tylko chude mięso. Robimy też własne wędliny. Ogólnie zmiana diety wyszła wszystkim na dobre, zrzuciliśmy zbędne kilogramy, cukrzyk cukry ma w normie, jednego nie nękają zgagi, inna osoba nie jest już ciągle ospała, nie narzeka na wątrobę, no pięknie! W czym problem? W dalszej rodzinie, czytaj: ciotki, kuzynki itp. oraz wśród znajomych.
Nie zjesz u nas ciasta? Ale u siebie jadłeś! Nie zjesz tej ociekającej tłuszczem kiełbasy? Wszyscy jedzą! Raz nic ci się nie stanie! Zjedz to ostre jedzenie. Zgaga? Popijesz mlekiem i zgagi nie będzie, przesadzasz!
I mimo że zjemy np. sałatkę u ciotki na imieninach, to fakt, że nie ruszyliśmy kupionego ciasta, ociekającej tłuszczem kiełbasy czy super ostrego jedzenia skutkuje obrazą majestatu. I ja wiem, że u kogoś wypada zjeść, ale czy naprawdę musimy zmieniać cały nasz system dla zadowolenia ciotki i naszego złego samopoczucia? I wysłuchiwać na każdym spotkaniu rodzinnym, że przesadzamy, bo wujek Staszek ciągle tłuste je i tylko czasem go wątroba pobolewa, to jak my raz zjemy, to nic nam nie będzie?
Wiem, że dla niektórych to może błahe, ale nas to już naprawdę bardzo denerwuje, bowiem też nie chcemy przez coś takiego zrywać kontaktów. Ja rozumiem, gdybyśmy zmuszali innych do jedzenia tak jak my, ale czy to źle, że my sami chcemy jeść zdrowo? Wróciłam z imienin i po prostu musiałam się już wygadać...
Macie taki kompleks, który nie pozwala wam spać po nocach, ale inni nie widzą w nim absolutnie żadnego problemu?
Urodziłam się z tak zwaną „opadającą powieką”. Dość duży procent społeczeństwa posiada tę wadę estetyczną. Natomiast u mnie wygląda to tak, że ta luźna skóra zakrywa całą górną powiekę, wchodząc jeszcze na linię rzęs — więc wyglądam po prostu jak wiecznie poirytowana osoba. Poza tym to nie tylko problem wizualny — widzę o wiele słabiej przez ten zawężony obraz przymrużonych oczu. W przypadku lżejszych odmian tej wady da się pomóc sobie nieco inaczej wykonanym makijażem. W moim przypadku to się niestety nie sprawdza. Próbowałam już wszystkiego. Pomaga mi jedynie unoszenie brwi non stop, kiedy jestem wśród ludzi. Wtedy nadmiar skóry się „naciąga” i oko wygląda normalnie. Jest to jednak męczące, niekomfortowe, często odczuwam ból głowy. Jedyną radą jest operacja plastyczna, chciałabym ją wykonać. Zdanie ludzi mam w poważaniu, liczy się mój komfort, jednak inni, słysząc o moich planach, przyrównują mnie do „plastika” i krytykują mój system wartości. Chcą mnie przekonać o niekonieczności zmiany mojego wyglądu, bo przecież naturalne jest piękne, a ja wymyślam, kombinuję. Co z tego, że czuję przez to się nieatrakcyjna dla samej siebie oraz gorzej widzę, prawda?
Każdy ma jakiś kompleks. Ktoś ma mniejszy, a ktoś większy. Ja postaram się dążyć do eliminacji mojego, nie zwracając uwagi na krytykę innych :)
Jak kupuję coś w automacie, to nigdy nie biorę reszty.
Co mi szkodzi zostawić trochę drobnych, a jakiemuś nieznajomemu dzień się poprawi, gdy odkryje bonusową resztę :)
Dodaj anonimowe wyznanie