#AnRIa

Miałam kiedyś chłopaka, który wolał zabawy ze swoją ręką niż seks ze mną. Ostatecznie to był główny powód naszego rozstania i nie dlatego, że moje życie seksualne było zerowe (a było), tylko dlatego, że mój były na każdym kroku sam się zadowalał — pod prysznicem, przed laptopem, na kiblu, i nawet w samochodzie. A gdy ja chciałam, by swój popęd skierował na mnie, to od razu opadał. Wysyłałam go wiele razy do seksuologa. Ani razu nie poszedł. Twierdził, że problem.jest we mnie i to ja powinnam zacząć się leczyć. A poza tym to nie rozumiem jego potrzeb, wymuszam na nim seks i że w ogóle go tłamszę.
Zerwałam z nim. Na początku miałam ogromne wyrzuty sumienia, bo zaczął mi wypisywać SMS-y, że byłam z nim tylko dla seksu, dla jego ciała, a jego uczucia kompletnie mnie nie interesowały, i że go nie kocham. Oczywiste, że to brednie, ale tyle razy to powtarzał, że i mi się trochę udzieliło.

Po co ja w ogóle o tym piszę? Bo jakiś czas temu napisał do mnie po raz kolejny, niby chciał przeprosić za — uwaga — swoje egoistyczne zachowanie, ale jego ręka była ciaśniejsza od mojej pochwy i miała lepszy poślizg. I nie musiał się wysilać, by trafić w punkt, by mnie zadowolić.

Czy ja dobrze rozumiem, że on mi sugeruje, że jestem tam luźna i mam rozciągniętą pochwę?

#hRwry

Regularnie chodzę na siłownię. Są też zajęcia z pilatesu, jogi, zumby itp. Od jakiegoś czasu chodzę na tę nieszczęsną jogę...

Przyszedł czas na pozycję utanasana, czyli skłon na stojąco, głowa do kolan (wygooglujcie sobie). Tego dnia miałam na sobie luźne krótkie spodenki, gorąco jak w piecu! Obżarta arbuzem wykonuję tę pozę i czuję, że za chwilę pierdnę! Olałam. Każdemu się zdarza, sama nieraz słyszałam innych wypuszczających gazy... Głupia ja! Posrałam się! Totalne rozwolnienie! Strużki sraczki popłynęły po moich nogach i rękach... smród niemiłosierny!!!

Już nigdy więcej tam nie wrócę, tak mi wstyd... A najlepsze, że musiałam jechać z ręcznikiem pod dupą, bo nie miałam nic na przebranie, tego dnia chciałam wziąć prysznic po zajęciach w domu. Zazwyczaj mam ubrania i kąpię się na miejscu.

Nigdy nie zapomnę, z jakim obrzydzeniem wszyscy się na mnie patrzyli.

#5OqHa

Jestem facetem. Odkąd zacząłem mieć lat naście i odkryłem, że mój sprzęt służy nie tylko do sikania, zdałem sobie sprawę, że podobają mi się kobiety z dużym biustem. Najlepiej jeszcze takie z ciemną karnację i szerokimi biodrami. Chociaż to nie było tak istotne jak duże piersi. Przez wiele lat jedyną frazą szukaną przeze mnie na stronach dla dorosłych było „big tits”. Każda nowo poznana przeze mnie kobieta, która miała trochę większe piersi,. dostawała na starcie kilka punktów więcej. Przez prawie cały okres akademicki byłem w dwóch związkach. Obie kobiety miały duży biust. Nasze relacje z różnych przyczyn się zakończyły. Ale nigdy przyczyną nie było to, że poznałem kobietę, która miała jeszcze większe piersi lub większy stosunek objętości biustu do talii. Nigdy.

Aż pewnego razu, właśnie na ostatnim roku studiów, pewnego gorącego sierpniowego popołudnia poznałem Kasię. Kasia jest blondynką. Kasia jest bardzo szczupła. Mało tego — Kasia nie ma piersi. Nie to, że ma mały biust. W ogóle go nie ma. Czasami w myślach się śmieję, że mam większe cycki od niej. Tak że była zupełnym przeciwieństwem mojej wymarzonej dziewczyny. Natomiast Kasia ma całą masę innych zalet. Oczy, pełne namiętności, ale zarazem bardzo uspokajające. Jest inteligentna. Świetnie gotuje. Niesamowicie się porusza. Bardzo dba o nasz związek. Mogę jej zaufać. Możemy wyjść razem zarówno potańczyć do klubu, jak i na sztukę do teatru. W łóżku też się ze sobą nie nudzimy. Ta kobieta niesamowicie mnie fascynuje. I wiecie co? Nigdy nie przyszło mi przez myśl, że mógłbym ją zdradzić z laską, która skusi mnie swoimi piersiami. Po prostu. Zdałem sobie sprawę, że biust to fajny „dodatek” (jakkolwiek to brzmi), ale tylko „dodatek”. Tak naprawdę szukałem czegoś innego, ale dopóki tego nie znalazłem, to nie zdałem sobie sprawy, co to właściwie było.
Owszem, czasami kiedy wyjeżdża do rodziców, zdarza mi się obejrzeć film z cycatą Latynoską, czasami pofantazjuję o masażu hiszpańskim, ale na tym się kończy. Bo wiem, że od mojej ukochanej dostanę dużo więcej niż to, co widzę na ekranie monitora.

I uwierz mi, autorko wyznania #O452f, że z Twoim facetem jest tak samo.

Jesteśmy razem już 4 lata, w sierpniu będziemy świętować kolejną rocznicę. Wtedy też mam zamiar się oświadczyć. Trzymajcie kciuki ;)

#3x8RU

Początek marca, noce mroźne. W drodze do domu (kilometr od miasta, w którym mieszkam) znalazłam z koleżanką prawie zamarzniętego psa ze złamaną łapą. Nie miałyśmy serca go tam zostawić, więc bez zastanowienia wzięłyśmy go do samochodu, żeby mu pomóc. Pojechałyśmy pod lecznicę weterynaryjną, zadzwoniłyśmy do doktora na telefon podany na drzwiach, ponieważ było już po 22. Weterynarz powiedział, że skoro tego psa znalazłyśmy, to on bez skierowania straży miejskiej nie może go przyjąć. Zadzwoniłyśmy na straż miejską z nadzieją ich pomocy, bo jednak od czegoś są. Okazało się, że jeśli znalazłyśmy go poza miastem (co z tego, że to tylko kawałek!!), to ich sprawa już nie interesuje i mamy sobie same poradzić, bo to już nie ich problem. OK. Zadzwoniłyśmy z powrotem do weterynarza, okazał się wyrozumiały i zgodził się obejrzeć pieska. I co? Łapa nadaje się tylko do amputacji. Dał mu zastrzyk przeciwbólowy i zrobił doraźny opatrunek.
Postanowiłyśmy spróbować w innym mieście i tym razem powiedzieć, że psa znalazłyśmy na terenie miasta (jak bardzo trzeba kłamać, żeby otrzymać pomoc?). Straż miejska oczywiście nie odbierała, więc pojechaliśmy pod ich budynek, paliło się w nim światło, widać było, że na 100% ktoś tam jest. Kiedy zapukałyśmy do drzwi, światło momentalnie zostało wyłączone i nikt nie raczył się odezwać. Poszłyśmy na policję zapytać, co z tym zrobić, kazali zadzwonić do schroniska. OK, zadzwoniłyśmy. Co nam powiedzieli? Że oni bez papierka ze straży miejskiej psa nie przyjmą. Błędne koło. Sorry, taki mamy klimat. Na dworze mróz, załóżmy, że żadna z nas nie może wziąć go do domu. Co w takim wypadku? Pan w schronisku powiedział podobnie jak straż miejska, że jego to nie obchodzi i mamy sobie jakoś poradzić przez weekend i zgłosić się w poniedziałek. Dodam, że w lecznicy weterynarz powiedział nam, że bez amputacji pieskowi zostały 3-4 dni życia, bo rana zaczynała już gnić.

Dziękuję służbom w Polsce za takie podejście. Obojętność i znieczulica coraz bardziej obejmują władzę nad światem. Aktualnie piesek znajduje się u mnie. Nie wiem, co będzie jutro, pozostaje tylko czekać co z tym dalej.
Rozumiem, że nie wszystkich obchodzi los zwierząt, ale do zadań straży miejskiej należy między innymi zajmowanie się znalezionymi zwierzętami, bo to oni mają podpisane kontrakty z lecznicami.

#bHSoJ

Jestem blondynką. Chociaż nie lubię rozmawiać o butach i szminkach, często czuję się jak typowy pustak. Nie jestem inteligentna ani elokwentna. Nie potrafię zabłysnąć w towarzystwie, a kiedy już się na to zdobywam, zazwyczaj reakcją innych jest szyderczy śmiech. Gdy ktoś coś mówi, posłusznie kiwam głową na znak, że się z nim zgadzam, bo nie jestem w stanie wymyślić własnej odpowiedzi. Jeżeli ktoś się mną interesuje, to z reguły tylko ze względu na wygląd zewnętrzny (czemu właściwie też się dziwię). Przez większość życia towarzyszy mi uczucie, że jestem najzwyklejszą, tępą laską. I, niestety, o ile często się mylę, tak w tym przypadku pewnie mam rację.

#TCGsI

Tydzień temu skończyłam 26 lat, mam chłopaka, ukończone studia na jednej z polskich uczelni i pracę, która sprawia mi przyjemność, chociaż kokosów w niej nie zarabiam. Za rok, a dokładniej 3 dni przed moimi 27 urodzinami, będę obchodzić 10 rocznicę pierwszego z trzech najtragiczniejszych dni w moim życiu.

Wtedy: Prawie 17-latka, szara myszka, porządna, skromna i ułożona dziewczyna. Wychowałam się w bardzo religijnej rodzinie. Sama od dziecka udzielałam się w różnego rodzaju przykościelnych grupach i organizacjach, jeździłam na pielgrzymki, śpiewałam w chórze, brałam udział w Dniach Młodzieży.
Nie byłam atrakcyjną nastolatką — tego typu „wartości” były mi obce. Proste włosy zawsze związane w warkocz, brak makijażu, długi rękaw, koszula dopięta na ostatni guzik, szary golf. Miałam swoją grupę przyjaciół jeszcze od podstawówki, nie chodziłam na imprezy, zawsze wcześnie wracałam do domu.
Pierwszy najgorszy dzień w moim życiu: O tej porze roku szybko nadchodził wieczór. Wracałam ze spotkania w salkach katechetycznych, tym razem sama, bo przyjaciółka była chora. On o tym wiedział. Wystarczyły 3 minuty, worek na głowę i uprzednio otwarte drzwi do piwnicy.
Drugi najgorszy dzień: Wtedy dowiedziałam się, że zaszłam w ciążę.
Trzeci najgorszy dzień: Poród.
Moja mama ciągle mnie przekonywała, żebym nie oddawała chłopca. A ja nie chciałam go urodzić. Chciałam być czysta do ślubu. Chciałam być normalną nastolatką. Chciałam być przykładem porządnej dziewczyny. Czułam się obdarta ze skóry, z godności, ze wszystkiego. Wiedziałam, że dziecko nie jest niczemu winne, jednak ja czułam inaczej — dla mnie ono nie miało prawa zaistnieć, tak jak jego ojciec nie miał prawa mnie skrzywdzić. Ale to zrobił. Rodzice zakazali mi aborcji, traktowali jak świętą męczennicę. Ja zdecydowałam się oddać go zaraz po urodzeniu. Oni za tę decyzję wyrzucili mnie z domu.

To był mój wybór. Jednak do dzisiaj się boję, że ten młody człowiek będzie chciał mnie kiedyś odnaleźć. Że mnie zapyta, dlaczego go oddałam. Dlaczego go nie chciałam. Że będę musiała mu opowiedzieć, w jaki sposób został poczęty. Że będzie podobny do ojca. Albo że stanie się taki jak on. Staram się jednak o tym nie myśleć. No i dzisiaj jakoś wszystko dobrze się układa. Zajęło to trochę czasu, ale mimo powracających w nocy koszmarów staram się wieść w miarę normalne życie. Nie odwróciłam się od Boga i mam wrażenie, że i On nie odwrócił się ode mnie. Ludzie to zrobili.

#SBZqy

Życie w bloku odbija się na psychice.

Pewnego popołudnia miałam do załatwienia kilka spraw, więc musiałam wyjść z domu. Nie chciałam zostawiać prania w pralce, bo bardzo szybko zaczyna śmierdzieć. Stwierdziłam, że poczekam, aż pralka skończy cykl. I tak czekam pół godziny, godzinę, po czym przypomniałam sobie, że ja żadnego prania nie robiłam. Ale sąsiad z klatki obok już tak...

#i2H43

Daleka jestem od bezkrytycznej wiary w paranormalne zdarzenia, ale ich nie neguję. Nie wiemy, jakie naprawdę możliwości ma nasz mózg i co chowa się „za kurtyną”. Ostatnio mój racjonalizm został wystawiony na ciężką próbę...

Czasem jeżdżę do pracy bardzo wcześnie rano, na piątą lub wpół do, skontrolować zamówienia. Potem naturalnie wychodzę koło 13. Wsiadam zwykle na „startowym” przystanku mojego autobusu. Zwykle o tej barbarzyńskiej porze jestem sama. Tego dnia wsiadł ze mną młody mężczyzna. Założyłam słuchawki na uszy i poszłam usiąść. On usadowił się w przeciwnym krańcu. Autobus ruszył. Po minucie zauważyłam dziwne zachowanie faceta... Patrzył na puste siedzenie naprzeciwko niego, gestykulował i się śmiał. Wyglądał, jakby prowadził rozmowę z dobrym kumplem. Nie umiem tego określić, ale... on nie wyglądał na chorego psychicznie, naprawdę. Gdyby nie to, że tamto siedzenie było puste, mogłabym przysiąc, że jestem świadkiem przyjacielskiej konwersacji. Dyskretnie zsunęłam jedną słuchawkę z ucha, przypatrując się odbiciu mężczyzny w szybie. Usłyszałam:
– Tak... nie... No co ty, przecież dzwoniłem tam w zeszłym tygodniu... Ha, ha, ha, tak, masz rację, wszystkiego trzeba samemu pilnować... Piwo dzisiaj? Nie, stary, pracuję jutro...
Pomyślałam dobie, że może ma słuchawkę w uchu i gada przez telefon, a machanie rękami? Bo to mało ludzi tak robi?

Autobus dojeżdżał do przystanku. Facet wstał, szykując się do wyjścia. Musiał stanąć dość blisko mnie. W tym momencie ja już miałam go wymazanego ze świadomości i w lekkim letargu gapiłam się w okno.

– On mówi, że nie używamy słuchawek do telefonu. Są niewygodne.
Prawie podskoczyłam na metr w górę. Facet patrzył prosto na mnie.
– Co? – wydusiłam.
– Nie używamy słuchawek. Są niewygodne. I wolimy rozmawiać osobiście.
Zaschło mi w gardle. Facet patrzył na mnie przez chwilę, po czym odwrócił się i wysiadł.
Na pewno nie wypowiedziałam myśli o słuchawce na głos. Skąd to wiedział?

Nie powiedziałam o tym nikomu. I nie wiem sama, co o tym myśleć. Historia jak z jakiejś creepy pasty...
Dodaj anonimowe wyznanie