#XCjap
Czytelniku - zostałeś uprzedzony. Najwyżej pomiń.
Jestem ostrożna i... czuję się z tym ostatnim frajerem :(.
Pracujemy z mężem (głownie) zdalnie. Mamy małe dziecko które ledwo co zaczęło chodzić do przedszkola, nadeszła druga fala więc je z tego przedszkola wycofaliśmy.
Nie jest łatwo, nie mamy nikogo do pomocy ale zaciskamy zęby i dajemy radę.
Dziecku tragedia się nie stanie (zazwyczaj jest zachwycone że przebywa non stop z rodzicami).
My oczywiście mamy serdecznie dosyć. Bycie towarzyszem zabaw dla trzylatka dzień w dzień non stop naprawdę potrafi być mega nudne dla starszych osób.
Wiemy, o ile łatwiej byłoby gdyby wszystko wróciło do normy. Bez pracy wieczorami, bez ciągłego chaosu. Ale jesteśmy odpowiedzialni i skoro nie musimy, nie chcemy narażać siebie i bliskich.
Nuda i zmęczenie to nie powód do braku ostrożności.
Czuję, że byłoby tak pięknie gdyby pracować zdalnie, ale posyłać malucha do przedszkola.
Podwójna praca zdalna to mnóstwo wspólnego czasu z mężem, czasem wspólny wypad do lasu w środku dnia, czasem przebywanie razem, w ciszy ale robiąc każdy swoje rzeczy. Z kawką podtykaną pod nos i całusem w czółko. Spokój.
Marzenie...
Z dzieckiem się nie da. Małe dziecko to chodzący żywioł i żonglowanie czasem pracy moim i męża. Momenty spokoju to minuty zbierane w ciągu dnia.
Ale nie poślemy do przedszkola bo... Dajemy radę. Jest ciężko ale przecież trzeba być odpowiedzialnym. Także dla innych.
A co na to ci "inni"?
Maseczkę sąsiedzi zakładają dopiero po wyjściu z klatki (zupełnie nie przejmując się kaszleniem i kichaniem we wspólnej windzie).
Nie wspominając już o tłumach które widzę w TV (bo przecież meble się wszystkim pokończyły! Trzeba natychmiast kupić nowe!). Ludzie stojący w kolejkach! Żeby pooglądać wystawy (hello! window-shopping można też robić w domu - w windowsie)...
Znajomi rodzice którzy (mimo istnej paniki na wiosnę) posyłają dziecko do przedszkola
"bo nie chce nam się siedzieć z dzieckiem". Nam też nie :(
"bo musimy oboje pracować (oboje zdalnie, przez 4h dziennie prawdziwej roboty)..." My jakoś ogarniamy i to bez babć do pomocy
"bo w przedszkolu będzie..."
a) pasowanie na przedszkolaka
b) urządzane mikołajki!
c) przyjdą lamy!
...
Ja też chcę iść na basen, na siłownię, na zakupy, posłać dziecko do przedszkola. Mieć dom dla siebie żeby pracować w spokoju.
A nic z tego nie robię. Bo trzeba być ostrożnym. Frajerka :(.
Ehh... Smutno mi...
Czy może są tutaj też inni "frajerzy"? Żebym chociaż wiedziała, że z mężem nie zostaliśmy sami?
#8WMQi
Nie ukrywam, mieliśmy trochę cichych dni...
#xAt3s
Nie mogłem już wytrzymać i wziąłem pustą butelkę po wodzie, zapełniłem ją i zakręciłem, po czym odłożyłem ją między biurko a ścianę i kompletnie o niej zapomniałem. Jakieś 3 tygodnie później wstałem spóźniony do pracy. Wyskoczyłem z łóżka i jak zwykle wziąłem moje codzienne witaminy, tabletki na alergie itp. i popiłem wodą. Niestety ta woda to nie była woda.
Miała posmak zepsutego mięsa/bekonu. Po 2 szybkich łyczkach dotarło do mnie, co to było. Instynktowy chwacki w pokoju i świadomość, że wypiłem swój stary zgniły mocz ach... TO było ze 3 lata temu, ale nawet pisząc to nadal pamiętam ten smak i mi się cofa. Yummy :D
#wE3Oh
Jakiś czas temu miałam badania serca, z których wynika, że jest źle i moje serce może sobie kiedyś przestać bić. Od momentu kiedy pokazałam jej badania, dzwoni do mnie codziennie rano. Kiedy widzę jej numer na wyświetlaczu, mam gulę w gardle i nie jestem w stanie z nią rozmawiać, bo wiem, że dzwoni do mnie, żeby sprawdzić, czy się obudziłam. Sprawdza, czy żyję.
#UOwiq
"Mamo, nie ma po co, Karolinka już wyrobiła normę za mnie i kilka innych kuzynek".
Obie panie na to stwierdzenie zjeżyły się, nadęły i niemal opluły mnie stężonym kwasem. Dlaczego?
Córka ciotki, rzeczona Karolinka, zaciążyła w 15 wiośnie życia. Cóż, zdarza się. Ale ledwie urodziła, znów była zapylona. Po roku i dwóch latach to samo. Podczas tamtego spotkania wyszło na jaw, że lada dzień urodzi piąte... Karolinka nie ma pojęcia, kto jest ojcem, jak do tego doszło, nic nie pamięta itd. Wystarczyło na moment spuścić ją z oka, za kilka miesięcy brzuch znów rósł. Zapytałam załamaną, udręczoną ciotkę, czy nie pomyślała o rozmowie o antykoncepcji. Cyt. "No gdzież, to nie po bożemu przecież!!!". No tak, racja...
Przy następnej okazji pobytu w ich okolicy, udało mi się Karolinkę zdybać z wózkiem, najmłodszym drobiazgiem i brzuchem. Poza tym, samą. Wtrąciłam się, bo pal licho ciotkę, moja i Karoliny babcia, najcudowniejsza kobieta na świecie, oczy wypłakuje nad jej kolejnymi ciążami ze zmartwienia. Przycisnęłam K. ostro do muru, broniła się jak mogła, ale w końcu wypaliła, że "Pawełek miał jakieś swoje zabezpieczenia!". "Ach, to jednak tatuś nie jest no name?". W Karolince coś pękło, przyznała się. Nigdy nie widziała, jak to robił, ale twierdził, że jest niezawodne i to ona się puszczała. Jak już była bez brzucha, "dawał jej szansę" i znów znikał na rok, bo się puściła...
Z tymi rewelacjami udałam się do wuja i ciotki. Chcieli sprawę załatwić na gębę, nie dałam. Poszło oficjalnie, z ustalaniem ojcostwa. Wszystkie Pawełka. Ale nie że P. taki wierny... jak K. była w ciąży, on zaliczał, bo przecież ona nie była mu wierna...
Więcej się nie wtrącałam. Przyszło zaproszenie na ślub K i P. Nie pojechałam, niech sobie robią, co chcą. Grunt, że Karolinka od trzech lat w ciąży nie była. Wątpię, czy zmądrzała - to raczej zmuszony do pracy na swoje dzieci zamiast szlajania się po dyskotekach Pawełek nabrał rozumu. Pić i bić nie może, bo czuje oddech teścia na karku.
Ciotka niemal po rękach mnie całowała, stwierdziła, że oczy jej otworzyłam, jaka to ja mądra jestem, że ona nigdy, ale to nigdy mi złego słowa już nie powie, że mam rację co do dzieci, że ona już mnie rozumie... dobra, dobra, spadam, sayonara, byle dalej od was.
W tym roku, niedawno, znów byłam zmuszona odwiedzić rodzinne okolice matki. Ledwie usiadłam u babci na kanapie, przyszła ciotka. "No, słucham" - rzecze ciotka. "Czego"? - rzekłam ja. Ciotka - "Kiedy w końcu dasz matce wnuka, wyrodna córko swego rodu?!!!".
#YRGI3
Tłuszcza, nie ludzie, których znałam z pracy. Rozumiem imprezować i pić, ale większość za punkt honoru przyjęła zaliczenie kogoś. Już na wstępie od bardziej doświadczonych w bojach koleżanek dostałam ostrzeżenie na kogo uważać. Zdejmowanie z siebie nachalnych łap facetów dwukrotnie starszych ode mnie to norma. Reagowałam, ale grzecznie, bo cóż mnie, szarej myszce na końcu drabiny, pozostało. Obrączki panowie zdejmują już przed wyjazdem i tylko pozostałości opalenizny pozwalają zauważyć, że tam były.
Po kolejnej próbie pocałowania mnie przez kolejnego żonatego nie wytrzymałam i wygarnęłam delikwentowi, co żona na to. Co usłyszałam? "Nie mieszaj mojego życia prywatnego z pracą"...
Quo vadis, świecie?
#2ODKj
Od naszego związku minęły już ponad 4 lata, czasami wchodzę na jej profil i patrzę na nią, jak rozkwita i ma się dobrze. Musiały minąć 4 lata, żebym zrozumiał, że straciłem ukochaną kobietę swojego życia przez cały ten bajzel. Pomimo tego, że już wyszedłem z nałogu, nie mogę na siebie patrzeć za to, że tak ją skrzywdziłem.
#SG9iQ
Sama uwierzyłam w to, że to nic takiego. Aż pewnego dnia próbował mnie zgwałcić w damskiej szatni. Pewnie by to zrobił, gdyby nie to, że debil nie zamknął drzwi na klucz i weszła dziewczyna z innej klasy, która go odciągnęła. Zdecydowaliśmy nikomu o tym nie mówić, a ja zmieniłam szkołę. Cudem wybłagałam rodziców. Myślą, że tu nie mogłam znaleźć przyjaciół.
#jRc8I
Mam już 26 lat, tylko raz byłem w związku z chłopakiem i było fajnie, bo był to dobry i życzliwy człowiek. Ale poza tym ilekroć zrobię sobie profil na portalu pokroju Tinder, czy w ogóle pójdę do klubu dla gejów, to zawsze mam ten sam problem. Chcą mnie na jedną noc... Często mam też tak, że nawet muszę wielokrotnie tłumaczyć, że nie interesuje to. Raz nawet skończyło się tak, że pobiłem typa, bo się dobierał do mnie.
Wszystko czego chcę to poznanie kogoś miłego, przyjaciela, a może i nawet kogoś z kim stworzę stały związek. Tymczasem coraz bardziej zaczynam rozumieć osoby, które są przeciwko LGBT.
Nie zrozumcie mnie źle, poznawałem masę lesbijek, które były naprawdę sympatycznymi osobami i nawet potwierdzają, że taki problem jest dużo rzadszy po stronie homoseksualnych kobiet. Częściej właśnie faceci oferują niemoralne propozycje i nie potrafią przyjąć odmowy. Na ten moment jest mi bardzo trudno, bo z każdą taką sytuacją coraz bardziej rośnie we mnie niechęć do mężczyzn, a nie interesują mnie kobiety. Z drugiej strony przeraża mnie myśl o tym, że spędzę życie samotnie.