Pracuję w Anglii jako kasjerka. Ostatnio klientka zapytała, skąd pochodzę. Odpowiedziałam, że z Polski. Pani powiedziała, że to fantastycznie, bardzo lubi ten kraj i... zaczęła mówić do mnie po hiszpańsku. Nie powiem, zgłupiałam. Pani chyba czekała na moją odpowiedź, ale widząc moje zmieszanie, powiedziała po angielsku: „No jak możesz hiszpańskiego nie znać? Hiszpania jest tak niedaleko twojego kraju, wasze języki są takie podobne”...
Okazało się, że pani pomyliła Poland z Portugal.
Mając 15 lat, pierwszy raz w życiu miałem przyjaciela. Nigdy nikt się o mnie nie troszczył i nikogo nigdy nie obchodziłem, więc pojawienie się takiej osoby to był dla mnie szok. Ten ktoś miał problemy psychiczne oraz miał dziewczynę. Pewnego dnia ta dziewczyna mi napisała, że mój przyjaciel nie odbiera i nie odpisuje na SMS-y i podejrzewa, że on chce sobie zrobić coś złego. Ja szybko się ubieram i pędzę do jego mieszkania. Walę w drzwi ponad 5 minut – nic. Wchodzę na balkon (mieszkanie na parterze) i patrzę, czy jest w domu – nic. Miał zamontowane bardzo stare okna, takie drewniane, więc bez problemu otworzyłem je z zewnątrz (to jest proste) i wszedłem do domu. W salonie, w kuchni, w łazience i jego pokoju go nie ma. Na stole leży jego telefon z miliardem nieodebranych połączeń. Czyli chyba nie tnie się w wannie, OK, spadam stąd. Wychodzę, zamykam okna, zeskakuję z balkonu i idę do mojego domu. A tu on z ojcem wracają z zakupów... Nie wziął telefonu, bo chciał odpocząć od swojej dziewczyny. Pyta, czy idziemy do niego do domu, bo kupił czipsy i energetyki i będziemy grać w Diablo. Ja cały obesrany odpowiadam: „No pewnie”.
Wchodzimy. Widzimy ślady butów. Trawę. Na oknach jest odcisk dłoni. Dzwonimy na policję. Przyjeżdża patrol, patrzy, bada. „Panie, pewnie jakieś dzieci się przy oknie bawiły. Nie było włamania, bo nie ma żadnego śladu na oknach. Poza tym nic nie zginęło”. I odjeżdżają. Kumpel i jego ojciec cali wkurw..., bo wiedzą, że włamanie było, no ale co zrobią. Nic nie zginęło, wszystko na miejscu, drogie telefony leżące na stole dalej tam leżą. Założyli więc tylko kraty na balkonie i tyle.
On nigdy się nie dowie, że to ja się do niego włamałem, bo chciałem wiedzieć, czy on jeszcze żyje, czy może już się wykrwawił w wannie.
Gdy byłem mały i nie chodziłem jeszcze do podstawówki, to kiedy rodzice zabierali mnie do kościoła na mszę, zawsze fascynowałem się faktem, którego nie mogłem pojąć – dlaczego ksiądz na koniec mszy częstuje wszystkich pokrojonym ogórkiem?
Miałyśmy trudną relację. Jako dziecko nie czułam się przy niej bezpieczna ani ważna. Często byłam na drugim planie, czasem czułam, że mnie nie chce. Kiedy miałam 17 lat, trafiłam do domu dziecka, kontakt się urwał – na całe 6 lat. Przez ten czas próbowałam poukładać sobie życie bez niej. Było naprawdę dobrze. Rok temu nagle się odezwała. Dałam jej szansę, bo bardzo chciałam wierzyć, że coś się zmieniło, w końcu to moja matka. Przez moment było super – mimo dużej odległości (pokonywanej samolotem) widziałyśmy się dwa razy, rozmawiałyśmy, znów poczułam, że mam matkę. Ale z każdym miesiącem coś się oddalało. Coraz częściej milczała. W końcu znowu wybrała alkohol i swojego nowego partnera. Mnie nie było w tym wyborze. A ja, mimo tylu lat bólu, znowu zostałam z niczym. Wróciła depresja, a moje poczucie własnej wartości, na co dzień niskie, teraz jest zupełnie na dnie.
Słyszę pukanie do drzwi. Czuję się zaspany, ale podchodzę, żeby otworzyć wejściowe wrota do domu. Ku mojemu zdziwieniu widzę mojego tatę, którego nie widziałem ponad trzy lata. Witam go i słyszę ten charakterystyczny śmiech. Szybko pokazuję tacie wnętrze domu, jak to się wszystko pozmieniało przez te lata jego nieobecności. Dzwonię do młodszej siostry, aby powiadomić ją o tym, że tata wrócił. Siostra uradowana zjawia się błyskawicznie i się wita. Nie pamiętam, kiedy to ostatnio tak szczęśliwy byłem, jak w tym momencie. Oboje zwierzamy się tacie, co było z nami grane, co się działo, że skończyłem osiemnaście lat i pokazuję moje niedawno zdane prawo jazdy. Następnie kontynuujemy, jak to mama sobie radzi i że zaraz powinna przyjść oraz na pewno będzie się bardzo cieszyć. Tata mówi, że nie może się doczekać ponownego spotkania z mamą. Krótkie chwile nadrabiania zaległości ubiegłych lat dobiegają końca, gdy zaczyna mi się kręcić w głowie i czuję, jakbym wpadał w otchłań ciemności. Po ponownym otworzeniu oczu leżę na łóżku, a zegar wskazuje chwilę po piątej nad ranem. Dociera do mnie smutek rzeczywistości i zaczynam płakać jak dziecko, że ta cała wizyta było tylko snem, a za niecały miesiąc nastąpi czwarta rocznica tragicznej śmierci mojego taty w wypadku samochodowym.
Mam 16 lat, jestem niby przeciętną dziewczyną trenującą lekką atletykę. Z domu rodzinnego wyniosłam miłość do ciężkiej muzyki. Rok temu przeprowadziłam się 500 km od mojego ówczesnego miejsca zamieszkania. Myśl o zmianie szkoły, tym, że nikogo nie znam, trochę mnie przerażała, ale starałam się o tym nie myśleć. I przyszedł cudowny czas rozpoczęcia roku szkolnego. Wszystko fajnie, spoko. Ludzie wydawali się dosyć przyjaźnie nastawieni. Nauczyciele też w miarę mili. Oprócz katechetki. Na religię chodziłam tylko po to, aby podwyższyć średnią ocen. Niemal zawsze chodzę w koszulkach moich ulubionych zespołów. Kiedy na religię przyszłam w koszulce Bathory'ego (legenda black/viking metalu), zapytana o moją koszulkę odpowiedziałam, że to mój ulubiony zespół.
Katechetka: Jaki gatunek gra?
Ja: Metal.
K: Uwaga za propagowanie satanizmu.
J: Słucham?! Zna pani przysłowie o nieocenianiu książki po okładce?!
K: Następna za wykłócanie się.
Gdy wróciłam do domu, opowiedziałam o tym mojemu ojcu. Za jego radą na następnej religii chcąc „poprawić reputację i przeprosić za moje zachowanie” zapytałam się, czy mogę na następnej religii zagrać akustycznie kilka religijnych piosenek. Ona zachwycona odpowiedziała, że oczywiście, z miłą chęcią posłucha itd.
Przyszedł ten cudowny dzień. Siadam przed całą klasą z gitarą akustyczną i gram. Ale nie chrześcijańskie piosenki. Tylko właśnie Bathory. Katechetka cała rozpromieniona, jakie to nie jest cudowne. Dwa dni później grałam te piosenki na rekolekcjach :D
Do te pory nie wie, czyje to były utwory :)
Mam 40 lat, żonę oraz 9-letnią córkę. Od pewnego czasu życie z żoną nie układa mi się dobrze, choć wciąż kocham ją i uważam za najpiękniejszą kobietę, a i pożycie małżeńskie jeszcze nie ustało. Miłość do córki, dbałość o rodzinę oraz moralność nigdy nie pozwoliłyby mi odejść od tej dwójki.
Na początku roku szkolnego do szkoły mojej córki przyszła nowa nauczycielka, młoda jedynie 23-letnia kobieta jednak z odpowiednimi znajomościami — została szybko skrytykowana i spisana na straty przez rodziców jak i resztę szkolnej kadry, tym bardziej iż dostała wychowawstwo w klasie mojej córki. Jednak szybko okazało się, że dziewczyna jest świetna. Zaangażowana, szczera, dzieciaki ją uwielbiają, potrafi zachęcić do nauki nawet najbardziej opornych. Szybko pokochali ją również rodzice, a w tym moja żona, która była i jest wręcz zachwycona Panią X. Zakochana w nowej nauczycielce żona stwierdziła, że muszę ja poznać, bowiem zawsze ma ona czas porozmawiać o dziecku, o tym, jak zachowywało się w szkole, co stanowi problem, a gdzie są postępy. Żona zmusiła mnie do tego, bym odebrał córkę ze szkoły (wcześniej sama to robiła) i zainteresował się jej szkolnym życiem.
A później wszystko potoczyło się jak śnieżna kula.
Córkę zacząłem odbierać niemal codziennie, pojawiałem się na każdych konsultacjach oraz zebraniach. Osoba Pani X zauroczyła mnie do tego stopnia, że zapisałem się na siłownię, przyłożyłem większą wagę do wyglądu — no po prostu pierwszy raz od wielu lat poczułem, że żyję... Każdego dnia, już od rana w pracy, wyczekiwałem momentu, w którym zobaczę jej uśmiech i choć przez chwilę będę mógł stanąć blisko niej, niemal dotknąć jej długich blond włosów, poczuć zapach jej perfum i porozmawiać. Pani X jest rodzajem osoby, które mają czarne poczucie humoru, często ironizują, a przy tym posiadają dużą wiedzę. Ten typ osobowości działa na mnie jak magnes, a generalnie jestem introwertykiem i nie ciągnie mnie do ludzi.
W miarę czasu poczułem, że Pani X ma dla mnie specjalne względy, zmieniała się, kiedy byłem w pobliżu — promieniała, wychodziła mi naprzeciw i witała w drzwiach, choć innych rodziców nie zaszczycała takim zachowaniem.
Wcześniej podobało mi się wiele kobiet. Jak pisałem wyżej, mimo kiepskich relacji kocham żonę i nigdy bym jej nie zdradził. Między mną a Panią X do niczego nie doszło, chociaż codziennie fantazjuję na jej temat. Może to kryzys wieku średniego, może zwykła głupota, ale czy można kochać jedną kobietę i być zakochanym w drugiej?
Na miesiąc przed zakończeniem roku poprosiłem żonę, by znów odbierała córkę — zgodziła się. Na koniec roku dowiedzieliśmy się, że Pani X zmienia miejsce pracy.
Jestem zdruzgotany tym, że jej nie zobaczę. A z drugiej strony dobrze, że jej już nie zobaczę.
To najbardziej anonimowe wyznanie mojego życia.
Zawsze „śmiałam się” z dziewczyn, które bardzo przeżywają okres. Nie zrozumcie mnie źle, kiedy koleżanka próbowała zdobyć no-spę od innych koleżanek, ja cieszyłam się, że mój okres jest długi, ale przynajmniej bezbolesny. Niedługo. Kilka miesięcy temu dostałam okresu razem z jakimś zapaleniem. Nie byłam w stanie przespać nocy, bo non stop biegałam do łazienki, by tam płakać na kibelku, próbując się wysikać.
Doigrałam się. Teraz okres nie tylko trwa 10 dni, ale również dostaję gorączki, głowa mi pęka i zwijam się z bólu brzucha przez co najmniej trzy dni. Karma.
Dziś zdałem sobie sprawę, że związek z moją dziewczyną wszedł w naprawdę ekstremalną fazę intymności. Tuż po seksie powiedziała: „O popatrz, jakie to śmieszne, mogę teraz zrobić bańki, ściskając mięśnie pochwy”.
Męczą mnie nerwobóle i tiki nerwowe. Przez nerwobóle nie mogę spać, budzę się z koszmarnym bólem brzucha, i tak do rana. Tiki nerwowe to między innymi problem z oddychaniem, głównie wieczorami lekko się duszę, w dzień potrafię się powstrzymać. Sama nie wiem, czym się stresuję, nawet słuchając muzyki, czuję straszny stres i bolący brzuch.
Na zajęciach jest podobnie, treningi tak samo – może zbyt dużo od siebie wymagam, ale czuję, że stać mnie na więcej, chcę wreszcie być tą lepszą. Dochodzą do tego problemy w domu.
Jeden tekst, który notorycznie mi powtarzają, wprowadza mnie w szał: „Możesz przestać, możesz oddychać normalnie?”. Kur#a, gdybym potrafiła, tobym to zrobiła.
Dodaj anonimowe wyznanie