#qdEgt

Zauważyłam przyzwyczajenie niedopijania herbaty i kawy u swojego partnera. Z początku tego nie zauważyłam, ale po jakimś czasie zaczęło mnie to irytować. Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy, to niska jakość napoju, jaki podaję. Było mi trochę przykro z tego powodu. Nigdy się z tym jeszcze nie spotkałam. Nie zwróciłam uwagi, czy tak robi w restauracji na przykład. Po moim zapytaniu o przyczynę takiego zachowania odpowiada, że tak ma i już. Może jakiś specjalista, np. lekarz medycyny, psycholog, znawca od etykiety wypowie się w ww. sprawie?

#NdhZe

Jestem kobietą, mam 23 lata. Jestem też mamą 1,5-rocznego dziecka. Z jego ojcem się rozwiodłam, będąc jeszcze w ciąży. Nie utrzymuję z nim kontaktu. Kiedy maluch miał pół roku, poznałam kogoś, kto wydawał się być dla mnie księciem z bajki. Facet ogarnięty, z klasą, dobrymi manierami, który pokochał mnie, moje dziecko i mówił, że zapewni nam wszystko, czego potrzebujemy. Niestety nie było tak kolorowo. Kiedy ja już byłam zakochana po uszy, okazało się, że on ma problemy finansowe, firma mu zbankrutowała, a on nie ma złamanej złotówki. Głupia ja wierzyłam, że jakoś to ogarnie, pójdzie gdzieś do pracy, może nie będzie zarabiał tyle, co wcześniej, ale ważne, że będziemy razem i tylko to się liczyło.
Po czasie nastąpił kolejny wstrząs. Okazało się, że za małolata przesiedział w więzieniu rok. Nie powiedział mi tego osobiście niestety i zbulwersował się bardzo, gdy powiedziałam mu, że wiem o tym ja i moja rodzina. Wybaczyłam mu zatajenie tak ważnej sprawy. Pracy dalej nie miał. No ale cóż... Pokłóciłam się o niego z matką. Wyprowadziłam się od niej. To była dobra decyzja, bo za bardzo mieszała się w moje sprawy, szkoda tylko, że w takich okolicznościach.
W końcu zamieszkaliśmy razem, kiedy znalazł pracę. Niestety długo nie popracował. Za to po 3 tygodniach mieszkania razem pierwszy raz podczas kłótni dostałam od niego w twarz... Nie słyszałam przeprosin. Usłyszałam wyrzuty, że to moja wina. Prowokuję go.
Tak było co jakiś czas przez kilka miesięcy. Na domiar złego przez większość czasu był na moim utrzymaniu, gdy dowiedzieliśmy się, że jestem w ciąży. To był dla mnie gwóźdź do trumny, ale myślałam, że przynajmniej więcej nie będzie się ze mną szarpać. Niestety się pomyliłam. W końcu udało mi się z pomocą ojca pozbyć się go z mieszkania. Zostałam sama, w ciąży i z dzieckiem (mojemu dziecku nigdy nie zrobił krzywdy, a ono pokochało go bardziej, niż kocha mnie).

Kilka dni po tym, jak go wyrzuciłam z mieszkania, dowiedział się i poinformował mnie o tym, że ma nowotwór nerek. Miał wcześniej z nimi problemy, nawet jeździł kilka razy na SOR. Powiedział, że ta jego agresja to niby od tego. Brzmi to śmiesznie, ale od kiedy bierze leki, jest spokojny.

Najgorsze jest to, że z jednej strony go nienawidzę, ale z drugiej nadal go, kurde, kocham. Widzę, że on się ogarnia, próbuje stanąć na nogi. Ma stałą pracę, leczy się, interesuje się przebiegiem ciąży, czeka na dziecko.
Boję się, że mu zaufam, wrócę do niego, a on znowu zrobi mi krzywdę. Boję się też, że zostanę bez żadnej jego pomocy przy dziecku, bo nie zdąży go nawet zobaczyć. Jestem załamana i nie wiem, co mam robić.

#5KtoJ

Jestem bardzo oszczędną osobą, kilka razy oglądam każdy grosz, zanim go wydam. Nauczyłam się polować na różne promocje i wykorzystywać okazje cenowe w sklepach. Wyznanie będzie dotyczyło mojego genialnego planu z wykorzystaniem karty Moja Biedronka.

Otóż pracuję w mieście A, a mieszkam w B. Miasta oddalone o około 10 km od siebie, w każdym jest Biedronka. Jeśli wiem, że na przykład w sobotę będzie promocja na filet z piersi kurczaka, to w piątek idę po kilka rzeczy do sklepu w B. Stojąc w kolejce do kasy, udaję, że bawię się telefonem, a tak naprawdę zapisuję 2-3 numery telefonów podsłuchane w kolejce. Następnie jadę do pracy (zawsze na nocną zmianę, taka branża), po pracy pędzę do Biedronki w A i na zdobyte numery telefonu korzystam z promocji. Zawsze pilnuję, by numer zdobyty w A podać w B i na odwrót. Tym sposobem co tydzień oszczędzam na zakupach nawet kilkadziesiąt złotych.

#IPbTy

Będąc na studiach, pragnąłem poznać wymarzoną dziewczynę. Niestety nie udawało mi się z żadną kobietą. W każdej było coś nie tak, a jak już mi odpowiadała, to przeważnie moja wybranka nie była mną zainteresowana.

Pewnego razu na jednej ze studenckich imprez po kilku głębszych pocałowałem koleżankę, którą widywałem na uczelni. Chwilę później poszliśmy na kilka randek ze sobą i nagle stało się — jestem z wymarzoną dziewczyną.
Pierwszy okres naszego związku był naprawdę dobry, w miarę się dogadywaliśmy, robiliśmy rzeczy ważne dla naszej dwójki, dobrze byliśmy zgrani w łóżku. Po jakimś roku skończyliśmy studia, znaleźliśmy pracę, jeździliśmy na super wycieczki, te krajowe, jak i dalekie podróże zagraniczne — życie czysta bajka, mieliśmy wymarzoną pracę i byliśmy szczęśliwi.
Ważną kwestią w tym wyznaniu jest to, że oboje mamy rodziców mniej zamożnych, którzy nie dali nam samochodów, własnych mieszkań itp... w tamtym czasie mieszkaliśmy u rodziców z planami na własne M. Pech chciał, że moja luba straciła pracę przez redukcję etatów, a moja firma zbankrutowała. Myślę — OK, jesteśmy młodzi, damy radę, nie ma co się martwić. Niestety w tamtym najgorszym dla nas okresie moja luba zaszła w ciążę.
W pierwszej chwili straciłem głowę, ogromne szczęście, będzie nas więcej, jednym słowem super, nie przejmowałem się brakiem pracy. Miałem rację, po kilku aplikacjach na oferty pracy dostałem pracę, znowu zaczęło się układać. W związku z tym, że chcę pomagać mojej ukochanej w ciąży, zgodziłem się na jej pomysł zamieszkania z nią i jej rodzicami. Mają duży dom, że spokojnie na siebie nie wchodzimy, ale gdzieś zawsze są tam za ścianą. Jak okazało się po dokładnych przeliczeniach, za moją pensję nie wynajmę mieszkania i nie nakarmię rodziny, na sprawy ciążowe, kupowanie paliwa, jedzenia ledwo na styk starcza. Jak się okazało, życie z teściami zrujnowało mi życie -krzywe spojrzenia, że coś robię nie tak, pokazywanie, że oni są lepsi dla swojej córki niż ja... Nie dają mi normalnie funkcjonować. Nie wspomniałem jeszcze, że posiadałem swojego ukochanego psa, który został u rodziców, teściom nie podoba się, że jeżdżę do psa codziennie go wyprowadzić, ogólnie jej ojciec to taki typ, co wie wszystko najlepiej.
Mam już dosyć tego typa, który próbuje kierować naszym życiem, ja się staram nie dawać, ale moja luba uległa swojemu ojcu i robi wszystko, jak ten każe, nie możemy razem czegoś ustalić, bo tatuś to, tatuś pstro. Uległa do tego stopnia, że już nie chce się wyprowadzać ze mną gdzieś indziej, bo tatuś nie chce.

Nie wiem, jak się potoczą nasze drogi dalej, czy wytrzymamy to mieszkanie u rodziców, już teraz mam w głowie myśl o rozstaniu. Czuję, że straciłem tę osobę, którą kochałem, bo wybrała rodziców, a próbowałem być wszystkim dla niej.

#HDBev

Boję się ciemności. A właściwie tego, co mogę w ciemności zobaczyć. Jak byłam mała, to mama próbowała mnie tego strachu oduczyć, wyganiając samą nocą na dwór. 
Nie pomogło.
Teraz jestem dorosła i nadal się boję. 
I nie mogę znieść, jak narzeczony mi mówi: „Dorosły człowiek i ciemności się boi?”.

#pjRae

Parę dni temu, gdy wracałem autobusem do domu, zdarzył się wypadek. Starsza kobieta, wstając z białej ławki pod wiatą, zahaczyła się mocno, ale utrzymała się na nogach, biegła pochylona bardzo do przodu, z twarzą prawie na ziemi, przez spad chodnikowy. Zatrzymała się dopiero na drzwiach — głową uderzając o ich rant (były otwarte). Huk, pisk przerażenia, jej ciało się dziwnie zawinęło, straciła przytomność. Kierowca zareagował natychmiastowo i fachowo. Staruszka po obudzeniu się płakała, wręcz wyła z bólu, miała od razu całe sine czoło oraz dziwne wgniecenie w głowie. Wszyscy czekaliśmy na przyjazd karetki...

Od małego interesuję się medycyną. Wiem wiele na temat np. udzielania pomocy. Zawsze myślałem, że będę w stanie pomóc komukolwiek — przecież wiem jak! Czułem się pewnie i mówiłem sobie, że jeśli będę świadkiem wypadku czy innej podobnej sytuacji, pomogę. Nieraz czekałem na jakieś ekstremalne sytuacje, w których przecież mogę się wykazać i zaimponować sobie, rodzinie, przyjaciołom! A wtedy... mimo wiedzy, co robić i chęci podejścia... nie zrobiłem nic. Odsunąłem się, bo ludzie z autobusu rzucili się na pomoc, łącznie z kierowcą. Stałem jak sparaliżowany, było mi słabo i gorąco. Czułem pociągnięcia, że hej, dzwoń po karetkę, idź tam, pomóż przenieść tę kobietę... ale finalnie kurczowo trzymałem się rurki z autobusu i patrzyłem jak cielę na rozwój sytuacji.

Strasznie się na sobie zawiodłem i dobiłem się faktem, że gdyby stało się coś mojemu bliskiemu, to znowu zastygnę i pozwolę mu umrzeć na moich oczach, nawet nie rękach.

#poJqn

Wszedłem wieczorem do domu, by natknąć się na wypięty goły tyłek mojej współlokatorki i jej koleżankę nakładającą jej wosk. Miała na sobie latarkę czołówkę i świeciła jej prosto w..., żeby sprawdzić, czy wszystko idealnie zeszło. 
Ten obrazek będzie mnie prześladował chyba do końca życia.

#gC5Hs

Z moim chłopakiem układa się nam nawet dobrze. Nasze życie sypialniane jest udane, choć pojawia się jedna rzecz, która mi przeszkadza. Uważam, że ręce do takich rzeczy zawsze powinny być umyte. Nie zawsze jest to możliwe, a także głupio mi ciągle niszczyć romantyczne chwile pragmatycznymi nakazami włożenia dłoni do wody z mydłem.  Nie lubię tego uczucia, gdy jego palce wędrują coraz niżej, a ja myślę o wszystkich klamkach, pieniądzach, jego psie, rurkach w autobusie, które dane było mu dotykać przed „inwazją” na moje całkiem niedawno poddane myciu i lekko podrażnione po goleniu sfery intymne.

Nie mam obsesji mycia rąk ani żadnych natręctw tego typu, po prostu uważam to za niehigieniczne, on niestety sam z siebie rzadko o tym pamięta, a mi takie pieszczoty nie podobają się tak, jak powinny. Sugestie niestety ulatują prędko z głowy do kolejnego spotkania...
Dodaj anonimowe wyznanie