#WFCc0

Ja i moja dziewczyna nie współżyjemy od kilku miesięcy. Za każdym razem to ja próbuję inicjować kontakt fizyczny, ale spotykam się z odrzuceniem. Ona twierdzi, że brak ochoty na seks wynika ze stresu związanego z pracą, ja jednak z dnia na dzień czuję się coraz mniej pożądany i nieatrakcyjny pomimo zapewnień, że problem nie wynika z mojej winy. Mimo tego kocham ją i wiąże z nią daleką przyszłość, choć to wszystko mocno uderza w moją psychikę.
anonimowe6692 Odpowiedz

Zaproponuj wspólne wizyty u seksuologa albo terapię dla par i spróbujcie poszukac powodu jej niechęci i sposobow na pracę z nią

Zobacz więcej komentarzy (4)

#iqjqL

Derealizacja – jeśli znasz to słowo, to proszę, zostań, może Twoja rada uratuje resztę mojego życia. 
Mam derealizację od 19 lat... 8 lat psychoterapii (2 terapeutów), rok lekoterapii, 6 sesji hipnoterapii, i wiele, wieeeele różnych innych metod (m.in. medytacja, sport, TRE, brainspotting, dieta, witaminy, bla, bla). Mam 38 lat, a od 19 lat mam wrażenie, że jestem w bańce, we śnie, poza ciałem. Pomaga mi tylko adrenalina, wtedy czuję się bardziej realnie. Dzięki terapiom minęła mi depresja, nerwica i inne problemy, ale derealizacja nie ruszyła nawet o milimetr. Anonimowe czytam od 10 lat (tak, zepsuły się z czasem strasznie ;)), ale widzę, że w sekcji komentarzy dzieją się czasem cuda i na takie coś właśnie liczę... Tak że nieśmiałe: help...
Bezaczina Odpowiedz

Zbadaj nietolerancję histaminy albo salicylanów. Czasem takie objawy to alergia, wiem coś o tym, szczególnie że pomaga Ci adrenalina.

blawatek Odpowiedz

Polecam Ci pracę terapeutyczną w nurcie SE (Somatic Experiencing), który koncentruje się na regulacji układu nerwowego. Jest dedykowany do pracy z traumą, także relacyjną / rozwojową. Derealizacja to mechanizm dysocjacyjny, a dysocjacja to objaw dysregulacji układu nerwowego i najczęściej właśnie traumy. Możliwe, że Twoja derealizacja związana jest z C-PTSD, tzw. złożonym PTSD. Często współwystępuje, a ruszenie tego zespołu możliwe jest praktycznie tylko przez pracę z regulacją układu nerwowego.

Widzę, że sporo pracy terapeutycznej już za Tobą, jednak jeśli była to praca wglądowa i bardziej poznawcza, a mniej z ciałem i układem nerwowym, to niekoniecznie sięgnęła do sedna i przyczyny. Często po takiej terapii rozumiemy już co się stało i o co chodzi, ale układ nerwowy nadal robi swoje i to nim trzeba się zaopiekować.

Zobacz więcej komentarzy (3)

#JQv0A

Przestaliśmy robić siostrzenicy prezenty, dawać pieniądze, sponsorować różne zachcianki i staliśmy się nagle w oczach dziecka i jej matki złą ciocią i wujkiem. Na końcu zostaliśmy obgadani i w niebyt obróciło się to, ile przez te kilka lat włożyliśmy zasobów, środków i czasu w dziecko, które, żeby było jeszcze zabawniej, powiedziało naszemu, że już go nie lubi i nie chce się przyjaźnić, bo już nic z tego nie ma. Dziecko jest naprawdę bez litości, a i jej matka też nie lepsza.
Koniak Odpowiedz

Dzieci są tak niewdzięczne, że szkoda gadać. Szczególnie czyjeś. Dasz jakieś pieniądze, zabierzesz gdzieś, to później oczekują tego jakby to było standardem. Żadnej wdzięczności, tylko więcej i więcej. I jeszcze z pretensjami, bo przecież ona chce! Przechodziłem to z siostrzenica kiedy u mnie mieszkały z matką prawie rok czasu. Dobrze, że macie ten problem z głowy i uwolniliscie się od toksycznego i wyrachowanego dziecka i jej mamusi.

Odpowiedzi (4)
Zobacz więcej komentarzy (3)

#LnPYy

Mam 19 lat, potrafię jeździć samochodem, lecz mam ogromny stres i czuję paraliż, gdy już podchodzę do egzaminu. Chcę go zdać, lecz mój lęk mi nie pozwala.
An0n Odpowiedz

Pierwsza moja rada to ignorować komentarze typu "odpuść sobie bo widocznie nie nadajesz się na kierowcę", druga rada to nie poddawać się bo pamiętam jak rok temu też miałem problem z egzaminem na prawo jazdy i dużo mi zajęło zanim w końcu zdałem, trzecia rada to nie brać egzaminu z samego rana tylko najlepiej gdzieś o 13:00, rano to najczęściej jest się niewyspanym bo ciężko zasnąć w stresie i przez to jest gorzej z koncentracją, naprawdę to za którym się zdało nie jest żadnym wyznacznikiem, a wielu kierowców co zdało za pierwszym to jeździ niebezpiecznie uważając się za mistrza kierownicy, oczywiście nie każdy

Odpowiedzi (1)
Zobacz więcej komentarzy (1)

#G4bMs

Jestem po rozstaniu około pół roku. Czuję, jakbym nie była sobą, jakby część mnie odeszła razem z tą osobą. Zawsze miałam swoje wartości i zasady, którymi się kierowałam, a teraz czuję, jakby ich nie było. Czasem przerażam samą siebie. Jestem zdolna do rzeczy, o które bym siebie nigdy nie podejrzewała. Bliżej mi jest do one night stand niż do wejścia w kolejną relację, może to strach i obawa. Ale gdzie jest ta dobra dziewczyna, która miała zasady i radość z życia, która po prostu była szczęśliwa? Codziennie toczę walkę z samą sobą, żeby wstać z łóżka i przeżyć, bo nic mnie nie cieszy, po prostu jestem i odhaczam rzeczy do zrobienia – i tak z dnia na dzień. Nie mam w sobie grama strachu wracać sama w nocy pieszo o pierwszej w nocy z latarką w telefonie – żaden problem, bo przecież nie mam nic do stracenia. Zero uczuć, emocji, po prostu nie czuję nic, tylko „jestem”. Myślałam, że to jest to i wyszło jak zwykle, nawet nie jestem zaskoczona, że tak się stało, tylko był to pierwszy raz kiedy oddałam całą siebie. Moi znajomi i ludzie w otoczeniu mają ambicje plany, mieszkania, zaręczyny, dzieci, a ja jestem w dupie. Pracuję na dwie prace i co z tego mam? Nic. Niewystarczająco, by zamieszkać sama i wyrwać się z domu, w którym też nie jest najlepiej. Zbyt mało, by kupić sobie wypasioną furę. Nie chcę żyć z dnia na dzień, ale co mam zrobić. Może studia, by lepiej zarabiać, też myślałam nad tym, ale nie chcę znów być na utrzymaniu, tym bardziej że teraz mam jednak swój pieniądz. Jest jedno miejsce na mapie niedaleko jeziora, które ciągnie mnie do siebie, tam czuję się szczęśliwsza, jest woda, którą kocham i jakoś tak inaczej chciałabym tam być i nie wracać już do siebie. Ale co, mam rzucić pracę, zamknąć działalność i jechać w świat bez pracy mieszkania i pewności, że się uda i sobie poradzę? To chyba najcięższy etap w moim życiu. Chciałabym odzyskać dawną mnie. Taką szczęśliwą, cieszącą się życiem. I mieć swój upragniony spokój.
anonimowe6692 Odpowiedz

Ok, po kolei. Nie wystarczająco na wyprowadzkę i "wypasioną furę", ale może starczy na terapię? Chcesz wrócić do dawnej siebie, ale z tego co napisałaś wynika, że jedyne co się zmieniło w Twoim życiu to rozpad związku. Każde rozstanie jest swego rodzaju załobą po utracie bliskiej osoby i musi trwac, ale są pewne, następujące po sobie etapy, po których można śledzić jak daleko jesteś w tym procesie. U Ciebie wygląda na to, że nie idzie to w dobrą stronę, więc może warto przerobic temat z terapeutą. Nie.pakowalabym się na tym etapie w studia - z tymi stanami depresyjnymi łatwo Ci je będzie zawalić, a to Cię jeszcze dodatkowo pogrąży w marazmie. A jeśli terapia z jakiegoś powodu odpada (koszty, czas, nie czujesz tego), to może spróbuj w wolnym czasie pojechać w to swoje ukochane miejsce z notatnikiem i pisać. O wszystkim, co Ci przychodzi do głowy, o byłym związku, o rozstaniu, o emocjach. Przelanie na papier tez ma często charakter terapeutyczny. Jak masz z kim (np. przyjaciółka), to rozmawiaj o tym. Im szybciej ta relacje przerobisz, tym szybciej dasz sobie szanse na szczęście

Odpowiedzi (1)

#BVXnS

Zazdroszczę niemal wszystkim ludziom. Przesadzając, oczywiście, ale wciąż tkwi we mnie nieustanne poczucie zawiści wobec wielu osób, z którymi miałam do czynienia chociaż raz w życiu. Mój umysł jest totalnie czysty i świadomy tego problemu, lecz emocje i głębokie uczucia dyktują inaczej. Zazdroszczę przyjaciołom — ich szczęśliwym i stabilnym związkom; kolegom z pracy — iż są bardziej pewni siebie i według mnie lepiej radzą sobie; bratu — iż mimo jego wątłego i słabego charakteru wciąż dostaje miłość od rodziców. Wolę by wszyscy, którzy moim zdaniem mają lepiej, utknęli w pułapce męki i bólu. To tyle.
sea Odpowiedz

Nie ma co innego poradzić, niż terapię i pracę nad poczuciem własnej wartości.

Zobacz więcej komentarzy (1)

#y72cB

Dokładnie rok temu 6 lipca na białaczkę zmarła moja znajoma. Chodziłyśmy razem 3 lata do gimnazjum, nie byłyśmy ze sobą zbyt blisko, ona miała swoją grupkę przyjaciół, a ja swoją, ale do dziś nie mogę się pogodzić z tym, że ona umarła. Była duszą towarzystwa, zawsze uśmiechnięta, pełna życia... Czasami ze sobą rozmawiałyśmy, pytałam: „Co tam, jak tam?”, „Zrobiłaś to zadanie z matematyki?”. Gdy ona poszła do liceum, a ja do technikum, zauważyłam, że schudła, zaczęła się inaczej ubierać, poznała miłego chłopaka, później poszła na studia. Widziałam na social mediach, jak tętni życiem, jaka jest szczęśliwa... a później okazało się, że zachorowała. Codziennie sprawdzałam jej profil na Facebooku. Walczyła, nie poddawała się. Trzymałam kciuki za to, żeby wyzdrowiała, nawet modliłam się co wieczór. Niestety przegrała tę walkę. Gdy się o tym dowiedziałam, nie mogłam w to uwierzyć. Przez dwa dni nieustannie płakałam. Mój chłopak pocieszał mnie na wszelkie sposoby, ale to nie pomagało. Żałuję do dziś, że nie napisałam do niej, nie odwiedziłam... Tak że, drodzy czytelnicy, taka mała rada ode mnie. Odzywajcie się do swoich bliskich czy osób, które znacie i lubicie, bo nie wiadomo, czy później jeszcze będziecie mieć taką okazję.

#1Dedr

Jeżeli chodzi o przyjaciół, zawsze byłam tą drugą albo dziewczyny zaprzyjaźniały się ze mną tylko dlatego, że pokłóciły się ze swoją przyjaciółką i ja byłam tylko na pocieszenie.
Przyjaciel z dzieciństwa z dnia na dzień przestał się odzywać. Powód? Znudziło mu się pisanie ze mną. Kiedy zapytałam, czy zrobiłam coś źle, powiedział, że nie. Analizowałam nasze wiadomości, nic złego nie pisałam. Przyjaciółka z dzieciństwa? Wybrała inną. Udawała, że nie wzięła telefonu, messenger się zepsuł albo inne wymówki. Mówiła, że nasza przyjaźń jest nierozerwalna, uwielbia mnie i zawsze mogę na nią liczyć. Rzeczywistość okazała się inna. Sama wychodzi na plac zabaw albo spotyka się z inną dziewczyną, z którą „rzadko” się widuje. Przyjaźnimy się od 10 lat. Zawsze było tak, że to ja zawsze musiałam pierwsza napisać, zainteresować się, zadzwonić. Jeżeli tego nie zrobiłam, to koniec przyjaźni był przeze mnie, bo się nie interesowałam. Jestem sama jak palec i jest mi tak źle. Chciałabym się z kimś przyjaźnić, ale boję się, że znowu będzie to samo. :(
Ktoś chce spróbować się zaprzyjaźnić?

#ueyYl

Kiedyś myślałam, że nie mam orgazmów. Z pierwszym chłopakiem raz było fajnie, a raz nie. Nie miałam do niego pretensji, bardziej mu zazdrościłam. Tak, mówiłam mu, co mi się podoba, co mi sprawia przyjemność, jak chcę, a jak nie. Tak czy siak, było po prostu okej. Rozstaliśmy się i długo byłam sama. Koleżanki z pracy kupiły mi dla żartu Pingwinka. Wrzuciłam go w szpargały i leżał, leżał, leżał. Podczas porządków przypomniałam sobie, że mam taki gadżet. Raptem kilka razy użyłam.
Poznałam faceta. Zaczęliśmy się spotykać i już ponad rok jesteśmy razem. Podczas jednej z luźnych rozmów zapytał, czy wiem co to „squirt”. Wiedziałam. „Ty masz?” – zapytał. Mówię: „Noo chyba mam, bo jak się bawiłam Pingwinkiem, to zaobserwowałam, ale nie byłam pewna... Wcześniej nic takiego mi się nie zdarzało”.
Nie zliczę, ile razy chciał mnie doprowadzić do takiego stanu, a ja się wzbraniałam, by nie zamoczyć łóżka. Aż kupił mi specjalny koc, który nie przemaka.
W wieku 25 lat zrozumiałam, że nie jestem zepsuta i mam orgazm, a także kobiecy wytrysk.
Msciwoj82 Odpowiedz

Oj, to wcale nie tak późno. Niektóre dziewczyny dopiero po trzydziestce się "otwierają" na takie doznania (albo i po 40). Chodzi o to, żeby nie zastanawiać się podczas seksu, jak przy tym wyglądasz, czy zmoczysz łóżko, czy partner będzie cię uważał za rozpustnicę albo podobne bzdury, a skupić się na tym, aby dawać przyjemność partnerowi i sobie.

#pDhZL

Ślub był jednym z najważniejszych i najpiękniejszych dni w moim życiu. Oboje z mężem mieliśmy własną wizję tego dnia i się jej trzymaliśmy, jako że to nasze święto, a nie gości. Uprzedzę komentarze typu „ślub robi się dla rodziny, to oni mają się bawić” – nie, ślub był naszą imprezą, a przyjście rodziny i znajomych dobrowolne. Oczywiście nasza wizja nijak nie pokrywała się z wizją gości, którzy chyba chcieli zepsuć nam NASZ dzień. Oto parę przykładów:
– Ślubu udzielił nam urzędnik, bo oboje jesteśmy niewierzący – „Jak to ślub nie w kościele, toż to życie w grzechu!”.
– Ceremonia jak i wesele odbywały się w wynajętym przez nas parku, o czym goście zostali powiadomieni – goście stwierdzili, że pożałowaliśmy pieniędzy na salę i w ogóle jak to w szpilkach zapadających się w ziemię? Podkreślam, była informacja o tym, gdzie odbędzie się uroczystość i o tym, aby ubrać się w stroje wygodne.
– Moja suknia była kolorowa z wyszywanymi kwiatami, natomiast mąż miał garnitur w kratę – „Jak tak można się ubrać na swój ślub, nie ma białej sukni i czarnego garnituru? Wstyd”.
– Chcieliśmy wesprzeć z mężem pewną fundację ratującą zwierzęta, więc poprosiliśmy na zaproszeniach, aby nie kupować kwiatów (są one drogie, a i tak trzeba je zaraz wyrzucić) i zamiast tego wrzucić symboliczną złotówkę do puszek fundacji, które będą na uroczystości – co prawda uzbieraliśmy dość dużą kwotę, ale ile nasłuchaliśmy się od rodziny, że jesteśmy BEZDUSZNI, bo nie zbieramy na chore dzieci...
– Muzyka. Zaprosiliśmy zespół, który grał muzykę do tańca, mąż jest muzykiem, a ja po prostu nie przepadam za DJ-ami rodem z remizy – „Toż przy tym nie można się bawić, gdzie prawdziwe disco polo?” Dodam tylko, że zespół grał popularną muzykę i wszyscy tańczyli do tego, ale i tak musieliśmy się nasłuchać, jak to źle było.

Nie piszę, że wszyscy tak mówili, to raczej opinie babć, ciotek i niektórych osób towarzyszących, których nie znaliśmy wcześniej. Po prostu napompowana impreza na pokaz w remizie w stylu disco polo to nie nasze klimaty. Jeśli komuś się nie podobało, mógł nie przychodzić lub opuścić imprezę, zamiast narzekać. Nie rozumiem tylko przeświadczenia o tym, że jesteśmy źli, bo zrobiliśmy coś według tego, jak sobie wymarzyliśmy nasz dzień, a nie według ciotki Klotki, która potrafi tylko obgadać całą rodzinę, babki, która chciała spędzić pół dnia w kościele, czy dziewczyny kolegi, która ubrała się wulgarnie nastawiona na disco polo i pijane obłapywanie innych mężczyzn na weselu.
Pamiętajcie, Pary Młode – to Wasz dzień, przeżywacie go raz w życiu i to Wam ma się podobać :)
anonimowe6692 Odpowiedz

My z mężem mieliśmy ślub cywilny w plenerze, on miał garnitur w kratkę, nie było disco polo i absolutnie nikt nam złego słowa nie powiedział. Kluczem było zaproszenie wyłącznie najbliższych osób, z którymi utrzymujemy rzeczywisty kontakt i stawianie granic od samego poczatku

Zobacz więcej komentarzy (6)
Dodaj anonimowe wyznanie