Wróciłam dzisiaj do domu z basenu, siedzimy przy stole i mama opowiada o dzisiejszej przygodzie taty.
Jako że jechał na miasto, mama pisze mu że ma kupić mak mielony 200 gram żeby na placek był. Dodatkowo dzwoni żeby tata na pewno dostał informację. Powtarza mu kilka razy, mak mielony 200 gram. Dopisała mu jeszcze kilka produktów, ale to nie jest istotne (jednego z kich i tak nie kupił bo nie zauważył że był na liście lol). No i tata wraca do domu, jak bohater wchodzi do kuchni, z puszką w dłoni i pokazując swoją zdobycz mówi: "proszę, oto twój mak"
Wiecie co jest najlepsze? To nie był mak. To był kajmak. Waniliowy.
Na dodatek tata sam mówił że "to jakieś dziwne, kajmak o smaku waniliowym? No ale dobrze, jest 500 gram to kupię. Tylko jakąś małą ta puszka jak na placek, jak to takie małe, a tu mniej niż połowę. No ale żona chce to kupię"
Myślałam że takie rzeczy dzieją się tylko w memach
Wczoraj spotkałem się z kumplami na piwku, z którymi nie widziałem się od dłuższego czasu. Gadaliśmy co tam u nas i obgadywaliśmy innych naszych wspólnych znajomych.
Tematy zeszły na związki i jednego gościa, który ma niezłą aferę z byłą, którą z resztą sam wywołał.
Krótko mówiąc tamten gościu podpadł mi tym, że nęka swoją byłą. Im się nie układało, znam go i wiem że to trudny gość, a też trafił na trudną kobietę. Zero dopasowania.
No i gadaliśmy właśnie pod kątem tej sytuacji. Ja opowiadam, że byłem w czteroletnim związku, gdzie tylko pierwszy rok był normalny, a trzy kolejne lata były ciężkie dla mnie, dziewczyna traktowała mnie źle, ale nie mam do niej żalu, bo teraz zarówno ja, jak i ona, układamy sobie życie z nowymi partnerami, a ona nawet już jest zaręczona i życzę jej jak najlepiej. Powiedziałem "Ja już niemal od razu ruszyłem przed siebie i zamknąłem tamten etap. Źle bym się czuł jakbym męczył był, bo nie mogę się z tym pogodzić."
Wtedy każdy z moich kumpli po kolei odpowiedzieli "A ja bym nie odpuścił jej"
Ja jako jeden w grupie pięciu facetów potrafię podejść do tego inaczej? Skupić się na tym co dla mnie powinno być najważniejsze, swoim zdrowiu, fizycznym oraz psychicznym i po prostu szczęściu. Zastanawia mnie, że oni chyba nie rozumieją, że takim sposobem sami sobie by rozdrapywali rany. A też dziwnie mi to przyznać, ale wydają się być mściwi. Szczególnie trudno mi trudno to tak nazwać, bo kilkoro z nich uważałem za bardzo dojrzałych oraz inteligentnych.
Panowie, czy jest z nami coś nie tak, że wielu facetów nie może ruszyć przed siebie bez krzywdzenia siebie oraz innych?
Bo mężczyźni są zbyt emocjonalni. Nauczeni są że nie mogą płakać i duszą w sobie. To narasta i przeradza się w gniew, zemstę, urażona dumę. Też widzę to u swoich znajomych. Terroryzują swoje byłe, obwiniają o wszystko, wymyślają plotki. Rekord to był 10 lat. Tyle czasu typ nie mógł przeżyć że dziewczyna go zostawiła bo.. chlał. Oczywiście przez nią, biedaczek. Jeżeli ktoś jest inteligenty i silny to potrafi kontrolować swoje emocje. I tak jak ty, otrzepuje się, idzie dalej, przed siebie. Twoi koledzy to małe siurki i tyle.
Stało się tak, że przeczytałam wiadomości męża z jego przyjaciółką. Nie widziałam w niej nigdy zagrożenia, średnio atrakcyjna, do tego mężatka z dwójką dzieci, a jednak wystarczyło. Nie było tego dużo, bardziej fantazjowanie niż faktyczne dążenie do spotkania i pójścia kroku dalej. Chociaż nie wiem — odległość jest ogromna, kto wie, co by było, gdybyśmy mieszkali bliżej.
Pomijam to, co działo się pomiędzy, domyślić się łatwo, że było grubo. Wręcz konsultowałam się z prawnikiem od rozwodów. Ale on błaga, bo proszeniem tego nie nazwę, przeprasza, bla, bla. Mamy malutkie dziecko. Zgodziłam się na terapię i tylko jedno w tym wszystkim mnie niepokoi. Między nami jest „normalnie”, czasami płaczę w samotności, ale wyrzucam sama sobie to, jak w zasadzie mogę z nim sypiać. Jak radzę sobie z codziennością? Całą winę, calutką zrzuciłam na nią. Napisałam do jej męża, wysłałam screeny ich rozmów. Ba, napisałam do niej samej, mówiąc, żeby się spodziewała mojej wizyty (choć faktycznie przez wzgląd na małe dziecko i odległość nie ma takiej opcji). Nie miała odwagi odpisać. Mam szczerą ochotę wysłać screeny ich rozmów do jej pracodawcy i gdzie tylko się da, chcę zniszczyć jej życie, a przy tym wszystkim względnie normalnie prowadzę życie rodzinne, prawie jakby nic się nie wydarzyło. Była pierwsza terapia i facet był w szoku, że w zasadzie to świetnie się na niej bawiliśmy, non stop żarciki i uśmiechy. Myślę, że ma niezły orzech do zgryzienia. Nie wiem, co jest ze mną nie tak. Mam ochotę uderzyć ją i to najlepiej publicznie. Niech mnie, proszę, ktoś opierdzieli z góry na dół, żeby dać jej spokój, bo mimo odległości mam wrażenie, że posiadam potężne narzędzia, żeby faktycznie ją zrujnować... A wina, co jasno wynika ze screenów, leży po obu stronach, choć teraz jak o tym myślę, to chyba bardziej po stronie mojego męża. Sobie wybrałam...
Musisz sobie uświadomić jedno: wina względem Ciebie leży w 100% po stronie Twojego męża. Bo to on Ci przysięgał wierność. Jego przyjaciółka nie jest Ci nic winna. I tak samo, względem jej męża, wina jest w 100% na niej. To co robisz, to jest racjonalizacja i przerzucanie winy na nią, żeby łatwiej Ci było wybaczyć mężowi. Terapia indywidualna albo możesz też próbować to poruszyć na małżeńskiej.
Zniszczysz życie jej, i co dalej? Może ona Twojemu mężowi? A może Twój mąż zacznie ją "pocieszać"?
Idź sama do psychologa, bo ja nie widzę dobrej opcji. Niby rozstanie, ale to się łatwo mówi, a trudniej robi. Zwłaszcza przy małym dziecku.
Mój tata „na starość” zrobił się bardzo upierdliwy. Nie w takim sensie, że np. nie ogarnia technologii i ciągle potrzebuje pomocy. Zamienił się w niecierpliwca i męczybułę. Dzwonił o coś zapytać. Drobiazg, nic pilnego. Byłam pod prysznicem, więc nie odebrałam. Dzwonił pięć razy, potem zaczął dobijać się do mojego męża, bo ja nie odbieram. W drugą stronę też tak działa. Mąż nie może odebrać? Po 4-5 próbach raz po raz zaczyna wydzwaniać do mnie. I tak za każdym razem. Tłumaczymy, że czasami nie możemy odebrać i niby rozumie, ale no... Inny przypadek. Poprosił mnie, żebym mu coś załatwiła. Powiedziałam z góry, że to chwilę zajmie. Tego samego dnia SMS „czy jak załatwione?”. I następnego dnia znów pyta, następnego znów... Tłumaczę mu, że jestem chora i nie mogę pojechać załatwić. I tak codzienne pytanie, czy już. Tak samo pisze mi wiadomości, że córeczka to już w ogóle go olała, w ogóle się nie odzywa, nie odwiedza... Ale halo? Ostatni raz gadaliśmy dzień wcześniej! Z mojej inicjatywy! A byłam u rodziców trzy dni wcześniej. I może się to wszystko wydawać pierdołami, ale powtarzalny charakter tych zachowań męczy. Staram się dbać o emocje mojej rodziny, ale to już przesada. Wiem, że może tata po prostu potrzebuje uwagi, ale ja naprawdę nie daję mu jej jakoś mało. Jestem dorosła, mam męża, dziecko. Nie mogę sobie pozwolić na codzienne widzenia z rodzicami. A prawdę mówiąc, nie mam nawet takiej potrzeby. Są mi bliscy, ale nie chcę spędzać każdej wolnej chwili z rodzicami. Ponadto tata z wiekiem robi się coraz bardziej zgryźliwą marudą i też mam swoją wytrzymałość na słuchanie cały czas, jacy ludzie w jego otoczeniu są głupi, męczący, irytujący itd. A mówi o tym zawsze, jak się widzimy, i prawie tylko o tym (powiedziałabym, że w jego rozmowach 80% to narzekanie na ludzi z otoczenia, 15% to prośby, pytania i dopiero 5% jego wypowiedzi to jakieś inne rzeczy). Męczące.
Dwa lata wytrzymałam w bardzo toksycznym związku, gdzie partner mnie bił, szarpał, wyzywał, groził, że mnie zabije. Mieszkaliśmy w patologii z alkoholikami. Były interwencje policji.
Wiecie, co zrobiłam? Zadzwoniłam do przyjaciółki, spakowałam siebie i półtoraroczne dziecko i pojechałam ponad 300 km właśnie do niej. Jestem w trakcie przeprowadzki. Sprawa jest na policji, a także w sądzie. Wszyscy dookoła mnie znienawidzili, bo „przecież nic nie mówiłaś”. Co z tego, że półtora roku temu kazali mi wzywać policję na partnera, bo mnie poszarpał i wykręcił rękę.
Nareszcie czuję, że żyję. Oby wszyscy mieli tyle odwagi co ja w podobnej sytuacji i tak bliskich przyjaciół, żeby mogli się wyrwać. Zdrówka!
Oby wszystkie kobiety miały odwagę odejść gdy tylko męski shon podniesie pierwszy raz rękę. A nie po dwóch latach i jeszcze z dzieckiem… Trzymam za ciebie kciuki.
Mam 31 lat, od jakiegoś czasu skupiłem się na sobie, odpuściłem randki, jedynie znajomości online, ale też kończyłem, jeśli coś miałoby z tego wyjść, jak dotąd same słabe znajomości online. Pisząc z kimś online, nie obchodził mnie wiek ani wygląd, liczyła się ciekawa rozmowa, w której trzeba się wysilić, gdzie wkrada się ironia, sarkazm.
Od jakiegoś czasu pisałem z pewną osobą, wiedziałem jedynie, że to płeć przeciwna. Jest bardzo mądra, oczytana, wie, co to sarkazm, co ważniejsze wie, kiedy użyć, dawno nie poznałem kogoś takiego. Postanowiłem poznać ją bardziej... i okazało się, że ma 17 lat.
Co z tego, że jest bardzo ładna, mądra, skoro jest tak młoda. Różnica między nami byłaby okej, gdyby ona miała 30, a ja 44... Nalegała, żeby się spotkać, napisałem, że nie ma to sensu, bo jest za młoda, zerwałem znajomość.
Wiadomo, że to wyjątek od reguły, nastolatki to nastolatki, ale czasami potrafi się okazać, że taka 17-latka jest dojrzalsza i mądrzejsza od większości kobiet w moim wieku.
Typowe. Narzekanie na betonową dżunglę to łatwa rzecz, ale chwycić dłuto i młotek a następnie skuć choć trochę tego betonu, to już nikomu się nie chce.
Mam męża i trójkę dzieci. Mieszkamy w jego rodzinnych stronach w bardzo konserwatywnym rejonie kraju. Sama pochodzę z dużego miasta, skończyłam studia, ale jego rodzina przyjęła mnie jak swoją. I nic dziwnego, bo stanowię – jak twierdzą teściowie – ideał żony w świecie, gdzie dziewuchy są zepsute. Zajmuję się domem na cały etat (mąż dobrze zarabia, tak że możemy na to pozwolić), chodzimy regularnie do kościoła, generalnie wszystko jak na prowincji być powinno.
Są tylko dwa „ale”. Jedna rzecz, to że jestem niewierząca. Mąż o tym wie, ale mu to nie przeszkadza, bo sam bardziej wierzy z powodu wychowania niż faktycznie głębokiej wiary. Ostatnio nawet skłania się ku agnostycyzmowi, choć oczywiście praktykujemy religię sumiennie ;). Taka postawa na prowincji to oczywiście nic nietypowego i gdyby nie druga rzecz, nawet nie wrzucałabym anonimowego.
O drugiej rzeczy nawet mąż nie wie. Otóż na studiach wcale nie dorabiałam jako hostessa, jak twierdziłam, tylko w klubie go-go. Tańczyłam na rurze w samych stringach, na prywatnych pokazach nawet bez nich. A najgorsze, że... ja to lubiłam. Nie zachęcam do tej pracy (choć pieniądze naprawdę niezłe), było wiele przykrych sytuacji, ale uwielbiałam te obłapujące mnie spojrzenia. I chyba to było najgorsze ;)
Najgorsze było to, że odczuwałaś przyjemność wyginając śmiało ciało?
Gdyby był to sposób na umartwianie się, to byłoby lepiej?
Skąd takie zrycie psychiki, że przyjemność - źle a brak przyjemności - dobrze?
Dobrych kilka lat temu, kiedy chodziłam jeszcze do liceum, moja szkoła (jak i zapewne większość) organizowała co roku konkurs kolęd i piosenek świątecznych. Moja klasa oczywiście postanowiła wziąć w nim udział, ja również byłam zaangażowana. Ćwiczyliśmy naszą piosenkę jakieś dwa tygodnie, po czym... nie byliśmy nawet na podium, żadnego wyróżnienia, nic. Strasznie nas do zdemotywowało, więc postanowiliśmy za rok nie brać udziału i w naszym postanowieniu wytrwaliśmy... aż do dnia przed konkursem.
Pamiętam, że nauczyciele strasznie suszyli nam głowę, że jak to, my, klasa maturalna (!) nie bierzemy udziału, więc finalnie na dzień przed konkursem skrzyknęłyśmy się z kilkoma dziewczynami, że dobra, niech im już będzie. Wybrałyśmy piosenkę, zaśpiewałyśmy ją próbnie ze dwa razy i niech się dzieje wola nieba. Pewnie już odgadliście, że... zgadza się, wygrałyśmy ten konkurs.
W maju zeszłego roku szedłem późnym wieczorem po nieoświetlonej ulicy, w pewnym momencie usłyszałem krzyk. Z bramy kamienicy wybiegła kobieta, za nią dresiarz, który ewidentnie chciał ją pobić. Jako że miał posturę wybitnie „niepudzianowską”, a do tego był pijany, z łatwością go obezwładniłem i zadzwoniłem na policję. M. czyli niedoszła ofiara napadu była w takim szoku, że nie można się z nią było w ogóle dogadać. Za to napastnik ciągle bełkotał, że to jest jego dziewczyna i że go zdradzała. Jak go zabierali do radiowozu, wykrzyknął w moją stroną: „Jeszcze będziesz tego żałował!”. Potem złożyłem zeznania, ale nie wiem, co było dalej, pewnie umorzyli, jak to u nas.
Minęło kilka miesięcy, w październiku przypadkiem spotkałem M. w sklepie. Ku mojemu zdziwieniu od razu mnie poznała i zaproponowała kawę. I tak poszliśmy raz, drugi i od słowa do słowa zostaliśmy parą. Jesteśmy w podobnym wieku i jak się okazało, oboje po przejściach: ja kilka lat wcześniej zostałem wdowcem, ona nigdy nie była w związku dłużej niż pół roku. Twierdziła, że trafiała w życiu tylko na toksycznych narcyzów, o sytuacji z maja w ogóle nie chciała rozmawiać, no ale tłumaczyłem sobie, że to było dla niej traumatyczne przeżycie. W każdym razie po raz pierwszy od śmierci żony byłem naprawdę szczęśliwy, już na ferie pojechaliśmy razem w góry, a w kwietniu M. wprowadziła się do mnie, również moja córka ją zaakceptowała. Kiedy w zeszłym miesiącu M. powiedziała mi, że jest w ciąży, od razu zacząłem planować oświadczyny.
Dziś wróciłem wcześniej z pracy i zastałem ją w łóżku z jakimś facetem. Jest wieczór, córka poszła do koleżanki, a ja siedzę z flaszką i myślę nad swoją naiwnością. Pogoniłem szona z domu, rzeczy odbierze, jak mnie nie będzie. Oczywiście zrobię test na ojcostwo, ale boję się, że to jednak moje dziecko. Najgorsze, że jej kochanek też był w autentycznym szoku, takiej reakcji nie mógł udawać. Według niego poznali się przez apkę randkową, a ona cały czas mówiła mu, że jest singielką. Ja ostatnio brałem sporo nadgodzin, córka też traktuje dom jak hotel, więc nawet nie chcę myśleć, ile było takich „okazji”.
Obcy facet przychodzi do cudzego domu i nie zauważa, że w tym domu mieszka mężczyzna, nic go nie tknęło?? Maszynka do golenia w łazience, pozostawione na wierzchu rzeczy, buty itd...
Nie wierzę w to.
Ciotka jak wysyła kuzyna na zakupy, to wysyła mu na telefon zdjęcia tego co ma kupić.
Kuzyn ma 45 lat.
Gramów. Ziemniaków też pięć kilogram kupujesz?