Obudziłam się w środku nocy, w łóżku obok mnie nie było mojego męża. Trochę zaspana wstałam, w pokoju obok mój mąż siedział przy komputerze i w coś grał. Słuchawki na uszach, światło przytłumione.
Zawołałam go, ale nie usłyszał, więc podeszłam i dotknęłam go w ramię, a on zaczął krzyczeć z przerażenia i nie mógł się dłuższą chwilę uspokoić.
Okazało się, że grał w horror, a mojej obecności nie zauważył.
Mam 18 lat, uczę się w technikum na zawód technik geodeta. Bardzo lubię to, co robię, lubię też to, czego się uczę, sprawia mi to dużą przyjemność, daje mi satysfakcję. Ponadto będę walczył o tytuł laureata w olimpiadzie wiedzy geodezyjnej – chcę dzięki temu dostać indeks na uczelnię. Mam też pracę wakacyjną w tym zawodzie, zajmuję się nią także w niektóre weekendy, więc coś niecoś potrafię, znam poniekąd tę branżę.
Mój problem polega na tym, że jest to zawód wymagający sporo nauki, wymaga też poświęcenia, do tego dokładam sobie olimpiadę, jednak branża ta ma duże problemy z zarobkami. Znam ludzi pracujących w tym od lat, mimo wykształcenia wyższego nie mają dobrych perspektyw finansowych, mimo dużych starań też nie. Statystyki są dobre, ale zawyżone stąd mam poczucie dużej niesprawiedliwości życia. Pomimo dużych starań zarobki będą marne, nawet po otwarciu własnej działalności, będą na poziomie w wielu przypadkach mniej niż u ludzi z zawodówki. Nie mam nic przeciwko osobom, które skończyły zawodówkę, nie mam nic przeciwko zawodom niewymagającym wykształcenia, ale ci ludzie często mają wywalone na to, co robią. A ja lubię to, co robię, chciałbym się w tym rozwijać, lecz nie widzę w tym szansy na zarobienie pieniędzy, a chcę zarobić na spełnienie moich marzeń.
Dochodzi jeszcze do tego, że jako facet nie będę w stanie zapewnić rodzinie takiego poziomu życia, jaki zapewnili mi moi rodzice. Albo gdybym się ożenił z dziewczyną zarabiającą sporo więcej, czułbym się z tym źle. Ona też ma marzenia, które chce spełnić, na przykład wakacje, na które nie jest mnie stać.
Podsumowując, nie wiem, co mam robić. Czy lepiej robić to, co się lubi, ale zarabiać mało? Czy robić to, co niekoniecznie daje satysfakcję, ale przynosi pieniądze?
Nieprawda. W firmach zajmujących się budową dróg bardzo dobrze płacą geodetom za wytyczanie, nawet tym początkującym. Podobnie na kolei.
Twoi znajomi, o których wspominasz pracują w biurach czy w terenie?
Miałem w gimnazjum nauczycielkę od matematyki. Wyzywała mnie, wyśmiewała i poniżała na każdym kroku, że nic nie umiem. Chciałem jej powiedzieć, że mam do niej ogromny żal, że traktowała mnie inaczej niż innych. Nie bylem orłem z matmy, bo miałem prawie same 1 i 2. Kilka miesięcy po zakończeniu gimnazjum podszedłem do niej i chciałem „porozmawiać”, a raczej chciałem jej wygarnąć wszystkie trzy lata, że się tyle strachu i upokorzeń przez nią najadłem. Przez usta nie przeszedł mi ani jeden wyraz, stałem i patrzyłem się na nią, a ona na mnie. Pani powiedziała do mnie: „Dzień dobry”. Wybiegłem i rozryczałem się jak dziecko.
Później często miałem myśli: może ona nie była taka zła, jak mi się wydaje? Ale potem przypominałem sobie akcje, które mi odwalała.
Powiem Pani tak: Pani to nie umiałaby nawet 1/10 tego, co ja teraz umiem.
Wystawiłam tablet na aukcji na pewnym portalu. Tablet był nietrafionym prezentem, ale był odpakowany i używany przez kilka dni przez męża, więc pomyślałam, że sprzedam za kwotę nieco niższą niż za nowy produkt. No i standardowo pojawiło się mnóstwo wiadomości, czy oddam za darmo dla chorego dziecka, czy sprzedam za połowę ceny albo czy wymienię na jakiś stary telefon. Nawet nie odpowiadałam na takie wiadomości. Dość szybko odezwał się jednak pan mówiący, że kupi urządzenie, a że mieszka blisko mnie, może wpaść do mnie po odbiór albo możemy spotkać się gdzieś w okolicy. Stwierdziłam, że do domu obcego raczej nie chcę zapraszać, więc byliśmy umówieni po południu pod pewnym charakterystycznym sklepem w mojej okolicy. No i doszło do spotkania. Po krótkim wstępie, czyli podaniu informacji o urządzeniu, pan powiedział, że musi podejść do bankomatu, bo jednak nie ma naszykowanej gotówki i ja mam pójść z nim. Stwierdziłam, że w porządku. Znałam okolicę i wiedziałam, gdzie jest najbliższy bankomat, ale pan zasugerował pójście znacznie dłuższą drogą. Wydało mi się to dziwne, ale nie aż tak, żeby wyczuć, co się święci, przecież to tylko 200 m, jest jeszcze jasno, wokół chodzą ludzie. No niestety, w jakiejś bocznej uliczce ten człowiek rzucił się na mnie, przyparł do muru i zaczął dotykać, tak mocno i agresywnie, że aż rozerwał moją koszulę. Zaczęłam tak głośno krzyczeć, że ktoś z przechodniów z pobliskiej drogi zareagował, a pan zaczął uciekać.
Mam traumę po tym wydarzeniu, przez dłuższy czas byłam pod opieką psychologa. Ale również ze względu na to, jak później mnie potraktowano. Czułam się potwornie, gdy obrońca mojego oprawcy, na sali sądowej z wielką pewnością siebie tłumaczył, że celowo kusiłam jego klienta i prowokowałam. Wiem, że taka praca obrońcy i robi to, co musi, ale nigdy nie zapomnę, gdy po rozprawie podeszła do mnie matka oskarżonego i powiedziała: „Ja rozumiem, że mogłaś poczuć się niekomfortowo w tej sytuacji, ale żeby pozywać mojego syna i marnować mu życie, bo chciał cię tylko dotknąć? Trochę pokory, idiotko”.
No tak, zapomniałam, że każdy ma prawo do mojego ciała, a zgłaszanie molestowania na policję to objaw dumy i braku pokory... A na koniec przypomnę tylko, abyście na siebie uważali i nie lekceważyli wszelkich znaków ostrzegawczych przy kontakcie z obcymi, nie popełniajcie mojego błędu.
Bardzo dobrze, że to zgłosiłaś. Jestem całym sercem z Tobą. Mam nadzieję, że dojdziesz do siebie i będziesz żyła normalnie, a tego "pana" spotka kara. A jego matkę nauczka.
Bo nie oddałeś podpisanej obiegówki. Przecież nikt nie wie że chodzi o dwanaście groszy. Rownie dobrze mogli pomyśleć że nie zwróciłeś kilkunastu książek.
Parę dni temu moi rodzice weszli do mojego pokoju akurat gdy zabawiałem się z dziewczyną. Na szczęście niewiele zobaczyli, ale mała niezręczność z tego wynikła. Głupio wyszło – miało ich nie być w domu jeszcze przez parę dni, ale postanowili skrócić pobyt, bo mama się przeziębiła.
Wczoraj podczas obiadu mama powiedziała, że bardzo chciałaby, abym zaprosił moją dziewczynę na oficjalną ucztę. Tata poklepał mnie po plecach i rzekł, że jest ze mnie cholernie dumny i że najwyższy czas, abym pochwalił się narzeczoną.
Teraz będę musiał kolejny raz zapłacić tej lasce, aby przyszła do nas i podczas obiadu udawała moją dziewczynę. No bo przecież nie powiem rodzicom, że regularnie przepuszczam mój hajs na panienki do towarzystwa...
A teraz druga część opowiadania. Na oficjalną ucztę wprosiło się jeszcze kilka osób , między innymi wujek z ciotką. Doszło do niezręcznej sytuacji bo , jak się później okazało , wujek tę dziewczynę zna i bywa u niej regularnie. Teraz robię pod siebie ze strachu bo nie wiem kto ile się domyślił i ile kto komu powiedział.
Jestem aż tak samotny od niedawna, że jedyne co wywołuje dźwięk na moim telefonie, to codzienne powiadomienia z pewnej aplikacji.
Raz o tym zapomniałem i tak zacząłem gnać po telefon, że aż połamałem rękę...
Jest coś, po czym do tej pory nie mogę się pozbierać.
Miałam takiego pecha, że tuż przed rozpoczęciem roku w pierwszej liceum trafiłam do szpitala. Do szkoły przyszłam dopiero w październiku. Wszelkie integracje się już odbyły, a przyjaźnie zdążyły się zawiązać, nikt nie chciał mnie wpuścić do swojego grona. Stosunek klasy do mnie był chłodny, zupełnie jakbym była intruzem. Miałam tylko jedną koleżankę, ona była wyrzutkiem, ja tak samo, więc czas w szkole spędzałyśmy razem. Było miło, ale robiłyśmy to bardziej z przymusu niż przyjaźni, tak naprawdę w ogóle się nie znałyśmy, zupełnie nic o niej nie wiedziałam.
Pewnego dnie zauważyłam na jej nadgarstku zadrapania, gdy spytałam, co się stało, nie wiedziała, co odpowiedzieć, a ja głupia spytałam, czy to kot, bo sama nieraz miałam przez swojego takie rany. Potwierdziła. Jakieś dwa tygodnie później zauważyłam już poważne nacięcie, po którym zdecydowanie zostałaby blizna. Zaśmiała się i powiedziała, że to kot. Nie wiedziałam, jak mam zareagować, starałam się jej dać do zrozumienia, że potrzebuje pomocy, i że nie powinna tego robić, że jakby co możemy porozmawiać. Bałam się też za bardzo się w to wtrącać, żeby jej nie zirytować i nie stracić jedynej osoby, która chciała się do mnie odzywać. Stwierdziłam, że dam jej szansę samej to wszystko naprostować, obiecałam sobie jednak, że jak trzeci raz zobaczę ślady po cięciu się, pójdę do pedagoga szkolnego.
Trzeciego razu nie było, moja koleżanka dosłownie kilka dni po tym, jak zauważyłam, że ma problem, przestała przychodzić do szkoły. Po jakimś czasie pojawiła się informacja, że odebrała sobie życie. Dla wszystkich to było zaskoczeniem, ale nie dla mnie. Do tej pory nie mogę sobie wybaczyć, że bałam się zareagować.
Inni znali ją dłużej niż Pani, prawda? I nikt inny nawet na nią nie spojrzał. Pani chociaż próbowała. Możliwe, że w momencie, gdy Pani przyszła ta koleżanka już dawno podjęła decyzję i dlatego udawała, że nic się nie dzieje. Bo już nie szukała pomocy, tylko nie chciała, żeby ktoś "przeszkodził". I tak zrobiła Pani więcej niż reszta klasy. Dziękuję, że Pani żyje.
Przykro mi że Cię to spotkało. Powiem wprost: nie masz sobie czego zarzucić. Byłaś młoda, a zapewniam Cię ze w takich sytuacjach nawet dorośli nie wiedzą jak się zachować. Twój plan był naprawdę dobry, mimo że wydaje mi się że oceniasz go samolubnie. Jeśli jej chęć odebrania sobie życia, była tak silna, to prawie napewno nie było nic co mogłabyś zrobić by ją od tego odwieźć, ani tak naprawdę nikt inny... Piszę "prawie" bo jedyne co mi przychodzi do głowy, to zdobycie jej zaufania i próba koleżeńskiej, prawdziwej, pomocy. By ona zrozumiała, że ktoś chce dla niej dobrze, a nie atakuje ją że sobie nie radzi. Ale na to nie miałas czasu...
Ostatnio byłam na pewnym szkoleniu pracowniczym, które trwało ponad tydzień w innym mieście. Mieliśmy tam zapewniony nocleg. Jako że mam problemy ze snem, szczególnie w nowych miejscach i w takich przypadkach, zawsze zażywam tabletki nasenne. Istotne jest także to, że czasem podczas snu mam otwarte usta.
Ktoś to wykorzystał.
Obudziłam się i czułam w ustach smak nasienia. Nie mam pojęcia, czy ktoś mi „tylko” skończył w ustach, czy też posunął się dalej.
Na samą myśl o tym wciąż wymiotuję.
I nie, nie zgłosiłam tego. Teraz żałuję, ale wątpię, by cokolwiek i tak z tym zrobili.
Takie mocne tabletki nasenne, że się nie budzisz, gdy ktoś Cię dotyka? Co to za tabletki? Zwykłe bez recepty nie mają tak silnych efektów. Śpisz jak kamień i się nie boisz, że coś się stanie, a Ty się nie obudzisz?
W obcym mieście, z obcymi ludźmi, a drzwi do pokoju nie zamkniesz? Nie boisz się chociażby, że Cię okradną?
Od jakiegoś czasu mam problemy gastryczne polegające na tym, że dopóki nie wycisnę z siebie „dwójeczki”, potwornie boli mnie cały dół brzucha, ból jest wręcz rozdzierający, po wypróżnieniu się przechodzi od razu.
Pies piszczał, że chce wyjść, ale mnie też już delikatnie „kręciło” w brzuchu. Rozsądnie poszłam najpierw ja do toalety, no niestety, po chwili zorientowałam się, że bez dłuższego posiedzenia się nie obejdzie. Dobra, to idę z psem, jak wrócę, to dokończę posiedzenie. Po kilku minutach poczułam silniejsze parcie na dwójeczkę i — oczywiście — rozrywający ból brzucha... Mimo że od domu (i toalety) dzieliła mnie minuta, może dwie, to ból był tak wielki, że po prostu „puściłam” zwieracze i narobiłam w spodnie...
Dobrze, że miałam na sobie długi do kolan płaszcz, więc nie było widać brudnych spodni, no i na szczęście nie spotkałam nikogo w windzie, bo pewnie nieźle ode mnie śmierdziało. W razie czego miałam przygotowana wymówkę, że pies się na spacerze w jakimś gównie wytarzał, na szczęście nie musiałam jej użyć.