#u9d4w

Pracowałam kiedyś na kasie w hipermarkecie spożywczym. Market ulokowany był na osiedlu, a więc klienci mniej więcej zawsze ci sami, rzadko pojawiał się ktoś nowy, po niedługim czasie wszystkich już kojarzyłam. Eleganckie panie, zaniedbane mamuśki, mężczyźni w roboczych ubraniach, okoliczne żule, szkolna młodzież, całkiem małe dzieci... I pewna starsza pani. Pani już myślę, że koło 80, wyglądająca na bardzo biedną. Mocno zmęczone życiem ubrania, poniszczony portfel itd., i zawsze bardzo skromne zakupy. Najtańszy pasztet, najtańszy serek topiony, dwie najtańsze kajzerki, jeden nadpsuty pomidor z przeceny, jedna rolka najtańszego, szarego papieru toaletowego. Bardzo rzadko słodycze, a nawet jeśli już się zdarzały, to też najtańszy wyrób czekoladopodobny. Żadnych napoi i nigdy żadnych papierosów czy alkoholu. Kilka razy na te skromne zakupy pani zabrakło pieniędzy i musiała z czegoś rezygnować, a przecież były to artykuły absolutnie pierwszej potrzeby. 
Zarabiałam tam marne grosze i samej ledwie wystarczało mi na życie, absolutnie nie byłam w stanie wspomóc tej pani finansowo. Co więc zrobiłam? Zaczęłam okradać sklep na rzecz tej kobiety. Regularnie obsługując ją, nabijałam na kasę tylko połowę jej zakupów i tylko za te nabite produkty pobierałam należność. Sklep nie prowadził regularnych inwentaryzacji towaru niskiego ryzyka, codziennie liczony był tylko ten asortyment, który często jest kradziony, więc nikt nigdy się nie zorientował, a robiłam tak przez prawie trzy lata pracy tam.
arizona41 Odpowiedz

Większości kradzieży w sklepach dokonują ich pracownicy, w większości z raczej mniej szlachetnych pobudek.
Kradzież zawsze pozostaje kradzieżą, a Robin Hood to bajka.
Inna sprawa, to jak skonstruowane jest te państwo, że dopuszcza do takich sytuacji, gdy emeryci nie mają pieniędzy na utrzymanie.

Evrard Odpowiedz

Nie wolno sprzedawać nadpsutych pomidorów bo nawet po odkrojeniu zepsutej części i tak może zaszkodzić.

Odpowiedzi (2)
Zobacz więcej komentarzy (2)

#qEIIL

Nie jest to łatwa ani przyjemna sprawa, ale... chyba czas coś z tym zrobić.
W 2019 roku wzięliśmy z żoną ślub. Przed ślubem znaliśmy się i spotykaliśmy przez trzy lata. Jakiś czas temu dostałem z anonimowego źródła informację, która niestety się potwierdziła – okazało się, że zanim ją poznałem, ona od 2011 do 2013 (w Polsce w 2012 było Euro) pracowała jako prostytutka lub – jak kto woli – dziwka. Generalnie małżonka nie „pochwaliła” się tą radosną nowiną. Informacja jest sprawdzona i opatrzona „niestety” dowodami w postaci zdjęć, zarówno z ogłoszeń na stronach typu nieistniejącej już roksy, jak również w trakcie „obowiązków służbowych”. Przebieg żony grubo przekracza liczbę 1000 „parówek”. Wiem, bo po pewnym czasie od otrzymania tej informacji odbyłem z żoną rozmowę – przyznała się i wszystko mi wyjaśniła oraz powiedziała co i jak się odbywało. Widziałem kilkadziesiąt zdjęć z dawnej „pracy” żony i odbyliśmy ponad 5-godzinną rozmowę o tym jej „epizodzie”. W skrócie – nie mówiła o nim z obawy o to, że ją zostawię oraz ponoć ze wstydu.
Nie mamy jeszcze wspólnych dzieci. Poza tym nigdy nie miałem żadnych wątpliwości co do niej oraz nigdy nie dała powodów do tego, abym w nią wątpił czy podejrzewał, że coś może się dziać lub może być nie halo. Nie wiem aktualnie, na czym stoję, bo myśli jest 150 i każda jest inna. Co do autora anonimu to mam przypuszczenia, ale nie jestem w 100% pewny, kim jest ta osoba, ale przekazane informacje potwierdziły się w całości. Obecnie nie wiem, czy iść w stronę rozwodu czy dać sobie, jej i nam szansę i próbować to jakoś poskładać. Sytuacji nie polepsza to, że będąc pod wpływem emocji, zażyczyłem sobie tego, aby o całej pracy opowiedziała dokładnie i ze szczegółami – taki pewnie odruch.
Co myślicie o tej sytuacji?
Anonimowe6669 Odpowiedz

Daj Wam szanse. Jeśli jest Wam naprawdę dobrze ze sobą, szkoda byłoby z tego rezygnować z powodu przeszłości. To nie jest tak, ze Cię zdradziła, to było przed Tobą. Daj sobie jakiś czas i zobacz jak się będziesz z tym czuł - jeśli nie będziesz umiał się z tym pogodzić, to odejdziesz. Ale ja bym spróbowała mimo wszystko, przed podjęciem decyzji

Odpowiedzi (1)
upadlygzyms Odpowiedz

Ten Anonim to kawał zawistnego gnoja. Nie mógł znieść waszego szczęścia i postanowił je zniszczyć. Chcesz dać mu tę satysfakcję?

Zobacz więcej komentarzy (8)

#3TDwl

Od podstawówki mam problemy z samoakceptacją. Wiem, że nie jestem jedyna, miliony ludzi boryka się właśnie z tym problemem. Jednak nie pojawiło się to ot tak. Byłam wyzywana, śmiano się ze mnie i obgadywano na moich oczach. Każdy kolejny dzień w szkole był dla mnie piekłem. Wyzywano mnie od grubasek po żyda. W sumie nie wiem skąd wzięło się to określenie, ale potem więcej osób się o nim dowiedziało i spodobało im się, więc nie szczędzili sobie tego typu wyzwisk w moją stronę. Oni byli okrutni, a ja zamykałam się w sobie coraz bardziej. 
Idąc do liceum, wiedziałam, że zaczynam w pewnym sensie nowe życie, ponieważ przeprowadziłam się, a osoby, z którymi miałam chodzić do klasy, mnie nie znały. Mogłam więc pokazać się z jak najlepszej strony. I pokazałam. Byłam lubiana, w pewnym sensie też rozpoznawalna, ponieważ zaczęłam brać udział w różnych konkursach, i osoby, których nie znałam, mówiły mi po imieniu. Pomimo to, że wszyscy aż do dziś mówią, że jestem bardzo otwarta i odważna, to ja po prostu udaję. W głębi boję się ludzi, tego, co o mnie powiedzą, przy każdym najmniejszym kontakcie z inną osobą czerwienię się i wydaje mi się, że jestem żałosna. Idąc parkiem i widząc grupkę osób w moim wieku na ławce, nie przejdę koło nich. Pójdę inną drogą, choćby była dwa razy dłuższa.
Jestem już prawie dorosła, a pomimo to potrafię z tego powodu płakać. Nie akceptuję się, chociaż moi znajomi i rodzina powtarzają, że jestem ładna, mam super ciało i jestem mądra. Nie wierzę im i raczej nigdy nie uwierzę, ponieważ nieważne jaka „super” bym nie była, to staję przed lustrem, a wokół siebie słyszę te wszystkie przezwiska i obelgi.

#Evht9

Sytuacja miała miejsce kilka dobrych lat temu, podczas trzecich urodzin mojego syna. W tamtym czasie synek miał zwyczaj wchodzenia z domownikami do toalety i „podglądania” ich w trakcie wykonywania wiadomych czynności.
A więc siedzimy sobie przy stole, świeczki zdmuchnięte, tort pokrojony, prezenty rozpakowane, ogólnie miła i wesoła atmosfera. Babcie i ciotki pieją z zachwytu nad Młodym (z mniej lub bardziej racjonalnych powodów, nieważne), łechtając tym jego dziecięce ego. Nagle babcia postanawia pochwalić swego jedynego wnuka i oznajmia wszystkim, że już od pewnego czasu umie on korzystać samodzielnie z toalety. Wszyscy zaczynają go za to chwalić, a Młody w bek. Przy stole chwila konsternacji, w końcu babcia pyta, dlaczego płacze.
– Bo ja chciałbym sikać tak jak tatuś!
– No przecież sikasz tak jak tatuś, sam, na stojąco, do kibelka...
– Ale chciałbym mieć takiego DUZIARNEGO siusiaka jak tatuś!!
Wszyscy wybuchnęli niepohamowanym śmiechem, a ja chyba po raz pierwszy widziałam mojego męża z aż takim bordowym odcieniem na twarzy.

Chociaż od tamtej pory minęło sporo czasu, to sytuacja ta jest przypominana przy okazji większych spotkań rodzinnych i wzbudza ciągle te same emocje, z drobnym wyjątkiem – teraz mąż „pali buraka” razem z synem.
ohlala Odpowiedz

Czemu zawstydzanie dzieci jest hobby (złych) rodziców?

Odpowiedzi (3)
Zobacz więcej komentarzy (2)

#mnB0W

Moja dziewczyna jest kochana i ma sporo zalet, które naprawdę cenię u kobiet. Ale z bólem serca muszę to przyznać – nigdy, ale to przenigdy nie potrafi się przyznać do błędu. Tak jakby w myśl zasady: jak cię złapią za rękę, to mów, że to nie twoja ręka. Dodam, że raczej średnio jej szło z nauką i obracała się w dosyć specyficznym (powiedzmy „imprezowym”) towarzystwie. Ja znowu jestem typ spokojny, bezkonfliktowy, który od zawsze wiedział, że pójdzie na nie byle jakie studia i również w takich kręgach się obracałem od zawsze, ale zawsze uważałem, że z każdym człowiekiem idzie się dogadać... aż poznałem ją. Przy niej po prostu wymiękam. Mamy zupełnie inne poglądy, a walka z nią na argumenty to jak walka z wiatrakami.

Ostatnio rozwaliła mnie na łopatki. Opowiada mi historię o jej jakimś tam kuzynie, używając w pewnym momencie słowa „bezpardonowy”, ale z kontekstu wynikało, że w ogóle nie wie, co to słowo znaczy – po prostu kupy się to nie trzymało z resztą historii. Znając jej temperament i alergię na to, że ktoś ma czelność ją pouczać, starałem się najdelikatniej jak mogłem wytłumaczyć jej, że to słowo znaczy co innego i delikatnie wyprowadzić ją z błędu (dla jej dobra, by czasem w towarzystwie się nie skompromitowała). Poprosiłem tylko, by wytłumaczyła mi, co jej zdaniem znaczy to słowo. I się zaczęło... „Ja doskonale wiem, co to słowo oznacza, nie musisz mnie pouczać, jak ty w ogóle możesz być taki bezczelny i mi wmawiać, że używam słowa, którego znaczenia nie rozumiem? W nauczyciela się bawisz? Może z powołaniem się minąłeś? Przestań mnie pouczać, bo może dla ciebie to słowo znaczy co innego, ale dla mnie znaczy co innego, a tak naprawdę jakieś słowo może mieć dwa znaczenia i oba są dobre. A ty się ciągle musisz wymądrzać, kogoś pouczać i wyprowadzać z błędu”. Znalazłem nawet specjalnie dla niej to słowo w słowniku. Ale nie pokazałem jej... bo odwracała głowę, uciekała w drugi kąt pokoju, broniła się (dosłownie!) rękami i nogami jak diabeł przed święconą wodą, twierdząc, że gdybym był dla niej milszy, to ona by to przeczytała, ale za to, że byłem taki bezczelny, to nie pozwoli sobie pokazać znaczenia tego słowa.

Tak oto próba wytłumaczenia takiej pierdoły jak znaczenie jednego gównianego słowa zepsuła całą resztę naszego spotkania. 
Moje pytanie: czy to jest normalne u kobiet czy to ewenement pod tym względem?
Jumalatar Odpowiedz

To nie jest normalne u kobiet. Zawróciła Ci w głowie kompletna idiotka a przecież wchodząc z nią w związek to wiedziałeś. To czego się spodziewasz ? Sądzisz, że poprzez samo przebywanie z Tobą intelektu jej przybędzie - telepatycznie jej przekażesz ? Ona sama, jak widać, nie ma ochoty na edukację i rozwój.

bazienka Odpowiedz

jesli takie akcje sa co chwila, roznicie sie w pogladach, to po co ten zwiazek?

Zobacz więcej komentarzy (4)

#EWbYY

Każdy z was pewnie choć raz przeczytał książkę. Ja je czytam nałogowo. Pewnie powiecie, że to coś normalnego, ale nikt nie wie, dlaczego czytam.  A czytam tylko dlatego, że mogę uciec od rzeczywistości, mogę przeżyć przygodę. W tym świecie książkowym jestem odważna. Tam jestem taka, jaka bym chciała być. W rzeczywistości jestem chorobliwie nieśmiałym komputerowcem i kujonem. Niby przyjaciele ze mną rozmawiają, ale tak naprawdę mnie zbywają. Jestem potrzebna tylko do zadań domowych. Więc zaczęłam czytać. Odkryłam swój świat i tam uciekam, chcę własne historie przenieść na papier.
ohlala Odpowiedz

Mnóstwo osób czyta właśnie z tego powodu, więc wcale mnie to nie dziwi.

bobOne Odpowiedz

Tutaj fragment wiki jak nawet miała problem na początku najbogatsza pisarka na świecie

Rowling wysłała rękopis trzech pierwszych rozdziałów do agenta literackiego, który natychmiast go odrzucił. Kolejny agent, Christopher Little, przez rok poszukiwał dla Rowling wydawnictwa. Dopiero w sierpniu 1996[15], po odrzuceniu oferty przez dwanaście innych wydawnictw[17], Bloomsbury Publishing zaoferowało Rowling 2500 funtów brytyjskich zaliczki za publikację powieści[18]. Nigel Newton, prezes Bloomsbury, został przekonany do wydania Harry’ego Pottera i Kamienia Filozoficznego przez ośmioletnią córkę Alice, którą zachwycił przeczytany fragment[19]. Wydawnictwo zasugerowało autorce, żeby przyjęła pseudonim, gdyż książka napisana przez kobietę może odnieść mniejszy sukces. Rowling postanowiła przyjąć inicjały J.K. od swojego imienia Joanne i imienia prababci, Kathleen (w rzeczywistości Rowling nie posiada drugiego imienia)

Zobacz więcej komentarzy (3)

#QMnHv

Moje wyznanie, które męczy i chodzi za mną jak cień, to samotność. Dosłownie nie znam żadnej osoby, z którą mogłabym naprawdę dobrze i świetnie spędzić czas, wszystkie rzeczy robić wspólnie. Nie jestem introwertykiem, więc i lepiej się czuję, gdy jest chociaż niewielka grupka osób, z którą można się dogadać i urozmaicić ten czas.

#sfCoh

Jestem osobą, która cierpi na pewną nietypową przypadłość. Mianowicie od kilku lat (obecnie niespełna 24) mam nieprawdopodobnie realne sny związane z swoim aktualnym życiem, a po przebudzeniu doskonale je pamiętam. Nie mam ich jedynie kiedy poprzedniego dnia wypiję dużą ilość alkoholu lub odurzę się w inny sposób.

Niestety wiąże się to z pewnymi przykrymi konsekwencjami – kiedy mam naprawdę jakiś poważniejszy problem w swym życiu, jest mi niezwykle trudno poradzić sobie z nim, gdyż nie jestem w stanie wyrzucić go z głowy. Zazwyczaj kończy się to totalną apatią i brakiem chęci na cokolwiek. Określenie „pić, by zapomnieć” nabiera więc w mojej sytuacji innego znaczenia. Gdy parę lat temu zerwała ze mną pierwsza dziewczyna, leczyłem się głównie używkami, by o niej codziennie nie śnić. Przeszło dopiero po roku, ale ilość głupot, jakie wyczyniałem w tamtym okresie przeraża mnie, gdy o tym pomyślę.

Kilka tygodni temu ponownie doświadczyłem ciężkiego rozstania. Dziś pierwszy raz od dawna wstałem z ciut większą ochotą do życia, co niezwykle ucieszyło moich najbliższych. Myślą, że mi przeszło, że już o niej zapomniałem. A ja po prostu zalałem się wczoraj na pierwszej od dawna imprezie.
Dodaj anonimowe wyznanie