#SAeWA

Gdy miałem 4 lata, mój ojciec kupił Xboxa. Ten pierwszy, wytrzymały i toporny model z 2001 roku. Spędziliśmy przy nim setki godzin, grając razem w różne gry, aż do śmierci taty dwa lata później. Nie potrafiłem dotknąć tej konsoli przez następnych 10 lat, ale gdy to w końcu zrobiłem, zauważyłem coś.

Zwykliśmy grywać w RalliSport Challenge – dość niesamowitą jak na czas, w którym powstała. Gdy odpaliłem ją po latach, spotkałem… ducha. Dosłownie. W czasie wyścigu najszybszy przejazd jest bowiem zapisywany, i w ten oto sposób duch taty wciąż jeździ po tym torze.

Więc grałem i grałem, dopóki nie byłem w stanie pokonać ducha, aż pewnego dnia wyprzedziłem go i zatrzymałem się tuż przed metą, aby mieć pewność, że go nie skasuję.

#FYmyR

W każdy dzień wywozu odpadów wyciągam i odstawiam kosze mojej starszej sąsiadce, która nie daje już sobie z tym rady. Robię to w taki sposób, żeby o tym nie wiedziała, ponieważ nie przepada zbytnio za moją osobą. W ten oto sposób ona jest zadowolona, że „mili panowie” zabrali jej kosze, a ja cieszę się, że komuś pomagam.

#RriBk

Co pamiętam z dzieciństwa?

Krótka piłka — rozkaz, wykonać.
„Nie mów mamie”.
Pamiętam klapsy, policzki, podduszanie, szarpanie. Pamiętam kapeć, pas i dłoń.
Pamiętam podbite oko, zdartą skórę na brzuchu i odciski dłoni na tyłku.
Pamiętam zamykanie w ciemnej łazience i groźbę oddania do domu dziecka.
Pamiętam, że wolałby chłopca i żebym się nie gapiła, bo pożałuję.
Pamiętam, że byłam krową i tłustą bezą. Pamiętam, że rośnie mi trzeci podbródek, żrę jak chłop i o tej godzinie już się nie je.
Pamiętam wybite drzwi, krzyki, dwie butelki piwa co wieczór, kupowane po kryjomu piersiówki, tajemniczo ubywający alkohol, uzupełnianie wódki wodą i szklane butelki w garażu.
Pamiętam, że „kłócą się tylko przez tego bachora”.
Pamiętam, że nic nie osiągnę i że będę pracowała na kasie.
Pamiętam, że tak bardzo mnie kocha, tu mam czekoladkę, a nie chciałabym może pogadać z mamą?
Pamiętam, jak mama mnie broniła i jak wiecznie się rozwodzili.
I pamiętam, że dzieci i ryby głosu nie mają.

A co mam teraz?

Antydepresanty, stany depresyjno-lękowe, blizny po cięciach, terapię psychologiczną i psychiatryczną, obrzydzenie, gdy patrzę w lustro, paniczny strach przed szkołą, problemy z zaufaniem.
Ale to ja jestem szurniętą socjopatką bez szacunku, wiecznie ich terroryzującą.

#yrhIM

Jestem kobietą przed 30., mam śliczną 2-letnią córeczkę, o 10 lat starszą córkę z poprzedniego małżeństwa mojego partnera i mam jego, moją miłość, z którą wiązałam każdy dzień, każdą noc i wszystkie lata reszty mojego życia...
Ogólnie wszystko wygląda świetnie, jesteśmy sobie wierni, jest dla mnie oparciem, ja dla niego również, pomagamy sobie w pracach domowych i ogrodowych (mieszkamy w domu na wsi z dużym podwórkiem). Ogólnie jest dobrym człowiekiem, dba o nas, kocha nas i nie chciałabym go zamieniać na nikogo innego, ale chyba mamy jeden mankament i jeden problem... alkohol. On pije codziennie po 3-4 sztuki piwa, co weekend zwiększa się to razy dwa, a czasem dochodzi coś mocniejszego. I nie, nie bije mnie ani dzieci, nie ubliża nam, nie jest agresywny, zwyczajnie idzie spać itp., ale to bardzo rzutuje na mój popęd. Nie mam ochoty się z nim kochać tak jak kiedyś... Rozmawialiśmy wielokrotnie, ale nic nie daje rezultatów. Chciałabym, żeby podczas naszych uniesień był trzeźwy, bo zawsze jest po jednym czy dwóch piwach. Nie jestem brzydka, byłam bardzo szczupła przed ciążą, ale nabrałam kobiecych kształtów i wyglądam normalnie (to tak dla wyjaśnienia). Chciałabym, żeby zrezygnował czasem z picia tego typu, czy jest to w ogóle możliwe? Nie wiem, jak jest w innych związkach. No chyba że to normalne, że facet codziennie pije i mówi kobiecie, że nic złego nie robi jej i dzieciom, więc może pić.

#gkEnV

W połowie czerwca zakończyła się moja współpraca z jedną firmą, ponieważ nie dostali kolejnych projektów. Facet, z którym współpracowałam, stwierdził, że we wrześniu, jeśli nadal czegoś nie znajdę, będzie miał dla mnie propozycję, bo z firmy X ktoś odchodzi i będą szukać osoby. Na początku sierpnia zadzwoniłam i stwierdził, że da mi znać do połowy września i żebym w tym czasie nadal czegoś szukała. Temat uznałam na ten moment za zakończony. 
Dwa dni temu dzwoni do mnie pan ze sklepu z bielizną, że szuka osoby na... staż bez gwarancji zatrudnienia. Pytam, skąd ma mój kontakt. Okazało się, że od pana A, który stwierdził, że na pewno będę zainteresowana. Powiedziałam, że dziękuję za propozycję, ale szukam czegoś innego. Potem się okazało, że z tamtej firmy jednak nikt nie odchodzi, a gość po prostu nie potrafił mi o tym powiedzieć. 
Poczułam się po prostu głupio. Gdybym taką propozycję dostała od koleżanki czy sąsiadki, to uznałabym to za chęć pomocy, ale od byłego szefa, który wcześniej zlecał mi poważne zadania, to brzmi jak złośliwość. Zwłaszcza że nie zapytał mnie najpierw o zdanie.

#QYyFE

W dzieciństwie byłam bita. Nie było to jakieś znęcanie się, tylko kary fizyczne, które w latach 80. i 90. były normalnością. Miałam 10 lat, gdy podczas większej imprezy ojciec powiedział przy wszystkich: „Najchętniej oddałbym cię do domu dziecka, a tak mam zasrany obowiązek wychowywania cię” (nie, nie był pijany). Potem zaczęłam dorastać. Do bicia doszło upokarzanie. Najchętniej publiczne. Powtarzał, że nigdy nie znajdę sobie faceta, a jak już, to takiego, co będzie pił, bił i zdradzał, bo na nic lepszego nie zasługuję. Nie pamiętam ŻADNEJ pochwały, nie pamiętam słów „kocham cię”, „jestem z ciebie dumny”, nie pamiętam określenia „córeczko” (za to doskonale pamiętam, jak mówił o mnie mamie per „twoja córka”). Nigdy nie byłam dość dobra. Czwórka? „A dlaczego nie piątka?” Piątka? „A dlaczego nie szóstka?” Sześć minus? „Ale dlaczego z minusem?!” Szóstka? „Pewnie wszyscy dostali”.

Mam 33 lata i zero zdrowych związków, w każdym zakochiwałam się w poczuciu bycia chcianą. Dużo wybaczałam, brałam winę na siebie, bo może jak ten facet mnie zostawi, to serio, jak mówił ojciec, nikt mnie więcej nie zechce? W syndromie ofiary byłam tak głęboko, że faceta, który mnie pół związku zdradzał i zaraził wenerykiem, na kolanach błagałam, by mnie nie zostawiał. Dziś jest lepiej, jestem w trakcie terapii, 3 lata sama, a znajomi twierdzą, że „wybrzydzam”. Bo śmiem mieć wymagania (typu wierny, bez nałogów, ze stałą pracą, wspierający).

Najbardziej jednak boli brak wsparcia ze strony najbliższych — mamy i brata. Jedną z historii kiedyś opisałam — od brata usłyszałam, że „mamie byłoby przykro, jakby to przeczytała”. Jeżdżę do nich raz na pół roku, głównie dla mamy, bo ojciec (a właściwie dawca nasienia) zawsze mnie jakoś zgnoi, teraz już subtelniej. Ale to ja jestem tą kręcącą afery i szukającą problemów. Namawiają do wybaczenia. A ja jakoś nie potrafię wybaczyć człowiekowi, który nie czuje się winny i ciągle krzywdzi.
Po prostu nie potrafię.

#Nd5nw

Cała akcja miała miejsce jakieś 18 lat temu.
Byłem wtedy w pierwszej klasie gimnazjum, zbliżało się Boże Narodzenie, wychowawczyni wymyśliła, abyśmy zrobili sobie paczki, za maksymalnie 25 złotych.
Odbyło się losowanie z kartkami, tak aby nikt nie wiedział, od kogo dostaje prezent.
Mnie wylosowała wychowawczyni – dostałem prezent o wartości około 300 zł, dużo kwota jak na tamte czasy.
Tylko że to wcale nie był przypadek, że wychowawczyni mnie wylosowała, w tajemnicy dowiedziała się, kto mnie wylosował i się zamieniła.
Dodam tylko, że wychowałem się w biednej rodzinie, gdzie był alkoholizm ojca, i jak to bywa w małych wsiach, nauczyciele dobrze znali moją sytuację.
Dopiero po latach doceniłem ten prezent, rozumiejąc cały kontekst.
Dobrzy ludzie są wśród nas.

#4s7fO

Wychowałam się w niewielkiej wsi. Moi rodzice zajmowali się rolnictwem i hodowlą zwierząt, w czym im pomagałam. Nigdy nie jeździliśmy na urlop, każde wakacje to niekończące się sianokosy i żniwa. Będąc dzieckiem nie przeszkadzało mi to, zwyczajnie w dzień praca, wieczorem rozpalaliśmy ognisko i piekliśmy ziemniaki i kiełbaski, wtedy to była dla mnie prawdziwa frajda.

Problem zaczął się w liceum, kiedy wyjechałam do większego miasta. Po wakacjach każdy się chwalił gdzie był, co zwiedził, a ja... no cóż, zmyślałam, że byłam nad morzem czy w górach, bo było mi zwyczajnie wstyd jak wyglądają moje wakacje z krowami i przy zbieraniu siana.

Teraz, kiedy jestem dorosła, mieszkam z narzeczonym w mieście, obydwoje pracujemy i na tyle dobrze zarabiamy, że stać nas na wczasy dwa razy w roku. Jeździmy najczęściej wiosną gdzieś po Polsce, a jesienią za granicę. Wiele zwiedziłam i teraz jest mi cholernie wstyd, że kiedykolwiek mogłam się wypierać swojego pochodzenia i kłamać. Przecież tak właśnie moi rodzice zarabiali na chleb, nie kradli, nie było nigdy w domu patologii czy alkoholu, a ja wstydziłam się tego, jak gdyby wychowali mnie alkoholicy.

To właśnie na tej wsi jest mi najlepiej. 
Nie na Lazurowym Wybrzeżu, Madagaskarze czy w Pradze. Prawie co weekend jeździmy do rodziców na wieś, tam idealnie odpoczywam, nawet jeśli trzeba im pomóc w pracach gospodarskich, tam jest cisza i święty spokój, dookoła las, hamak w ogrodzie, to moje wakacje all inclusive. Jestem wieśniakiem, kocham nim być i się tego nie wstydzę.

#1vQ2Z

Jestem kobietą, w tym roku kończę 28 lat, mam dwójkę dzieci. W skrócie powiem, że moje małżeństwo jest, delikatnie mówiąc, wymagające. A mój mąż właśnie wrócił do podziału obowiązków pt. ja robię wszystko, a on nic, bo on pracuje.

Nadmienię, że pracuję na pełny etat, cztery razy w tygodniu po pracy ćwiczę, dodatkowo późnej wstawiam stertę naczyń do zmywarki, piorę, wyjmuję naczynia, wywieszam pranie, odkurzam, daję dzieciom jeść, zmywam podłogę, kąpię i kładę dzieci, w międzyczasie odpisuję na maile z pracy, w międzyczasie daję jeść psu i wymieniam mu wodę itp., itd.

Właśnie PIERDOLNĘŁAM drzwiami i wyszłam. Jest burza, piszę to wyznanie, siedząc w samochodzie. Mam nadzieję, że jebnie we mnie piorun.
Dodaj anonimowe wyznanie