#bsx8m
Boli, bo boli, ale musiałem tak zrobić, żeby kobieta zrozumiała. Mam coś tam odłożone, więc jestem spokojny o jedzenie, ale ciekawi mnie fakt, jak ona będzie w stanie zagospodarować 2700 zł, które jej zostały z wypłaty i 800+, żeby starczyło na mleko i pieluchy dla dziecka, dla nas na jedzenie i utrzymanie dwóch samochodów, kiedy ona nie patrzy się co i za ile wkłada do koszyka w sklepie.
#6B5cV
Długo nie zauważałam, jak to jest z tą naszą biedą. W końcu dorosłam, ale pozostała mi świadomość, że mama jest biedna i że bardzo liczy się ze zdaniem innych.
Usamodzielniłam się, weszłam w fajny zdrowy związek, potem przyjęłam oświadczyny i zaczęliśmy z narzeczonym przygotowania do ślubu. Nie dałam się wtrącać nikomu, sami z narzeczonym wszystko zaplanowaliśmy, opłaciliśmy wszyściuteńko z zarobionych przez siebie pieniędzy, grosika od nikogo nie wzięliśmy. Nawet opłaciłam mamie fryzjerkę, która przyjechała do domu i uczesała ją i ciotki.
Krótko po ślubie usłyszałam, jak matka żali się znajomym, jak ciężko jej spłacać kredyt wzięty na moje wesele. Nie jestem z takich, co siedzą cicho, weszłam i spytałam przy tych znajomych, co niby opłaciła z tego kredytu. Okazało się, że ta cholernie ciężka i niewygodna pościel, którą od niej dostaliśmy w prezencie, kosztowała kilka tysięcy.
Przypomniałam wtedy te wszystkie kromki z najtańszym pasztetem, codzienne papierosy i to, że zawsze priorytetem było „co ludzie powiedzą”, a nie moje dobro, jak to się zawsze chwaliła. Zostałam ostateczne nazwana niewdzięczną, ale powiedzcie, to w końcu bieda czy głupota?
#sIDPW
Dwa miesiące w szpitalu i zajęcia prowadzone przez terapeutów dały mi odpowiednią wiedzę i narzędzia do tego, by zrozumieć, jak bardzo podstępną chorobą jest alkoholizm i jak z nim walczyć. Ukazały, że mózg potrafi być bardzo egoistycznym oszustem i dla własnej przyjemności niszczyć karmiące go ciało bez względu na konsekwencje. Obserwacje zmian zachodzących w rozumowaniu w trakcie trzeźwienia otrzeźwiły mnie jeszcze bardziej. Obserwowałem swoje ciało uważnie. Już w szpitalu wrócił apetyt i zniknął odruch wymiotny, ustąpiły krwawienia, metabolizm wracał do normy. Po trzech miesiącach zniknęły popękane naczyńka krwionośne na twarzy i innych miejscach ciała, po sześciu ustąpiły bóle mięśni i stawów. Zacząłem porządkować swoje życie. Miałem naprawdę bardzo dużo szczęścia, że miałem jeszcze kochające osoby wokół, które nie odwróciły się ode mnie i z całych sił pomagały w leczeniu. Miałem dużo szczęścia, że trafiłem na wspaniałych lekarzy i terapeutów, którzy chcieli i potrafili przekazać wiedzę niezbędną w leczeniu i dawali energię niezbędną do tego. Miałem naprawdę dużo szczęścia... Dziękuję. Dziś mam dobrą pracę i naprawiam skutecznie to, co popsułem.
Jeśli choć jednej osobie moje słowa pomogą w podjęciu walki z nałogiem, to warto było.
#tdZV0
#b54S7
Na depresję choruję od 15 lat. Najgorszy moment zawsze przychodzi w okresie jesień-zima. Biorę leki, ale w tym najcięższym okresie nawet one nie dają rady. Potrafię nie ruszyć nic w mieszkaniu przez 4 miesiące, jak nie lepiej. Włożenie kilku talerzy do zmywarki to max, na jaki mnie stać, nawet śmieci często nie wynoszę. Nie mam siły sprzątać, a po tygodniu syf jest już dosyć spory i coraz bardziej przytłaczający. Chlew, jaki gromadzę, zaczyna przerastać to, co jestem w stanie zrobić. Im dłużej nie jestem w stanie ogarnąć własnej przestrzeni, tym więcej syfu się gromadzi, więcej syfu – większe poczucie bezsilności, większe poczucie bezsilności – mniejsze szanse, że zrobię cokolwiek. Zaczynam odsuwać sprzątanie w czasie coraz bardziej, bo mnie to zwyczajnie przytłacza i przeraża wręcz. Kiedy najgorszy okres mija i zaczynam mieć siłę zrobić cokolwiek więcej, niż wstanie z łóżka, przychodzi moment ogarnięcia mieszkania – wtedy wcale nie jest lżej. Mam siłę, mogę się zmusić, nie mam ochoty, ale jak trzeba, to trzeba. Życie w brudzie tylko napędza depresję bardziej i sprawia, że czuję się jeszcze gorzej.
Za każdym razem wygląda to tak samo. Tydzień, jak nie lepiej, przerwa co godzinę, max 5 godzin dziennie. 20+ worków ze śmieciami. Tona zużytej chemii. Przynajmniej dwa ataki paniki spowodowane poczuciem bezsilności, nienawiścią do siebie za doprowadzenie własnej przestrzeni do takiego stanu. Wymioty, zawroty głowy. W tym okresie też prawie nic nie jem, nie mogę nic w siebie wcisnąć.
Zaufajcie mi, nikt zdrowy psychicznie nie wytrzymałby w takim chlewie. Najgorsze jest poczucie wstydu i panika, jaka towarzyszy mi, kiedy pomyślę, że ktokolwiek mógłby wejść mi do mieszkania i zobaczyć, w jakich warunkach żyję. Nikt nigdy tego syfu nie widział. Każdy, kto przychodzi myśli, że przesadzam, bo zawsze jest jako tako czysto. Jedyna rzecz silniejsza od mojej depresji to myśl o upokorzeniu i obrzydzeniu, jakie mogą poczuć ludzie, którzy zobaczą, jak żyję.
#MgAq7
Jednak jak większość z nas, mam ograniczone możliwości zarówno czasowe, jak i finansowe na ciągłe wojaże. Więc kiedy kasy mało, kupuję sobie chipsy, piwko
i odpalam na kompie YouTube z filmikami Cabview z wybranej trasy kolejowej (dla niezorientowanych, widok z kamery z lokomotywy lub z tyłu pociągu) i jadę w długą :)
Wczoraj przejechałem 7-godzinną trasę z Bergen do Oslo w Norwegii, a w tej chwili „jadę” sobie z Poznania do Świnoujścia.
Tym sposobem spełniam choć niektóre marzenia nie wychodząc z domu, a przy okazji robię to, co kocham :)
#jliOX
Początkowo znajomi zaczęli gadać, że jestem z nim dla kasy, no bo przecież zarabia znacznie lepiej niż ja, więc inaczej być nie może. Tłumaczyłam wszystkim, że to niczego nie zmieniło, wszystkie opłaty dzielimy równo po połowie, a reszta pensji to nasza indywidualna sprawa, róbta z nią co chceta. No i nagle zaczęłam być głupia, bo czemu nie ciągnę od niego pieniędzy? Czemu daję na mieszkanie i życie tyle samo, skoro zarabiam mniej? Przecież mogłabym zacząć latać po sklepach, robić zakupy, kupować ciuszki i buciki, biegać na imprezy, och, och, och.
On też swoje słyszał – że stać go na lepszą, że po co się męczy z przeciętną, skoro może mieć taką 9/10... Nieważne, że nam ze sobą dobrze, że dogadujemy się i kochamy, nie, każde z nas jest głupie, bo coś tam.
Zastanawiam się, czemu ludzie zaglądają innym w rachunki i portfele? Czemu tak bardzo uprzykrzają komuś życie tylko dlatego, że poprawiła im się sytuacja finansowa, która zresztą nie była zła? Aż mnie trzęsie, jak o tym myślę.
PS Ze „znajomymi” kontakt urwaliśmy, bo żal na takich było ryja strzępić.
Dla wyjaśnienia: to, że opłatami dzielimy się po połowie, to moja decyzja, jestem z nim dla niego, nie pieniędzy, a poza tym jestem nauczona, że nie ma nic za darmo – jak chcesz coś mieć, to musisz na to zarobić i zapłacić.
#fpo40
Ja aktualnie mam „na tapecie” takiego właśnie amerykańskiego żołnierza, który rzekomo pojechał na misję w Ukrainie. Szczerze mówiąc, bawię się z nim już od kilku tygodni i czekam, kiedy pęknie. Kilka razy mi pisał, że prawie zginął na polu walki, że leczy się z bardzo poważnych ran i że u niego jest bardzo niebezpiecznie. Często pyta, gdzie pracuję, ile zarabiam i jak mi idzie w tej pracy. Póki co cały czas piszę mu, jak to w moim kraju jest ciężko i że ledwo wiążę koniec z końcem, mimo że pracuję bardzo dużo. On mi oczywiście obiecuje, że już niedługo będziemy razem i że rozwiąże wszystkie moje problemy, bo przecież kocha mnie nad życie i dla mnie zrobi wszystko.
W związku z tym przyjmuję zakłady: jak myślicie, ile czasu minie, zanim poprosi o pierwszy przelew?
PS Raz mi nagrał głosówkę i jak na Amerykanina ma dziwnie arabski akcent :D
#dmIlh
Sytuacja sprzed paru dni: mieliśmy wstąpić do sklepu po kilka drobiazgów. Akurat nie było wolnych miejsc parkingowych, zostały tylko dwa wąskie gdzieś pomiędzy innymi samochodami. Wystarczyło skręcić w mało uczęszczaną uliczkę za sklepem, żeby na spokojnie zaparkować na te kilka minut i tyle, po problemie. Ale nie, pierwsze co, to zaczął rzucać bluzgami, że co to ma być, żeby nawet zaparkować się nie dało, po czym wściekły ruszył z takim impetem, że mało nie urwał zawieszenia na pobliskich progach zwalniających. Do sklepu oczywiście nie weszliśmy.
Nie zliczę, ile razy zaczynał wściekły prawie biegać po sklepie, bo nie było tego napoju albo ciastek, które akurat wtedy chciał kupić. Gdy coś mu się źle kliknie na telefonie, momentalnie jest gotowy nim rzucać, zamiast na spokojnie kliknąć jeszcze raz prawidłowo. Zdarzyło mu się nawet rzucić butelką, bo nie mógł jej zakręcić – prawie oberwał wtedy telewizor. Jeśli rozmawiamy przez telefon, gdy on akurat jedzie samochodem, praktycznie za każdym razem wysłuchuję potoku przekleństw na innych kierowców, na pieszych, na pogodę czy to, że musi jechać do pracy. Rozumiem, każdemu zdarza się przekląć, ale przy nim naprawdę aż uszy więdną. Jest świadomy tego, że nie lubię, gdy mi się tak wydziera do telefonu, ale gdy zwracam na to uwagę, jego reakcja to zwykle: „Dobrze, mogę wcale do ciebie nie dzwonić i się nie odzywać”.
Nieraz nawet wygląda to tak, że siedzimy sobie razem, jest miło, prawie sielanka, a nagle on się zrywa i z krzykiem leci do łazienki, rzucając epitetami na prawo i lewo. Okazuje się, że to szum wentylatora tak go wkurzył i musiał natychmiast pobiec i go wyłączyć, mimo że przez ostatnie kilkadziesiąt minut nie zwracał na niego uwagi.
Do mnie bezpośrednio się tak nie zwraca, nie obraża mnie ani nic, ale to chyba głównie dlatego, że wie, że w takiej sytuacji po prostu bym wyszła i już nie wróciła – natomiast nie rozumie (albo nie chce zrozumieć), że ja nie czuję się komfortowo, gdy co kilka godzin on wybucha złością z powodu totalnych głupot. Próby rozmów na ten temat odbiera jako ataki na jego osobę i nie daje sobie nic powiedzieć na spokojnie. Coraz bardziej mnie to męczy i coraz mocniej zastanawiam się nad sensem tej relacji. Kiedy akurat nie jest zły, jest fajnie, dogadujemy się, mamy podobne poczucie humoru, ale ja coraz mniej mam ochotę na takie huśtawki nastrojów, zwłaszcza że z natury jestem osobą pogodną i bezkonfliktową i szkoda mi czasu i energii na wkurzanie się o jakieś pierdoły, na które nawet nie mam wpływu.