#bljKr

Jestem 12 lat mężatką, mam troje dzieci, pracuję jako nauczycielka. Mąż całe dnie spędza w pracy, więc wszystko, co związane z domem i dziećmi spada na mnie. Jedyny cały dzień, kiedy jest w domu, to niedziela, no ale wtedy musi odpocząć, więc obiad czy nadganianie obowiązków w domu spada na mnie. Żadne rozmowy nie pomagają, a nawet ich nie ma, bo ilekroć zaczynam temat, to słyszę: „Skończyłaś? Idź spać” itp. W tym roku mąż skończył 40 lat, chciałam go jakoś docenić (nie jest do końca zły), więc zorganizowałam przyjęcie niespodziankę, która udała się w 100%. Na drugi dzień po imprezie, gdy już leżeliśmy w łóżku, jemu zachciało się seksu. Ja nie miałam ani siły, ani ochoty (nieprzespana nocka+okres). I co na to mój mąż? Wstał i ostentacyjnie wyszedł z sypialni, zamykając wszystkie drzwi po drodze do salonu. Coś wtedy we mnie pękło. Były już sytuacje, gdy odmawiałam mu, a on wychodził, ale wtedy po tej imprezie dotarło do mnie, że nieważne co zrobię, jeśli nie będzie seksu, będę dla niego zwykłym gównem. Dostaliśmy propozycję wspólnych wakacji z rodziną w Turcji. To by były nasze pierwsze zagraniczne wakacje, ale ja nie chcę. Nie chcę już od niego nic. Coś we mnie umarło...

#Hbuu0

Jestem skrytopijcą. To znaczy, że oprócz kilku lekarzy nikt z mojej rodziny nie wie, że jestem alkoholikiem. Piszę te słowa i kieruję je do osób, którym wydaje się, że mogą kontrolować picie. Otóż nie da się, a do czego może to doprowadzić, przeczytacie poniżej. 
Rok temu po serii badań definitywnie stwierdzono u mnie złośliwego (na maksa, jak wyraził się lekarz) raka prostaty. Zakwalifikowano mnie w trybie pilnym na operację wycięcia prostaty robotem Da Vinci. Dzień przed przyjęciem na oddział urologiczno-onkologiczny miałem spotkanie z panią doktor anestezjologiem, przy czym musiałem wypełnić specjalną ankietę (kto przechodził, ten wie). Napadło mnie na szczerość i w miejscu, gdzie było pytanie o alkohol, napisałem, że mam z tym problem...
Pani doktor, skądinąd bardzo sympatyczna osoba, wywlekła ze mnie, co i jak w związku z moim piciem. Wszystko to opisała w mojej ankiecie i gdy następnego dnia pojawiłem się na oddziale u-o, lekarz poprosił mnie o ankietę od anestezjologa. Poczytał, przyszedł drugi lekarz, który był na tyle dowcipny, że zapytał mnie, czy mam przy sobie wódkę. Skończyło się na tym, że lekarz, który mnie miał przyjąć na oddział, powiedział, że anestezjolodzy, którzy mieliby mnie usypiać, powiedzieli, że absolutnie mnie nie będą usypiać, bo mogą się zdarzyć jakieś dziwne reakcje z mojej strony. Pan doktor dał mi skierowanie do radiologa i numer telefonu do poradni zdrowia psychicznego. U radiologa dowiedziałem się, że radioterapia będzie trwała cały czerwiec, potem jeszcze jakiś bolesny zabieg, a potem hormonoterapia do lipca. Ale jako wstęp do radioterapii musiałem przyjąć zastrzyk z jakimś hormonem. Pielęgniarka, która zrobiła mi zastrzyk, po wszystkim, z uśmieszkiem dała mi ulotkę, mówiąc: „Niech pan to przeczyta”. Przeczytałem. Jest to preparat, który likwiduje produkcję testosteronu. Libido-zero. Rosną mi cycki. A najgorsze jest to, że przychodzą mi do głowy głupie myśli... Kilka dni temu w jednym z marketów była promocja różnego rodzaju sznurów i linek. A ja sprawdzałem, czy byłyby w stanie utrzymać mój ciężar... Przyszło opamiętanie, ale boję się dnia, kiedy to opamiętanie nie przyjdzie.
Ponieważ nie chcę się wypłakiwać przed rodziną, oni mają swoje problemy, to tu jest miejsce, gdzie mogę się wyżalić, wypłakać... Nie wiem. Moim problemem jest to, że siedzi w mojej głowie dwóch „ja”. Jeden mówi „człowieku, ogarnij się, idź na terapię, zacznij odwyk”, a drugi mówi „spoko, nie przejmuj się, strzel se piwko albo lufkę, nic ci nie będzie”. Najgorsze, że ten drugi wygrywa...

#xdNYC

Zachorowałam. Na tyle poważnie, że czekała mnie operacja. Po tygodniu spędzonym w szpitalu wróciłam do domu. Zostałam kompletny armagedon, mąż z synem najwyraźniej do tej pory żyli w przeświadczeniu, iż dom „ogarnia” się sam. Szlag mnie trafił!
Przed awanturą uratował ich jeden szczegół. W małżeńskim łóżku znalazłam apaszkę! Moją apaszkę, skropioną moimi perfumami. Mąż z nią spał od momentu mojego pójścia do szpitala...

Rozczulił mnie kompletnie. Teraz już wiem, co to uczucia ambiwalentne.

#Y4wti

To były lata moich studiów. Byłam singielką, mam otwarte podejście do seksu i z tego względu założyłam sobie konto na portalu, gdzie mogłabym kogoś poznać na seks. Takie FWB. Poznałam tam pewnego starszego mężczyznę. Mógłby być moim ojcem, ale wiek mi nie przeszkadzał. Dobrze nam się pisało. Kręciły go role „pan i niewolnica”, co mnie też zawsze fascynowało i nigdy wcześniej takiego układu nie było mi dane spróbować. Pisaliśmy o seksie każdego dnia, opowiadał, co by mi zrobił na spotkaniu, coraz bardziej byłam podniecona. Miał żonę, która niby wiedziała o jego zdradach i się na nie zgadzała, bo ich życie seksualne nie istniało, ale nie wnikałam w to. Postanowiliśmy się spotkać i zrealizować nasze fantazje w łóżku. Ja i on co prawda wysyłaliśmy sobie zdjęcia przed spotkaniem, ale nie było na nich twarzy (specyficzny portal, każdy się bał przestać być anonimowym).

Umówiliśmy się w publicznym miejscu. Nasze pierwsze spotkanie to miała być kawa i rozmowa. Najpierw wolę się spotkać na neutralnym gruncie niż od razu wskakiwać do łóżka, szanujmy się, chciałam też choć trochę poznać faceta, z którym będę sypiać.

Park. Widziałam, że na mnie czeka. Jak go zobaczyłam, to moje nogi natychmiast zrobiły w tył zwrot. Co się okazało? To był mój wykładowca... Facet potem do mnie pisał, czemu nie przyszłam, czy się wystraszyłam i o co chodzi. Nie odpisałam. 
Nikt się o tym nie dowiedział. Wykładowca też nie. Mimo wszystko dziwnie się czułam na jego zajęciach i żyłam w strachu, że on się jakoś dowie, że to ja jestem tą dziewczyną z portalu. Raczej się nie dowiedział. Morał z tego taki, że zanim się spotkasz z kimś z takiego portalu, upewnij się, czy to nie jest Twój sąsiad, wykładowca czy nawet własny ojciec. Czasem lepiej jednak zdjęcie twarzy wysłać.

#Dcbyy

Czy to normalne, że 25-letnia kobieta, która nieźle zarabia i mieszka z rodzicami, nie dokłada się ani grosza do utrzymania domu? A przy tym ma pretensje, gdy jest proszona o pomoc w obowiązkach domowych? Tą osobą jest moja siostra. Nie chodzi o sam fakt mieszkania z rodzicami, bo dom jest duży, każdy ma swój kąt itp. (zresztą przy obecnych cenach jednej osobie nie jest łatwo coś wynająć czy wziąć kredyt), ale o to, że nie poczuwa się praktycznie wcale do wsparcia w prowadzeniu tego domu.

Ja też długo nie dorzucałam się do domowego budżetu — studiowałam dziennie, pracując na pół etatu i starałam się tak rządzić pieniędzmi, żeby starczało mi na wszystkie potrzeby. Ale nie wyobrażałam sobie np. traktować mamy jak darmowej sprzątaczki i praczki. Kiedy zaczęłam lepiej zarabiać, było dla mnie oczywiste, że zaczynam też dokładać się do rachunków i zakupów. Siostra nie poszła na studia, zaraz po maturze zaczęła pełnoetatową pracę. Na początku nie zarabiała dużo, jednak od jakiegoś czasu pracuje w państwowej instytucji, co chwila dostaje różne dodatki (spore kwoty, lubi się tym chwalić) i raczej finansowo źle się jej nie wiedzie. Niech świadczy o tym fakt, że w niecały rok odłożyła tyle, żeby za gotówkę kupić niezłej klasy samochód — może nie nowy, ale dobrze utrzymany itp.

Jakiś czas temu tak mimochodem zapytałam ją, czy się trochę dokłada do utrzymania domu. Jej odpowiedź: „A po co?”. No trochę mnie to zszokowało.  Przy tym nie angażuje się prawie wcale w domowe obowiązki. Potrafi zapytać mamę, kiedy będzie pranie, bo ma trochę rzeczy do uprania. Pranie zrobione, mama prosi o wywieszenie go, a ona wielce obrażona, że jest zmęczona albo nie ma czasu. Sprzątnięcie po posiłku? Wrzuca brudne rzeczy do zlewu i tyle, idzie do siebie. We dwie korzystamy z łazienki na piętrze. O sprzątanie łazienki są nieraz takie afery, że wolę sama to zrobić, niż czekać, aż ona łaskawie znajdzie czas. Parę razy miałam dość i stwierdzałam, że nie sprzątam znowu, bo ona też z łazienki korzysta. Po miesiącu obrzydzenie brało górę i znów to ja łapałam za ścierkę.

Mama jest osobą ugodową, często woli machnąć ręką i sama coś zrobić, zamiast prosić po kilka razy, ale widzę, że coraz bardziej ją to męczy. Nie chcę się kreować na idealną córeczkę, ale prawda jest taka, że to ja w takich domowych sprawach najczęściej ją wyręczam. Siostra wiecznie jest zmęczona albo nie ma czasu (po pracy głównie leży z telefonem). Pod koniec roku wyprowadzam się na swoje i szczerze? Nie wyobrażam sobie, jak to będzie wyglądało. Szkoda mi głównie mamy, która dla świętego spokoju nic nie mówi, ale ma już swoje lata i nie ma siły tak wszystkiego ogarniać. Siostra uważa się za nie wiadomo kogo, bo taka jest dorosła i samochód kupiła, a wiele jej zachowań jest na poziomie rozkapryszonej nastolatki.

#UioUg

Robiłam dzisiaj zakupy w jednym z hipermarketów. Przystanęłam na chwilkę przy stoisku z gadżetami ze Star Warsów i zaczęłam je przeglądać. Chwyciłam miecz świetlny i zajęłam się czytaniem informacji na pudełku. W tym momencie stanął koło mnie facet i puszczając oczko, rzucił: „Też mam bardzo fajny miecz...” . Przez chwilę nie wiedziałam, co odpowiedzieć, więc na odczepne odpowiedziałam: „A ja pracuję z pana żoną”. Facet się zaczerwienił i odszedł.

PS Widziałam go pierwszy raz w życiu.

#aQMaZ

Mam dwóch starszych braci.
Jeden ma krótkie, proste blond włosy i niebieskie oczy. Drugi natomiast krótkie, kręcone brązowe włosy i oczy tego samego koloru.
Przód moich włosów jest kręcony (blond), a tył prosty (brąz). Mam też heterochromię: jedno oko mam brązowe, a jedno niebieskie. Wobec powyższego moi rodzice stwierdzili, że jestem zrobiona z resztek...

Cóż, przynajmniej jestem wyjątkowa :D

#2scML

20 lat temu. Rodzice alkoholicy — niełatwo tak nazwać, ale taka prawda. Awantura na działce, matka się obraża i zostaje na noc. Wracając do domu z bratem w wózku (ja miałem może z 10, brat z 3) oraz pijanym ojcem, widzę patrol policji. Dzieci głupie nie są i wiele wiedzą. Teraz z perspektywy czasu widzę, że byłem błyskotliwym dzieckiem. Kazałem ojcu szybko ukucnąć i udawać, że wiąże mi buta. Na stojąco się chwiał, widać, że pijany. Ku mojemu niezadowoleniu patrol policji jednak się zatrzymał. Policjant otworzył okno i zaczął dopytywać, czy wszystko w porządku. Mój ojciec dalej udawał, że wiąże mi buta, pomimo że nawet kucając, się chwiał, więc to ja prowadziłem rozmowę. Powiedziałem, że wszystko w porządku i zaprowadzę tatę i brata do domu, bo mieszkamy o tu, obok. To akurat prawda, widać było nasz budynek z tego miejsca, 5 minut drogi — no z pijanym ojcem 10.
I wiecie co? Odjechali... Zostawili starego pijaka i 3-latka pod opieką 10-latka. Nie mam pojęcia, jak to możliwe. Z drugiej strony też nie wiem, czy tak po prostu nie było lepiej. Nie chciałbym pomimo wszystko trafić do domu dziecka, ale może znalazłby się ktoś, kto by pomógł się rodzicom ogarnąć? Kto wie.

PS Wyrosłem na normalnego człowieka wolnego od uzależnień z normalną rodziną.

#Nwpk8

Prowadzę swoją firmę od kilku lat, jestem szczęśliwie żonaty i mam troje wspaniałych pociech. Jak na krajowe realia żyje nam się całkiem dobrze, mamy dom, który postawiliśmy na kredyt, samochód w leasingu i czwarte dziecko w drodze (właśnie się dowiedziałem). Przed paroma laty trafiłem w niszę i otworzyłem firmę, praktycznie cały czas wykazujemy straty, a ja podjąłem się, że zajmę się firmą, by utrzymać żonę i dzieci (wcześniej żona pracowała, dopiero po rozwinięciu firmy zdecydowaliśmy, że ona zajmie się domem, a ja pieniędzmi). Z miesiąca na miesiąc i z roku na rok coraz trudniej się nam utrzymać, choć nie zmieniliśmy stylu życia, a nasze potrzeby nie wzrosły. Firma się rozwija i formalnie zarabiamy coraz więcej.
Tak jest tylko w teorii... Praktycznie wygląda to tak, że koszty związane z prowadzeniem naszej firmy rosną z roku na rok, mimo że ludzie kupują nasz produkt coraz częściej, to my zarabiamy coraz mniej.
Dodatkowe podatki, zwiększenie kosztów pracownika itp. doprowadziły nas do tego, że ostatnio musieliśmy podziękować dwóm pracownikom. Mają oni rodziny, domy, kredyty... Było to dla nas trudne, bo jesteśmy jak rodzina, a żaden z pracowników nigdy nie zwolnił się od nas przez słabe zarobki czy traktowanie. Po prostu nas na nich nie stać... Pracownicy odczuwają deficyty firmy w coraz skromniejszych premiach i rzadszych integracyjnych wyjazdach. Jeżeli tak dalej pójdzie, pewnie czekają nas kolejne redukcje etatów, bo nie sądzę, aby nie dołożono nam nowych podatków lub nie zwiększono kosztów pracowniczych.

Boję się, co będzie jutro, boję się o nasze dzieci, że zostaną oskubane do końca, kiedy tylko będą chciały się rozwijać. Boję się, że przez rosnące koszty utrzymania któregoś dnia przyjdę do domu i powiem, że nie ma pieniędzy na jedzenie czy ogrzewanie.
Dodaj anonimowe wyznanie