Moja mama od zawsze miała sprecyzowaną wizję życia — gromadka dzieci, ona zajmująca się domem i mąż pracujący na utrzymanie całej gromady. Mamy piękny dom, w którym zawsze jest porządek, codziennie pyszny obiad na stole i świeże ciasto co niedzielę. Tata prowadzi firmę budowlaną. Oprócz mnie „dorobili” się jeszcze dwóch synów. Można więc powiedzieć, że plan powiódł się w 100%. Gratuluję i szanuję. W czym więc problem? Otóż w tym, że jestem totalnie inna niż ona, a mama nie potrafi przyjąć tego do wiadomości.
Od kilku lat słyszę, że chciałaby wcześnie zostać babcią itd. Za każdym razem, gdy tłumaczę jej, że nie zamierzam zakładać rodziny, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie widzę się w roli żony i matki, wybucha awantura. Moje osiągnięcia nie robią na niej wrażenia. To, że jestem najlepszą studentką na roku — zero reakcji. Zagraniczny staż, stypendia i publikacje w branżowej prasie — zero reakcji. Wiadomość, że któraś z moich rówieśniczek jest w ciąży/wyszła za mąż — wzruszenie, wykłady pt. „macierzyństwo i rodzina sensem życia” + pretensje, że ja taka nie jestem. Ano nie jestem. I nigdy nie będę. Nie kręcą mnie związki, randki, trzymanie za rączki. Dzieci brzydzą i przerażają. Skupiam się na własnym rozwoju, karierze.
Próbuję nie reagować, ale coraz częściej, gdy słyszę kolejną porcję wyrzutów, mam ochotę jej wykrzyczeć, że kilka miesięcy temu nie wyjechałam na Słowację pozwiedzać, tylko się wysterylizować.
Ludzie mają dziwne fobie. Jedni boją się pająków, drudzy psów itp. Ja mam fobię przed alkoholem. Wiele razy byłam świadkiem, jak moi rodzice rzygali po pijaku na klatce lub wyzywali się od najgorszych.
Dlatego boję się wypić nawet najmniejszej ilości alkoholu, mimo iż od dawna jestem dorosłą kobietą.
Okłamuję znajomych... Po pierwsze, nie przyznaję się, że nie brakuje mi pieniędzy. Kiedy każdy narzeka, ja albo siedzę cicho, albo mówię, że ja też nie mam. Dlaczego? Strasznie nie lubię pożyczać pieniędzy, później mam problem, żeby upomnieć się o swoje.
Po drugie jestem strasznie skąpa, ale dorobiłam do tego ideologię — już wyjaśniam jaką.
Kiedy tylko pogoda pozwala, jeżdżę do pracy na rowerze, wszystkim powiedziałam, że to troska o środowisko, czyste powietrze i takie tam. A mi szkoda pieniędzy na paliwo.
Sprzątanie w domu ogarniam octem i sodą oczyszczoną — tu też w trosce o środowisko... Takiego wała :) Za 3 złote mam sprzątnięte mieszkanie. Ręczników papierowych też u mnie nie ma — wielorazowe ścierki też są tańsze na dłuższą metę.
Przykładów jest duuużo więcej.
Wisienką na torcie jest uznanie od znajomych, że jestem taka eko, ale nikogo dookoła nie potępiam i nie edukuję na siłę.
Taki ze mnie wujek Scrooge.
Mam 32 lata, mierzę niewiele ponad 160 cm wzrostu, mam też nieproporcjonalną budowę ciała.
Kiedy tylko polubiłem siebie takim, jaki jestem... wyłysiałem.
Pomimo tego, że od około pięciu lat jestem w szczęśliwym i zmierzającym do ślubu związku, po alkoholu wychodzi ze mnie ladacznica. Nigdy nie zdradziłam swojego narzeczonego, ale nieraz po kilku głębszych, kiedy na imprezie byłam sama, przeszło mi to przez myśl. Najgorzej jest wtedy, gdy w takiej sytuacji pojawi się jakiś adorator.
Podczas ostatniej imprezy resztkami silnej woli powstrzymałam kolesia od pójścia kilka kroków za daleko. Facet poprosił mnie do tańca i pchał rączki, gdzie nie powinien.
Zamiast dać mu od razu po łapach, tańczyłam z nim dalej i uciekłam dopiero w momencie, w którym zorientowałam się, że szykuje się do całowania.
Nie wiem, czy gorsze jest to, że po alkoholu włącza mi się mała zdzira, czy to, że moje koleżanki twierdzą, że to flirt i każdy może sobie na to pozwolić.
Działo się to w czasach, gdy w sklepach były puste półki, a ja chodziłem do podstawówki. Wakacje często spędzałem u cioci na wsi. Z jakiejś okazji zawitał tam pewien wujek, który często podróżował do ówczesnego naszego wschodniego sąsiada, i przywiózł kilka prezentów stamtąd. Dary były głównie w płynie, z bardzo wymyślnymi etykietkami, ale nie tylko. Oprócz tego była też puszka. Ogromna, jak mi się wtedy, fąflowi, wydawało, owalna, dość płaska. Nie było na niej żadnej etykiety, ale wujcio zachwalał, że to taka dobra rybka. Wujcio wyjechał, a ciocia postanowiła przy jakiejś donioślejszej okazji otworzyć puszkę. Próba z otwieraczem do konserw nie powiodła się, ostrze prysło, jakby było ze szkła. Drugi także padł w boju. Wojskowy bagnet z kolekcji kuzyna wyszczerbił się sromotnie. Co ciekawe – pucha nie była stalowa, ale aluminium to też nie było. Teraz wydaje mi się, że był to jakiś pancerny dural, chyba! Pomógł dopiero przecinak (także radziecki) i spory młotek.
Już zapach, który rozszedł się po przebiciu wieka, był dość kontrowersyjny. Zawartość jednak zaszokowała wszystkich zebranych – faktycznie, rybka, ale chyba w całości – z łbem, flakami, ogonem. W dodatku miało toto ogromne ostre zęby w wielkiej paszczy. Nigdy takiego potwornego stwora przedtem nie widziałem. Nikt nie pokusił się o spróbowanie i wszystko wylądowało na podwórzu, niby dla kotów. A one po prostu uciekły w popłochu. Za to puszka rozpoczęła nowe życie. Miała taką właściwość, że nic nie czepiało się jej ścianek, było ją bardzo łatwo umyć i była dość lekka. Przez długie lata służyła za poidło dla ptactwa domowego, potem jako miska dla kilku pokoleń psów. Kuzyn ją kiedyś przejechał ciągnikiem, lecz wcale jej to nie zaszkodziło. Gdy 30 lat później odwiedziłem rodzinę, okazało się, że puszka dalej żyje – niezniszczalna i czysta. Zwierząt już nie ma, ale syn kuzyna używa jej, gdy rozkręca jakiś samochodowy silnik – odkłada tam i myje wszelkie drobne elementy.
Wot gniotsja, nie łamiotsja…
Pojechałem kiedyś na obóz z niepełnosprawnymi jako opiekun.
Każda osoba odpowiadała za jedno dziecko lub dorosłego (wiek był różny). Zazwyczaj po tych ludziach widać chorobę.
Pierwszego dnia na stołówce podeszła do mnie dziewczyna z pytaniem: „A ty to jesteś podopiecznym czy opiekunem?”.
Chyba odstaję od standardów...
Od 2,5 roku jestem w związku, na moje oko na chwilę obecną ten związek mogę uznać za szczęśliwy (biorąc pod uwagę to, co złego działo się ponad pół roku temu i porównując to z obecną sytuacją w związkach moich znajomych). Śmiem sądzić, że nawet jest lepiej niż kiedykolwiek. Ale... no właśnie, jest ale. Nie odczuwam mega potrzeby zbliżeń. Ta potrzeba jest, ale nie na taką skalę, na jaką on by sobie życzył. Sęk w tym, że inni mężczyźni bardziej mnie kręcą, więc myślę, że to nie jest kwestia mojego libido. Rozmawiałam już z moim chłopakiem o tym, co dla mnie jest ważne podczas zbliżeń, ale on stwierdził, że mam duże wymagania (naprawdę delikatny masaż innych części ciała poza intymnymi to duże wymaganie?). Muszę dodać, że jego zdaniem seks jest bardzo ważnym elementem związku.
Piszę czasem z innymi mężczyznami, których znam nie od dziś. Są chwile, w których bardziej chciałabym mieć bliższy kontakt z nimi zamiast mojego chłopaka, ale wiem o tym tylko ja. Obwiniam siebie za to, nie czuję się z tym najlepiej, ale z drugiej strony nie wiem, co mam z tym fantem zrobić. Nie chciałabym, żeby tak fajny związek rozpadł się przez seks.
A inni mężczyźni kuszą, nawet nieświadomie...
Raz jak byłem mały, w czasie kąpieli szampon dostał mi się do oczu i zaczęło mocno piec. Zamknąłem na chwilę oczy. Tak się złożyło, że właśnie w tym momencie była awaria prądu i jak otworzyłem oczy, to otaczała mnie kompletna ciemność. Myślałem, że szampon wypalił mi oczy i oślepłem. Zacząłem krzyczeć z przerażenia. Gdy zaraz przybiegła mama z latarką i zobaczyłem światło, to byłem najszczęśliwszym dzieckiem na świecie.
Kiedy byłam mała, mieliśmy jeden malutki telewizorek. O 19 z siostrą zasiadałyśmy przed nim i oglądałyśmy bajki. Ojciec często w trakcie odcinka przełączał na mecz, jakiś kanał sportowy, i tyle z bajek. Strasznie to nas irytowało, szczególnie mnie.
W końcu, czytając instrukcję obsługi telewizora, zobaczyłam dział „Kontrola Rodzicielska”. O, czyli nie jestem sama, czyli to jest specjalne coś do posiadania władzy nad swoimi rodzicami! Postąpiłam zgodnie z instrukcją i założyłam hasło na kanał, gdzie ojciec oglądał mecze piłki nożnej etc.
W końcu pewnego dnia, ojciec, zapalony kibic, chciał włączyć ten kanał, ale nie mógł, głowił się nad kodem, a ja, niestety... sama go zapomniałam. Ojciec się bardzo wkurzył i zaniósł telewizor do naprawy – nic z tego. A ja miałam wyrzuty sumienia.
I tak z tym telewizorkiem mieliśmy przez 5 lat, potem ojciec kupił sobie wypasiony telewizor, sądząc, że ten malutki telewizorek to chiński samoblokujący kanały szajs.
Do tej pory nikt z mojej rodziny nie wie, że za odwykiem od meczów piłki nożnej stoję ja.
Dodaj anonimowe wyznanie