#7713U

Zaraziłam się owsikami. Ode mnie zaraził się mój chłopak. Pamiętam do dziś jego skruszoną, zawstydzoną minę kiedy mówił mi, że ma owsiki. Nie chciał mnie zarazić, dlatego zasugerował wstrzymanie się ze współżyciem i ogólnie większą ostrożność.

Do dziś nie wie, że to ode mnie złapał to dziadostwo.

#n3khS

Mam 29 lat, za chwilę ślub, normalne życie.
Otoczenie zaczyna standardowo dogadywać: „No kochani, już powoli zacznijcie myśleć o dzieciach, a nie tylko następne zwierzęta przygarniacie, tylko te wasze koty, gryzonie i inne... a czas ucieka”.

Jasne! Kiedyś miałam parcie na ciążę, bo koleżanki już mają dzieci, bo ze sobą plotkują o ciuszkach, kupkach, zabawkach. A teraz? Nie wiem, czy będę chciała mieć dzieci. Z jednego powodu – nie wiem, czy kiedykolwiek będzie mnie na nie stać! I nie chodzi tu tylko o to, że nie będę miała na pieluchy czy zabawki. Nie rozumiem, jak niektórzy ludzie decydują się na dzieci, wiedząc, że nie mają żadnego porządnego startu dla tego malucha! Mieszkania, stabilizacji... W wynajmowanej klitce, bez ślubu albo po ślubie na szybko, bez pracy lub z pracą za średnią kasę, która sprawia, że żyją od pierwszego do pierwszego z przeświadczeniem, że państwo da kasę i jakoś to będzie, że rodziny pomogą, że za darmo w necie dostaną... Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Bez oszczędności i pewnego zabezpieczenia finansowego i socjalnego, a także siebie na macierzyńskim, gdzie mój mąż będzie sobie żyły wypruwał w robocie, bo ja na macierzyńskim z minimalnymi pieniędzmi będę musiała siedzieć w domu z dzieckiem, zastanawiając się, jak to wszystko ogarnąć, z mizernym budżetem, by zapewnić dziecku, które trzeba odpowiednio karmić, ubrać, leczyć itd. odpowiednią opiekę. Mieszkam za granicą, pracę mam dobrą, mój partner też. Pieniędzy mamy tak akurat na to, by żyć, spłacić raty, opłaty, trochę odłożyć i minimalnie korzystać z życia. Ale gdybym teraz miała zajść w ciążę, wszystko by się rozpadło, bo zwyczajnie nie mamy pieniędzy na zapewnienie następnemu człowiekowi godnych warunków.
Dlatego też kontakty z koleżankami się pourywały, bo zwyczajnie nie chce mi się słuchać non stop o tym, co latorośl zrobiła, namalowała, zjadła. Albo jeszcze lepiej: nie chcę słuchać o tym, jak to 800 zł ratuje ich tak strasznie, że bez tych pieniędzy nie przeżyliby z miesiąca na miesiąc!

Nie czuję się gotowa na wzięcie odpowiedzialności za małego człowieka.
A co do zwierząt?
Owszem. Chcę po ślubie jeszcze adoptować psa.

A jeżeli padną tu oskarżenia, że jestem dusigroszem, wybrakowaną kobietą, bo przecież dziecko to najpiękniejsza rzecz w życiu prawdziwej kobiety, czy po prostu ktoś powie, że pewnie nigdy nie zajmowałam się dzieckiem, z góry mówię: doświadczenie z dziećmi mam, a o kobiecości nie świadczy ilość porodów, ale odpowiedzialność za swoje czyny!
Paranoja związana z rodzeniem jest dla mnie odrażająca.

#sNCVg

Przytyłam ostatnio ponad 5 kg. No cóż, zdarza się. Poza małymi problemami z dopięciem spodni, nie odczuwałam mobilizacji do wzięcia się za siebie (dodam, że noszę rozmiar M). Do dzisiaj. Chciałam kupić na uczelni w automacie jeden z popularnym napojów gazowanych. Wyszukałam po kieszeniach drobne, wrzuciłam do maszyny i wpisałam kod. Okazało się, że pomyliłam kod i zamiast mieszanki chemii i cukru z maszyny wyleciała mi... butelka wody mineralnej.

Cóż... chyba wszechświat daje mi do zrozumienia, że czas się wziąć za siebie ;) Ale dopiero po sesji, zapas ciastek na zagrychę do nauki sam się nie zje. Trzymajcie za mnie kciuki! :)

#6Cs0S

Taka ciekawostka z życia dzieciaka z patologicznej rodziny.

Za każdym razem kiedy moi rodzice w przypływie litrów alkoholu kłócili się głośno, starałam się siedzieć w swoim pokoju. Tylko po to, żeby było trochę ciszej, jednak zawsze bardzo dokładnie wszystkiemu się przysłuchiwałam. Za każdym razem, kiedy słyszałam uderzenie bądź jego poprzednik w stylu: „Jak ci zaraz...”, wchodziłam do pokoju, gdzie byli rodzice i wpadałam w histerię. Zaczynałam płakać na cały głos i z całych sił, traciłam przy tym oddech i robiłam się gorąca jak ogień. Krzyczałam przy tym: „Proszę, przestańcie”, jednak to nie przynosiło żadnego skutku.
Jak ojciec zlał matkę na tyle mocno, że oboje wyczerpani szli spać, ja siedząc na kiblu z zimnymi stopami i bardzo silną sraczką, cieszyłam się ciszą i spokojem.
Zawsze potem sprzątałam całe rozwalone szkło, ustawiałam prosto poprzekręcane obrazy i wyrzucałam puste butelki. Miałam wtedy siedem, możne osiem lat, a wciąż pamiętam ten zapach, uczucie zimna po wysokiej gorączce z wyczerpania krzykiem i każde dolegliwości żołądkowe po niewyobrażalnym stresie.

Co jest w tym wszystkim najdziwniejsze?

Nikt, dosłownie nikt z wielu sąsiadów w moim bloku nigdy nie zadzwonił na policję mimo panicznego krzyku małej dziewczynki i dźwięków tłuczonego szkła wraz z wrzaskiem bitej matki o drugiej w nocy.
Na drugi dzień kiedy chciałam z mamą o tym porozmawiać, ta z rozwalonym nosem i podbitymi oczami zbywała mnie i mówiła, żebym AŻ TAK wszystkiego nie wyolbrzymiała. Tata zgrywał perfekcyjnego ojca, a sąsiedzi tylko ukradkiem podśmiechiwali się z naszej po*ebanej rodziny.

Jest mi po prostu przykro, że wszyscy tak bardzo popsuli mi dzieciństwo...

#Ywhmz

Mieszkam u mojego chłopaka za granicą. Wczoraj ze mną zerwał, więc pakuję się i jeszcze dziś wieczorem wracam do Polski.
Przed chwilą powiedział mi, żebyśmy zachowywali się jak dorośli ludzie i poprosił o zrobienie obiadu, ponieważ jest głodny, a nie, że ja tylko chodzę i płaczę.

#e98e6

Kiedy miałam 9 lat, zostawił nas ojciec. Rodzice są po rozwodzie. Sytuacja w domu zawsze była ciężka, często nie mieliśmy nawet na chleb, nie mówiąc już o innych podstawowych rzeczach. Od 16 roku życia dorywczo pracowałam w każdy weekend, żeby mieć swoje pieniądze i żeby odciążyć mamę, która zarabiała marne grosze. Za zarobione pieniądze kupowałam książki, zeszyty ubrania i wszystko to, czego potrzebowałam. Od kiedy zarabiałam, nigdy nie poprosiłam mamy o pieniądze. Poszłam do technikum, tam szło mi dobrze, ale niestety nie z matmą. Już w szkole podstawowej miałam z nią problem. Matematyka zawsze budziła we mnie strach. W gimnazjum miałam z nią takie problemy, że ledwo je ukończyłam. Oblałam maturę, oczywiście z matmy. Poszłam do pracy, z której jestem zadowolona i którą bardzo lubię. Nie zarabiam dużo, ale wystarcza mi, czasem nawet pożyczam mamie. Aktualnie uczę się w szkole policealnej. Piszę to wyznanie, bo moja mama, z którą mam dobry kontakt, właśnie dowiedziała się, że jej chrześnica poszła na studia. Usłyszałam od niej: „Wszyscy idą na studia, a moja córka nawet matury nie ma”...
Zabolało. Nigdy nie chciałam studiować. Chciałam jak najszybciej iść do pracy, żeby móc jej pomóc. Wiem, że i tak nie byłoby mnie ani mamy stać na moje studia.
Nigdy jej tego nie mówiłam, ale mam do niej żal. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek pomogła mi w lekcjach, żeby zapytała, czy nie potrzebuję w czymś pomocy. Jak wspominałam, moje problemy z nauką zaczęły się już w podstawówce. Wtedy mojej mamy nie interesowało to, czy odrobiłam lekcje, czy coś mam zadane. Nigdy jej nie było. Kiedy wracała do domu, tylko opowiadała o swoich problemach (rozwód, długi itd.) Mam jej za złe, że nigdy nie próbowała mi pomóc. Mówiła tylko: „Jakoś sobie poradzisz”. Obarczała mnie – dziecko – swoimi problemami. Teraz już wiem, że jako dziecko miałam najpierw nerwicę, później depresję. Nie było nocy, której nie przepłakałam, bo żal było mi mamy, bo miałam problemy w szkole, bo nie miałam przyjaciół. Ale co ona wiedziała... Widziała tylko swoje problemy. Wiem, że nie było jej wtedy łatwo, ale nie zapomina się o wychowywaniu dziecka.

Zawsze w głowie miałam te jej słowa, że sobie poradzę. I poradziłam. Mam wspaniałego narzeczonego, planujemy ślub i założenie rodziny, mam pracę, którą lubię i pomysł na życie. Niestety dla mamy liczy się tylko to, że nie mam matury i studiów.
Było mi przykro, jak to usłyszałam, bo tak naprawdę nigdy mnie nie doceniała.

#h67gv

Jak byłam mała, byłam święcie przekonana, że sztuczny śmiech, puszczany po rzekomo zabawnych scenach w filmach, jest prawdziwy. Podchodziłam więc jak najbliżej telewizora i śmiałam się najgłośniej jak potrafię. Myślałam, że ludzie oglądający filmy w tym momencie słyszą w domach mój śmiech. Czasami robiłam to w momentach, gdy ktoś umierał i zastanawiałam się, co pomyślą wtedy inni widzowie.

#OOsHe

Po 9 latach małżeństwa mąż mnie zdradził. Koleżanka z pracy, też mężatka. Najpierw pocałunki, ale ostatnio ze sobą spali... Byłam w stanie wybaczyć mu pocałunki, kocham go, ale to, że ze sobą spali dobija mnie. Nie wiem co robić, zawalił mi się świat. Nie byłam idealną żoną, ale wydaje mi się, że nie zasłużyłam na zdradę. Mógł mnie zostawić... Odnoszę wrażenie, że on nie ma wyrzutów sumienia. Ponoć są sobą zauroczeni, lubią się, dogadują... Zniszczyli mi rodzinę, zniszczyli mnie. Mamy dziecko, syn ma 5 lat. Od trzech dni mało śpię, walczę z bananem, żeby go zjeść i nie zwymiotować. Nie mam z kim o tym pogadać. Umówiłam się na wizytę u psychologa, bo co mi zostało? On mnie już nie kocha, wybrał ją. Złamał mi serce. Myślałam, że będę silna, że jestem silna, ale jednak sobie z tym nie radzę. Czuję pustkę.
Dodaj anonimowe wyznanie