#mAHaq

Na wstępie muszę powiedzieć, że nie mam jeszcze 13 lat. To ważne do dalszej części historii.
To moje pierwsze wyznanie tutaj, ale postanowiłam spróbować.
Tak więc jestem prawie 13-letnią dziewczynką i piszę powieści (to też istotny szczegół).
Jestem w kiepskim stanie psychicznym, miałam myśli o samobójstwie, oraz byłam bliska samookaleczania. Chciałam tego doświadczyć i zobaczyć, czy to pomoże z naciskiem w sercu i głowie, jednak nie zrobię tego w okresie letnim, by nikt bliski nie zauważył.
To dopiero początek góry lodowej moich wad.
Często gdy się nudzę, odpalam wyszukiwarkę i szukam jakichś memów, tak dla zabicia czasu. Jak to z memami bywa, rozśmieszają ludzi, albo chociaż rozbawiają. Jakiś czas temu jednak, zauważyłam u siebie kompletnie inną reakcję. Zamiast uśmiechać się, zaczynam płakać. Tak po prostu, płaczę przez śmiesznego (zdaniem moich znajomych) mema.
Dodatkowo, w otoczeniu rówieśników, bardzo często kłamię. To jedna z moich największych wad, ale nie mogę przestać. Jeszcze nigdy w szkole nie zostałam przyłapana na kłamstwie. Każde przemyślam i zapamiętuję, by nie wpaść przy najbliższej okazji.
Nie mogę spać. Od ok. pół roku śpię dziennie po 4-6 godzin. A jest to spowodowane płaczem. Robię to, bo np. wymyślam smutne historie do wcześniej wspomnianych memów, lub wyobrażam sobie jedną z moich opowieści i dorabiam im drastyczną przeszłość, pełną cierpienia i bólu. Czuję go jak własny, raniąc się tym psychicznie, ale nie mogę przestać.
Chciałam pójść z tym do jakiegoś psychologa, by mógł mi pomóc, bądź w jakiś sposób powiedzieć o moich problemach rodzicom, ponieważ ja strasznie się boję następnego odrzucenia. Więc poszłam pewnego dnia (ok. miesiąc temu) do szkolnego gabinetu, gdzie chciałam się umówić. Pani miała wolną chwilę, więc opowiedziałam jej te najcięższe kamienie na moim sercu, i co usłyszałam? Że: "Wymyślasz dziecko, w tych czasach wszyscy nastolatkowie chcą się czymś wyróżnić". Tak, u osoby która powinna mi pomóc (bo w końcu to jej zawód) usłyszałam, że sobie wymyślam.
Tak więc ostatnio wpadłam na pomysł, by zadzwonić na telefon zaufania, ale na innej stronie internetowej natknęłam się na wyznanie, gdzie dziewczyna opowiedziała niebieskiej linii o swoich problemach, a w zamian dostała: "A co ja ci z tym mam poradzić?", tak więc boję się, że spotka mnie to samo.
Szczerze mówiąc, napisanie tego tutaj było spontanicznym pomysłem, bo czuję, że dłużej tego nie pociągnę. Chyba chciałam też pokazać tym wyznaniem, że nie zawsze w tych źródłach w których powinniśmy dostać pomoc, ona jest.

#E4OEh

W wieku 14-15 lat na jednej z lekcji dosłownie mnie zalało.
Poczułam, że jest mi trochę mokro, ale myślałam, że wszystko jest OK. Kiedy wstałam, ukazała się czerwona plama na krzesełku. Zawołałam koleżankę, żeby mi pomogła. Opuściłam plecak najniżej jak się dało, krzesło odstawiłam na koniec sali. Szybko zabrałam kurtkę z szatni, przewiązałam w pasie, no i cóż, pognałam do domu najszybciej jak się dało, zmieniłam wszystko i wróciłam do szkoły.
Od tamtego wydarzenia mam uraz, zawszę gdy mam okres, panicznie boję się "zalania". Macam się po tyłku i zmieniam co chwilę podpaski.

#Lkpnp

Zdradziłam męża...

Może miałabym jakieś argumenty na swoją obronę, ale nie chcę się bronić. Zrobiłam źle, haniebnie, okropnie, potwornie. Piszę to ku przestrodze.
Przyznałam się mężowi. Nie, nie z powodu wyrzutów sumienia, po dwóch latach ukrywania tego faktu zachorowałam nie na żarty, nie mogłam więcej milczeć. Depresja, utrata wagi, ataki paniki, bezsenność, ciągły płacz. Przyparta do muru powiedziałam prawdę. Nie, nie ulżyło mi. Wtedy dopiero się zaczęło.
Minęły kolejne dwa lata, mąż mi wybaczył niemal od razu (szalony). Nie odbyło się bez miliona wylanych łez, rozmów, krzyków... ale wybaczył. Tylko ja, ta "biedna", nie potrafię sobie wybaczyć. Nienawidzę siebie. Cierpię na depresje. Często mam ochotę skończyć ze sobą, ale są dzieci i chyba brak mi odwagi.
Nie piszę tego po to, żeby ktoś mnie poklepał po plecach. Piszę dlatego, żeby uświadomić innym, jak można zniszczyć życie komuś i sobie.

Wstyd i uczucie niechęci do siebie pozostanie mi do końca życia.

#Rk6JC

Czuję się bardzo samotny mimo, że mam jakieś tam małe grono znajomych. Ale co z tego skoro nigdy nikt nie ma ochoty się ze mną spotkać. Często jeżdżę na jednodniowe wycieczki. Jak wrzucam zdjęcia z wypraw to sypią się komentarze "dlaczego nas nie zabrałeś". Kiedyś zawsze pytałem czy nie chcą ze mną jechać ale po setnej odmowie dałem sobie spokój. Oczywiście jeśli oni gdzieś jadą lub choćby wychodzą na miasto to nikt nie zapyta czy bym nie miał ochoty. Jeśli się spotykamy to raczej z mojej inicjatywy. I mimo, że uchodzę za osobę towarzyską i "wszyscy mnie lubią" mam wrażenie, że nikogo nie interesuje moje towarzystwo. Czy ktoś ma podobne odczucia?

#em8cQ

Moja najlepsza przyjaciółka przytyła. Ot tak, praktycznie z dnia na dzień, niczego w swoim życiu nie zmieniając, jak to mówią - "z powietrza". Na szczęście szybko trafiła do endokrynologa, który zdiagnozował u niej niedoczynność tarczycy i w krótkim czasie uregulował jej hormony, ale wiadomo - kilogramy same nie znikną.

Chora była tego świadoma i postanowiła zapisać się na jogę, bo stwierdziła, że tak łatwiej jej będzie się zmobilizować niż ćwicząc w domu. Dodatkowo spytała, czy na początku mogłabym z nią chodzić na zajęcia, żeby było jej raźniej. Mogłam, chodziłam, po trzech miesiącach przestałam, ona chodziła dalej i, co najważniejsze, chudła.

Przemiana nie była tak spektakularna jak ta wcześniejsza, zajęła więcej czasu, ale kiedy po półtora roku urządzałam imieniny, moja prawie-siostra miała najlepszą figurę w życiu. Zauważyła to moja bratowa i w pewnym momencie poleciała za mną do kuchni, żeby spytać, czy na tej jodze to jest ciężko. Zgodnie z prawdą powiedziałam, że chodziłam tylko trzy miesiące na zajęcia dla początkujących i nie miałam jakichś większych problemów, czasem źle postawiłam nogę, czasem inaczej ułożyłam ręce, ale ciężko nie było, choć trzeba zauważyć, że skoro od lat chodzę na balet (dla dorosłych, dokładnie od 17 r.ż., jestem po 30, zajęcia 2 razy w tygodniu), to na zajęcia poszłam rozciągnięta i gibka, dodatkowo w dobrej kondycji (dokładnie tych trzech określeń użyłam).

Minęło trochę czasu, ja o rozmowie zapomniałam, a tu nagle oberwało mi się od rodzicielki, że źle bratowej życzę, okłamuję ją i narażam na straty finansowe. Oniemiałam. Kiedy już odzyskałam głos, udało mi się ustalić, że najukochańsza bratowa wykupiła roczny (!) karnet na wiadome zajęcia, a teraz żali się komu tylko się da, że ją na te zajęcia wysłałam, zapewniałam, że to kaszka z mleczkiem, bułka z masłem itd., a w rzeczywistości to nieludzkie tortury i ona chodzić na to nie zamierza i nie może, na dodatek nikt jej nie chce zwrócić pieniędzy. Myślałam, że mama coś przekręciła, niestety, myliłam się. Teraz zbliżają się imieniny męża, a ja waham się, czy w ogóle nie zaprosić tej jędzy, czy przyrządzić tylko najbardziej tuczące potrawy ze swojego repertuaru, żeby babsztyl całe przyjęcie siedział z pustym talerzem i po powrocie do domu nażarł się na noc.

#lyqXF

Historia o zabijaniu somalijskich piratów skłoniła mnie do założenia konta i podzielenia się po części podobną historią.

Był sobie X. Młody, inteligentny i przystojny chłopak. Los tak się potoczył, że trafił on do wojska, niedługo potem zaczął jeździć na misje, ponieważ był to okres, kiedy Polska wysyłała tam żołnierzy w ilościach hurtowych.

To nie jest tak, że jedziesz na misję i od razu dają Ci broń do ręki z której korzystasz w wiadomym celu. Jako żołnierz masz ją ze sobą zawsze, ale czasami mija kilka dni, tygodni, miesięcy zanim żołnierz zmuszony jest z jej korzystania. Tak było i w tym wypadku, po kilku tygodniach patrol w którym uczestniczył X został zaatakowany. I wtedy pierwszy raz wykorzystał broń. Zabił człowieka.

Początkowo towarzyszyło mu nieznane do tej pory uczucie. Nie potrafił go zdefiniować, zastanawiał się nad tym co zaszło. Jako, że misja trwała kilka miesięcy, w ciągu swojego pobytu kilka razy zmuszony był do jej użycia. Wrócił do kraju, ale nie potrafił się odnaleźć, więc dość szybko pojechał na kolejną misję. Na misję, gdzie prawie raz na tydzień, zmuszony był do zabicia człowieka. Wiadomo życie albo jego albo napastnika. Ponoć był w tym nadzwyczaj dobry. I w końcu zrozumiał.

On był wprost stworzony do zabijania. Odczuwał euforię, kiedy pociągał za spust. Wręcz seksualne podniebienia na myśl o odebraniu komuś życia. Opowiadał, że wiele razy miał tylko odstraszyć potencjalnego napastnika, ale nie potrafił się powstrzymać. I zabijał. Z zimną krwią, często na oczach członków rodziny zabitego. Ale to co szokuje najbardziej to fakt, że w tym zabijaniu wprost uwielbiał jedne sytuacje bardziej od innych. Mianowicie uwielbiał zabijać dzieci. Opowiadał, że największy dreszcz podniecenia przeżywał kiedy musiał zabijać napastników w wieku 7-12 lat. Kiedy miał świadomość, że to dopiero dziecko, zmuszone przez sytuację idzie prosto w jego objęcia - objęcia śmierci.

Za każdym razem po powrocie do Polski, nie potrafił znaleźć miejsca. I szybko deklarował wyjazd na kolejną misję. Chociaż twierdził, że chciał zostać. Chciał znaleźć miłość, ale ciężko było mu z dotychczasowymi przeżyciami. I może nawet nie chodziło o sam fakt, ale o sposób mówienia o tym. Gdybyście widzieli tę radość, ten błysk w oku, kiedy opowiadał o tym kogo ostatnio udało mu się zamordować... Chwalił się tym, jakby Powiem szczerze, że do tej pory przechodzą mnie ciarki na samo wspomnienie.

W końcu kontakt z X się urwał. Świadomie bądź nie, w jego otoczeniu bałam się po prostu o siebie.

#oju4m

Mam starszą o rok siostrę, obie jesteśmy po trzydziestce, a będąc dziećmi bawiłyśmy się w... gwałciciela i ofiarę. Ofiara spacerowała po pokoju udając, że jest np. w sklepie, muzeum, galerii, a gwałciciel czaił się schowany, żeby zaatakować. Gdy nadarzyła się okazja atakował od tyłu, kneblował usta i siłą ciągnął swoją ofiarę do wcześniej zbudowanego namiotu z poduszek i koców. Ofiara cały czas się broniła, ale i tak została rozebrana do naga i wykorzystana poprzez wzajemne ocieranie się o krocze. Żeby nie było monotonnie, to zamieniałyśmy się rolami i wymyślałyśmy różne scenariusze.
Czasem się zastanawiam skąd mam to się wzięło i czy siostra też to pamięta.
Dodaj anonimowe wyznanie