#DGxZ7

Wstydzę się przyznać ludziom, ale chyba nie radzę sobie z życiem.

Do tej pory pracowałam dorywczo, potem byłam za granicą. Wcześniej również studiowałam, ale rzuciłam to, nie widziałam sensu. Lubię pracować, nie jestem leniwa, ale nie wyobrażam sobie poświęcać na to ponad ośmiu godzin dziennie przez następne 30 lat. Tak naprawdę chciałabym mieć szczęśliwą rodzinę, chciałabym być żoną, matką, gotować obiady, zajmować się domem, sprzątać, wychowywać dzieci. Mnie to cieszy, to mnie uskrzydla (wiem, bo pracowałam jako opiekunka, gosposia, interesuję się psychologią dziecięcą, różnymi nowinkami dotyczącymi miru domowego itd.). Nie chcę być niezależna finansowo, nie chcę robić kariery (bez studiów to w supermarkecie chyba...). Nie chcę też leżeć i pachnieć. Chcę się poświęcić dla związku i dzieci, chcę zapierdzielać tak, żeby stworzyć dom przez duże D, ognisko domowe, żeby dzieci wychować (włącznie z nauczaniem domowym), a nie wyhodować. Takie mam ambicje. Dla mnie bardziej ambitne jest dbanie o dom niż robienie 8h dziennie czegoś, co nie daje mi radości. Chcę żyć pełnią życia, nie chcę wracać do domu zmęczona po pracy i zarażać tym zmęczeniem resztę rodziny, chcę te domowe obowiązki podzielić w trochę staroświecki sposób (facet w robocie, baba w domu), ale jednocześnie korzystać z życia z moim partnerem (raz na jakiś czas wycieczka, wyjście do parku – nie że cały czas w domu). Chcę przy tym pracować na pół etatu albo dorywczo, żeby mieć kontakt ze światem.

Kilka razy zwierzyłam się znajomym z tego, jakie mam marzenia, ale to było zawsze wyśmiewane. Albo traktują mnie jak pasożyta, który chce siedzieć i pachnieć, albo mają mnie za kogoś, kto nie ma własnego zdania i chce być kurą domową, podporządkować się całkowicie mężczyźnie. Jakby partnerstwo nie mogło się opierać na podziale ról: jedna osoba zajmuje się domem, a druga pracuje. I teraz już sama nie wiem... Czy to, czego pragnę, naprawdę jest takie nienormalne i nieosiągalne? Czy powinnam te marzenia porzucić i stać się kolejnym trybikiem w wyścigu szczurów? I jeśli tak, to nawet nie wiem, jak mam to zrobić. Mnie praca dla kogoś nie jara, ja muszę mieć konkretną emocjonalną motywację w formie faceta, dzieci, a nie pracować, żeby pracować. W takim trybie długo nie wytrzymam. Jestem w impasie.
Amfiploid Odpowiedz

Dzień dobry, z tej strony kura domowa.
U mnie jest tradycyjny podział ról: mąż zarabia i ogarnia sprawy techniczne, ja zajmuję się dziećmi, domem i ogrodem. Też zależało nam na wychowywaniu dzieci, a nie oddawaniu ich pod opiekę systemowi, dlatego zdecydowaliśmy się na edukację domową.
Ja takie życie kocham: mam czas i zasoby dla każdego członka rodziny, wszyscy w domu są zaopiekowani i mogą rozwijać się na miarę swoich możliwości - ja też. Nie mam pojęcia, skąd ludzie biorą pomysły że niechodzenie do pracy zawodowej albo edukacja domowa jest równoznaczna z izolacją spoleczną. Jest super, bo nie mamy ograniczeń czasowych: jak jest piękna pogoda, możemy na spontanie pójść na fajny spacer a lekcje zrobić wieczorem albo w ogóle wyjechać gdzieś w środku tygodnia. Ja mam czas na uprawianie warzyw i owoców, robienie przetworów, zbieranie ziół, robienie mydła i innych zielarskich cudów, szydełkowanie. Dzieciaki spędzają ogromną ilość czasu na dworze, poznając przyrodę, zajmując się zwierzakami i towarzysząc we wszystkim: zakupach, ogarnianiu spraw urzędowych i właściwie wszystkim, z czym wiąże się codzienne życie. Mamy bliskich znajomych z podobnym stylem życia, więc mamy fajne, silne relacje z innymi ludźmi. Starsza córka jest w drużynie zuchowej, gdzie ma koleżanki o zalicza różne wyjazdy w grupie, chodzi też na siatkówkę, więc ma kontakt z rówieśnikami i relacje.
Jest jedna sprawa: utrzymanie rodziny z jednej pensji oznacza, że albo mąż będzie musiał dużo zarabiać albo jako rodzina ograniczacie wydatki.
U nas to ta druga opcja, bo mąż też ceni sobie spokój w życiu i kompletnie nie pasuje nam współczesny, mocno konsumpcyjny styl życia. Więc jeździmy starym autem, nie mamy żadnych kredytów, nie kupujemy zbędnych pierdół, nie kupujemy ubrań w modnych sieciowkach, ja nie korzystam z fryzjerów i kosmetyczek, wakacje spędzamy pod namiotem, przy ogniskach. Co się da, robimy sami zamiast kupowac. No i mieszkamy na wsi - nie wiem, co miałabym robić w mieście nie pracując.

Odpowiedzi (3)
worm Odpowiedz

to musisz znaleźć bogatego męża, bo przy dzisiejszej ekonomi z jednej pensji nie jest łatwo wyżyć, jeśli utrzymać trzeba co najmniej trójkę ludzi (mąż, Ty i dziecko). Plus warto mieć plan B, bo nawet jakby się taki mąż trafił to nieszczęścia chodzą po ludziach i gdyby go zabrakło to co dalej?

Zobacz więcej komentarzy (5)

#dfC39

Słowem wstępu, jestem ochroniarzem. Obstawiamy mecze I, II ligi oraz ekstraklasy. Jak w każdej branży jest hierarchia (tzw. Informacyjni/Porządkowi/Żółwie oraz stanowiska kierownicze – dowódcy, kierownicy bezpieczeństwa, koordynatorzy itd.)
Ostatnimi czasy bezpieczeństwo na stadionach oficjalnie się polepszyło. Oficjalnie — natomiast prawda jest taka, że media nie ukazują Wam ataków na „białe kaski”, ponieważ jest tego tak dużo, że temat by się nie przyjął.
Chciałbym opowiedzieć Wam kilka sytuacji związanych z pracą.
Oczywiście poprzedzając pytania, dlaczego się tak narażamy za tak śmieszne pieniądze, wyjaśnię, że większość z nas robi to z pasji, ma swoją ekipę, z którą na tych meczach się spotykamy. Większość z nas imprezy masowe traktuje jak odskocznię od obowiązków oraz pracy. 


I - kilka meczów temu na radiu dowódcy zgłoszono komunikat "przygotować się...", spodziewając się najgorszego kominiarki ubieramy na twarze, zapinamy kaski. Biegniemy pod bramę gości. Tarcze na przód. Nagle słychać strzały. Widać kolorowy dym rac. Kibice postanowili się pobawić. Fajerwerki poleciały w naszą stronę. Wszystkie odbite przez tarcze. Kibice zbiegają w naszą stronę. Zaczęli nam ubliżać. W tłumie widzę twarz mojego sąsiada. Ubiera kominiarkę. Jeden z kiboli zaatakował mojego kolegę, ruszyliśmy mu na pomoc, natomiast kibice zaczęli ratować swojego. Rozpoczęła się walka. Wbiegamy w rozwścieczony tłum z pałkami. Lejemy jak leci. Ode mnie dość mocno dostał jeden z zamaskowanych kibiców. Gdy emocje opadły, asekurowaliśmy ratowników medycznych, którzy go opatrywali, odsłonił kominiarkę. Jak się możecie domyśleć, był to mój sąsiad. Dla mnie sytuacja o tyle śmieszna, że na drugi dzień minąłem się z nim na klatce, zaczął opowiadać mi jak za nic dostał od ochrony na meczu. Przecież tylko grzecznie stał.


II - kibice wyważyli bramę. Chcieli się dostać do sektora przyjezdnych. Standardowo - gazowanie. Dostała kobieta. Wielka kobieta.
Dam sobie rękę uciąć, że ważyła więcej ode mnie, tak samo bicepsa miała większego od mojego, choć moje 120 kg oraz objętość bicepsa robi wrażenie.
Przypadkowo biegła na czele kibiców z dzikimi okrzykami.
Oczywiście zgłosiła to na policję, tłumacząc, że biegła za tłumem. Nagrania monitoringu ukazały prawdę - dostała zakaz stadionowy i wysoką grzywnę.

#P2uWf

Jestem tak nieśmiała i boję się tego, iż inni mnie wyśmieją, że nawet nie piszę komentarzy na anonimowych. Chciałam się kiedyś przełamać i chociaż w internecie, pod jakimkolwiek nickiem spróbować pokazać się, ale nie dałam rady. Najwidoczniej dane jest mi być „tą niewidzialną”.

#EnXzA

W mojej szkole jest mało papieru toaletowego, a jak już, to tylko ten szary, przypominający papier ścierny. Właśnie dlatego 1-2 razy w tygodniu przynoszę ze sobą rolkę tego dwu- czy nawet trzywarstwowego i zostawiam ją w którejś toalecie.
Czuję się wtedy jak bohaterka ratująca pupy innych uczniów.

#lxzdO

W podstawówce uczyli o dorastaniu, o tym, że wtedy u kobiet to się zmienia i tamto, ale nigdy nie mówili (pewnie żeby nas nie straszyć) o bólu związanym z tymi zmianami.

Jako dziecko lubiłam leżeć na brzuchu — wtedy to była najwygodniejsza poza.
Pamiętam jak pewnej nocy, jak zwykle układając się w ulubiony sposób, poszłam spać. Jednak kiedy się obudziłam rano, coś było nie w porządku. Coś było inne. Czułam okropny ból klatki piersiowej. Pierwsza myśl: „Może się uderzyłam, jak spadłam z drzewa”, ale potem stwierdziłam, że ten ból jest inny.  Zaczęłam dotykać miejsca na klatce i wyczułam jakieś guzki. A że byłam zaznajomiona ze wszelkiego rodzaju serialowymi dramatami, od razu wyciągnęłam wnioski i spanikowana i zapłakana myślałam, jak powiedzieć rodzicom, że najprawdopodobniej mam raka piersi i że wkrótce umrę.

Nie, nie był to rak. Po prostu piersi mi zaczęły rosnąć.

#egGKH

Dorabiam sobie jako sprzedawca w sklepach od początku studiów. Różnych klientów już miałam, ale ostatnio jedna kobieta rozłożyła mnie na łopatki.

Aktualnie już od jakiegoś czasu pracuję w sklepie z bielizną. Odkryłam tam, że najcięższa możliwa klientka to taka, która szuka biustonosza do sukienki. Spod tych cholernych sukienek zawsze coś wystaje ;)
Panie przychodzą więc z sukienkami, ze zdjęciami, szczegółowymi opisami, żeby jak najlepiej ten biustonosz dobrać.

Wczoraj przyszła kobieta, która wygrała wszystko. Otóż ta pani narysowała na swoim ciele markerem linie, dokąd sięga suknia, i mierząc biustonosze, sprawdzała tylko, czy nie nachodzi on na linie :)

Powiedziała, że nienawidzi się przebierać i dzięki temu nie musi taszczyć sukni ze sobą. Podziwiam :D

#Sj2Zg

Ostatnio stwierdziłam, że jestem samodzielną kobietą i nie będę zawracać głowy przyjaciołom, tylko sama zrobię przemeblowanie w mieszkaniu.
Poszło nawet sprawnie, ale problem był z szafą, która nie mieściła się w drzwiach. Pozostało mi ją rozkręcić i skręcić w nowym miejscu.

No cóż, zostały mi cztery śruby i dwa dziwne elementy, ale szafa (na razie) stoi :)

#QogTy

Szukałam w Google informacji o poradniach psychiatrycznych w moim mieście i anoreksji. Nie ukrywam, mam spory problem. Mam też myśli samobójcze, jednak na ten temat niczego nie szukałam.
Od kilku dni co drugą stronę spersonalizowane reklamy wyświetlają mi domy pogrzebowe. Dzięki, Google, nie pomagasz.
Dodaj anonimowe wyznanie