Zastanawialiście się kiedyś, jak to możliwe że osoby z depresją nie są w stanie wstać z łóżka? Że uważają, że autentycznie nie są w stanie fizycznie wstać, iść do pracy do sklepu, do kuchni, do łazienki...?
Oj ja wiem że kolejne wyznaniem odnośnie depresji, dość oklepane dlatego postaram się by było maksymalnie streszczone.
Byłem takim człowiekiem który nie potrafił postawić się w sytuacji osoby zmagającej się z depresją. Do czasu.
Zaczęło się od braku chęci, do wszystkich tych rzeczy które lubiłem robić. Jakoś przestały mi sprawiać radość. Przestałem chodzić na siłownię, przestałem chodzić na spacery z audiobookiem. Motocykl w garażu pokrywał się kurzem. Seriale dostawały nowe odcinki których nawet nie miałem chęci obejrzeć. Zwalilem to wszystko na zmęczenie pracą, na obowiązki domowe. W którymś momencie uświadomiłem sobie leżąc bezczynnie na kanapie że fajnie byłoby iść spać ale już nie musieć wstawać. Wtedy zapaliła mi się czerwona lampka, że chyba coś jest nie tak. Zignorowałem ją.
Kilka tygodni później snułem się przez alejki w wielkim dyskoncie spożywczym. Coś tam pakowałem do wózka wiedząc że zapewne wszystko straci ważność nim to ugotuje i w resztkach sił popchnięty głodem zamówię jakąś pizzę która wystarczy na dwa trzy dni. I wtedy poczułem jakby dreszcz na plecach. Potem kolejny lekki skurcz, i kolejne uczucie płynącego prądu. Wyszedłem przed sklep, usiadłem na ławce, siedziałem na niej do zamknięcia centrum. Jakieś 6 godzin. Ledwie wstałem, w samochodzie siedziałem kolejnch kilka godzin nie robiąc absolutnie nic. W końcu dotarłem do mieszkania i położyłem się do łóżka.
W mojej głowie nie było absolutnie nic. Po trzech dniach w łóżku śmierdzący i zapewne głodny choć glodu nie czujący miałem przebłysk - mój własny mózg próbuje mnie zabić.
Ta myśl przychodziła i odchodziła. Czułem jakbym rozdzielił się na pół.
Zadzwoniłem do brata.
Spędziłem trzy miesiące na oddziale w szpitalu psychiatrycznym. Kolejnych szesnaście miałem regularną terapię lekami i psychoterapię.
Z faceta 120kg wagi gdzie większość stanowiły mięśnie stałem się przecinkiem ważącym 62kg.
Straciłem większość z majątku, sprzedany motocykl samochód, dom wynajęty... Wszystko poszło na przetrwanie i raty kredytu. Mieszkałem u brata. Z mojego życia wyciekło przez palce w sumie około dwóch lat.
Straciłem je bezpowrotnie.
Da się nie wstać z łóżka.
Da się zrobić siku do butelki po wodzie, da się zrobić dwójkę przez sen którą się wstrzymywało kilkanaście godzin bo nie chciało się iść do łazienki.
Da się umrzeć żyjąc...
Da się zmartwychwstać i wrócić z samego krańca egzystencji.
Nie jest idealnie ale odczuwanie przyjemności z czegokolwiek jest niesamowicie budujące.
Spotkałem ją przypadkiem w kawiarni, po latach. Miała na sobie elegancką sukienkę, ale pod oczami widać było cienie, których kiedyś nie miała. Pamiętałem dobrze, jak przed dekadą, gdy byłem w niej zakochany, podśmiewala sie z mojej niesmialosci. Była taka piękna. Bez skrupułów wybierała towarzystwo facetów, którzy wyglądali jak z okładki magazynu. Wtedy każdy jej uśmiech był dla mnie nagrodą, choć nigdy nie dawała mi nadziei.
Teraz uśmiechnęła się inaczej – nie triumfalnie, lecz z odrobiną niepewności.
– Dawno się nie widzieliśmy – zaczęła, mieszając kawę. – Zawsze miałeś w sobie coś… stabilnego. Pewność. Może wtedy nie rozumiałam, jak ważne to jest.
Słuchałem uważnie, ale bez dawnych emocji. Opowiadała o kolejnych „prawie idealnych” mężczyznach, którzy znikali szybciej niż się pojawiali. O samotnych wieczorach w pustym mieszkaniu. O tym, że „z wiekiem zaczyna się inaczej patrzeć na ludzi”.
A potem podniosła wzrok i spojrzała mi z bliska w oczy. Wyczytałem tam nieme pytanie: "Może moglibyśmy spróbować? Wiesz, tak na serio".
Przez moment czułem dawną falę wspomnień, młodzieńczych marzeń, które kiedyś krążyły wokół niej. Ale potem przyszła cisza. Już nie byłem tym samym chłopakiem, który lata temu czekał na jej uwagę. Byłem kimś innym – pewniejszym siebie, spokojnym, pogodnym.
– Wiesz co to jest MGTOW? – rzekłem zanim zdążyła otworzyć usta.
O dziwo, wiedziała. Chyba dlatego jej uśmiech przygasł. Spojrzała w bok, jakby próbowała schować zawstydzenie za dymem unoszącym się z papierosa.
Ja nigdy nie paliłem. Ale luzik, dym mi nie przeszkadzał.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę, powspominaliśmy stare dobre czasy, dokończyliśmy kawę, a potem wstałem i pożgnawszy się wyszedłem zostawiając za sobą coś, co niegdyś wydawało mi się wszystkim.
Czuję się zakłopotana . Poznałam faceta jest starszy ode mnie o 21 lat. Fajny chlop normalnie jak z marzeń spełnia wszystkie moje standardy ( tak wiem to głupie ) ale problem jest taki że on jest kuzynem mojej koleżanki i po tym jak zaczęłam się z nim spotykać to kontakt z tą koleżanka się urwał można powiedzieć że nienawidzi mnie unika mnie jak może . Pytałam się go czy ma o to problem itp powiedział że nie . I nie wiem co robić bo w sumie wydaje mi się że coś z tego będzie poważnego ale z drugiej strony chce odzyskać kontakt z koleżanką
Pracuje w kawiarnio-lodziarni od bardzo dawna. Nigdy mi to nie przeszkadzało, lubię tą pracę. Uwielbiam rozmawiać z ludźmi. Oczywiście zdarzają się wyjątki. Co drugi dzień słyszę ,,zrobi mi Pani loda?", ,,taka piękna dama, może popracujesz dla mnie?" ,,jeśli nie masz chłopaka to się dogadamy, a nawet jeśli masz to hehe nie szkodzi!" ,,sama Pani ubija tą śmietankę?" itd. Dzisiejszy tekst mnie zaskoczył, a myślałam że słyszałam wszystko. Gościu powiedział że zrobi mi minetkę jak w minutkę go obsłużę.
Żałuję że nie dostał ode mnie talerzem...
Gdy zwróciłam mu uwagę że takie komentarze nie są na miejscu stwierdził że przesadzam i on tylko żartuje.
Nie. To nie jest śmieszne. Jest to obrzydliwe i seksistowskie. Najgorsze że takie komentarze słyszę od typów 50+. Każdy z nich mógłby być moim ojcem.
Jak wracam do domu to niedobrze mi się robi jak o tym myślę...
Jak to jest że czytam w internecie że ludzie pracujący w gastro WYMAGAJĄ napiwków od klientów? Sama pracuje w gastro od kilku lat i cieszę się z każdej złotówki jaką dostaje, ale nigdy nie wymagam od nikogo tych pieniędzy. Masz życzenie? Bardzo Ci dziękuję, poprawisz mi humor. Z tym że jeśli raz w miesiącu chcesz sobie zrobić przyjemności i napić się kawy w kawiarni/zjeść coś dobrego na mieście- nie znaczy to że musisz mi zostawić drugie tyle co wydałeś. Błagam przestańmy normalizować wyłudzenie pieniędzy. Nie naciskajmy na ludzi, nie doliczamy jakiegoś gówna do paragonu i nie traktujemy ludzi gorzej bo nie zostawili nam jakiegoś ,,grosza".
W moim życiu postępowałem bardzo różnie, często w skrajnie nieodpowiedzialny sposób, nieodpowiedni, głupi, niedojrzały i niszczący sposób. Nie ma co się z tym ukrywać, często nie postępowałem zgodnie z moimi własnymi przekonaniami, z moją własną wiarą. Popełniałem wiele błędów, robiłem wiele co najmniej nie odpowiednich rzeczy, jak nie gorszych. Według świata już dawno powinienem zostać potępiony. Zawsze gdy patrzyłem na kogoś z niedowierzaniem i pogardą jak mógł się czegoś dopuścić, nigdy w moim życiu nie śmiałbym nawet pomyśleć, że to ja mogę być na tym miejscu. Tak mi przykro z tego powodu. Oczywiście uważam też że robiłem wiele dobrego, ale złego też i to na tyle że nie wiem czy zasługuje na życie, dobre życie na miłość, na wszystko co w życiu cenne, zdrowie, i zbawianie. Ale tutaj nagle pojawia się On... Pojawia się znikąd, nie czuje już nienawiści do siebie z powodu mojej przeszłości. Czuje że mimo tego wszystkiego on wciąż patrzy na mnie z miłością, jak na swojego syna nie jak na kolejnego nieudacznika życiowego. Nie oskarża mnie, nie potępia. Nie mówi ile złego zrobiłem, nie patrzy na to. Podaje mi rękę i pomaga wstać. Patrzy na mnie miłościwymi oczami z uśmiechem który rozpromienia się w całe moje ciało. Nie mogę nic pojąć ale też nie próbuje... Nie chce nic innego niż tylko być z Nim. Wypełnia mnie dobrocią i miłością niczym tchnieniem życia... prawdziwego życia. Czuje się po przejściach a jednak w tym momencie nie widzę tego, zamiast tego czuje jakbym był innym bytem, który jest w swojej pełnej okazałej sferze i nie chce jej opuszczać. Tym kimś jest Jezus... Jezus Chrystus... Naprawdę oddał swoje życie za mnie... Za mnie!... Dlaczego?... Zrobił to... bo.. mnie kocha... zrozumiałem to....
Od tego momentu chciałbym narodzić się na nowo. To co jest za mną sprawiło jakim człowiekiem jestem i na kogo się ukształtowałem. Ze wszystkiego zawsze starałem czerpać lekcje, i zbuduje na tym fundamencie moje nowe życie. Wolne od fałszu i zakłamania a pełne wiary i prawdy. boskiej prawdy.
konkludując, gdy ex okazuje się być nadal chuyem. No bo czemu ludzie mieliby się zmieniać na stare lata. Świat jest mały. Ciekawe to. Chyba pora zakupić popcorn.
Nie wiem, od czego zacząć, bo nawet słowa czasem wydają się zbyt ciężkie. Ludzie mówią żebym pisała.. więc piszę.
Codziennie budzę się z nadzieją, że może dziś będzie inaczej, ale prawie zawsze jest tak samo. Czuję się, jakbym tonęła w czymś niewidzialnym, a dużo czynności sprawia mi ogromną trudność. Na przykład pisanie. Kocham pisać powieść, opowiadania i najchętniej spędziłabym tak cały dzień ale im dłużej wpatruje ekran tym bardziej mi się rozmazuje.
Myślę o śmierci, to nie tak, że nie chcę żyć. Chcę. Bardzo. Tylko… ciężko mi. Są momenty podczas których wpatruję się w sufit i myślę o tym że będę tylko cierpieć, że nie zasługuję na szczęście . Że szczęście nie nadejdzie i nie mam na co liczyć.
Wiem, że mam wokół ludzi, którzy mnie kochają, ale czasem nawet to nie wystarcza, żeby przestać czuć ten ciężar. Nie chcę być ciężarem dla nich — dla nikogo.