Mam 24 lata. Nigdy nie miałem dziewczyny, nigdy nawet się nie całowałem. Rodzice mi od jakiegoś 1,5 roku zaczęli dokuczać z tego powodu a ja nie wiem już co odpowiadać. Na początku to było ,,śmieszne?" Teraz czuję się jak ostatni śmieć. Zacząłem coraz częściej z tego powodu chodzić do pracy. Gdy pracuję to nie myślę o niczym.
Gdzieś w okolicy maja po skończeniu technikum pamiętam że byłam przerażona co mam dalej robić ze swoim życiem w końcu nie mam matury i nie miałam zawodu czułam się nikim, wiedziałam że muszę zacząć albo pracować albo zdawać do były mature by iść na wymarzone studia, koniec końców zależało mi tylko za zawodzie co za żelami przeszukiwać jakieś szkoły policealne i tak znalazłam fryzjerstwo mój obecny zawód, na początku trochę się bałam iść do nowej "szkoły" ale , czasem nabrało to tępa zaczęłam się uczyć i naprawdę cieszyć się tym zajęciem jakbym znalazła swoje własne nowe powołanie, z ludźmi miło mi się dyskutowało, moi znajomi z tej szkoły policealnej też było sympatyczni, no ale kiedyś ta sielanka się musiała skończyć zdałam egzaminy i znowu czułam że znajduje się w martwym punkcie ale uznałam że skoro mam zawód to może będzie łatwiej? Chodziłam od jednego fryzjera do drugiego najpierw w formie przyuczenia się dokładnie zawodu a potem do pracy bo to co ucza w szkole nie działa tak samo jak w pracy fryzjerzy mają lepsze i szybsze taktyki czego nie uczą w szkole, więc uznałam że to będzie dobry początek. Początki są ciężkie ciągle odsyłano mnie z kwitkami "ale przecież tego uczą" "myślałam że to umiesz potrzebuje ludzi do pracy nie do nauki" "szukam kogoś z doświadczeniem" nie widze w tym nic złego w końcu to już praca więc oczywiste że będą oczekiwać że mam coś umieć, myślałam że nie znajdę nic, aż trafiłam na jedną fryzjerkę która strzyże w moim mieście (bo dojeżdżałam do miasta obok bo myślałam że to będzie lepszy wybór) uznałam że spróbuję ten ostatni raz przepracowałam tam miesiąc z myślą że mnie czegoś uczy w praktyce znalazła sobie służąca która sprzątała po niej kiedy ścinała, wyrywała mi nożyczki z rąk zamiast wytłumaczyć mi co źle robię, miałam też dużo problemów w domu więc ciągle przychodziłam też do pracy przemęczona ale w końcu szczęśliwa bo myślałam że robię to co lubię w końcu. Koniec końców wezwała mnie na rozmowę po miesiącu mówiąc, że jest załamana moim strzyżeniem i mam zabrać stąd rzeczy i nie wracać pomyślałam że to coś ze mną jest nie tak skoro kobieta cały czas mi coś tłumaczyła jak w szkole potem pokazywała nowe techniki strzyżenia więc coś musi być ze mną nie tak skoro mnie tu nie chce. Koniec końców jestem na etapie że chyba zostawię to fryzjerstwo moja motywacja i chęci przeminęły nie wiem czy chce to robić już więcej skoro i tak nikt nie chce też po części pokazać jak się to robi
Jestem kobietą (biologicznie miesiączkuję i w ogóle to ten nawias to jakby ktoś miał wątpliwości bo dziś dla innych to nie jest takie oczywiste co ktoś rozumie przez stwierdzenie jestem kobietą) ale to nie ma nic do rzeczy bo uważam że przemoc nie jest zależna od płci. No ale pisanie o tym neutralnie płciowo mi nie wyszło bo nie potrafię się skupić więc część wpisów jest w rodzaju żeńskim a część w nijakim. A czasem mam też tak że gdy piszę zbyt długo w męskim to się zapominam i piszę w męskim nawet gdy już chcę w żeńskim. Kiedyś to nie był dla mnie problem żeby np. w grze międzysieciowej mieć postacie zarówno z awatarem żeńskim jak i męskim i pisać na takim koncie gracza tak że rodzaj gramatyczny pokrywał się z awatarem oraz nickiem. Niestety to przeszłość. Czasem na krótkiej wypowiedzi nie mogę się skupić. W ogóle to robienie czegokolwiek w skupieniu to jest koszmar. A gdy wreszcie na jakiejś czynności skupię się na 100 % to rodzice dowalają się że ich ignoruję. A tu chodzi też o takie czynności jak gotowanie które sami mają pretensje że nie robię w skupieniu ale jak już robię to też źle bo się do nich nie odzywam no ja nie mogę toż to absurd a gdy ich absurdalne zachowanie próbuję wytłumaczyć to chcą olać temat a wiem że jak oleję temat to za chwilę znów będzie taka sytuacja więc uparcie dalej tłumaczę no to oczywiście się kończy na biciu mnie i różnych innych chorych akcjach a człowiekiem winnym wszystkiego jestem ja. A mój organizm już od dawna odmawia posłuszeństwa nie wytrzymuję tych wszystkich chorych sytuacji co jest powodem kolejnych takich sytuacji no bo jak to tak że się denerwuję nie skupiam i w ogóle. Przeraża mnie to bo wiem że przez tą nerwową sytuację nie jestem sobą. Nie wiem co robię i nie mogę robić tego co lubię ale najgorsze że nie mogę się skupić na najprostszych czynnościach. I mimo że ojcu wspominałom wiele razy że tak mam to jeszcze niszczy mi psychikę chrzaniąc że robię sobie krzywdę nie chcąc być administratorem na jego stronie na FB. No kurde przecież widać że w tym stanie nie nadaję się na żadnego administratora bo mnie aż strach samego w domu zostawić. Ja muszę się odbudować zaczynając wreszcie wykonywać poprawnie proste czynności a nie brać na siebie odpowiedzialność prowadzenia strony no niech mi nerwów nie psuje gadając takie absurdy o byciu administratorem. Inna sprawa że mi się ta strona nie podoba a poza tym nie chcę mieć konta na FB czego ojciec nie akceptuje. To jest jakieś popieprzone mam spać na zakrwawionej pościeli wykręcili mi żarówkę w mym pokoju i jeszcze mam mieć konto na FB. Jeszcze do tego zdaniem ojca za dużo czasu spędzam w międzysieci no bo jak będę administratorem to wcale nie będę więcej spędzać no wcale. Tego jest więcej mogłobym wiele grubych ksiąg zapisać o mym absurdalnym życiu.
Hej…chciałabym podzielić się swoją historią…byłam w związku od 4 lat… z dużo młodszym chłopakiem…on poznał parę miesięcy temu dziewczynę przez internet…od tamtego czasu nie układało się nam ani trochę….zerwaliśmy w sobotę….dzis się dowiedziałam ze on chwilę po rozstaniu już do niej poszedł….bylismy na odległość przez ten czas…ciągle mnie okłamywał ze nie ma z nią kontaktu ale okazało się inaczej niestety…to tak ogólnie moja historia z którą muszę się podzielić z wami…dość długa ale smutna :(
Kiedy mieszkałam w Polsce, byłam aktywnym użytkownikiem Allegro. Głównie jako kupujący, ale czasami też coś tam sprzedawałam - ubrania i perfumy, które mi się znudziły, biżuterię czy nietrafione prezenty. Raz wystawiłam na aukcję zimowy płaszcz (niewiele noszony, w bardzo dobrym stanie), dodałam zdjęcia i stosowny opis. Kupiła go jakaś pani, od razu zapłaciła, więc zapakowałam go w karton i niezwłocznie poszłam na pocztę nadać paczkę. Po jakimś tygodniu dostałam maila od tej osoby - napisała mi, że w kieszeni płaszcza znalazła moją obsmarkaną chusteczkę higieniczną i przez to musiała go dać do czyszczenia. Już w momencie czytania tego maila było mi wstyd jak diabli i plułam sobie w brodę, dlaczego dokładnie nie przeszukałam płaszcza przed wysyłką. Mail był tylko do mojej wiadomości (żebym na przyszłość unikała podobnych sytuacji), a za transakcję dostałam 5 gwiazdek. W zwrotnym mailu serdecznie przeprosiłam tę panią i podziękowałam za wyrozumiałość. Później, zanim wysłałam komuś jakąkolwiek rzecz, sprawdzałam ją po 10 razy pod kątem takich ,,niespodzianek”. A niedawno sama dostałam podobnego ,,gratisa”, ale z eBaya - w nogawce spodni zwinięta w kulkę jedna, używana skarpetka:)
Kocham kogoś z kim nie mogę być. Cały czas chcę walczyć o tę osobę pomimo tego iż ona tego nie chce. Boli jak cholera, najgorszemu wrogowi tego nie życzę.
Długo nie chciałam mieć dzieci. W końcu poczułam instynkt macierzyński i doczekałam się dwójki cudnych małych ludzi. Bywam zmęczona, czasami tracę cierpliwość, nie jestem idealna. Kocham te dzieciaki tak bardzo że często mnie łapie wzruszenie.
Kocham kogoś z kim nie mogę być. Cały czas chcę walczyć o tę osobę pomimo tego iż on tego nie chce. Boli jak cholera, najgorszemu wrogowi tego nie życzę.
Jakiś czas temu napisałam o tym, ze wyrzucam zużyte, śmierdzące już podpaski do koszy na śmieci obok przystanków, przy których gromadzą się palacze.
Dziś znów to zrobiłam. Ale tym razem nie obok przystanku, ale obok sklepu z płazem. Cały woreczek. Ale, żeby nie było, tam dzieci raczej nie stają na pogaduszki. Ale za to zawsze ilekroć przejeżdżam, stoi tam wianuszek palaczy (na czele z kasjerkami sklepu) i jarają jak stare lokomotywy. Znalazłam sekundę, ze nikogo nie było i wio, już smrody wylądowały w śmietniku. Nie żałuję, zwłaszcza babek z obsługi, bo niemalże za każdym razem, gdy próbowałam wejść do sklepu, to najpierw musiałam pokonać zasłonę dymną i kaszel. Sprzedawczynie stoją w drzwiach z papierochami i serio przejść się nie da bez bucha. A żeby jeszcze która ręce umyła, gdy łaskawie zgodzi się podejść do kasy...
Niemniej, jeśli ja muszę zaciągać się dymem, to niech palacze zaciągają się smrodem padliny.
Chociaż dzięki temu mi trochę lżej.
P.S. Dla tych co mówili, że u mnie w chacie musi walić. Nie wali. Mam specjalny szczelny śmietnik w toalecie (po etapie pieluch u dzieci) I balkon w razie czego. Tyle.