#sRU15

Jakiś czas temu napisałam o tym, ze wyrzucam zużyte, śmierdzące już podpaski do koszy na śmieci obok przystanków, przy których gromadzą się palacze.
Dziś znów to zrobiłam. Ale tym razem nie obok przystanku, ale obok sklepu z płazem. Cały woreczek. Ale, żeby nie było, tam dzieci raczej nie stają na pogaduszki. Ale za to zawsze ilekroć przejeżdżam, stoi tam wianuszek palaczy (na czele z kasjerkami sklepu) i jarają jak stare lokomotywy. Znalazłam sekundę, ze nikogo nie było i wio, już smrody wylądowały w śmietniku. Nie żałuję, zwłaszcza babek z obsługi, bo niemalże za każdym razem, gdy próbowałam wejść do sklepu, to najpierw musiałam pokonać zasłonę dymną i kaszel. Sprzedawczynie stoją w drzwiach z papierochami i serio przejść się nie da bez bucha. A żeby jeszcze która ręce umyła, gdy łaskawie zgodzi się podejść do kasy...
Niemniej, jeśli ja muszę zaciągać się dymem, to niech palacze zaciągają się smrodem padliny.
Chociaż dzięki temu mi trochę lżej.

P.S. Dla tych co mówili, że u mnie w chacie musi walić. Nie wali. Mam specjalny szczelny śmietnik w toalecie (po etapie pieluch u dzieci) I balkon w razie czego. Tyle.
amelcia1982 Odpowiedz

Bardzo dobrze robisz. Też nienawidzę smrodu tytoniowego . Powinien być surowy zakaz palenia publicznie a tym palaczom co mają dzieci powinni się odbierać 800+. Palacze powinni być też spychani na koniec kolejki jeśli chodzi o leczenie np raka płuc. Do takich koszy gdzie palacze smrodza publicznie to jeszcze można by rzucić zużyte pampersy. A do publicznych palarni można wchodzić w celu odpowietrzenia się po grochówce. Może to palaczy oduczy zasmradzania środowiska.

Dodaj anonimowe wyznanie