#praca #salmonella
Moja szefowa ma chorą córkę na salmonelle i zdarza się że przyprowadza ją do pracy. Nie to, że nie ma jej z kim zostawić- ma dwie nianie w domu. Jej siostra (która również z nami pracuje), ma męża w szpitalu z objawami salmonelli. Obie twierdzą, że nie możemy się zarazić od nich, bo… “nie roznoszą”.
I tak, korzystamy z tej samej kuchni, łazienki…
Wujek z ciocią wzięli sobie szczeniaki, a 14 letniego psa mają gdzieś. Owszem jeść i pić dadzą, ale nic poza tym. Ostatnio sąsiadka mówiła do mojej babci, że chyba pójdą do weterynarza, żeby go uśpił bo jest już chory i stary. Faktycznie ma nie złośliwego guza i problemy ze skorą, ale oczywiście nikt nie zamierza wydawać na operację, badania czy zabiegi.Po prostu stary to zaczął zawadzać. Nowe pieski zajęły nawet jego dawne legowisko, bo jak stwierdzili jest wygodniejsze.Przykre to.
Mam prawie 40 lat i nigdy nie używałam tamponów w czasie okresu. Nadal nie mam za bardzo pojęcia jak się ich używa (nie interesowałam się tym tematem jakoś mocno), a do tego po prostu mnie brzydzi grzebanie czymś w pochwie w czasie okresu.
Nie wiem czy w ogóle warto. Nie mam też jakiś specjalnych wymagań co do zabezpieczenia w czasie okresu jeśli chodzi o pracę, rozrywki, uprawianie sportu. Wolę zostać przy swoich podpaskach, a tu akurat mam swoje ulubione, nie najtańsze.
Kobiety drogie, warto spróbować? Dlaczego? Serio ciekawi mnie, dlaczego tampony są takie super.
A może jestem jakaś dziwna?
Całoroczny pobór do wojska. Rosja gwałtownie rozbudowuje armię
Do Dumy Państwowej wpłynął projekt ustawy o całorocznym poborze wojskowym. Do tej pory w Rosji pobór odbywał się dwa razy do roku. Wygląda na to, że Moskwa postanowiła przyspieszyć rozbudowanie swojej armii.
Rząd chce wprowadzić „bykowe” dla osób po 30-ce bez dzieci? Proszę bardzo! Już wolę to płacić, niż być w sztucznych związkach, bez uczuć, z samymi niewiadomymi, w które były niekiedy inwestowane duże pieniądze i na tym się kończyło.
Nie masz wielkiej kasy? Jesteś nikim.
Smutne, że wiele osób tak nadal uważa.
Może takim osobom, co tylko kombinują, jak wykorzystać związek tylko do swoich zachcianek, da to do myślenia, kiedy będą ponosić koszty „bykowego”?
Mam 20-kilka lat i kilka koleżanek, szóstka z ośmiu dzieciatych. I mam anonimowe pytanie, bo boję się, że zostanę zlinczowana jak zapytam je w prost: Co kobietom rzuca się na mózg po porodzie? Rozumiem ciąża i hormony robią swoje, ale wtedy przynajmniej mogłam z nimi porozmawiać i zachowywały się normalnie (chociaż bardzo przeżywały te swoje wyczekiwane ciąże). A teraz? Plują na siebie jadem jak nigdy dotąd, kłócą się która metoda karmienia czy tam noszenia jest lepsza, strzelają fochy, strasznie dramatyzują że albo butelka albo cyc głodzi i zabija dziecko, że takie noszenie deformuje kończyny i robi z dzieci inwalidów, i ogólnie stały się bardzo opryskliwymi osobami, nawet jak rozmawiamy na tematy nie związane z dziećmi.
Wiem, że te pierwsze kilka miesięcy to stres, brak snu, i noworodki są ogólnie wyczerpujące, ale ta najbardziej opryskliwa znajoma ma już przecież sześciolatka (jedynaka), i najbardziej gra wszystkim na nerwach. A przed dzieckiem była moją najbliższą przyjaciółką, i strasznie mnie to boli, że już nie jest tą samą osobą.
Nie dawno sobie zdałam sprawę z tego wszystkiego, i przeraża mnie, czy kiedyś jak będę miała dzieci, też stanę się niemiła i odpychająca dla bliższych osób. Jestem bardzo wrażliwa na wahania hormonalne spowodowane okresem, ale wyuczyłam się tego rytmu, i wtedy trochę ograniczam kontakt międzyludzki i staram się unikać przebodźcowania żeby nie być uciążliwa z moim PMDD. Ciąża powoduje jeszcze więcej huśtawek hormonalnych niż okres, więc boję się, jak bardzo ma tym moje zdrowie psychiczne i fizyczne ucierpi z tego. A jak ta tortura ma jeszcze trwać latami, to macierzyństwo zaczyna mnie jeszcze bardziej przerażać. W przyszłym roku stuknie mi trzydziestka, i boję się, że czas na podjęcie tej decyzji mi się nie długo skończy, ale też na razie nie chcę kończyć mojego dotychczasowego trybu życia.
O dziwo, najbardziej normalna z tych dzieciatych znajomych ma trzylatka, znam ją tylko dwa lata, więc nie wiem jaka była przed, ale wiem że ma spierającego męża który bardzo się angażuje w wychowanie dziecka, i przez to ta znajoma ma czas na hobby, na spotkania i normalne życie, więc dlatego teraz spędzam z nią najwiecej czasu.
Mam 20-kilka lat i kilka koleżanek, szóstka z ośmiu dzieciatych. I mam anonimowe pytanie, bo boję się, że zostanę zlinczowana jak zapytam je w prost: Co kobietom rzuca się na mózg po porodzie? Rozumiem ciąża i hormony robią swoje, ale wtedy przynajmniej mogłam z nimi porozmawiać i zachowywały się normalnie (chociaż bardzo przeżywały te swoje wyczekiwane ciąże). A teraz? Plują na siebie jadem jak nigdy dotąd, kłócą się która metoda karmienia czy tam noszenia jest lepsza, strzelają fochy, strasznie dramatyzują że albo butelka albo cyc głodzi i zabija dziecko, że takie noszenie deformuje kończyny i robi z dzieci inwalidów, i ogólnie stały się bardzo opryskliwymi osobami, nawet jak rozmawiamy na tematy nie związane z dziećmi.
Wiem, że te pierwsze kilka miesięcy to stres, brak snu, i noworodki są ogólnie wyczerpujące, ale ta najbardziej opryskliwa znajoma ma już przecież sześciolatka (jedynaka), i najbardziej gra wszystkim na nerwach. A przed dzieckiem była moją najbliższą przyjaciółką, i strasznie mnie to boli, że już nie jest tą samą osobą.
Nie dawno sobie zdałam sprawę z tego wszystkiego, i przeraża mnie, czy kiedyś jak będę miała dzieci, też stanę się niemiła i odpychająca dla bliższych osób. Jestem bardzo wrażliwa na wahania hormonalne spowodowane okresem, ale wyuczyłam się tego rytmu, i wtedy trochę ograniczam kontakt międzyludzki i staram się unikać przebodźcowania żeby nie być uciążliwa z moim PMDD. Ciąża powoduje jeszcze więcej huśtawek hormonalnych niż okres, więc boję się, jak bardzo ma tym moje zdrowie psychiczne i fizyczne ucierpi z tego. A jak ta tortura ma jeszcze trwać latami, to macierzyństwo zaczyna mnie jeszcze bardziej przerażać. W przyszłym roku stuknie mi trzydziestka, i boję się, że czas na podjęcie tej decyzji mi się nie długo skończy, ale też na razie nie chcę kończyć mojego dotychczasowego trybu życia.
O dziwo, najbardziej normalna z tych dzieciatych znajomych ma trzylatka, znam ją tylko dwa lata, więc nie wiem jaka była przed, ale wiem że ma spierającego męża który bardzo się angażuje w wychowanie dziecka, i przez to ta znajoma ma czas na hobby, na spotkania i normalne życie, więc dlatego teraz spędzam z nią najwiecej czasu.
Mam 27 lat.
Gdy poznaje nowego chłopaka jest fajnie.
Piszemy, rozmawiamy, gadamy przez telefon,ale gdy mamy się spotkać zaczynam się stresować i szukam wymówek..
Parę dni temu poznałam chłopaka,jest świetny, dusza towarzystwa.
I wiecie co, boje się że w końcu zaproponuje spotkanie a ja znowu się wymiksuje. Bardzo chciałabym się spotkać i dać mu szansę ale na samą mysl o spotkaniu zaczynam panikować.
Macie jakąś radę na to? Żeby nie wymiękać i zawalczyć o swoje szczęście?
Studiuję dość daleko od miasteczka rodzinnego. Gdy na Wielkanoc pojechałam do rodziców, zauważyłam, że tata - dobiegający 60 generalnie zdrowy mężczyzna - częściej chodzi do toalety. "Przeleciałam" w pamięci wizytę u nich na Boże Narodzenie i faktycznie, już wtedy chodził częściej, ale nie aż tak. Zażartowałam, czy nie ma powiększonej prostaty. On się oburzył, burknął, i myślałam, że sprawa zakończona.
Po sesji znów pojechałam odwiedzić rodzinę na dłużej. Okazało się, że tata jednak wziął sobie do serca mój niezbyt wybredny żarcik. Poszedł do lekarza. Jedno badanie, drugie, trzecie. I diagnoza: rak prostaty. Na wczesnym stadium, bez przerzutów, ale już do leczenia. Bardzo duża szansa na całkowite wyleczenie.
Mama mówiła, że nie zauważyła, młodszy brat chyba nie chciał się wtrącać. Nie mówię, że uratowałam ojcu życie... Ale badajcie się i zwracajcie uwagę na coś nietypowego.