#FG9dk

Dzisiaj przebudziłam się około 5 rano. Było bardzo jasno i padał deszczyk. Jakoś mi się wtedy lżej zrobiło, no bo wiecie, tak orzeźwiająco to wyglądało. Zasnęłam i wstałam z budzikiem. Od rana miałam świetny humor. Na uczelnię wybrałam się rowerem, bo nie mam zaś aż tak daleko. Od samego początku oznajmiłam dziewczynom, iż mam dobry humor i mi tego nic nie zepsuje. Były trochę zdziwione, tak jak w sumie ja sama. Na starcie był angielski, a później o ósmej wf. Nigdy go nienawidziłam, bo kto widział tak wcześnie wf. Ale dzisiaj było inaczej. Nauczycielka postanowiła, że będziemy ćwiczyć na polu. Był to świetny pomysł. Po rozgrzewce zaczęliśmy skakać w dal z miejsca. Wyszło mi najlepiej z moich rówieśników. Byłam bardzo z siebie zadowolona. Następnie był język polski, później fizyka, na której nic nie rozumiałam, ale to mnie nie zniechęciło do uczenia się i być dobrze nastawioną do tego dnia. Przyszedł czas na następne lekcje. Jedną z nich była owa chemia. Szczerze bardzo jej nienawidzę i w ogóle nie czaję. A właśnie trafiłam na to, iż był sprawdzian. Stwierdziłam, że jeśli tylko uwierzę w siebie to wszystko mi wyjdzie. Nie jestem pewna czy mi wszystko wyszło, bo wyników jeszcze nie ma, ale mniejsza o to. Następna była matematyka i niezapowiedziana kartkówka. Nie rozumiałam nic z tego tematu, ale zrozumiałam, że tak musi być i że dlatego jest świetnie. Napisałam tę kartkówkę na 5. Nauczycielka już od razu oddała. Bez błędnie. Na długiej przerwie zagrałam z dziewczynami w siatkę i zostałam za ciągnięta przez moją przyjaciółkę do mojego, tak zwanego crusha, czyli osoby w której się bujamy, tak dla osób, które by nie zrozumiały:). Pogadaliśmy chwilę i zadzwonił dzwonek. Gdy już wszystkie lekcje minęły, a w tym dniu miałam ich najwięcej, wyszłam z koleżankami na lody. Pogoda wciąż cudna. Ciepło bardzo, lecz był miły chłodny wiaterek. Gdy przyjechałam do domu skończyłam malować swoje buty (postanowiłam pomalować sobie buty, bo miałam zwykłe białe), wyszły bardzo kolorowo i ładnie, w mojej opinii.
Moja mama miała gorszy dzień, co mi powiedziała już przez telefon. Gdy wróciła do domu, opowiedziałam jej co mnie dzisiaj spotkało. Od razu się zaczęła uśmiechać i kaprys zniknął jej z twarzy. Nawet zaczęła robić swoje hobby, na które bardzo długo nie miała czasu.

Podsumowując, bo już mi się słowa kończą haha, optymizm bardzo ułatwia życie, jak sami widzicie. Trzeba to sobie wmówić do głowy, że jest świetnie, że dam radę, a nasza podświadomość już wszystko załatwi. Uwierzcie mi na słowo<3

#76hi6

Chyba trochę życie mnie przytłoczyło.

Z pewnych przyczyn musiałam wynieść się z domu w trybie ekspresowym i znaleźć nowe miejsce zamieszkania i dalej próbować zachować jakiś kontakt z niektórymi członkami rodziny. Mam pracę, na pełen etat, trochę mnie podkopuje to, że pracuje od listopada bez wcześniejszego doświadczenia w branży i mam wrażenie, że moja liderka może odejść lada moment. Do tego studiuje zaocznie i powinnam się bronić w lipcu.
Nie mam zaczętej pracy licencjackiej, mimo że mam szkic. Ostatni semestr na studiach okazał się być bardziej wymagający z kolokwiami i projektami niż dwa poprzednie. Na terapię chodzę regularnie raz w miesiącu, bo więcej mnie nie stać. Cały czas bliska mi osoba ma problemy z autem i muszę jej pożyczać auto na weekendy, kiedy nie pracuję. I...

Myślę, że już chyba nie wyrabiam. Musiałam to gdzieś wyrzucić, bo osoby, z którymi się przyjaźnię nie do końca rozumieją jak wszystko na mnie dookoła wpływa.

#eQ8gy

Zgodziłem się przygarnąć na jakiś czas siostrę mojej żony wraz z jej córką pod swój dach. Kobiecie wybitnie nie ułożyło się w życiu. Problem w tym, że ten jakiś czas trwa już za długo, a jej dziecko nie dość, że jest niewdzięczne to jeszcze zatruwa mi życie. Mam ciche dni z żoną, bo kazałem jej rozmówić się z siostrą jeszcze w tym tygodniu żeby wynieśli się do końca maja, a jeżeli tego nie zrobi, to ja im to powiem mniej kulturalnie, a potem je poprostu sam spakuje i wyprowadzę. Wszystko mnie już drażni w tym dziecku. Cały czas biega, krzyczy, chce głośno muzykę, robi po złości i akurat chce do toalety kiedy ja się kąpie. Jeszcze nie wybuchłem, ale już jestem bliski. Muszę się chować we wlasnym domu z jedzeniem słodyczy i chipsów, ciagle chorujemy z żoną, bo ta mała coś przynosi z przedszkola. Nie dość, że wydaje na leki, to musiałem 2 razy iść na l4 za które dostałem 80% wypłaty i urypali mi dwie nagrody kwartalne. Rachunki też gwałtownie podskoczyły i oddaje nam niewspółmiernie do tego o ile podskoczyły. Musiałem gdzieś to z siebie wyrzucić. Tracę do tego wszystkiego cierpliwość.

#5hWA0

Witam tone w długach z ktorych nie potrafie wyjsc pozyczka za pozyczka. Szukam osoby ktora była by stanie mi pomóc i miec jedna stała rate bez ogladania sie za siebie moj dług wynosi 47tys.
78 1090 2590 0000 0001 5302 7248 to moj numer konta jesli jest jakas osoba ktora mogła by pomóc jestem w stanie spłacac w ratach do 700zł miesiecznie.

#t3siN

Jestem sfrustrowana. Nie wiem co robię nie tak z facetami. Poznaję normalnego mężczyznę. I z biegiem związku zaczynają się zmieniać w potulne, bezwolne ciapciaki. Kiedy wybieram partnera, patrzę między innymi na to jak podejmuje decyzje. Czy umie je podejmować samodzielnie i przejąć dowodzenie, ale też bierze pod uwagę zdanie innych, czy ja też mam coś do powiedzenia. I każdy z moich partnerów (trzech ich było) z biegiem związku próbuje zrzucić na mnie wszystkie decyzje. Nie jestem typem kobiety, która się czepia, więc opcja, że robią to dla świętego spokoju odpada. Ze wszystkimi rozmawiałam, pytałam o co chodzi. Zawsze ta sama odpowiedź. Żeby uczynić mnie najszczęśliwszą jak najszczęśliwszą, żeby wszystko było takie jak sobie wymarzę. Mojemu mężowi starałam się nawet odmawiać wprost podjęcia decyzji i zmusić do wybierania samodzielnie, ale ileż można próbować zmusić człowieka do podejmowania decyzji. I odkąd urodziłam bliźniaki, to jeszcze się pogorszyło. Pyta mnie które spodenki im założyć, pyta którą torbę wziąć na zakupy, czy może zjeść ser, zmienić obrus, ogolić się jutro a nie dziś. Czy ja mu kiedyś zrobiłam awanturę, że złą torbę wziął? Zjadł ser? Założył im złe spodenki? Nie! Póki coś działa, to jest ok. Czasem zwrócę uwagę, ale to wszystko. Mam zaufanie do niego, że umie zrobić sam i ogarnąć sam. Więc czemu zapomniał jak się podejmuje decyzje? Już nie wiem jak z nim dyskutować.

#YRz2P

Wróciłem dziś do stolicy. Stolicy kultury k**** m**...

Wsiadam do naszego pięknego metra, włączam spokojną muzykę na słuchawki, plecak kładę koło siebie. Przymykam oczy zmęczony po podróży; a jadę jeszcze prawie całą linię metra, więc niezbyt martwię się o stację. Przysypiam.
Budzę się w okolicach centrum. Patrzy się na mnie jakaś babka, lat około 60 i mówi coś cała czerwona. Zdejmuje słuchawki, u ś m i e c h a m się do niej i odpowiadam:
-Słucham?
-Proszę zdjąć to - warczy.
Warczy roszczeniowym głosem. Jakbym był jej służącym. Nie chce jednak się kłócić, więc uśmiecham się jeszcze raz, a następnie spokojnym głosem dopytuję:
-Plecak? Oczywiście...
-Proszę zdjąć to - przerywa mi, cała poczerwieniała.
-Oczywiście - odpowiadam lekko zirytowany i kładąc plecak pomiędzy swoimi nogami kończę, patrząc jej prosto w oczy - Jednak może wypadałoby powiedzieć coś w stylu "P r z e p r a s z a m, czy mógłby P a n zdjąć plecak?"
Zirytowana, ale całe szczęście nic już nie mówi. Siada. I nagle znikąd jakiś facet do mnie podchodzi. Lat około czterdzieści pięć. Ten typ człowieka, co przedwcześnie posiwiał, lecz i tak ma długie włosy i ciągnącą się, niezadbaną brodę. Z twarzy - typ człowieka co wszczyna bójkę w barze i potem dostaje po tej twarzy.
Coś pruje się, że to starsza Pani. Nie mówi nic rzeczowego. Cały wagon zaczyna się na nas patrzeć.
-Starość nie usprawiedliwia chamstwa - odpowiadam. - Zaznaczyłem tylko, że ta Pani mogłaby powiedzieć to w kulturalny sposób. Mogła zacząć od "p r z e p r a s z a m" - wyjaśniam wciąż spokojny.
-Powiedziała "przepraszam" za pierwszym razem.
-Miałem słuchawki, a kiedy je zdjąłem, była dla mnie chamska.
-Nie pyskuj - mówi.
-Słucham? - odpowiadam zdziwiony.
-Nie pyskuj.
-Ty nie pyskuj - wyrywa mi się.
-Nie jesteśmy na ty - rzekł jegomość.
-To czemu mówisz do mnie na ty? - Pytam.
-Nie mówię - odpowiada.
- "Nie pyskuj" jest dosyć na ty. I to bardzo na ty - zauważam, szczerze zadowolony ze swojej odpowiedzi.
Gość zdenerwowany się odwraca. Wysiada kilka przystanków dalej. Już mam niedaleko. Wyciągam książkę, by czymś się zająć, jednak w głowie cały czas mam tą niemiłą sytuacje. Czy gdybym powiedział w swojej głowie "Proszę siadać szanowna księżno metra warszawskiego", a ona tego by nie usłyszała, to czyja byłaby wina? Najpewniej jej, bo nie usłyszała...

#KSnwg

Dużo czytam na tej stronie anonimowych wyznań na temat psów, które nie lubią dzieci i nieodpowiedzialnych rodziców, którzy pozwalają, a czasem zachęcają, by dzieci pobiegły i pogłaskały pieska. Powiem, jak to wygląda z innej perspektywy. Sama przez 16 lat miałam psa, teraz mam niespełna trzyletnie dość ruchliwe dziecko. Na moim osiedlu psy bardzo często latają bez smyczy, a ich właściciele mają to gdzieś. Akurat moja córka nie jest zbyt ufna wobec psów, więc prawie nigdy nie lata do nich i nie głaszcze. Kiedyś jednak miałam sytuację, że stałam na parkingu z córką i podszedł do niej dość spory pies, córka bardzo nieśmiało wyciągnęła do niego rękę, którą natychmiast cofnęłam i zaczęłam z niecierpliwością wypatrywać właściciela czworonoga, aż w końcu zobaczyłam dziewczynę wpatrzoną w telefon, pewnie nawet nie zorientowała się, co się stało. Takich sytuacji mieliśmy naprawdę dużo. Mężowi pies puszczony samopas wielokrotnie wpadał pod koła samochodu, w ostatniej chwili zawsze zdążył wyhamować, ale raz byliśmy świadkami potrącenia. Proszę Was, wy i wasze psy nie jesteście pępkami świata. Tak samo, jak czyjś pies może się bać dzieci, tak samo moje dziecko może się bać psów. Bo jakoś o tym, że pies puszczony bez smyczy podbiega do wystraszonego dziecka rzadziej się mówi.

#ONiM6

Mam 12 lat i trochę nadwagi (około 7 kg). Mam również przyjaciółkę, nazwijmy ją Weronika (nie wiem czy to koleżanka czy przyjaciółka tak w sumie) i ta moja przyjaciółeczka ma bardzo szybki metabolizm.
Siedzi na telefonie nie wiadomo ile i jest dalej pięknie chudziutka, dodatkowo ma piękną figurę (też mam ale te kilogramy powodują że jej nie widać aż tak) i jest ogólnie całkiem ładna. To znaczy według innych jest ładna ja mam jej już tak dość że uważam że jest brzydka i nie rozumiem co w niej widzą..
I ona ma taki charakter że możesz coś do niej mówić, a ona jak widzi kogoś innego kogo zna i chciała z tą osobą wcześniej pogadać to nie czeka aż skończysz zdania ani jednego słowa np nwm sory na chwile czy coś. Nic, cokolwiek. To powoduje że czuje sie mniej akceptowalna, że są inne fajniejsze ode mnie osoby (chce tu zaznaczyć że przed tym jak ją poznałam nie myślałam o sobie źle wręcz przeciwnie, tylko nie tak że jestem lepsza od innych czy coś).
Również Weronika np ja wf coś zrobie nie tak po raz kolejny np w siatkówkę nie umiem w to grać nie mój sport. Wtedy sie drze że co ja robie i wgl, albo biegnę noga mi sie podwinie cokolwiek od razu śmiech. Niby chce nie dbać o to co mówi ale na dłuższą metę to niszczy... Też nie raz sie dosłownie chwaliła jaka to ona piękniutka jaką ma śliczną figurę (nie raz też mówiła że lepszą ode mnie) i wgl jaka to ona cudowna. I przez to że sie tym tak chwaliła nabrałam kompleksów co do mojego ciała. Nie mam też jakiejś nie wiadomo jakiej urody i po tym wszystkim jak się chwaliła, śmiała ze mnie, krzyczała że co ja robię że nic nie umiem itd, Weronika zniszczyła mi totalnie moją samoocenę.. Zniszczyła jeszcze bardziej moją pewność siebie (wcześniej też miałam słabą bo jestem z natury nieśmiała).
Nie wiem co mam robić... Również inna rzecz, Weronika uwielbia mazać mi po zeszycie, rękach albo brać coś mojego bez pozwolenia a gdy ja już jej coś pomaże np zeszyt żeby w końcu sie nauczyła że to nie jest fajne, bo mówienie nic nie daje, próbowałam. To ona od razu sie drze na cały głos żebym przestała bo ona mi tak "nie robi" albo że ona mi pokazała bo ona może ale ja jej nie xd.
I ja i moja druga przyjaciółka o której wcześniej nie wspomniałam mamy jej dość i czekamy na koniec podstawówki (zostały jeszcze tylko albo i aż 2 lata, ogólnie to nie lubimy naszej klasy więc bedzie łatwo ich zostawić a ja na dodatek jestem mega nwm zauroczona/zakochana w moim znajomym z którym udajemy że sie nie znamy bo od razu byłoby że jesteśmy parą xd) by zerwać z nią kontakt i zapomnieć o niej, a kłutnie nic nie dadzą bo ona uważa że jest super i prawie idelana więc nic jej nie udowodnimy :(
Jeśli komuś sie będzie chciało to czytać byłabym wdzięczna za jakieś rady jak to przetrwać bo jestem już zmęczona psychicznie (2 lata tak przetrwałam).

#MkJkY

Jak znaleźć przyjaciół?
W swoim życiu miałam trochę przyjaciół, jednak dość szybko się kończyły, raz zmiana szkoły, raz to że czułam się jak ta ,,3,,.
Jak byłam dzisiaj na ig to zobaczyłam że dziewczyna z klasy (taka znajoma/koleżanka) wstawiła zdjęcie i jej przyjaciele to lajkują. Albo komentują jak ładnie, ja sama bałabym się że ktoś mnie zacznie mówić że brzydko itp. dlatego mimo że lubię rysować boje się wstawiać. Ale jak tak patrzyłam na konto tej dziewczyny to zrozumiałam że też tak bym chciała, wiedzieć że ktoś zawsze pomoże.
Mam kilku znajomych, mam też takiego przyjaciela z którym wiem że raczej po skończeniu szkoły nie będę raczej rozmawiać.
Dlatego się pytam jak ich znaleźć. Jestem osobą która rzadko wychodzę bo się boje, ale jak wyjdę to najczęściej znajdę chociaż jedną osobę z którą gadam ale jak kończy się spotkanie to kontakt się urywa.
Więc ma ktoś może jakiś pomysł? Może to ze mną coś jest nie tak.

#R5ESl

Jestem w ponad dwuletnim związku i czuję się coraz częściej rozbity… Za nami dużo rozmów, kłótni, krzyków.
Kocham ją nad życie, ale zarazem czuję czasem jakbym był w toksycznej relacji. Staram się dawać od siebie jak najwięcej, wysłuchiwać drugą stronę, wspierać, uspokajać gdy trzeba, dawać dużo miłości. A problem leży w tym, że brakuje mi wielu z tych rzeczy od drugiej strony.
Gdy mogę to jestem dla niej, gdy wkurza się o błahostkę to uspokajam ją byle tylko nie psuła sobie dalej humoru. Angażuje się emocjonalnie w ten związek ale brakuje mi tej chęci zrozumienia drugiej osoby i zaangażowania…Codzienne słuchanie marudzenia, wkurwiania się o byle co i wyżywania się na mnie, a gdy ja mam gorsze chwile to zlewa to często. Najgorsze w tym to, że kocham ją jak głupi, dałbym jej wszystko i nie wyobrażam sobie życia bez niej ale jednocześnie cierpię za każdym razem gdy rani mnie swoimi słowami i zachowaniem.
Dodaj anonimowe wyznanie