Podoba mi się jeden chłopak ze szkoły. Moje przyjaciółki uważają, że on wygląda jakby został przejechany przez tir, ale dla mnie to najprzystojniejszy mężczyzna na świecie. Jest wyższy ode mnie, jest ciemnym blondynem i ma "sleepy eyes" które są dla mnie najpiękniejszą rzeczą jakie znam. Choć znamy się już dobry rok, to czuję jakbym znała go od zawsze.
Próbuję dać mu znaki, że chciałabym go bliżej poznać np. zaczepiam go na przerwach i zaczynam z nim rozmawiać na różne tematy, mimo iż się ciągle jąkam i zacinam przy nim ze stresu, byle by usłyszeć jego głos i popatrzyć mu w oczy albo piszę do niego na Instagramie w odpowiedzi na story, posty itp. Nawet napisałam mu wiersz dając go mu w walentynce anonimowej oraz napisałam mu piosenkę którą boję się mu pokazać. Śledzę jego konto na Facebooku i Instagramie chcąc poznać jego zainteresowania. Śnię o nim prawie codziennie, a kiedy się obudzę, myślę o nim cały ranek tęskniąc za nim.
Mimo iż staram się by zwrócił na mnie uwagę, nie widzę u niego zainteresowania mną. Albo jest tym typem chłopaka który nie widzi tych znaków i nie ogarnia tego, tylko trzeba mu powiedzieć wprost, albo nie jest mną zainteresowany i próbuje mnie unikać, albo boi się zacząć głębszą relacje.
Najbardziej wydaje mi się że to jest powód nr.2...Nie jestem najładniejszą dziewczyną ale też nie jestem najbrzydszą i mimo iż mam wagę prawidłową i mierzę 167cm(mam zdrową, w miarę kobiece ciało), nie zaliczam się do teraźniejszego "kanonu piękna" w którym kobiety mają koloryzowane figury, niedowagę, są wysokie, są piękne na zewnątrz i nie chcą szczerej relacji.
Moze to też dlatego że moje przyjaciółki są ładniejsze ode mnie? Zawsze chodzimy w trójkę, ja i one.Widzę wiele razy, że kiedy podchodzi do naszej grupki jakiś chłopak. On nie zagaduje mnie, tylko jedną z moich przyjaciółek i zachowuje się jakbym była niewidzialna. Kocham je, są cudownymi przyjaciółkami, wspieramy się, wygłupiamy i otwieramy się nawet na najgłębsze i mroczne tematy jednak przy nich podczas sytuacji poznawania innych ludzi, czuję się jak śmierć, brzydal, plan B. Zawsze jestem nazywana "ta trzecia", ta "najbrzydsza", "ta najdziwniejsza"(tak, jestem dziwna, ale tylko wtedy gdy czuję się przy jakiejś osobie bardzo, ale to bardzo komfortowo).
Chciałabym, żeby ktoś mnie pokochał za to jaka jestem, żebym dzięki tej osobie, doceniła siebie taką jaką jestem i żebym choć raz czuła że jestem chciana i przez kogoś wybrana...Z jednej strony chcę do niego napisać szczerą wiadomość na temat moich uczuć i zamiarów, a z drugiej strony boję się odrzucenia i tego, że nasza znajomość legnie w gruzach i zacznie mnie unikać dodatkowo boję się, że on może opowiedzieć to swoim kolegom, a to już na pewno zniszczy moje życie w szkole.
Nie wiem co robic, czuję się zagubiona w moich uczuciach.
Jestem jeźdźcem od trzeciego roku życia. Pięć lat temu poznałem ukochanego konia – siwego arabka, z którym startowałem w wyścigach. Trzy lata temu zimą doznał kontuzji pamiętam jak całe święta (stało to się 23 grudnia) spędziłem w stresie szukając dla niego pomocy. Od tamtej pory miał problemy z chodzeniem i był stale przekrzywiony. Odwiedziłem wielu weterynarzy, ale nikt nie potrafił mu pomóc. Rodzina wspierała mnie z początku, ale z czasem zaczęli uważać, że powinienem go sprzedać, bo to tylko strata pieniędzy. Kilka miesięcy temu zagraniczny lekarz wreszcie go wyleczył, ale ostatnio objawy wracają, a druga noga też zaczyna szwankować, widzę że znowu jest coś nie tak ale nikt nie może stwierdzić co. Robię, co mogę, ale jestem z tym sam. Wszyscy twierdzą że powinienem go uśpić ale on jest młody, zawsze wesoło biega pomimo tego że przekrzywiony, po prostu nie czuję jednej nogi, a w tym momencie dwóch. Boję się, że znowu popadnę w depresję, a wiem, że on teraz najbardziej mnie potrzebuje. Czuję że rodzina czekała tylko na taki moment, od początku nie lubili wizji tego że posiadam konia. A ja chciałem znaleść tylko tego jednego…
Miesiąc temu zerwał ze mną chłopak. To była moja największa miłość, nie umiem sobie poradzić z tym zerwaniem i boję się, że już nigdy nie będę umiała kogokolwiek kochać tak jak jego
Kochani! Spotkalo mnie wielkie rozczarowanie! pojechalam do pracy w Reggio Calabria, dostalam prace w pizzerii i przyznaje sie zakochalam sie w synu wlasciciela, bylo nam ze soba strasznie dobrze, chodzilismy wszedzie razem, bardzo sie mna zainteresowal, czulam sie osoba dla niego bardzo wazna, obiecywal mi wiele, ale ja wiedzialam ze to bez sensu bo mial zone i dwojke dzieci, ale jednak uleglam, problem w tym ze zainteresowal sie mna jego ojciec, statrszy juz pan z futerkiem na torsie, powiem szczerze, mozecie mnie potepiac ale jedstem z malej wioski pod bialymstokiem i kupienie bialych kozakow bynajmniej nie jest dla mnie proste... dlatego chcialam dalej pracowac, ale najgorsze ze kiedys Nicola czyli syn pana Pasquale zlapal nas na goracym uczynku, powiedzial ze jestem bocchinara di merda i maledetta succhiattrice i spoliczkowewal mnie, nic nie powiedzial na ojca tylko mnie zlinczowali, poczulam sie jak prostytutka, jestem taka nieszczeliswa...nienawidze wlochow, oni tylko balamuca biedne dziewczyny...ktore chcialy tylko odrobine milosci.
Już od najmłodszych lat przyjaciółki mnie "wymieniały" a ja nigdy jakoś o to nie walczyłam. Problem jest ze mną do dziś, pomimo iż po dłuższym czasie odczuwam samotność i chcę mieć z kimś bliską przyjaźń (nie cierpie być w związku a nigdy nie potrzebowałam relacji 'sypialnianych') mieć komu się wygadać to nie umiem pisać i utrzymywać długiego kontatku z drugą osobą. Umiem rozmawiać z ludźmi wielu z nich naprawdę mnie lubi dlatego gdy odpisuję im dopiero po 2 tygodniach (czasem nawet po miesięcu) jest mi strasznie głupio. Dobrze jest mi samej ze sobą ale nadal jest poczucie samotności po jakimś czasie. Gdy mam już szansę z kimś zamieszkać lub spędzić więcej czasu szybko zaczynam się męczyć, tym ile uwagi ode mnie potrzebują i jak bardzo moja rutyna musi dostosowywać się pod ich ale haczyk jest taki że w momencie w którym przestają się starać lub powoli odchodzą zaczynam się niepokoić i bać. Nie wiem co mam zrobić cały ten aspekt to jeden wielki rollercoaster, jest na to jakieś logiczne wyjaśnienie?
Poznałam jakiś czas temu faceta idealnego. Zaczęliśmy się spotykać i było cudownie. On miły, troskliwy, szarmancki, z poczuciem humoru itd. Byłam oczarowana. Zostaliśmy oficjalnie parą o wtedy z jego mózgu coś się odkliknęło i stał się jeszcze bardziej opiekuńczy niż był. Zbyt opiekuńczy. Według mnie wręcz kontrolujący. Idziemy do knajpki, wybieram sobie jakieś danie, a ten do mnie, że nie, bo BARDZIEJ BĘDZIE MI SMAKOWAĆ CO INNEGO. Powiedziałam, że wolę to co ja wybrałam. Próbował mnie przekonywać, ale się uparłam. Innym razem ja prowadzę samochód i zaczyna mi zwracać uwagę, żebym pojechała tą trasą, co on zawsze, bo tak mi będzie lepiej. Nie zliczę ile razy przestawił mi fotel i lusterka w samochodzie, bo miałam źle ustawione według niego i tak jak on ustawił będzie mi lepiej. Chciałam pojechać do pracy rowerem. Mam wziąć samochód, bo będzie mi wygodniej. Jak gotowałam, to też próbował mnie nakłonić, żebym w kuchni robiła wszystko jak on, bo tak będzie mi lepiej. W moim własnym mieszkaniu przestawia mi telewizor, bo na pewno jest mi niewygodnie pod danym kątem. Próbuje mi instalować różne apki w telefonie i na komputerze, bo na pewno przyda mi się apka netflixa (nie oglądam) czy do KFC (nie jadam tam). Chodzi za mną i truje mi dupę, żebym mu dała na chwilę dostęp do moich kont na FB i tak dalej, to on mi zmieni ustawienia na takie jak on ma, bo BĘDZIE MI LEPIEJ. I właśnie jak dzisiaj zmęczona wsiadam do samochodu i widzę, że nie widzę! Konkretnie to w lusterkach nic nie widzę. Pytam czy ruszał. Tak, bo miałam źle ustawione. Odbieram to jako manipulację i próbę zmuszenia mnie do uległości. Ech, będę musiała z nim zerwać. A tak było miło na początku...
Od jakiegoś czasu zauważyłam że mój chłopak coraz mniej ze mną rozmawia i dystansuje się gdy pytam go co się dzieje on mówi że wszystko jest dobrze już nie wiem jak mam z nim rozmawiać boje się że znalazł sobie kogoś lepszego albo znudził się mną
Mieszkam na terenie jednego z EU krajow. Moj sàsiad, przyciemniany lekko Afrykanczyk jest DJem. Gra na roznych prywatnych imprezach. Ostatnio, podczas spédzania czasu na ogrodzie, uslyszalam jego telefonicznà konwersacje z przyjacielem. Otóz, bardzo narzekal i wyrazal swoje niesamowite zdegustowanie sytuacjà, ktora miala miejsce podczas jego ostatniej roboty. Jego niezadowolenie wynikalo z tego, ze na imprezie wiékszosc ludzi byla uwaga >>>biala...nazwal to zbyt passe...haha i zapowiedzial, ze to ostatni raz, kiedy bierze udzial w takim przedsiéwziéciu. Koles kompletnie nie zwracal przy tym uwagi, ze za plotem siedze ja, biala rdzenna europejka, ze swym zbyt bialym ( dla niego) , przeszkadzajàcym wyglàdem i to wszystko slyszé, lol! Ciekawe gdyby taka sytuacja miala miejsce w Afryce i to mnie przeszkadzaloby zbyt wielu rdzennych mieszkancow posiadajàcych ciemniejszà skóré...to dziala w dwie strony.