#y143F

Miałam wypadek samochodowy z mojej winy. Zapatrzyłam się i wjechałam w samochód stojący przede mną (nikomu nic się nie stało, ale auto ucierpiało najbardziej i musiałam oddać je na złom). Od tego czasu zaczęło się moje piekło na ziemi. Nie potrafię pojechać w dłuższą trasę sama, a jazda po mieście to dla mnie istny koszmar. Jestem tak zestresowana, że trzymam się jak najdalej tylko potrafię od innych aut, a najlepiej jeździć mi w nocy, kiedy prawie nikogo na ulicy nie ma. 
Mówiono mi, że to tylko chwilowe, że za niedługo to wszystko mi przejdzie. Nie przeszło. Od wypadku minęły dwa miesiące, a ja jestem zmuszana (codziennie z trzęsącymi się rękami na kierownicy) dojeżdżać do pracy tą samą drogą, na której była kolizja. Prześladuje mnie ten widok nawet w snach i nie jestem w stanie sobie z tym poradzić. Od października zaczynam studia w większym mieście, gdzie będę musiała się poruszać samochodem i szczerze nie wyobrażam sobie tego. Bardzo nie chcę być „ułomna” w tej sprawie, bo przecież jazda samochodem jest „taka prosta”. Niestety nikt nie rozumie, że ja codziennie toczę ze sobą wewnętrzną walkę, aby zmusić się do jazdy. A najgorsze jest to, że powoli zaczynam już tę walkę przegrywać.
Furuya Odpowiedz

Nie bierz sobie tego tak bardzo do siebie. Tak czasami bywa po prostu. Nawet najlepszym kierowcom zdarza się stłuczka. Mój tata jest instruktorem nauki jazdy. Miał 30 lat bezszkodowej jazdy, mandatu nawet nigdy nie dostał, strasznie ciśnie o bezpieczną jazdę i bycie uważnym za kierownicą.
Miał, bo w zeszłym roku się spieszył, zagapił i przydzwonił w kogoś na parkingu :D A nie uważam, żeby mój tata był złym kierowcą. No po prostu zdarza się najlepszym.
Pamiętaj, że jak nikomu się nic nie stało, to to najważniejsze. Staraj się po prostu zachować większą ostrożność przy kolejnych jazdach.

anonimowe6692 Odpowiedz

Ja pierwsza kolizje zaliczyłam po 10 latach jazdy, za to od razu z grubej rury z autobusem MPK. Poza wymianą błotnika, zderzaka, nadkola i reflektora w moim aucie i lekkim zarysowaniu autobusu, nic się nie stało. Mąż posadził mnie za kółko swojego auta od razu w ten sam dzień, bo "jak spadniesz z konia, to musisz od razu wrócić na siodło". Było trochę leku na początku, ale z czasem przeszło. Myślę, ze Ty potrzebujesz sobie odpuścić. Doszło do kolizji, ok. Co jeśli dojdzie do następnej? Trochę stresu i wydatków (auto do naprawy/ kasacji, droższe ubezpieczenie). No i co? Świat się nie skończy, prawda? Oczywiście zdarzają się też wypadki, gdzie ktoś ucierpi, ale takie wjechanie komuś w tyłek przez zagapienie raczej rzadko się tak kończy. Zluzuj. I jeździj jak najwięcej

Frog Odpowiedz

"zaczynam studia w większym mieście, gdzie będę musiała się poruszać samochodem"
Może jednak komunikacja miejska? 🤔

anonimowe6692

Bo raz zaliczyła stłuczkę? Nie popadajmy w paranoję

JKran Odpowiedz

Ja byłam kiedyś w sytuacji, że to we mnie wjechano. Tir. Teraz jak ktokolwiek za mną jedzie mam flashbacki i strach, że znowu ktoś we mnie wjedzie. Ale z drugiej strony myślę, że nie mogę się poddawać, że nie po to tyle pieniędzy wydałam, żeby teraz być pasażerem

Dodaj anonimowe wyznanie