#otSuV
Był gorące lato. Mama pracowała, a moi dziadkowie będący już na emeryturach co roku zabierali mnie na wakacje do domku nad morze. Siedziałem tam od czerwca do września. Luksusów nie było, łazienki też nie. Za ubikację robiła sławojka, myliśmy się w misce, a zęby szorowało się na dworze, wypluwając wodę w krzaki.
I tak właśnie koło 23, jak co wieczór, wyszedłem z dziadkiem umyć kły. Ja, jak to dzieciak, skończyłem tę operację szybko i odwróciłem się w stronę domku, cierpliwie czekając, aż dziadek skończy szorowanie swoich zębów. I wtedy nieoczekiwanie zobaczyłem coś przedziwnego. Nisko, bo może ze 30 metrów nad ziemią, dokładnie nad dachem domu, bezszelestnie przeleciał wielki niczym samolot świecący się na pomarańczowo obiekt. Przemieszczał się stosunkowo wolno, a ja nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa. Stałem jak wryty. Dopiero kiedy tajemnicza kula zniknęła gdzieś za drzewami, wydałem z siebie wrzask. Szarpiąc dziadka za rękaw, krzyczałem, że oto byłem świadkiem inwazji kosmitów, że ufo Bałtyk atakuje, że trzeba do „Nie do wiary” zadzwonić...
Dziadek leniwie wypluł wodę z ust i jak przystało na trzeźwo myślącego inżyniera parającego się astronomią, rozpoczął wykład o ciałach niebieskich. „To mogła być na przykład spadająca gwiazda. Albo sonda. Spójrz na to gwiaździste niebo, jak wyraźnie wszystko widać. Tam na przykład jest Wielka Niedźwiedzica, widzisz? A tu masz Drogę Mle...”. Nie skończył. Nad domkiem, dokładnie po tym samym torze, po którym przemknęło moje „ufo”, jak gdyby nigdy nic przeleciały dwa takie same obiekty. Powoli, bezdźwięcznie, rozświetlając swoim blaskiem całą działkę. Teraz nie tylko ja, ale i mój dziadek stał jak sparaliżowany, nie mogąc wydać z siebie ani słowa. Wielkie kule zniknęły, a my przez chwilę jeszcze tak trwaliśmy w bezruchu. Następnie dziadek energicznie chwycił mnie za rękaw i szybko zawlókł do domu.
Przez kolejne lata, zawsze jak pytałem go o tę historię, to patrzył na mnie z lekką zgrozą i starał się zmienić temat. W sumie to nie wiem czemu.
Dziadek przestraszył się po prostu. Złapał ufoków i zaprzągł je do pracy w zamkniętej piwnicy.
One dały jednak drapaka i teraz boi się że wrócą aby się zemścić.
Gdyby się z nimi dogadał zamiast od razu więzić, miałby prawdziwą księżycówkę zamiast zwykłego bimbru.
Ludzie nie dopuszczają mysli, że możemy być sami w tak ogromnej galaktyce ale w chłopa chodzącego po wodzie to spoko.
Tak na pewno było bo ktoś tak napisał w książce i to cały dowód 😅
Kiedyś oglądałem program, w którym wyjaśniano te wszystkie "cuda" żydowskiego zombie i jego ferajny. Jednym z możliwych wyjaśnień "chodzenia po wodzie" było takie, że to chodzenie odbywało się na brzegu zasolonego jeziora i było obserwowane z daleka i z góry. Nabrzeże w słońcu mieniło się od wody i cienkiej warstwy soli, stąd z daleka i z góry ciężko było określić czy to spacer brzegiem jeziora czy już jeziorem.
Było też na temat rozmowy z płonącym krzakiem (jakieś złoża gazu, wysoka temperatura, odwodnienie, halucynacja, taka sytuacja), przekroczenia Morza Martwego i reszty, ale już słabo pamiętam.
A uspokajanie sztormu jednym słowem? Wskrzeszenie Łazarza? Leczenie innych? Wypędzanie złego ducha? W końcu zmartwychwstanie?
A pierwsze nie rozświetliło działki na tyle by dziadek zwrócił uwagę w nocy, ale drugie dwa obiekty rozświetliły całą działkę? Spoko, ehe.
Se non e vero, e ben trovato.
ot, pioruny kuliste, na niewtajemniczonych robi spore wrażenie :)
A gdzie to było, okolice Ustki?