#gzLND
Moja mama co miesiąc jeździła z dziewczynką i jej rodzicami na konsultacje, pełniąc funkcję tłumacza, asystenta i wsparcia psychicznego. W końcu nadszedł dzień operacji. Mimo przemiłego personelu szpitala dziewczynka ciągle się stresowała i płakała. Bała się zasnąć. Na parę godzin przed wjazdem na salę pani chirurg przeprowadziła ostateczne badania i zaznaczyła markerem „X” na odpowiedniej nerce, żeby nie mieć wątpliwości w trakcie trwania zabiegu. Tuż przed przejechaniem przez ostatnie drzwi mama wpadła na pomysł, który miał poprawić wszystkim humor.
Po prawie sześciu godzinach uśmiechnięta od ucha do ucha pani chirurg wyszła z sali operacyjnej i przekazała radosne nowiny. Wszystko się udało i dziewczynka musi tylko leżeć w łóżku szpitalnym jeszcze tydzień i dojść do siebie. Jej szczęście było jeszcze większe niż po zwykłej, udanej operacji, właśnie dzięki mojej mamie. Jak powiedziała doktor, jeszcze nigdy w całej swojej karierze nie spotkała się z sytuacją, w której odsłaniając ciało do operacji, tuż pod swoim X-em zobaczyła dopisek „Buziaki i pozdrowienia dla dzielnej pani doktor, powodzenia! ~(imię dziewczynki)”. Myślę, że wkrótce może to urosnąć do rangi miejskiej legendy opowiadanej w niemieckich szpitalach :)