Dokładnie rok temu 6 lipca na białaczkę zmarła moja znajoma. Chodziłyśmy razem 3 lata do gimnazjum, nie byłyśmy ze sobą zbyt blisko, ona miała swoją grupkę przyjaciół, a ja swoją, ale do dziś nie mogę się pogodzić z tym, że ona umarła. Była duszą towarzystwa, zawsze uśmiechnięta, pełna życia... Czasami ze sobą rozmawiałyśmy, pytałam: „Co tam, jak tam?”, „Zrobiłaś to zadanie z matematyki?”. Gdy ona poszła do liceum, a ja do technikum, zauważyłam, że schudła, zaczęła się inaczej ubierać, poznała miłego chłopaka, później poszła na studia. Widziałam na social mediach, jak tętni życiem, jaka jest szczęśliwa... a później okazało się, że zachorowała. Codziennie sprawdzałam jej profil na Facebooku. Walczyła, nie poddawała się. Trzymałam kciuki za to, żeby wyzdrowiała, nawet modliłam się co wieczór. Niestety przegrała tę walkę. Gdy się o tym dowiedziałam, nie mogłam w to uwierzyć. Przez dwa dni nieustannie płakałam. Mój chłopak pocieszał mnie na wszelkie sposoby, ale to nie pomagało. Żałuję do dziś, że nie napisałam do niej, nie odwiedziłam... Tak że, drodzy czytelnicy, taka mała rada ode mnie. Odzywajcie się do swoich bliskich czy osób, które znacie i lubicie, bo nie wiadomo, czy później jeszcze będziecie mieć taką okazję.
Dodaj anonimowe wyznanie
a ona cię lubiła?
Z opisu wynika, że nigdy nie byłyście blisko, nie sądzę żeby oczekiwała Twoich odwiedzin czy spodziewała się, że w ogóle się przejmiesz jej sytuacją. Wygląda na to, że jesteś bardzo empatyczna, może nawet trochę za bardzo, bo chyba na tym etapie trochę Ci to utrudnia funkcjonowanie