#vReD4

Kilka lat temu otworzyłam lumpik w małym miasteczku, w którym mieszkam. Interes rozwijał się coraz lepiej, myślałam nawet o utworzeniu "filii" w miasteczku niedaleko, jednak okazało się, że jestem w ciąży i zwyczajnie nie dam sobie rady z prowadzeniem sklepów, póki kaszojad nie pójdzie chociaż do żłobka. Nie chciałam likwidować sklepu, żal mi było wyrobionej renomy i zdobytych klientek - możecie się śmiać z "renomy" używanych szmatek, ale miałam naprawdę świetne ciuchy i często panie ubierały u mnie całą swoją rodzinę. Jak długo mogłam, pracowałam, bo jak wiadomo, "pańskie oko konia tuczy", ale z początkiem trzeciego trymestru postanowiłam skorzystać z pomocy Marlenki, córki znajomej mojej mamy. Marlenka jako znawczyni mody i znanych marek roztoczyła przede mną wizję wielkiego rozwoju sklepu, klientki miały walić do nas drzwiami i oknami. Ale gdyby tak było, nie pisałabym teraz tej historii...

Marlenka notorycznie na zmianę to otwierała sklep godzinę później, to zamykała godzinę czy nawet dwie wcześniej. Bez żadnej informacji dla klientek, choćby karteczki w drzwiach. Tu dentysta, tu umówiła się z narzeczonym, tu nagle rozbolała ją głowa. Ja wszystko rozumiem, ale wystarczyło dać mi znać, że potrzebuje wyjść, i ja lub mama bez problemu byśmy ją zastąpiły na tę godzinę czy dwie. Doszło do tego, że znajome wypytywały mnie, czy zwinęłam interes, bo kiedy by nie zajrzały było zamknięte.

Obrotna Marlenka postanowiła wymienić swoją garderobę moim kosztem - nagminnie przynosiła swoje prywatne rzeczy do sklepu, w zamian wybierała rzeczy z wieszaków. Była na tyle bezczelna, że pewnego razu na wieszaku znalazłam kurtkę, w której Marlenka przechodziła pół zimy - z uśmiechem stwierdziła, że trochę jej się przytyło, więc wzięła sobie większą, a swoją starą ot tak po prostu powiesiła w jej miejscu...

Ostateczną kwestią były obroty - parę miesięcy po pojawieniu się Marlenki spadły strasznie, owszem, było mnie stać na czynsz i jej wypłatę, ale jeśli dla mnie zostało 1000 zł w miesiącu, to było święto. Okazało się, że Marlenka nie dba o klientów, całe dnie spędza z łokciami wprost przyklejonymi do biurka i na każde zadane przez klientki pytanie o kolor, rozmiar czy dostępność ciuchów odpowiada znudzonym NIE WIEM, nic więc dziwnego, że w końcu mało kto zaglądał do sklepu.

Kiedy wreszcie miałam dość i wygarnęłam jej to i owo, stwierdziła, że inaczej sobie tę pracę wyobrażała i w takim razie ona podziękuje za współpracę. Cóż było robić, dzieć w trybie przyspieszonym został zapisany do żłobka, a ja wróciłam ratować podupadający interes. Znalazłam odpowiedzialną dziewczynę, pojawiły się transmisje na fb, ogółem nie spodziewałam się takiego rozwoju.

Szkoda tylko, że znajoma mamy opowiada wszem i wobec, jak to jej córeczka rozwinęła mój biznes, a ja kopnęłam ją za to w tyłek.
vylarr Odpowiedz

Takie skutki dla firm ma nepotyzm i kolesiostwo.

karolyfel

Ten komentarz jest głupi jak paski w TVP.
Nepotyzm.... w lumpeksie, w kilkutysięcznym miasteczku...
Dziewczyna jeszcze może miała na tę robotę przetarg nieograniczony zrobić, żeby Oba**ek mógł wygrać i pokierować tym koncernem...

Econiks

Czyli jak polityk zatrudnia kolegę to nepotyzm, a jak właścicielka lumpeksu córkę koleżanki to nic takiego.
Przez właśnie taką mentalność wszyscy politycy, a także ci przyszli będą tak postępować, bo skoro jest to akceptowalne na mało skalę to na dużą też będzie.

karolyfel

Może jeszcze na to wpadliście, więc wam podpowiem: właścicielka lumpeksu decyduje o swoich zarobionych pieniadzach, może sobie zatrudnić kogokolwiek - w razie czego to jej strata. Z kolei politycy zatrudniając kogokolwiek na państwowe posady czy do publicznych spółek decydują o pieniądzach odebrajnych podatnikom.

Powiedzcie, że sobie jaja robicie, co? Bo chyba nie jesteście naprawdę aż tak głupi...

ohlala

@karolyfel

No tak, ale to nie zmienia faktu, że nadal mowa o nepotyzmie. I, jak widać, nawet na malutką skalę nepotyzm gryzie w dupę.

rocanon

@karolyfel
Nepotyzm to nepotyzm, bez znaczenia, czy w państwowej spółce zatrudnia się kogoś z rodziny jakiegoś polityka, czy w prywatnej firmie córkę koleżanki.
Autorka wyznania mogła po prostu zamieścić ogłoszenie o pracę i zatrudnić kogoś - może by się trafiła bardziej kompetentna osoba.
I tu właśnie chodzi o straty - w interesie każdej firmy - czy to prywatnej firemki, czy wielkiego państwowego koncernu, jest posiadanie kompetentnych pracowników. Niekompetentny idiota pracuje gorzej, co już przekłada się na wyniki finansowe firmy. Oczywiście, że w prywatnej firmie waściciel/ka decyduje o wszystkim, ale firma to nie organizacja charytatywna i jeżeli zatrudniona osoba generuje straty, to zatrudniający/a sam/a sobie jest winien. Osoba zatrudniona po znajomości też może się okazać kompetentnym pracownikiem, tak samo osoba zatrudniona z ogólnej rekrutacji może okazać się idiotą/ką. Z nepotyzmem głównym problemem jest to, że z reguły nie patrzy się na kompetencje osoby zatrudnianej, a w ogólnej rekrutacji raczej nikt nie zatrudni kogoś, kto nie ma zielonego pojęcia o swojej pracy.

mm99999

Do pracy takiej jak sprzedawca w lumkeksie nie trzeba mieć żadnych dodatkowych zdolności ani wyższego wykształcenia. Liczy się jedynie zaangażowanie i najbardziej podstawowe wykształcenie. Tu pracownika można wziąć pierwszego lepszego z brzegu i w okresie 3 miesięcy sprawdzić taką osobę, żadne CV czy rozmowa kwalifikacyjna nie powie, czy pracownik będzie dobry czy zły. Nie ma co używać słów ogólnie przyjętych za negatywne jak nepotyzm i kolesiostwo w tym wypadku.

Quakie Odpowiedz

Jakim cudem dałaś jej tak długo tam pracować? Twoja ciężka praca, firma stworzona od podstaw a Ty nic nie zrobiłaś jak tylko coś złego zaczęło się dziać?

Vito857 Odpowiedz

Dlatego lepiej czasem dać zarobić obcemu, a nie takiemu po znajomości, bo nigdy nie wiadomo na kogo się trafi.

Blim Odpowiedz

Na Twoim miejscu (zapytana) szczerze opowiadałabym o współpracy z Marlenką prostowałabym te nieprawdziwe pochwały.

KajKoLukx Odpowiedz

"Okazało się, że Marlenka nie dba o klientów, całe dnie spędza z łokciami wprost przyklejonymi do biurka i na każde zadane przez klientki pytanie o kolor, rozmiar czy dostępność ciuchów odpowiada znudzonym NIE WIEM, nic więc dziwnego, że w końcu mało kto zaglądał do sklepu."
Dziwny ten lumpik, widziałam dotąd tylko takie gdzie jest pełna samoobsługa, a sprzedawczyni cię co najwyżej może poinformować, gdzie wywiesili spodnie, jeśli akurat je wywieszają, a nie zwalają na kupę do jednego wielkiego kosza. Gdzie wygrzebać konkretną rzecz ci nie powie, bo sama nie wie co sprzedaje. W takich miejscach można znaleźć najlepsze łupy.
Może w małych miastach to działa inaczej.

Aura90

@KajKoLukx wiesz co, wszystko zależy od właściciela i stopnia rozwoju firmy. Autorka prowadziła biznes od zera, w pojedynkę, walczyła o klientów, starała się, więc jej sklep mógł mieć charakter butiku; gdzie każdy ciuch wisi na wieszaku/jest ładnie złożony w kostkę i rzeczy są posegregowane kategoriami. Ogarniała wszystko sama, to była dobrze zorientowana w asortymencie. Nie wiadomo też z jakich źródeł pozyskiwała towar - czasem da się zdobyć całkowicie nowe ubrania pozostałe ze starych kolekcji popularnych sieciówek, więc możliwym jest znalezienie w lumpku tej samej bluzki w kilku wariantach kolorystycznych; stąd nie dziwi mnie pytanie o kolor. Jasne, większość second handów działa na zasadzie "przychodzi tona szmat i pracownicy rozsypują je po koszach bez skontrolowania, co jest w workach", jednak nie jest to reguła. Na przykład u mnie w Krakowie zdarzają takie małe butiki z używanymi rzeczami, które funkcjonują jak stoiska na bazarkach - jest sporo towaru, panuje pozorny nieład, ale sprzedawca doskonale wie co ma w ofercie ;)

Dragomir Odpowiedz

Może naopowiadała mamie bzdur?

Dodaj anonimowe wyznanie