#tAwff
Zanim zacząłem swoją przygodę z motoryzacją, miesiącami przeglądałem wiele stron poświęconych motoryzacji, mój wzrok najbardziej przyciągały projekty przeznaczone do driftu. Po zdaniu prawka chyba jak każdy zapragnąłem mieć swoje cztery kółka, padło na zmęczone BMW e36 i tak zaczęła się zabawa. Wiele miesięcy pracy – a to koła, a to gleba itp. itd. Pewnego dnia osiągnąłem swój cel i podjechałem driftowozem pod szkołę. Wtedy właśnie zaczęły się problemy, ciągłe wizyty u pani pedagog, bo jestem niebezpieczny na drodze, dyrektor postanowił wezwać policję, by mnie zmusili do oddania dowodu rejestracyjnego i wiele innych sytuacji. Po mojej stronie stał jedynie ksiądz uczący w mojej szkole.
Pewnego dnia był festyn szkolny, więc wpadłem na pomysł, by podratować budżet placówki i na pustym placu ustawić przeszkody, zaprezentować swoje umiejętności i za drobną opłatą zrobić rundę z pasażerem.
Najbardziej zaskakujące było to, że przejechał się ze mną każdy z moich antyfanów i uznał, że to, co robię, jest świetne!
Od tamtej pory miałem spokój, a także grono osób chętnych pomagać.
Mój kumpel raz driftował swoim 30-letnim volvo po oblodzonej drodze, oczywiście było to na zadupiu i nic innego tam nie jeździło, ale niechcący wjechał komuś w płot, byłem jego pasażerem i jak przyjechała policja to trzymaliśmy się wersji, że wpadł w poślizg, poszczęściło mu się bo dostał bardzo niski mandat, ale od tamtej pory już nie driftował