W moim liceum zajęcia z HiS-u prowadził profesor z tendencją gubienia wszystkiego: gubienia kartek, zadań, wątku, chronologii wydarzeń, planu zajęć. Mówił, jąkając się, nudząc i zacinając się przy tym. Jednocześnie był bardzo naiwny, dlatego grupa w krótkim czasie zaczęła to wykorzystywać – wagary i opuszczanie zajęć były na porządku dziennym. Nikt nie uważał na jego zajęciach, każdy zajmował się rozmową i swoimi sprawami, nie brakowało również żartów z profesora (często podłych i nie na miejscu). Było mi go żal, bo był bardzo pogodny, sympatyczny i posiadał naprawdę dużą wiedzę, dlatego zaczęłam być aktywna na jego zajęciach. Dyskutowałam, pomagałam, robiłam wszystkie zadania, o które prosił, a także ponadprogramowe prezentacje. Chciałam, by poczuł się choć trochę potrzebny, a jego i mój czas nie był zupełnie zmarnowany.
Mam nadzieję, że wśród młodszych roczników również pojawił się ktoś, kto pomagał profesorowi.
Dodaj anonimowe wyznanie
Brawa dla Ciebie, to naprawdę miłe i zrobiłaś co mogłaś najlepszego w sytuacji jakiej się znalazłaś. No ale jednak jedną z podstawowych umiejętności nauczyciela powinno być skuteczne przekazywanie wiedzy, a w tym był beznadziejny. Więc nie nadawał się do tej roboty. W każdej innej został by zwolniony, nigdzie nie trzymają ludzi tylko za bycie pogodnym, sympatycznym i z wiedzą, której nie potrafią efektywnie wykorzystać.
A to nie był ten przedmiot wymyślony przez Przemysława Czarnka? Bo może licealiści wyśmiewali się z przedmiotu a nie z nauczyciela.
Nie, tamten to HiT - historia i teraźniejszość.