Babcia ma ogródek i psa. I męża. W tej dokładnie kolejności, bo z dziadkiem żyją ze sobą gorzej niż ten pies z kotem sąsiadów. Ogródek to ogródek, psu na imię Stefan, dziadkowi Włodek, kotu zaś Marcin. Marcin regularnie odwiedza parapet kuchenny dziadków, wiedząc, że babcia zawsze da miseczkę mleczka i kawałek czegoś na zagrychę. Stefan, traktowany jak król, jest o Marcina zazdrosny, ale to nic w porównaniu do tego, jak o obu tych „panów” zazdrosny jest dziadek. Babcia bardziej kocha psa i kota niż jego, bo dziadek latami pił, zaniedbywał rodzinę i gospodarstwo. Męża nie zostawiła, bo jest kobietą, która jak raz da słowo, to do śmierci się go trzyma. Teraz dziadek jest stary i nieco schorowany, dziennie wypija najwyżej ćwiartkę, próbuje coś tam w obejściu zrobić, ale babcia już od dawna nie chce jego pomocy ani uwagi, ani zupełnie niczego. Dziadek jednak postanowił o swoje zawalczyć. Raz wpadł na genialny pomysł pozbycia się zwierzaków, ale nie dość, że Stefan go pogryzł, Marcin podrapał, to jeszcze oberwał od babci szmatą po głowie i dostał szlaban na telewizję. Postanowił więc pójść do sąsiadki z drugiego końca wsi, pożalić się. Ta pani słynie z tego, że jest niemal zastępcą księdza proboszcza. Babcia się z nią w ogóle nie zadaje, mieszka trzy kilometry od właściwej wsi, do kościoła chadza, jak ma siłę i z większej okazji.
Pani usłyszała od dziadka mniej więcej takie coś: Pani szanowna, ja to we własnym domu spokoju nie mam, żyć nie mogę! Jadźko to tylko z tym Stefanem siedzi, je i śpi, a jak nie z nim, to ten przeklęty Marcin przyłazi przez łokno i człowiek nic nie może zrobić, a jak próbuje, to bęcki dostaje...
Zabrzmiało, jak zabrzmiało, dziadek nie wyjaśnił, kim są Stefan i Marcin. Babcia w okolicy Wielkanocy dowiedziała się, że jest ladacznicą, która korzystając ze słabości męża, zadaje się z dwoma obcymi chłopami. Zignorowałaby głupie gadanie, gdyby nie wizyta samego proboszcza. Był bardzo grzeczny, ale stanowczo stanął w obronie dziadka. Sprawa szybko się wyjaśniła, ksiądz się uśmiał, złożył babci uszanowanie za wierność przysiędze małżeńskiej i odszedł, obiecując zwrócić uwagę sąsiadce, by ta najpierw sprawdziła, a potem opowiadała wszystkim dookoła i leciała do niego na skargę.
Teraz o księdzu krąży plotka, że jest kolejnym kochasiem babci...
Dodaj anonimowe wyznanie
Ile ta babcia wycierpiała w życiu... I nawet na starość nie ma spokoju przez zapijaczonego dziada.
To są właśnie te "stare dobre czasy" w praktyce, ha tfu.
Taka słodko-gorzka historia, ale podoba mi się twój zwięzły, szczery styl. Szkoda mi tej kobiety. Widać, że dobre serce ma, że tak zwierzęta kocha. I łeb na karku, że się nie przejmuje. Mam nadzieję, że facet chociaż za swoje pije.
Wychodzi na to że dziadek całe życie chlał, zaniedbywał rodzinę, gospodarstwo a babcia musiała sama o to wszystko dbać.
Teraz na starość dziadek z racji wieku chleje nadal "tylko ćwiartkę" dziennie,
chciał zabić jej kota i psa a na koniec poszedł obrobić dupę do największej plotuchy.
Co za potwór i cham... Żal mi Twojej babci że musi się męczyć z kimś takim.
A to dziadek ladaco.. przydało by się żeby mu babcia porządnie mokrą szmatką przez łeb prasnęła, to by się oduczył mielić ozorem po wsi...
Kolejne stare wyznanie na głównej, ale przynajmniej fajnie się je czyta