#lwaYd
Pewnego dnia wakacji wróciłam do domu z wycieczki rowerowej jak gdyby nigdy nic: zwyczajny obrazek, moja matka przy stole kuchennym czyta gazetę, kątem oka pilnuje gotującego się obiadu. Sielankowość zaburzył jednak fakt, że obok niej leżało kilkanaście rozdartych opakowań cukru. Co więcej, okazało się, że w śmietniku znajduje się porozrywana reszta kolekcji. Co się stało? Moja matka, nauczycielka, tego dnia w szkole miała szkolenie z bezpieczeństwa dzieci. Tematem były między innymi narkotyki wśród nieletnich. Czy normalny człowiek uznałby z góry, że w opakowaniach cukru znajdują się narkotyki? Zapewne nie: natomiast moją matkę naprowadziła na ten trop bardzo bezpośrednia informacja na opakowaniu. Napis „Brown sugar” na części opakowań to potoczna nazwa heroiny. Moja matka wyszła z założenia, że nie tylko w wieku 12-13 lat mam dostęp (i stać mnie) na heroinę, ale jeszcze rozdają ją w saszetkach z bezpośrednim napisem o tym, że w środku są narkotyki — to nie może być cukier, to musi być przykrywka dla mojego narkotyzowania się. Białego cukru też nie oszczędziła, bo a nuż też jest przykrywką. Każde z opakowań rozerwała i spróbowała językiem, aby się upewnić. Przy okazji uświadomiła mnie również, że niepotrzebnie robię sceny, bo zdarzyło się jej już zabrać mi kilkanaście opakowań, kiedy zabrakło cukru w cukierniczce, a jej się nie chciało iść do sklepu, i się nie zorientowałam.
W swoim zachowaniu nie zobaczyła nic niestosownego. Nie przeprosiła mnie, tłumacząc to tym, że był to jej rodzicielski obowiązek i nie ma sobie nic do zarzucenia. Zaproponowała mi tylko, żebym wyciągnęła sobie porozrywane opakowania ze śmietnika i skleiła, jeżeli tak bardzo mi na nich zależy. Porozrywane niedbale i zmięte już mnie jednak nie interesowały, z hobby zrezygnowałam. Szkoda mi tylko tego wysiłku wszystkich zaangażowanych w moją kolekcję osób, które potrafiły czasem specjalnie pójść do zagranicznej restauracji, żeby tylko zdobyć dla mnie cukier, którego jeszcze nie mam.
Coś mi się tu nie klei. Matka wiedziała o hobby, skoro wcześniej podbierała cukier. Na pewno jej nie umknęło, że znajomi przywozili torebki z wycieczek - przecież to musieli być dorośli znajomi. I nagle stwierdziła, że to jednak nie cukier, tylko narkotyki?
Widać, że matka miała problemy psychiczne. Nie da się tu doszukać logiki.
Raczej nie chodziłaś regularnie do kafejek na kawę. Dużą część saszetek z cukrem musiałaś dostać od dorosłych, w tym od rodziców.
Ile 12-13 latek kojarzy Brown sugar z heroiną?
Sam nie słyszałem o takiej nazwie, to chyba dobrze.
Wniosek? Tak historia jest tak prawdziwa jak ustawki Jarosława na Żoliborzu.
Dla mnie też nie brzmi to logicznie.