#nCCkF

Oficjalnie mam na utrzymaniu bezrobotną kobietę w ciąży, ale od jakiegoś czasu odnoszę wrażenie, że utrzymuję też jej siostrę i jej 5-letnie dziecko. Kiedy po kilku miesiącach znajomości wpadliśmy, postanowiliśmy pomimo gorszych warunków lokalowych na razie żyć u niej na wsi, w domu prowizorycznie podzielonym na dwie rodziny. Jest tu więcej przestrzeni niż w moich 55 metrach w bloku. 
Wracając do meritum, miałem trudną rozmowę o zakup opału na zimę do wspólnego pieca. Jej siostra stwierdziła, że nie ma pieniędzy i nie da. Z jednej strony nie mogę sobie pozwolić na niekupienie opału, bo mam ciężarną w domu, z drugiej strony nie chcę być sponsorem dla kogoś. Poruszyłem też inne nienormalne rzeczy, chociażby to, że denerwuje mnie noszenie im obiadów, przychodzenie jej dziecka i grzebanie w mojej lodówce i szafkach. Co przyjdzie, to od razu do lodówki i „Ciocia, zrób jeść, bo jestem głodna”. To samo tyczy się pożyczania produktów spożywczych na wieczne nieoddanie, albo jakiś czas temu dowiedziałem się, że moja kobieta dała temu dziecku moje 300 zł na buty. Przecież ona, do cholery, ma matkę, i to matka powinna jej zapewnić pieniądze na buty, obiad czy głupiego danonka do śniadania, a nie ja, obcy facet. Z chęcią wróciłbym do bloku albo poobcinał im rury wychodzące z pieca do ich części domu, bo na razie to rozkładam ręce i jestem między młotem a kowadłem. Moja kobieta priorytetowo traktuje swoją siostrę i siostrzenicę, a ze mną od ostatniej kłótni drze koty, bo nie chcę dawać się więcej wykorzystywać i zabroniłem ich żywić za moje pieniądze. Obawiam się teraz, że to jedyna słuszna opcja, bo to w czym się znalazłem jest chore. One obie są na mnie poobrażane i tylko się kłócimy, bo nie chcę być sponsorem obcego dziecka i jego matki. Jestem tak zirytowany i zmęczony tym wszystkim, że zrobiłem się szorstki nawet dla dziecka. Dodam, że dom, w którym mieszkamy sypie się i nie wiem jak one sobie wyobrażają dalszą egzystencję tutaj, ale wcale bym się nie zdziwił, gdybym po pewnym czasie usłyszał, że skoro tu mieszkam, to wypadałoby zacząć jakiś remont. A jest w co wkładać. Najgorszą bolączką jest, że dom jest nieocieplony, dach do wymiany, okna stare, co powoduje, że opału ubywa w zatrważającym tempie jak na tę temperaturę na zewnątrz. Kiedy zaczynałem tu mieszkać, było nawet fajnie, teraz jest tragicznie. Nie potrafię zrozumieć, w co ja się wrypałem.
Przepraszam za agresywny tryb wypowiedzi, ale noszą mną nerwy, a musiałem to gdzieś z siebie wyrzucić.

#eYzDE

Zdradza mnie facet. Jego obecna kochanka jest kilkanaście lat młodsza ode mnie. Nie mogę nic z tym zrobić, nie mogę odejść, bo jestem od niego całkowicie zależna. Sama się nie utrzymam, nic nie potrafię, nigdy nie pracowałam. On już się z tym nawet zbytnio nie kryje, śmieje mi się w twarz, nocując poza domem, znikaniem na całe weekendy czy pachnąc damskimi perfumami. Odmawiałam mu współżycia, to przestał zostawiać mi pieniądze na życie i dochodziło do dramatu, że sprzedawałam buty na Olx, żeby mieć na tampony, albo prosiłam dziecko o 200 zł. Codziennie wieczorem muszę być w domu, żeby podać mu pod nos ciepły posiłek, mam czekać ze śniadaniem, dbać o dom i to wszystko z wiedzą, że on mnie zdradza. Jak nie podobają mi się takie warunki, to mam się wynosić. 
Dałam z siebie zrobić niewolnicę. Jestem prawie 40-letnią kobietą uzależnioną od faceta. Piszę to ze łzami w oczach i naprawdę nie wiem co dalej.

#Y3MlB

Jakiś czas temu postanowiłem zrobić sobie dłuższy spacer. Wracając, zauważyłem sarnę, która biegła przez pole i kierowała się na ulicę wprost pod nadjeżdżający samochód. Coś mnie tknęło – krzyknąłem, a sarna znieruchomiała tuż przed ulicą. Samochód przejechał, sarna chwilę się na mnie pogapiła, po czym zawróciła i wróciła na pole. Pomyślałem, że oszukała przeznaczenie.

Nie oszukała. Następnego dnia w tym samym miejscu potrącił ją mój wujek, który postanowił nas odwiedzić.

#3ZG6Z

Od czasu gdy do naszego domu ktoś się włamał, często gdy usłyszę jakiś podejrzany dźwięk, krzyczę na cały głos coś w stylu: „Wiem, że tam jesteś”, „Widziałem cię”, „Wyłaź”. Robię to czysto zapobiegliwie, bo przecież mało prawdopodobne, że zaraz z szafy miałby wyjść przyłapany na gorącym uczynku złodziej, z głową spuszczoną w dół.
Historia właściwa: Wracam do pustego domu z imprezy. Otwieram drzwi kluczem, wchodzę chwiejnym krokiem przez próg, odkładam kurtkę na wieszak i nagle słyszę dobiegający z dołu dźwięk. Byłem przekonany, że coś mi się zdawało, ale jak to przezorny ja, zaczynam swoją wiązankę. „Wyłaź!”, „Wiem, że tam jesteś!”, „Słyszałem cię!” – krzyczę w bliżej nieokreśloną czarną pustkę piwnicy. „Wychodź, masz ostatnią szansę i dzwonię na policję!” Jak można się domyślić, nikt się nie odezwał. Żeby pokazać wyimaginowanemu złodziejowi, że nie ma ze mną żartów, rzuciłem tylko ostatnie: „OK, sam tego chciałeś, policja zaraz tu będzie”, po czym aktorsko zacząłem biec na górę po schodach. I wtedy stało się najgorsze! Usłyszałem dźwięk, jakby ktoś zerwał się na równe nogi i rzucił za mną w pościg. Dźwięk był dość wyraźny, tym razem nie było mowy o pomyłce. Serce mi stanęło w gardle, przerażony, sparaliżowany strachem przewróciłem się na schody. Resztką odwagi, jaką z siebie wydusiłem, było odwrócenie się, aby sprawdzić, co zaraz dokona na mnie niechybnego aktu mordu. I zobaczyłem to! Kurtka spadła z wieszaka...

#IRrDX

Kiedy byłem mały, byłem święcie przekonany (co mnie teraz wyjątkowo śmieszy, kiedy sobie o tym przypomnę), że wróbel to mały gołąb i z czasem jak rośnie, powoli staje się gołębiem. Jakież było moje zdziwienie, jak z czasem uświadomiłem sobie, że są to dwa zupełnie inne gatunki ptaków...

#oy1Tr

Całą podstawówkę miałam dobre oceny z historii, a to tylko dlatego, że siedziałam w pierwszej ławce twarzą przed nauczycielem. Nauczyciel zawsze wyłapywał kto ściąga, ale mi jako jedynej zawsze się upiekło i nie zostałam złapana nigdy, chociaż ściągałam na prawie każdym sprawdzianie.
Jaki był mój myk? Otóż ściągi chowałam do piórnika, a piórnik leżąc na krańcu ławki, był „zadaszony” jakieś 7-8 cm przez wystające biurko nauczyciela, dodatkowo nauczyciel zawsze kładł swoją torbę w ten sposób, że nie widział tego, co dzieje się na moim stoliku. Dlatego widział całą klasę oprócz mnie, a że był leniwy i chodzić mu się nie chciało, to ułatwiał mi sprawę :)

#wTeDY

Czasami, pomimo posiadania własnego auta, poruszam się komunikacją miejską. Pewnie większość pomyśli: „Cóż w tym dziwnego, dużo osób tak robi”. Dziwny jest jednak cel moich podróży.
Zwykle przed każdą wycieczką ładnie się maluję, ubieram, układam włosy, psikam najlepszymi perfumami i taka odpicowana wchodzę z uśmiechem do autobusu.
Wciąż pozostaje pytanie, po co jeżdżę.
Otóż jeżdżę, bo... liczę na to, że ktoś mnie będzie szukał na spotted.

Jestem życiowym przegrywem – pomimo wielu trudów nie znalazłam ani jednego posta, który mógłby mnie dotyczyć.

#yetn2

W czasach kiedy każdy szuka oszczędności, bardzo modnym sposobem podróżowania jest szukanie przez Facebooka czy BlaBlaCar transportu (lub pasażerów, którzy dorzucą do paliwa).
Jako że mieszkam za granicą, dość często zabieraliśmy pasażerów i jak dotąd nigdy nie było z tym problemu. Do wczoraj.

Na fejsbukowej grupie wystawiliśmy ogłoszenie, że dnia tego i tego jedziemy, są 2 miejsca wolne. W poście było wyraźnie zaznaczone, że dzieci nie są mile widziane ze względu na długość trasy (ponad 1000 km), a także sporą ilość naszego bagażu. Dziecko=częste postoje na siusiu, wózek i tak dalej.
Napisała do nas pewna pani A i zarezerwowała 2 miejsca. Termin i jedziemy.

Okazało się, że pasażerką jest Matka Polka z na oko 4-letnią córką. Nie byliśmy zadowoleni, ale żal mi się zrobiło kobiety, głupio było ich tak zostawić. I się zaczęło...

1. Pani A miała ze sobą spory wózek, fotelik, 2 walizki i torbę z jedzeniem. Jakoś to upchnęliśmy kosztem przeniesienia części naszych rzeczy pod moje nogi w przodzie. Okej, jedziemy.
2. Córka, jak to połowa dzieciaków, bardzo źle znosiła jazdę. Pierwszy postój po 25 min. Matka nie miała dla niej absolutnie nic, nawet awaryjnego woreczka. Tabletki jej nie da, bo nie będzie dzieciaka narkotykami truła.
3. Mała całą drogę wierciła się, jak to dzieci. Matka nie miała najmniejszego zamiaru choćby zwrócić na nią uwagi, przez godzinę opowiadałam jej bajki, aż zasnęła. Matka w tym czasie nie podnosiła wzroku z ekranu telefonu.
4. Po 2 kolejnych godzinach był wielki foch i obraza majestatu, bo kazaliśmy jej pilnować małej, bo cały czas odpinała pasy. Jej zdaniem za bezpieczeństwo pasażerów odpowiada kierowca (sic!).
5. Kolejna obraza, bo mój mąż nie pozwolił jeść kanapek z nutellą w aucie (ciekawy wybór przy chorobie lokomocyjnej).
6. Najlepsze na koniec.
Pora płacenia. Umowa była, że płaci po 150 zł od osoby. Autobus na tej samej trasie bierze 200+. Oczywiście pani za małą nie zapłaci, bo przecież to dziecko, nic nie waży itd. Tłumaczyliśmy już naprawdę nieźle wkurzeni, że zarezerwowała dwa miejsca, mieliśmy innych chętnych i wyraźnie było napisane, że nie życzymy sobie dzieci. W końcu zaczęła nas straszyć policją, bo przecież zabranie pasażerów to przestępstwo i my się na tym wzbogacamy.

Serio, żal mi małej.
A jak dla mnie to był ostatni raz, kiedy zgodziłam się zabrać w podróż kobietę z dzieckiem.

#9LwF0

Depresja wyżera mnie od środka. Nikt z mojego otoczenia nie rozumie tego, co czuję, myślą, że leżenie w łóżku całe dnie i noce jest dla mnie rajem. Prawda jest taka, że nie potrafię sobie pomóc, że to gówno przejęło kontrolę nad całym moim życiem, a ja jestem tak słaba, że chciałabym zniknąć.

#k4zRS

Jest mi wstyd za moje życie.
Dlaczego? Nie mam własnego mieszkania. Mam 32 lata i mieszkam na wynajmie. Mam własną firmę. ZUS: 2000 zł, VAT 23%, wynajęcie mieszkania: 2500 zł, opłaty: 1000 zł, leasing: 900 zł (musiałem wziąć auto w leasing, bo stare już umierało. Wziąłem używane). Telefon: 100 zł, księgowy: 200 zł, zakupy: 1200 zł co miesiąc, paliwo: ok. 300 zł. Zarabiam ok. 12 000 zł miesięcznie. Odmawiam sobie wszystkiego, co niepotrzebne – wyjścia ze znajomymi, wesela, lepsze buty... Jestem za stary na 800+, za młody na 13. emeryturę, za bogaty na mieszkanie socjalne, za biedny na wzięcie kredytu hipotecznego.
Natomiast jestem idealny, żeby na wszystko zasuwać.
Dodaj anonimowe wyznanie